Sesja Morttona

[ Ilustracja ]

Czując, jak piekielne słońca usiłują przegryźć się przez osłonę okalających twą głowę chust, wdychając zapach żaru, zdzierający z twego gardła ostatnie resztki wilgoci, skradałeś się przez gorące piaski i rozedrgany żar Morza Wydm.

Co by się stało, gdybyś nie został Jedi? To pytanie zadałeś sobie po raz pierwszy w Akademii. Dziś rozważałeś je dalej, na swój sposób sprawdzając kilka scenariuszy. Dlatego też narażałeś się właśnie na zeżarcie przez stado dzikich bestii na jakiejś zapyziałej pustyni, tak jak miało miejsce wielokrotnie nim wstąpiłeś do Zakonu...

Po przesłuchaniu w sprawie Solusara, po urządzonej jego rękami przez ducha Exara Kuna masakrze i po przeżyciu własnej śmierci miałeś prawo zadawać sobie takie pytania i poszukiwać na nie odpowiedzi w spokoju innym, niż tym, który oferowały świątynne korytarze. Rada wykazała się niezwykłą wyrozumiałością, gdy oświadczyłeś, że potrzebujesz czasu na przemyślenia, odpoczynku od standardowych zadań, w którym będziesz mógł samodzielnie podążać ścieżką Mocy i na własną rękę zgłębiać jej tajemnice. Czułeś się do tego wystarczająco doświadczony, a zarazem ciągnęło cię do przypomnienia sobie kim byłeś niegdyś i zobaczenia, kim jeszcze możesz się stać.

O ile spektakularna kariera łowcy głów nie była już raczej dla ciebie, o tyle rola myśliwego wciąż leżała ci równie dobrze, jak blaster w twojej dłoni. Skradanie się w stronę stada pustynnych wraidów było znacznie ciekawszą rozrywką niż życie w nudzie i rutynie na jakiejś asteroidzie z rafinerią paliwa. Za zdobyte w ten sposób czaszki i skóry możesz dostać kilka kredytów, które następnie wedle uznania możesz przeznaczyć na przepicie lub przegranie w dziurze pokroju Anchorhead.

No właśnie, Anchorhead. Otrzymawszy zezwolenie Rady na bezterminowe "wakacje", zdołałeś zabrać się z Tythona wraz z mistrzem Zal-Zinem i jego padawanem Lok-Durem. Dwójka Zabraków wybierała się właśnie na Tatooine, gdzie młodszy z nich miał szkolić się pod okiem swego mistrza, a ty ochoczo skorzystałeś z szybkiego i wygodnego środka transportu, jakim była zakonna korweta. W trakcie podróży z pewnym rozbawieniem obserwowałeś diametralną różnicę między nauczycielem - spokojnym, wyważonym rycerzem - a jego chaotycznym, bardzo emocjonalnym i porywczym uczniem, niemniej podróż trwała zbyt krótko, byś mógł poznać ich bliżej. Wylądowawszy w Anchorhead, jednej z większych osad i portów całego Tatooine i jednego z większych zadupi całej galaktyki, rozdzieliliście się, częściowo podążając za własnymi interesami, częściowo by przezornie uniknąć ewentualnych spięć z żołnierzami Imperium, które teoretycznie kontrolowało Anchorhead i sąsiednie Mos Ila, choć faktycznie utrzymywało tu tylko niewielki garnizon.

Z drugie strony, może lepiej było zostać Sithem? - po raz kolejny zadałeś sobie to pytanie, pokonując niewielką wydmę i osłaniając ręką wrażliwe oczy, skryte pod przyciemnianymi goglami, które wraz z całą resztą ubioru nadawały ci wyglądu rodowitego Człowieka Piasku. Ponoć łatwiej, szybciej, może nie przyjemniej (nie na początku), ale z czasem korzyści byłyby bardziej wymierne, a biorąc pod uwagę obecną pozycję Imperium w Galaktyce...

