Sesja Kiyuku

Marazm. Apatia. Senne nieróbstwo. I głód. Najgorszy był głód.

Już dawno minęła faza, gdy kłóciliście się zawzięcie o to, który z was zawinił. Czy był to Nirvag, który zapomniał przypomnieć o zwiększonej paliwożerności silnika po naprawach? Czy może Mac, który poprowadził statek na skróty, przez pole asteroidów - szybciej uciekając ze studni grawitacyjnej, ale kosztem paliwa? A może Francis, odpowiedzialny za tankowanie? Teraz nie miało to znaczenia. Najbardziej byłeś zły na siebie, że nie kupiłeś więcej żywności. Ostatni obiad z żelaznych racji jedliście dzisiaj. Znaczy, to, co zostało z wczoraj.

Powoli dryfując przez pustkę życie każdego z was zdegenerowało się do poziomu najbardziej przyziemnych czynności. Żaden z was nie miał ochoty patrzeć na resztę załogantów, tym bardziej z nimi rozmawiać. Mac zamknął się w kajucie, odmawiając zajrzenia nawet do kokpitu i wychodząc wyłącznie do łazienki. McDouglas czyścił broń. A kiedy skończył, czyścił ją znowu. Po pewnym czasie zaczął znosić wszelkie elementy uzbrojenia ze statku i zawzięcie je polerować z oczami wypełnionymi pustką i szaleństwem. W najlepszej kondycji był zdecydowanie quarianin, wyposażony w solidny zapas niejadalnej dla was pasty, całymi dniami kombinował jak przyspieszyć wasz powolny ślizg w stronę zamieszkanej przestrzeni.

Marazm. Apatia. Rezygnacja.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Wchodzę do swojej kajuty, siadam przy stoliku, sięgam po popielniczkę, zapalniczkę i papierosy. Zerkam do środka paczki.
- Cholera...
Wiedziałem, że oprócz jedzenia, o czymś jeszcze zapomniałem. Dwa, cholerne papierosy, a nikt nie wie, ile jeszcze będziemy tu dryfować! Ze zrezygnowaną miną, sięgam po przedostatniego fajka, podpalam go, po czym kładę się, i w spokoju palę, od czasu do czasu strzepując popiół do popielniczki. W końcu gaszę papierosa, odkładam popielniczkę na stół, i wychodzę w kierunku kokpitu, by zorientować się, w jakim położeniu jest "Hendrix".
Mając do dyspozycji okno na zewnątrz mogłeś stwierdzić, że z niewiadomych przyczyn statek dość prędko wirował. Być może to Nirvag wymyślił coś nowego i obroty były częścią jego planu, a być może układ kompensatorów również wysiadł. Nie byłeś pewien.

Spojrzałeś na radar 3D po swojej prawej. Na granicy zasięgu mignęła boja komunikacyjna, dawno nieużywana i starszego typu, być może pozostałość jakiejś lokalnej wojenki. Dwa kliknięcia powiedziały ci, że Hendrix pozostanie w zasięgu comlinku przez jakieś trzy minuty, w czym wcale nie pomagało dzikie wirowanie - gdybyście ustabilizowali statek może mielibyście jeszcze dwie.

Zanim jednak zdążyłeś zdecydować co zrobić, zobaczyłeś symbol przychodzącej transmisji.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Cóż, cała nadzieja w quarianinie. - mruczę pod nosem, po czym naciskam palcem na przycisk akceptacji transmisji, i cofam się.
- Z uśmiechem: mam cię, Page. Trzymam cię za jaja. Podirytowany: Gdziekolwiek nie wylądujesz, szlag cię trafi, żebyś wiedział! W dupie mam jak to zrobisz, ale chcę mieć swoje dwieście kawałków, więc dla swojego dobra oddaj mi je w ciągu dziesięciu dni. - na ekranie pojawiło się holo elcora Ranysa, twojego niegdysiejszego pracodawcy. Pracodawcy, który ubzdurał sobie, że zarąbałeś mu dwieście tysięcy kredytów. Ty wiedziałeś, że towar o tej wartości przepadł w błysku plazmowej eksplozji, gdy ochrona powietrzna otworzyła ogień. On jednak nie przyjmował tego do wiadomości, podobnie jak faktu, że towar wart był lekko ponad połowę z tego, czego żądał.
- Złowrogo: na razie wpisałem cię na listę podejrzanych jednostek i nie wlecisz do żadnego portu bez zabawy z psami. Dziesięć dni, potem zmienię twoją kwalifikację na "pirat" i będą strzelać bez ostrzeżenia. Gniewnie: zrozumiałeś, parszywcu? - zaraz potem Elcor się wyłączył.

