Sesja krzyslewego

Koreliańczyk ruszył w stronę straganu i minął Zal-Zina, który kończąc rozmowę z Toydarianinem nawet nie zwrócił na niego uwagi. Przechodząc obojętnie obok przemytnika twój mistrz prześlizgiwał się wzrokiem po innych straganach, by ostatecznie zatrzymać go na tobie.
- Aaach, już się bałem, że Jawowie zamęczyli cię, usiłując wcisnąć jakiś rewelacyjny złom. - powiedział podchodząc do ciebie z promiennym uśmiechem. - Usiłuję znaleźć coś, co choćby przypominałoby paliwo, bo nie będzie rozsądnym lecenie gdziekolwiek na samej rezerwie. Może masz ochotę przyłączyć się do moich negocjacji z miejscowymi? - uśmiechnął się szerzej i mrugnął do ciebie porozumiewawczo - Czy jednak masz lepsze zajęcie?

[Dodano po 9 dniach]

[Coś nie tak? ]
Odpowiedz
Musi mi mistrz wybaczyć, ale jestem zajęty - odpowiedziałem z promiennym uśmiechem. - Ale potem będę do całkowitej dyspozycji - mogę wziąć udział w jakichś treningach, misjach czy negocjacjach.
Spojrzałem na Marta, próbując podsłuchując jego rozmowę z Toydarianinem, jednocześnie dając do zrozumienia mojemu mistrzowi, że zakończyłem rozmowę.
Odpowiedz
Mistrz wyglądał na nieco zaskoczonego, ale po chwili skinął głową i poklepawszy cię po ramieniu ruszył dalej straganiarską aleją. Niewiele mogłeś wyłowić z ogólnego zgiełku panującego wokół ciebie, ale widziałeś, że Toydarianin energicznie sprzeciwia się czemuś, co mówi Koreliańczyk. Nim zdążyłeś rozważyć na ile jest to efekt faktycznie ostrej wymiany zdań, a na ile specyfika zachowań tej właśnie rasy, rozmowa skończyła się, a Mart podszedł do ciebie szybkim krokiem.
- Idziemy do portu. Jeżeli ten skrzydlaty prosiak chce żebym nadstawiał karku w jego grze, to musi mi wpierw dokładnie pokazać ile są warte jego świeczki. Jak tam twój przemiły lord protektor?
Odpowiedz
- Dobrze, a jak tam twoja perswazja? Podziałała na upartego Toydarianina? Co konkretnie z nim ustaliłeś? - spojrzałem na niego, czekając na odpowiedź.
Odpowiedz
- Otóż mój skrzydlaty kolega twierdzi kategorycznie, że potrzebuje odpowiednio dużej ilości czasu by wyprowadzić statek z towarem z portu bez kontroli nadmiernego zainteresowania ze strony imperialnych. Twierdzi, że zna jeden niezawodny sposób na odciągnięcie uwagi sumiennych żołnierzy Imperium od ich ukochanych obowiązków, jakim jest Pustynna Burza. Podczas niej na pewno zdążyłby wyprowadzić i dostarczyć towar, recz w tym, że do tego potrzeba pilota, a nie mam znajomych samobójców na zbyciu.
Pustynna Burza, o której wspominał Koreliańczyk, była popularną na Tatooine i w niektórych rejonach Nar Shaddaa formą wyścigów. Tak jak w standardowych zawodach grupowych piloci ścigali się w okrężeniach po odpowiednio karkołomnej trasie, lecz w tej wersji wygrywał nie ten, który po określonej ilości okrążeń pierwszy przejechał linię mety, lecz ten, który jako jedyny pozostał przy życiu.
Zawody tego typu przyciągły tłumy, podobnie jak organizowane gdzieniegdzie walki na arenach. Zwykle trwały długo, zależnie od długości trasy i i ilości uczestników od kilkudziesięciu minut wzwyż, choć bywały sytuację, w których wszyscy piloci ginęli jeszcze przed drugą pętlą. Nie wolno było się zatrzymywać, nie dopuszczano też (przynajmniej oficjalnie) eliminowania przeciwników inaczej, niż za pomocą bolidu i dostępnych na trasie przeszkód. W większości cywilizowanych układów tego typu zawody były zakazane, ale Tatooine bez wątpienia nie leży w jednym z nich.
Odpowiedz
- Pustynna burza... Czemu nie. No to masz już jednego samobójcę - powiedziałem z uśmiechem. - To ja mam odwracać uwagę, a Ty pomożesz Toydarianinowi ogarnąć statek z towarem. Tak?
Odpowiedz
