Krasnoludzkie wróżki-zębuszki - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Rangramil,
Krasnoludzkie wróżki-zębuszki to rasa wywodząca się z legend. Ponieważ żyjemy w świecie, w którym skondensowana wiara może powołać materię do życia, krasnoludzkie wróżki-zębuszki powstały z głębokiego zabobonu krasnoludzkich dzieci.
Legenda, czy może nawet bajka, została wymyślona przez krasnoludzkich rodziców, by wytłumaczyć nagłe nocne utraty mlecznych zębów. Trudno bowiem o rzecz mocniej zakotwiczone, od mlecznych zębów krasnoludzkiego oseska. Spowodowane jest to tym, że jak wszystkie małe dzieci, krasnoludziątka też lubią żuć różne rzeczy. Na ich nieszczęście, większość takich przedmiotów jest wykonanych z kamienia i metalu. Dlatego w toku ewolucji, pierwsze zęby każdego krasnoluda osiągnęły twardość przedniego granitu. W starciu z czymś takim, żaden stały ząb nie miał szans.
Dlatego krasnoludzcy rodzice zakradali się nocami do pokojów swoich pociech i pojedynczo wybijali/wyrywali dzieciakom zęby. Nie trzeba się było martwić o to, że pod wpływem bólu, mały się ocknie. Młodego krasnoluda mogło obudzić jedynie wezwanie do śniadania.
Rano, gdy dziecko odkrywało w końcu świeżą szczerbę i pytało o nią rodziców, ci wlepiali spojrzenie w podłogę i zaczynali mamrotać coś o małych duszkach, kradnących zęby we śnie. Zgodnie z zachowanymi zapiskami i przekazami słownymi, zwyczaj zostawiania pod poduszką pieniążka za każdy ujęty ząb powstał zdecydowanie później, gdy rozwój myśli technicznej i zacieśnienie współpracy z gnomami doprowadził do tego, że młódź, zaczęła zakładać pułapki na wróżki.
Na tym etapie, cała historia wciąż była jedynie kłamstwem o zasięgu gatunkowym, podtrzymywanym przez wiele generacji krasnoludów. Jednak, by taka legenda mogla się urzeczywistnić, uwierzyć musiała naprawdę duża grupa. Nie relatywnie, gdyż wierzyły właściwie wszystkie krasnoludzkie dzieci, ale ilościowo. Stało się to możliwe dopiero po Błogosławieństwie Grzmotu, gdy ich liczba zaczęła rosnąć wręcz w geometrycznym tempie, a rodzice zarywali wiele nocy, chcąc „obsłużyć” wszystkie swoje pociechy. Nadmiar obowiązków sprawiał, że nawet dorośli chcieli wierzyć w wymysł swoich przodków, który po prostu by ich odciążył. I to wystarczyło.
Dokładna data pierwszego doniesienia o tajemniczych wydarzeniach nie jest obecnie znana, jednak nagle z terenu całej Wielkiej Rozpadliny, zaczęły dochodzić wieści o dziwnych przypadkach zaginięć zębów i odkrywania pod poduszkami licznych złotych monet, opatrzonych dziwnymi znakami. Już przy pobieżnych oględzinach można było rozpoznać w nich krasnoludzką robotę, jednak zastosowane symbole i herby, nie pochodziły z żadnej mennicy ze znanych krain.
Podejrzenie, że krasnoludzka społeczność ma do czynienia z ucieleśnieniem własnych podań, padło dopiero po tym, gdy w pokoju pewnej krasnoludzkiej dziewczynki znaleziono mały, różowy bucik, na dodatek nie pasujący na żadną z jej lalek. Na podstawie dokonanych pomiarów ustalono, że krasnoludzka wróżka-zębuszka ma około 3 cali wysokości i budowę porównywalną do rasy, z której wierzeń się wywodziła. Niestety dalsze dane na jej temat są jedynie domysłami, na dodatek nie zawsze powszechnie akceptowanymi przez społeczeństwo.
Podejrzewa się, że przy pobieraniu zęba, krasnoludzkie wróżki-zębuszki nie posługują się żadnymi narzędziami, lecz magiczną energią, możliwą do wykorzystania jedynie przeciw uzębieniu. Podejrzewa się też, że małe duszki są wyposażone w magiczne torby, lub inne pojemniki, w których przenoszą uzyskane zęby i pieniądze służące im do obłaskawiania ofiar.
