Sesja krzyslewego

Na wyznaczone miejsce zawiózł cię poduszkowiec należący do Kamy, kierowany przez droida-pilota. Razem z tobą z Mos Ila leciało trzech innych kierowców. Nie rozmawialiście jednak, wpatrując się w doskonale monotonny krajobraz pustyni, wgłąb której wiózł was równie małomówny kierowca.
Po dobrych kilkudziesięciu minutach, w trakcie których słońca zdążyły porządnie przygrzać ci w głowę, sprawiając, że pożałowałeś decyzji o wypiciu drinka, dotarliście na start. Dwanaście pojazdów rozmaitej konstrukcji, rozmiarów i kondycji stało w czterech rzędach ustawionych między pojedynczymi skałami, które wystając z piasku szczerzyły się w kierunku błękitnego nieba. Twój pojazd znajdował się w środku drugiego rzędu, w całkiem niezgorszej pozycji startowej. Sam tor, wyznaczany przez umiejscowione w regularnych odstępach, błyskające światła sygnałowe (prawdopodobnie skradzionego z miejscowego portu), bardzo szybko z mniej piaszczystej części pustyni przechodził w korytarze niewielkich, przerywanych pasm skalnych. W każdym razie - tak ci się zdawało z wysokości startu, co będzie później - Moc pokaże.

[ Ilustracja ]

Wsiadłeś do maszyny, włączyłeś zapłon. Oba silniki uniosły się i zakołysały lekko, czekając na gaz. Odliczanie:
3...
2...
1...

WOOOOOOOOOOOOOOOwwWW!!!
Szarpnięcie w kręgosłupie, odśrodkowy kopniak prosto w bebech, podciągający zawartość żołądka pod gardło i instynktowna wręcz reakcja, nakazująca ci skręcić wolant w lewo, dzięki czemu nie roztrzaskałeś się o kokpit jadącego przed tobą, ogromnego śmigacza. Ta maszynka naprawdę miała przyspieszenie, po góra dwóch sekundach prędkościomierz przekroczył setkę. Od razu przeskoczyłeś do pierwszego rzędu, lecąc na wprost po niewielkim wzniesieniu i obijając się z prawej o boczny zderzak wielkiego silnika o kształcie i barwie rdzawej, sześcioramiennej gwiazdy. Kierujący pojazdem Sullustianin zajmował niemal połowę szerokości toru i ledwie mieścił się w zakręcie, w który właśnie wchodziliście. Na najbliższej prostej powinieneś wziąć go bez problemu, przecież przy takiej masie na pewno większość mocy silnika...
Kolejne, mocniejsze uderzenie z lewej przechyliło cię o jakiejś 15 stopni, niemal wyrywając wolant z ręki. Jadący obok Gamorreanin kierował kobyłą równie wielką, jak twój drugi sąsiad, zajmując sobą drugą połowę toru. Odsadziliście resztę stawki o jakieś 1,5 - 2 sekundy, jednak tu i teraz było wam zdecydowanie za ciasno. Co grosza, wjeżdżaliście w pierwsze pasmo skał tworzące dość wąski wąwóz, do którego wrota stanowiła zdecydowanie zbyt mała wyrwa w pękniętej skale.
Odpowiedz
← Sesja SW 3

Sesja krzyslewego - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...