- Ogólnie tak, choć nie spodziewałem się, że tak łatwo dasz się przekonać. - Mart klepnął cię w ramię, gdy wchodziliście do portu, jedynej względnie cywilizowanej części zapadałej dziury, jaką było Mos Ila. Jak zwykle dość ruchliwy, przynajmniej jak na standardy Tatooine, utrzymany we względnym ładzie (zwłaszcza jak na standardy Tatooine). Jednak tym razem, oprócz standardowej obsługi i gromady miejscowych cwaniaków, naciągaczy, pilotów i przemytników, kręciło się tu zaskakująco wielu żołnierzy Imperium. Szybko licząc wyszło ci przynajmniej ze dwudziestu, do tego wszystko wskazywało na to, że czekają na jakiś statek, bo większość z nich zgromadziła się przy głównym, wciąż jeszcze pustym doku.
- Jeśli jednak chcesz wziąć udział w tym wyścigu i do tego zgarnąć nieco kredytów, musisz udać się do miejscowego ropucha, Hutta Kamy. - mówił dalej Koreliańczyk. - To on trzyma tutaj cały hazard, większość premytu i zlecenia dla Łowców.
Odpowiedz
- Ok - odpowiedziałem i poszedłem do Hutta Kamy.
Gdy go odnalazłem (co nie było trudne, ze względu na jego wielkość), począłem pytać o Pustynna burzę i rozmawiać o moim występie w niej. Będzie ciekawie... Jeśli przeżyję, będę miał, czym się chwalić i o czym opowiadać moim potomkom.
Odpowiedz
Gdy wszedłeś do przybytku "kultury i rozrywki" od progu powitało cię kojące tchnienie chłodnego powietrza, które wypływało z ogromnych dmuchaw rozstawionych przy ścianach. Lokal był pełny po brzegi gośćmi chroniącymi się przed południowym upałem. Dwóch Durosów grających w pazaaka, Ithorianin sączący wodę z półmetrowej szklanki, paru twardzieli z twarzami skrytymi pod kapturami lub hełmami i kaskami przeróżnych rodzajów, Twi'lek gadający intensywnie z człowiekiem odpowiadającym mu w jego języku i wielu wielu innych. Miejsce składało się z dwóch dużych sal przedzielonych pozbawioną drzwi framugą. W każdej znajdował się jeden bar, zaś na końcu drugiej z nich, jakieś 60 metrów na wprost od wejścia, widziałeś całą okazałość jego ropuszości Kamy the Hutta. Gdy zapytałeś go, czy faktycznie jest tym, kogo szukasz, usłyszałeś w odpowiedzi:
- A i owszem - ozwał się ropuch wydając z siebie dźwięk, który brzmiał jakby pierdnął i beknął jednocześnie. Wątpisz jednak, byś przeżył tak niekonwencjonalny atak, stąd prosty wniosek, że tak brzmi aksamitny głos Kamy. - Czego i za ile, zapytam uprzejmie?
Wyłożyłeś mu krótko z czym przychodzisz, co spowodwało kolejną nieestetyczną reakcję.
- Hohohohooo! - zaskrzeczał swą pragębą w nieopisanie ohydny sposób - Kolejny kandydat do tytułu byłego niedoszłego mistrza wyścigów na morderczych piaskach Tatooine! Dobrze, chłopcze, bardzo chętnie witamy wszystkich pilotów. Wpisowe wynosi 250 kredytów od łba, jeśli wygrasz i przeżyjesz w na tyle jednym kawałku, by odebrać nagrodę, dostajesz jedną trzecią puli wszystkich zakładów. Zanim zaczniesz jęczeć, że mało, to zapewnię cię, że zakładów będzie masa, a zwłaszcza w wypadku gęby tak nieznanej, jak twoja, to naprawdę ogromna okazja. Masz już jakiś śmigacz?
Odpowiedz
- A wypożyczacie jakieś? - zapytałem. - A i od razu daję wpisowe - powiedziałem, wyjmując z kieszeni kasę, i mając nadzieję, że będzie to 250 kredytów lub więcej.
Odpowiedz
- HO-HohohohoHOooooooo... - zaburczał ropuch, obleśnie mrużąc czerwone gały. - A jak sądzisz, chłopcze? Czy ja wyglądam na kogoś,, kto wypożycza przygodnym narwańcom swój wyścigowy sprzęt? W dodatku za darmo? - uśmiechnął się rozlazłym grymasem, a jego przydupas odebrał od ciebie 250 kredytów, stanowiących 80% twojego stanu posiadania. - Skoro wpłaciłeś wpisowe, to zdaje się logiczne, że masz czym jeździć. Jeśli nie, to twoja brocha. Dla mnie możesz startować choćby na piechotę, mam to gdzieś.