Tutaj niestety kończą się domysły oparte na faktach. Pozostawia to wiele luk w opisie i zostawia sporo miejsca dla chorych wytworów fantazji. Spróbuję je jednak usystematyzować, na ile jest to oczywiście możliwe.
Pierwszym i chyba najbardziej kontrowersyjnym zagadnieniem jest sposób przemieszczania się wróżek. Teorii jest tu bez liku. Jedna twierdzi, że wróżki potrafią się stać niewidzialne i latają na skrzydełkach jak u ważki, czy innego owada. Druga uważa, że latanie jest poniżej krasnoludzkiej godności i twierdzi, że duszki poruszają się zamaskowanymi miniaturowymi tunelami, którymi pocięte są całe ich miasta. Trzecia utrzymuje, że duszki, jako istoty magiczne, nie mieszkają na stałe na naszym planie, ale przenoszą się do niego tylko po to, by wykonać swoją robotę i wracają do domu. Najmniej popularna hipoteza głosi, że duszek po prostu cały czas ukrywa się w pokoju „swojego” dziecka, aż wyrwie mu wszystkie zęby, co czasem może trwać i ze dwa lata.
Drugą kwestią, co do której nie można osiągnąć kompromisu jest to, czy krasnoludzkie wróżki-zębuszki rozmnażają się i jeżeli tak, czy są wróżki-samce? Tutaj różnych wersji jest tyle, że nie będziemy nawet zajmować się tą kwestią.
Na zakończenie pozostało pytanie, co dzieje się z wyrwanymi zębami. Tutaj jednak mogę uchylić rąbka tajemnicy. Z zębów robimy figurki, którymi potem handlujemy z paroma kulturami pierwotnymi, skąd czerpiemy zyski ma „zakup” surowca. Krasnoludzkie zęby to doskonała imitacja kości słoniowej, po odpowiedniej obróbce nadaje się nawet nawet do wyrobu grotów strzał, czy włóczni, choć ich rozmiar sprawia, że te przedmioty wytwarzamy tylko na własny użytek.

Tak, zgadliście, jestem krasnoludzką wróżką-zębuszką, a właściwie krasnoludzkim wrózkiem-zębuszkiem. Bo niezależnie od plotek, jesteśmy normalną, rozdzielnopłciową rasą. Także w innych aspektach różnimy się od wyobrażeń. Przede wszystkim nie ubieramy się na różowo. Przynajmniej większość z nas. Traf chciał, że jeden z nas chciał zaimponować elfiemu pixie i zabrał ja na akcję. Tak się wariatka zajarała, kiedy Gąbel wybijał zęba, że nawet nie zauważyła, jak zgubiła buta. A kiedy dorwali się do niego krasnoludzcy „eksperci”, wyszło na to, że jesteśmy bandą skarłowaciałych pedałów, ubierających się jak baby.
Dobra, czas na dobre skorygować wasze poglądy, najlepiej przez powiedzenie wam prawdy. Zatem należy zacząć od tego, że nie wzięliśmy się z niczego i to, że powołały nas czyjeś wierzenia, możecie wsadzić między bajki. Mieszkamy na tym świecie przynajmniej tak długo, jak same krasnoludy, tyle, że z racji jeszcze niższego wzrostu, wcale nie rzucamy się w oczy. Ani di oczu, jeżeli lepiej się nad tym zagadnieniem zastanowić. Tak sobie po prostu egzystowaliśmy, zajmując się swoimi sprawami, do czasu, gdy jeden z nas po pijaku nie wyszedł z tunelu, żeby się odlać i nie usłyszał, jak jeden dużych krasnoludów opowiadał swojemu dziecku, co stało się z jego zębem, jednocześnie ukrywając za plecami sporej wielkości młotek.
Tak to się zaczęło, przyznaję, że z początku robiliśmy to dla jaj, jeżeli który za mocno się spił wieczorem. Brał wtedy kilof na ramię i szedł „na zęba”, jak to mówiliśmy. Jakim cudem jesteśmy w stanie wybijać zęby? Wymaga to odrobiny finezji, ale się udaje. Tajemnica zawodowa. W każdym razie, nasz pijaczek lazł do pokoju klienta, wdrapywał się na wyro używając liny z hakiem ,albo zębów i pazurów, zależy, jak się trzymał, po czym wykonywał robotę i kulał zdobycz do domu. Zanim zrobiliśmy z tego procederu interes, zdarzało się nam zapomnieć o monecie, ale i tak byliśmy bezkarni, a rodzice wynagradzali małemu szkody.