Stałeś jednak tu, gdzie stałeś - wytrwały, już doświadczony, nawet raz zabity Rycerz Jedi, obrońca Jasnej Strony Mocy, strażnik pokoju w Galaktyce, Republice i innych miejscach, których pewnie nawet nie odwiedzisz. Z blasterem w ręku, mieczem za pasem, bukłakiem wody i wizjami kolejnego wieczoru spędzonego na prostych przyjemnościach w jakiejś należącej do Hutta lub inną podejrzaną pokrakę kantynie, obserwowałeś pięć oddalonych o jakieś dwieście metrów wraidów.
Odpowiedz
-Ach życie jest piękne...
Mówiąc to strzelam w bok najbliższego wraid'a.
-A może by tak coś większego?
Odpowiedz
Przymierzenie z ręcznego blastera w cel oddalony o ponad dwieście metrów nie należało do najprostszych, ale miałeś w tym wystarczająco dużą wprawę i naturalne predyspozycje. Jednakże pocisk energetyczny tak małego kalibru szybko wytracał energię, przez co im dalej leciał, tym mniej zadawał obrażeń. Zapewne z tego powodu trafiony przez ciebie wraid poruszył się gwałtownie, by zerwać się i pobiec w twoim kierunku wraz z całą resztą stada.
Odpowiedz
Czekam aż podbiegną wystarczająco blisko, skaczę za pomocą mocy i strzelam w najbliższego.
Odpowiedz
[Rozumiem, że miałeś na myśli wyskok pionowo w górę. ]

Nie musiałeś czekać długo, gdyż ci pustynni padlinożercy poruszali się po rozgrzanym piasku zaskakująco sprawnie, nawet pomimo pokaźnych rozmiarów cielska i pozornie niezgrabnych ruchów wszystkich kończyn. Gdy były już wystarczająco blisko, wyskoczyłeś w górę na dobre dziesięć metrów, jeszcze podczas wznoszenia się trafiając prosto w łeb jednego osobnika, który natychmiast znieruchomiał. Szybko jednak osiągnąłeś moment opadania, a na dole czekały jeszcze cztery wściekłe, syczące wraidy, czekające by rozszarpać cię na strzępy gdy tylko spadniesz na piasek.
Odpowiedz
[Tak. Przepraszam, że nie sprecyzowałem...]
Odpycham je mocą, loduję i oddaję kolejny strzał.
Odpowiedz

Cytat

Odpycham je mocą, loduję i oddaję kolejny strzał.