Byłeś zatem w coraz gorszym położeniu. Z jednej strony nadal leciałeś na Arvunę i byłeś w stanie za jakieś trzy dni dolecieć. W zasięgu komunikatora złapałaby was straż orbitalna i odholowała na parkingową, ratując ładunkiem paliwa. Z drugiej strony, nie uśmiechało ci zajęcie statku do przeszukania, nawet w Skyllian Verge.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Skurwysyn. - przeklinam pod nosem. Siadam na fotelu pilota, i włączam mikrofon, by mówić do załogi przez głośniki zamontowane na całym statku.
- Panowie, mamy problem. Pieprzyć już to paliwo, jedzenie, tory lotu i wzmianki o poborze paliwa. Elcor nas przydybał, mamy dziesięć dni na oddanie mu tych dwustu kafli. Jeśli przekroczymy ten termin, zostaniemy zakwalifikowani do zabawy w Policjantów i Złodziei. Jako kto, nie muszę mówić. Za dwie minuty widzę was na mostku. - po skończeniu wyłączam mikrofon. To nie C-Sec, żebym miał udawać, że wszystko jest w porządku. Po chwili włączam jeszcze raz mikrofon:
- A, i ma ktoś fajki?
- Jeśli chcesz moje fajki, będziesz musiał mi je zabrać. - odpowiedział Francis przez komunikator przy wtórze czegoś, co rozpoznałeś jako szczęk karabinu maszynowego ze stanowiska na dolnym pokładzie. Nie miałeś pojęcia, jak zdołał to wymontować, ale wiedziałeś, że gdyby postanowił strzelać wewnątrz Hendrixa mielibyście na głowie dekompresję. Po chwili pojawił się w kokpicie osobiście, z nerwowym tikiem w oku i omni-ostrzem w ręce. Po dłuższej chwili na mostku pojawił się usmarowany brudem silnika quarianin. Rozłożył ręce w pytającym geście, jakbyś odrywał go od czegoś bardzo ważnego. Mac nie zjawił się, nie nadał też żadnej wiadomości.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Włączam mikrofon. To, że pilot tu nie przyszedł, nie znaczy, że jest zwolniony z rozmowy.
- Dobra, chłopaki, bez owijania w bawełnę. Mijaliśmy boję komunikacyjną, byliśmy w jej zasięgu 3 minuty, a ten grubas Ranys zdołał się połączyć z mostkiem i nadać wiadomość. W skrócie brzmiała: Daj mi dwieście kafli, bo będziesz miał na głowie nawet policję vorche'ów. Proponowałbym wykombinować jak stąd odlecieć, i utworzyć mu w dupie czarną dziurę. - po mojej prawej ręce przebiega niebieski, biotyczny impuls - Chyba że macie dwieście kafli schowane w skarpecie, to nie mam pytań. Aktualnie, niby też mamy na głowie psy, ale jesteśmy oznaczeni tylko jako podejrzani osobnicy. Za 10 dni będziemy piratami i będą do nas strzelać bez ostrzeżenia. Nirvag, masz jakiś pomysł, jak się doczłapać do jakiejś zamieszkanej planety?
- Żadnego. Nie znam sposobu, żeby przyspieszyć naszą podróż, na FTL nie ma szans. Resztka paliwa nawet na hamowanie nie wystarczy, ale silnikami pomocniczymi udało mi się tak wmanewrować, żeby wskoczyć prosto na orbitę Arvuny, właśnie na tej resztce. I tak dobrze prujemy jak na to, jak moglibysmy lecieć. - odpowiedział bez zająknięcia.