[Dodano po 6 dniach]

[Eny proglemy? ]
Odpowiedz
Używam mocy Jedi do zmuszenia go, aby mi pomógł - Dasz mi za darmo ścigacz. Prawda?
Odpowiedz
Kolejny, jeszcze potężniejszy i jeszcze bardziej obleśny od poprzedniego rechot Hutta uświadomił ci, że nie był to najlepszy pomysł.
- HO-HOHOHOHOHOHOHoooo!!! Maleńki robaczku, uważasz się za rycerza Jedi? Możesz machać tą ręką do usranej śmierci, takie sztuczki działają tylko na mierne, słabe umysłu zasranych idotów, z jakimi muszę tu robić interesy. Zatem nie marnuj mojego czasu i albo mów, co masz jeszcze do powiedzenia i spadaj, albo baw się dalej w takie toydariańskie sztuczki i skończ jako karma dla moich ogarów kaath.
Odpowiedz
- Dzięki za pomysł! - powiedziałem i rozejrzałem się za "idiotami", którzy posiadają ścigacza i chcą wziąć udział w Pustynnej Burzy. Nie obrażą się przecież, jak ja wystartuje w ich ścigaczu, a oni będą musieli sobie poradzić pieszo.
Odpowiedz
Nie musiałeś szukać długo. Trzej piloci, najwyraźniej żółtodzioby w swojej branży - wypłowiały Rodianin, gadatliwy Duros i przedstawiciel jakiejś nieznanej ci, mackowatej rasy o pomarańczowej, twardej skórze - stali tuż przed wejściem do huttyjskiego barko-lepianki i rozmawiali o czymś podnieconymi głosami, żywo przy tym gestykulując.
Odpowiedz
Podszedłem do nich i poprosiłem jednego - Rodianina - na stronę i spróbowałem za pomocą mocy Jedi zmusić go do oddania mi swojego ścigacza.
Odpowiedz
Zielony, chropowatogłowy rajdowiec, patrząc na ciebie nieprzytomnym wzrokiem i śliniąc się z lekka, wyjaśnił ci, że jego ścigacz przetransportowano już na miejsce, z którego rozpocznie się wyścig. Mamrocą i lekko czkając (zapewne przez wzgląd na wypity uprzednio alkohol, który niewątpliwie pomógł ci w nagięciu jego woli) opisał jego wygląd i podał kod zabezpieczający do silnika.
Odpowiedz
Poszedłem do mojego nowego ścigacza, oceniając jego sprawność, a następnie zgłosiłem swą gotowość do Pustynnej Burzy ropuchowi. Teraz pozostało tylko czekanie...
Odpowiedz
Już po wstępnych oględzinach mogłeś stwierdzić z zadowoleniem, że trafił ci się całkiem przyzwoity sprzęt. Większość części była w dobrym stanie, niemal pozbawiona śladów rdzy. Mocny, pięciocylindrowy silnik Block5 Thrust Coil, do tego bardzo przyzwoity, czterorzędowy akcelerator Quad 32PCX. Kontrola trakcji też niezła - R-100 Repulsorgrip - choć do tej mocy silnika mogła być niewystarczająca przy pełnych prędkościach lub boostach. Nieco słabsze chłodzenie typu różdżkowego jakoś powinno wytrzymać przy rozsądnym przyspieszaniu, prawdziwy problem stanowiły jednak hamulce. Prosty, niemal najtańszy Mark III był wobec tej mocy silnika i masy bolidu tak słaby, że praktycznie go nie było. No nic, zobaczy się w praniu.
Hutt poinformował cię gdzie i za ile masz się stawić na starcie i bez mrugnięcia paskudnym okiem przyjął twe zgłoszenie. Miałeś teraz nieco pół godziny do swojej dyspozycji.
Odpowiedz
Postanowiłem znaleźć jakiś bar i wypić mocnego drinka przed startem.
Potem stawiłem się w wyznaczonym miejscu i czekałem na start. Jak zwykle w takich momentach, towarzyszyła mi gęsia skórka i pewien strach, ale wiedziałem, że gdy odpalę mojego ścigacza i Pustynna Burza się rozpocznie, wszystko stanie się nieważne, a ja zostanę pochłonięty w całości przez euforię - zawsze towarzyszącą mi podczas jazdy.
Odpowiedz
← Sesja SW 3

Sesja krzyslewego - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...