Zgromadzenie żeńskie z Diuny

3 minuty czytania

Kiedym był jeszcze pacholęciem, jakieś mroczne siły skłoniły mnie do zdjęcia z biblioteczki rodziców trylogii Władcy Pierścieni. Wyciągałem się jak tylko mogłem, stając na palcach (byłem wtedy z jakiegoś powodu niższy) – tak mój głód fantastyki przebudził się i zażądał ofiary. Trylogia została poświęcona szybko i praktycznie bez zrozumienia: poszli, zrobili co mieli i wrócili, a mój głód domagał się więcej. Udałem się więc do swojego ojca, który był właścicielem tych trzech pierwszych książek i zażądałem więcej. Dostałem zatem do rąk, ja, obiecujący (i niezwykle przystojny, a przynajmniej tak mówiła mi mama) 11-latek "Diunę" Franka Herberta, pierwszy tom epickich "Kronik Diuny". Przeczytałem cały cykl raz. A potem drugi. Potem jeszcze trzeci. Tych razy było co najmniej jeszcze dwa – ostatni całkiem niedawno, gdy przeczytałem "Kroniki Diuny" wreszcie w całości – zamknięte przez syna zmarłego pisarza, który podjął dzieło ojca i razem z Kevinem J. Andersonem, którego wcześniej kojarzyłem głównie z jakichś książeczek o Gwiezdnych Wojnach czy Diablo, dopisał do epickiej sagi zakończenie. Uzupełnione tomami o wielkich rodach oraz cyklem o dżihadzie butleriańskim opowieści o Diunie tworzą się dalej, uzupełniając gigantyczny i bogaty świat, którego nie jest w stanie przebić ani Tolkien, ani Martin. Diuna przytłacza czasem akcji, ilością bohaterów, trudnością poruszanych tematów oraz zawiłością przedstawionego świata. Waśń między Harkonnenami i Atrydami już dawno straciła na znaczeniu i stała się tylko frontem dla tętniącego życiem świata, w którym zabronione jest korzystanie z myślących maszyn, oraz gdzie tysiąc lat jest jak pstryknięcie, a plany czyni się na dziesiątki tysięcy lat do przodu.

Brian Herbert i Kevin J. Anderson po skończeniu głównego cyklu skierowali swoją uwagę na powrót do czasów dżihadu butleriańskiego i jego bezpośrednich reperkusji – o tym traktuje ich ostatnio wydana w Polsce powieść "Zgromadzenie Żeńskie z Diuny", pierwsza z trzech, które traktować będą o wielkich stowarzyszeniach cyklu. Nietrudno się domyśleć, że ta część skupia się na przyszłym zakonie Bene Gesserit i jego trudnych początkach. Oczywiście zgodnie z tradycją każdej książki związanej z Diuną, jeden wątek to za mało i w "Zgromadzeniu…" również jest ich kilka. Podążamy więc śladami Imperatora, Salvadora Corrino, który trwa w ciągłym zagrożeniu spiskami oraz powstającymi wokół głosami sprzeciwu wobec jego rządów. Wspomagany przez swojego brata, Rodericka, musi bronić się przed atakami Manforda Torondo, beznogiego lidera antytechnologicznego ruchu butlerian. Z drugiej strony stoi Josef Venport, kontynuujący dziedzictwo swojej babki, przemienionej przez Melanż Normy Cenvy, korzystający ze zdobyczy technologicznych, a także planujący pozbyć się z obrazka i Torondo, i nieudolnego Imperatora. Trzymając w garści sekret tworzenia Nawigatorów, będących w stanie bezpiecznie prowadzić statki przez nadprzestrzeń, Venport skutecznie zachowuje monopol na handel w kosmosie. W tym wszystkim odnajdujemy jeszcze walczące z przeciwnościami losu rody Atrydów i Harkonnenów, szkołę mentatów, wolnych ludzi z Diuny, lekarzy z akademii Suka i wreszcie, zgromadzenie sióstr z Rossaka, będące zakonem Bene Gesserit w powijakach. Każda organizacja ma swoje brudne sekreciki i ukryte plany, a każdy spiskuje przeciwko każdemu.

Podobnie jak poprzednie książki duetu, również "Zgromadzenie…" pisane jest jak splot okoliczności, prowadzący ku jednemu, przełomowemu wydarzeniu, które zachwieje równowagą wszechświata. Autorzy zręcznie prowadzą wszystkie wątki, zgrabnie nakreślając postacie i ich motywacje, plany oraz ambicje – szczególnie przypadł mi do gustu Josef Venport i jego determinacja w pozbyciu się ruchu butlerian, skłaniająca go nawet, aby zwrócić się do zakazanej technologii cymeków (to diunowe cyborgi zamknięte w tytanicznych ciałach). Akcja prowadzona jest tak, by wciągnąć, a dynamizm książki przeplatany jest co rusz świetnymi dialogami i słownymi potyczkami, które często świadczyły o doskonałości poprzednich tomów. W "Zgromadzeniu…" jest nie inaczej. Mimo pozornie ciężkiego stylu, który może z początku odrzucać, książkę czyta się naprawdę ciekawie i pozostaje się ciekawym dalszych losów tłumu obecnych w niej postaci.