Jakoś tak przez rok jedynie gromadziliśmy surowiec, traktując to jako trofeum godne mężczyzny, chwaląc się, kto dorwał większego, albo po prostu więcej. Wtedy ktoś wpadł na pomysł, że ząbki można jakoś wykorzystać, a nie tylko kurz będą zbierać. Takiej burzy mózgów nie mieliśmy od naprawdę dawna. W końcu jednak wymodziliśmy, że zębów można używać jako materiału do wytwarzania figurek... Zresztą, już o tym mówiłem.
Wróćmy do historii naszego fachu. Od czasu, gdy Gąbel wybrał się z tą długonogą cizią na polowanko, wprowadziliśmy ścisłe ograniczenia dotyczące nocnych wypadów „na zęba”. Przede wszystkim powołaliśmy związek, który zajmuje się wywiadem i rozdzielaniem zleceń, a każdy wychodzący na akcję, musiał być trzeźwy jak pies, żeby nie ryzykować wpadki. Przy wyjściu oddajesz pisemne zlecenie, pobierasz kilof i monetę, po powrocie zdajesz kilof i zęba, a przy twoim imieniu wpisują kolejny punkt. Jakby nie było, wciąż traktujemy to jako rozrywkę, chociaż na dłuższą metę przynoszącą zysk.
To tyle, jeżeli chodzi o naszą robotę, przybliżę wam zatem kulturę, którą wykształciliśmy. Na codzień zajmujemy się tym wszystkim, czym zajmują się duże krasnoludy, drążymy tunele, wydobywamy surowce, pijemy. Jedynie wojaczką nie musimy się zajmować, bo orki, gobliny i inne podziemne tałatajstwo się wróżek nie dorobiły, a z tymi elfimi trzymamy sztamę, bo na dobrą sprawę nie ma się o co kłócić, a i widujemy się nieczęsto. No i jeżeli ktoś w takich gustuje, mają niezłe kobitki... Niezłe, ale do naszych się nie umywają.
Każdą z naszych społeczności, a mamy miasta wszędzie tam, gdzie krasnali jest więcej, niż garstka, rządzi Wielki Wybijacz, wybierany raz na dekadę. Oczywiście posiłkujemy się przy tym wynikami „polowań”, ale nie jest to jedyne kryterium. Wielki Wybijacz dba o spokój w mieście i poprzez urzędników sprawuje kontrolę nad rozdziałem zleceń na zęby. Resztę życia porządkujemy sobie sami, jak to tylko krasnoludy potrafią.
Ogólnie rzecz biorąc, tak jak elfi i duże krasnoludy, uznajemy prawie całkowite równouprawnienie, jednak jak dotąd żadna z pań nie zdecydowała się nikomu niczego wybić, może to kwestia wrodzonej wrażliwości? Prowadzimy też rozwinięte życie religijne i nie przepuszczamy żadnej okazji, żeby wznieść toast, albo urządzić biesiadę, dlatego nasz kalendarz pełen jest pełen różnego rodzaju świąt. Mamy nawet swój własny „Mały panteon”, składający się z bóstw przyjmujących małe wcielenia i patronujących sztuce i zabawom.
Jak się zapewne domyślacie, naprawdę rzadko opuszczamy nasze tunele, bo krótkie nóżki skutecznie uniemożliwiają nam dalekie wędrówki. Tym niemniej utrzymujemy kontakty pomiędzy poszczególnymi miastami, zabierając się w tajemnicy z karawanami dużych krasnoludów, albo ujeżdżając nietoperze, lub jaszczurki skalne. Wyjątkiem są jeszcze nasi handlarze, którzy muszą podróżować, by sprzedawać nasze wyroby. Ale jak to robią, to też jest nasza tajemnica. No i są jeszcze wyprawy na dziwki... Znaczy się, chciałem powiedzieć, odwiedziny u pixie. Jeżeli niedaleko gór znajduje się las, prawie na pewno mieszkają tam elfie wróżki. Trudno uwierzyć, ale dorównujemy im wzrostem, choć nie mamy skrzydełek. Mimo to, niektóre z ich kobitek uważają mężczyzn własnej rasy za zbyt zniewieściałych i wolą porządnie zbudowanego brodacza. A my nie narzekamy.
To chyba tyle, powiedziałem już wszystko, co było do powiedzenia, a ile z tego zapamiętacie, nie moja rzecz. I możecie to sobie rozpowiadać, ile chcecie. I tak nikt wam nie uwierzy, a mnie jutro już tu nie będzie. Zatem żegnajcie, przyjaciele i powodzenia w życiu!
Wczytywanie...