Opadając pchnąłeś Mocą pionowo w dół, roztrącając zwierzęta w cztery strony i gdy już znalazłeś się na piasku oddałeś strzał w podbrzusze pierwszego z naprzeciwka. Jednak pozostałe trzy już zebrały się na nogi i wszystkie na raz dopadły cię z trzech różnych stron.
Odpowiedz
[Ale epic fail....]
Miecz nagle wpadł mi do ręki i ciął dookoła na odlew.
Odpowiedz
Jako pierwszy padł zwierz skaczący na ciebie z naprzeciwka, twoje niemierzone cięcie urżnęło mu łeb w poprzek. Drugi w tym czasie mógłby dobrać się do ciebie, ale postanowił w pierwszej kolejności ugryźć twój miecz, jako obiekt znajdujący się najbliżej jego pyska, najjaśniejszy i zapewne najbardziej irytujący. Efekt był na poły komiczny, na poły dziwny, nie widziałeś jeszcze by ktoś lub coś ugryzło miecz świetlny. Nim jednak zdążyłeś nadziwić się temu zjawisku, trzeci z wraidów skoczył na ciebie całym ciężarem, który przy twardym podłożu połamałby ci kości. Teraz zapadałeś się z wolna w coraz bardziej twardniejący piach, z jedną ręką przygniecioną gadzim łapskiem na wysokości nadgarstka i wielkim cielskiem wraida stojącym na twoim korpusie. Pysk otwarł się we wściekłym syku, zalewając falą gorącego smrodu, który obiecywał rychłą okazję do bliższego poznania jego wnętrza.
Odpowiedz
-Ha!
Wolną ręką ponownie odpycham go mocą.
Odpowiedz
Udało ci się wykonać technikę, lecz z oczywistych względów nie mogłeś przygotować jej należycie i włożyć w nią maksimum sił i koncentracji, dlatego też wraid odturlał się jedynie kilka metrów w bok. Chciałeś podnieść się jak najszybciej, ale przygniecione kości, obolałe mięśnie i całe ciało, które przed momentem musiało znosić ciężar dodatkowych kilkudziesięciu kilogramów odmówiły posłuszeństwa. Wiedziałeś, że wstanie na nogi zajmie ci kilka minut, podczas gdy stwór zbierał się do ponownego ataku znacznie, znacznie szybciej.
Odpowiedz
Wyciągam spod piasku blaster i strzelam.
Odpowiedz
Zamierzałeś wyciągnąć blaster, lecz ten po kotłowaninie z biegającymi i skaczącymi stworami znajdował się nie wiadomo gdzie, na pewno wciśnięty w piasek gdzieś poza zasięgiem twojego wzroku. Nie mogąc go dosięgnąć i nie znając jego położenia, nie mogłeś również przyciągnąć go Mocą. Natomiast wraid już biegł w twoją stronę.
Odpowiedz
A miecz? Jeśli jest w zasięgu wzroku to przyciągam go mocą, czekam aż stwór podejdzie i tnę go w pysk.
Odpowiedz
Miecz szczęśliwie wciąż znajdował się w twej dłoni. Nieszczęśliwie jednak połączona z nią ręka, wcześniej przygnieciona ciężkim łapskiem stwora, nie była w stanie zgiąć się w pełni na wysokości łokcia, nie mówiąc już o uniesieniu barku, który napieprzał cię tak, jakby wylądował na nim a następnie wyrwał imperialny krążownik. Dlatego też zamiast urżnąć łeb nachylający się nad tobą z wściekłym, smrodliwym sykiem, zdołałeś jedynie machnąć mieczem anemicznie, jakbyś odpędzał się od muchy, w efekcie czego gębę wraida oparzyło świetlne ostrze, on sam zaś odskoczył w tył, zaskoczony i przestraszony, ale bez większego szwanku.
Odpowiedz
Wyciągam drugą rękę spod piasku i przerzucam do nie miecz.
Odpowiedz
Wykonałeś to dosłownie w chwilę przed tym, jak szarżujący zwierz postanowił rozstrzygnąć całą sprawę jednym długim skokiem w twoją stronę. Ciąłeś go w powietrzu, tym razem skutecznie pozbawiając życia, jednak jego śmierdzące, ciężkie i bezwładne cielsko z całym impetem zwalił się na ciebie, ponownie niemal miażdżąc cię na miejscu. Ostatnią resztką sił i sporym nakładem bólu wyczołgałeś się spod truchła wraida, by ciężko dysząc rozłożyć się na gorącym piachu półtora metra dalej.
Odpowiedz
-Hahahhahaa. Pieprzyć to.
Widząc, że jakiś metr ode mnie jest mój ścigacz przeczołguje się do niego.
Odpowiedz
Sam nie wiesz co zajęło ci więcej czasu i wycisnęło z ciebie więcej potu - czy dopełznięcie do ścigacza, czy wsiadanie na niego. Jęcząc i charcząc jak popsuty robot protokolarny z przerdzewiałym modułem lingwistycznym ostatecznie usadowiłeś się na siodełku, by zaraz poczuć parzące gorąco rozgrzanego w słońcach metalu.
Odpowiedz
Odpalam ścigacza i jadę nim do miasta.
Odpowiedz
← Sesja SW 3

Sesja Morttona - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...