Jednocześnie, gdy on mówił swoją kwestię, zachwiałeś się na nogach. Niepotrzebnie bawiłeś siębiotyką podczas rozmowy - to był niekorzystny nawyk. Jako biotyk i tak musiałeś przyjmować minimum pięć tysięcy kalorii, jeśli chciałeś mieć panowanie nad swoim implantem. Gdybyś teraz rzucił choćby proste pchnięcie, pewnie popadłbyś w hipoglikemię. Rozumiałeś lepiej niż swoja załoga, że nawet jeśli oni mogli jakoś przeżyć trzy dni na samej wodzie, to ty w najlepszym wypadku otarłbyś się o śpiączkę. W najgorszym wypadku miałeśprzed sobą powolną śmierć z głodu.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Robię parę chwiejnych kroków, i opieram się o ścianę. Wykonuję parę głębszych oddechów, po czym powoli wyprostowuję się, i opieram o tą samą ścianę plecami.
- Francis, komory hibernacyjne działają?
- Czemu ja miałbym to wiedzieć? Sprawdzałem je tak samo dawno jak ty. - burknął Francis, najwyraźniej niezadowolony z tego, że wydajesz mu rozkazy gdy to on trzyma w dłoniach broń.

Poczułeś się nieco lepiej. Ale nie z powodu odpozynku, ale dlatego, że skaner dalekiego zasięgu pokazał mały punkt. Na razie nie wiedzieliście co to za statek, ale na pierwszy rzut oka dalo się ocenić, że wasze trajektorie się spotkają. Właściwie tylko dlatego sensory go złapały. Łut szczęścia w pustym wszechświecie.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Mac, w podskokach na mostek. Coś do nas leci. - mówię wprost do mikrofonu, po czym przełączam na komunikację z innym statkiem.
- Halo, tu Hendrix, słyszycie mnie? Odbiór.
- No i co z tego? Ta krypa się bez paliwa nie ruszy i ja też nie. - usłyszałeś leniwy, zaspany głos pilota. Komunikator tamtego statku milczał jednak zawzięcie. Snaker pokazał, że lecą na FTL, z niedużą jak na możliwości takiego statku prędkością - i że jest to sporej wielkości prom - albo mały transportowiec.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Siadam na fotelu pilota, i krzyczę do mostka drugiego statku:
- Halo, tu "Hendrix", słyszycie mnie?! Odbiór! Zmieńcie kurs, bo lecicie na kolizyjną!
Odpowiedziała ci jedynie cisza, chociaż przyrządy wskazały, że statek minimalnie zmienia kurs - leci coraz wolniej, ale po nieco innym wektorze, tak, jakby chciał się z wami celowo zderzyć. Albo zrównać. Nie byłeś pewien intencji pilota, a komputer nawigacyjny trawiłby trajektorie zbyt długo przy takiej odległości, żeby na czas przewidzieć wszystkie możliwości promu.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Rozsiadam się wygodniej, sięgam po ostatnią fajkę, zapalam ją, i wpatruję się w przyrządy jak Kroganin na niezarażoną genofagium samicę.
Widziałeś, jak statek nie wyłączając FTL zakręca tak, by zrównać wasze wektory w punkcie kolizji. Jeśli miałby przestrzelić, to najwyżej o kilkanaście kilometrów, co po chwili potwierdził nawikomp. Poczułeś dziwne wrażenie, że ten statek stara się do was podlecieć, jakby chciał was ratować. Jednak milczące radio przeczyło temu wnioskowi.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Zaciągam się fajką, wypuszczam dym, i "strzelam tytoniem" na podłogę. Kieruję pytający wzrok na Francisa, po czym dalej czekam na rozwój wypadków.
Francis wzruszył ramionami i wyszedł. Kilka minut później zobaczyłeś, jak zapala się ikona gotowości układów uzbrojenia. Wszystkich jednocześnie.

Tymczasem Nirvag pochylił się nad pulpitem nawigacyjnym.
-Mamy jakieś pół godziny do spotkania. A oni najwyraźniej bardzo chcą się spotkać. Myślisz, że to piraci?
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Niewykluczone. - gaszę papierosa o spód pulpitu, po czym wychodzę. W progu zatrzymuję się i mówię:
- Cóż, jeśli to piraci, to mam pewien pomysł. Ale najpierw... wypadałoby ich powitać. Przekaż Macowi, że za pół godziny zacznie się rozróba i żeby nie wychodził, choćby mu miała dać dupy matka Asari. Spotkajmy się za 25 minut. - powiedziawszy to, idę do swojej kajuty, przygotować się, na zapewne nieuniknioną walkę.
← Sesja ME
Wczytywanie...