Ponieważ jest to moja pierwsza (miejmy nadzieję, że nie ostatnia) recenzja książek z tzw. "Nowych Kronik Diuny", muszę wznieść pochwalną litanię ku wydawcy. REBIS odwalił kawał doskonałej roboty zarówno przy wcześniej wydanych tomach, jak i przy tym. Twarda oprawa, miękka obwoluta, zawsze dodana zakładka, czytelny druk na papierze dobrej jakości i rewelacyjne ilustracje Wojciecha Siudmaka – wszystko to sprawia, że w świat dookoła Arrakis wkracza się tym chętniej i ze zdecydowanie większą ochotą. Nowe przekłady też są znacznie lepsze od poprzednich – szczególnie od niesławnego przekładu Jerzego Łozińskiego. Nazwy organizacji i technologii są teraz spójne (mimo różnych tłumaczy), lepiej oddają istotę nazw oryginalnych, a książkę czyta się bez zgrzytów i zdziwienia na widok nowego słowa, które wcześniej brzmiało inaczej. Świetna robota – oby więcej takich wydań.

Jeśli "Zgromadzenie Żeńskie z Diuny" ma jakieś wady, to ja muszę ich szukać na siłę. Przychodzą mi do głowy dwie – nie jest dla kogoś, kto Diuny nie lubi i nie jest dla kogoś, kto Diuny nie czytał. Cała seria jest po prostu zbyt ogromna, by wkroczyć w nią od środka i móc ogarnąć w całej swojej złożoności. Ale ktoś, kto razem z Fremenami krzyczał "Muad'dib", z zapartym tchem obserwował Złotą Drogę Boga Imperatora i wstrzymywał dech przy konfrontacji Sereny Butler z robotem Erazmem, niech się nie waha.

Dziękujemy wydawnictwu Rebis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
9
Ocena użytkowników
8.75 Średnia z 2 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Miałem wątpliwości co do jakości książek pisanych przez syna Herberta, ale po Twojej recenzji zmieniłem zdanie. Masz może gdzieś podana kolejność w której warto przeczytać napisane przez niego książki ?
0
·
Ja czytam w kolejności polskich wydań, a więc książki o wielkich rodach ("Ród Atrydów", "Ród Harkonnenów", "Ród Corrinów"), potem dokończenie właściwych kronik Diuny, a wreszcie Dżihad Butleriański i teraz seria o Wielkich Zakonach.
0
·
Zbijania kasy ciag dlaszy
Arcodes, książki te maja slabe opracowanie, ale da się je czytac i jak dla fana cyklu Diuny (np. mnie) jest to fajne uzupełnienie,

A ksiazki sie czyta w kolejności:
1. Legendy Diuny
Dżihad Butleriański • Krucjata przeciw maszynom • Bitwa pod Corrinem

2. Wielkie Szkoły Diuny
Zgromadzenie Żeńskie z Diuny

3. Preludium Diuny
Ród Atrydów • Ród Harkonnenów • Ród Corrinów

4. Kroniki Diuny
Diuna • Mesjasz Diuny • Dzieci Diuny • Bóg Imperator Diuny • Heretycy Diuny • Kapitularz Diuną

4.5 Bohaterowie Diuny
Paul z Diuny • Wichry Diuny

Dwie powyzsze to uzupelnienia historii między Mesjaszem a Dziećmi Diuny.

5. „Diuna 7”
Łowcy z Diuny • Czerwie z Diuny

I dwie ksiązki wieńczące cała sagę.

W sumie ok 11 tyś stron
0
·
Tak się zastanawiam, w którym momencie kończy się pisanie czegoś z powodu pasji, "bo to fajne i jeszcze mogę przy okazji na tym zarobić" na "ahahaha, głupi fani, przeczytają wszystko czym ich nakarmię/nakarmimy/każą nakarmić moi korporacyjni panowie".

Zbijanie kasy to powielanie ciągle tego samego schematu, zupełny brak innowacyjności i w przypadku książek, tania kalka poprzednich części - i o ile przeczytałem tylko większość książek które podałeś, niestety nie wszystkie, nie zauważyłem taniego powielania schematów i skoków na kasę w stylu Dana Browna i M. Night Shyamalana w żadnej z nich.

Nie wiem jak Ty Crushnik, ale jakby mój ojciec pisał TAKIE książki i nie zdążył ich dokończyć, to chyba też przynajmniej próbowałbym utrzymać jego dziedzictwo przy życiu. I nie wiem czy poszłoby mi to tak dobrze jak tym dwóm panom.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...