Uwaga, Kapitanie! Nowa gra na horyzoncie!
Czy, podobnie jak ja, macie już dość zabijania tych zarozumiałych smoków? Czy przestało was bawić zwiedzanie różnych galaktyk kosmicznych? Jeśli tak, to mam dla was wspaniałe lekarstwo w postaci osadzonej w pirackich klimatach gry "Risen 2: Mroczne wody". Jest to najnowsze dziecko niemieckiego studia Piranha Bytes, kontynuujące wątek z "Risen". Wszystko rozgrywa się dziesięć lat po tym, jak w spektakularny sposób Bezimienny pokonał złego inkwizytora oraz śmiertelnie groźnego tytana, a tym samym uchronił świat od zagłady. Następnie nastały złe czasy, które bohater spędził pijąc do lustra. Na szczęście pewnego dnia, w dość zaskakujących okolicznościach, pojawia się Patty, córka pirata Stalowobrodego, którą mieliśmy okazję poznać w pierwszej części. Dziewczyna trafiła na trop artefaktu mającego pomóc w walce ze złem. Okazja, by go poszukać, natrafia się od razu, ponieważ Inkwizycja wysyła Bezimiennego na wyspę do Puerto Sacarico, by incognito wmieszał się w pirackie towarzystwo i dowiedział, czemu w ostatnim czasie dostawy cukru z tamtejszej koloni są mniejsze. W tym momencie nasz bohater ani trochę nie zdaje sobie sprawy, jak wielka przygoda go czeka.
Ence pence, muszkiet czy magiczne ręce?
By łatwiej nam było rozwikłać opisane zadanie, w "Risen 2: Mroczne wody" musimy sprzymierzyć się z jedną z dwóch różnych frakcji – Inkwizycją bądź Indianami. Niezależnie od tego, na którą się zdecydujemy, główny wątek fabularny nie będzie za bardzo się różnić, toteż można w spokoju zastanowić się, które ugrupowanie bardziej pasuje do nas pod względem fabularnym. Czy bliżej nam do przepełnionego naturą i dzikimi zwierzętami buszu, czy może płynie w naszych żyłach krew wojownika, lubiącego dyscyplinę i proste rozkazy? To smutne, że obie ścieżki są do siebie tak bardzo podobne. Warto wspomnieć o ważnej różnicy; przedstawiciele Inkwizycji lubują się w używaniu umożliwiających trzymanie wroga na dystans muszkietów, natomiast wyłącznie Indianie znają i posługują się tajnikami voodoo, które pełni rolę magii w tej grze. Trzeba się dobrze zastanowić, bowiem gdy przyłączymy się do danej frakcji, będzie to decyzja ostateczna i nieodwołalna. O ile jestem w stanie zrozumieć, że członkowie Inkwizycji nie znają się na voodoo, tak nie pojmuję, czemu ktoś, kto decyduje się na Indian, nie może kupić muszkietu. Kiedy jeszcze ma się świadomość, że broń ta świetnie sprawdza się w walce, wybór ten wydaje się być bardzo łatwy.
Ogólną potęgę naszego bohatera charakteryzują atrybuty, biegłości i zdolności specjalne. Za każdego zabitego przeciwnika czy wykonane zadanie otrzymujemy nie sztampowe i występujące w każdej grze doświadczenie, a... chwałę. Jest to oczywiście zmiana detaliczna i skromna, jednak dodaje temu wszystkiemu pirackiego uroku. To właśnie określoną liczbę chwały musimy wydać, by zwiększyć poziom naszych atrybutów. One z kolei bezpośrednio wpływają na wartość biegłości. Ostatnią cechą Bezimiennego są zdolności specjalne, których możemy się uczyć od spotkanych NPC'ów za... pieniądze. Tym sposobem w kilku zdaniach opisałem świetnie spisujący się w grze system rozwoju postaci. Klucz do sukcesu kryje się w jego prostocie; zbieramy chwałę, by zwiększać atrybuty, i gromadzimy złoto, by uczyć się zdolności specjalnych. Niesamowitego uroku dodają legendarne przedmioty, które zwiększają bądź dany atrybut, bądź jedną z biegłości. Twórcy nadali każdemu z przedmiotów jakąś historię, a odnalezienie takiego nie jest wcale proste. By zachęcić gracza do eksploatowania świata, w różnych miejscach, zwykle dobrze ukrytych, znajdują się książki, z których dowiemy się o danym przedmiocie. Wtedy odpowiednia wzmianka od razu wędruje do naszego dziennika wraz z prawdopodobnym miejscem znajdowania się danego artefaktu, a nam nie pozostaje nic innego, jak udać się na poszukiwania. I tak możemy stać się posiadaczami piersiówki, stryczka wisielca czy skurczonej głowy. Prócz tego, warto dokładnie rozglądać się po świecie, bowiem od czasu do czasu można natknąć się na rośliny, które permanentnie zwiększają o 1 punkt dane biegłości. Choć może wam się wydać, że to żadne wzmocnienie, to mnie udało się znaleźć około 30-40 tego typu roślin, a pewnie sporą część ominąłem. Ostatnią z ważnych zmian jest zrezygnowanie z ogólnego poziomu Bezimiennego. Jeżeli chcecie porównać swą postać ze znajomymi, możecie to robić jedynie patrząc na wartości atrybutów, bowiem coś takiego jak poziom postaci w "Risen 2: Mroczne wody" nie występuje.
Pewnie zastanawiacie się, jak wygląda sprawa z pieniędzmi i czy będzie stać Bezimiennego na wszelkie wybrane zdolności specjalne. Sprawdziłem sobie w grze na chwilę przed finałową walką, ile złota bym musiał wydać, by kupić wszystkie umiejętności, w które dotąd nie zainwestowałem. Okazało się, że jest to 45 000 sztuk złota, z czego aż 16 000 przypadało na voodoo. Jako że sprzymierzyłem się z Inkwizycją, mógłbym stwierdzić, iż muszę wydać 29 000 sztuk złota, a gdy sprzedałem cały łup, który wciąż przy sobie nosiłem, wyszło na jaw, że mam... 46 000 sztuk złota. Wniosek jest prosty – w grze jest tyle pieniędzy, że można wykupić każdą zdolność specjalną. Zabawne, prawda? Na jednym ze screenów możecie zobaczyć, że rzeczywiście udało mi się taką małą fortunkę na boku uzbierać.
Ręce do góry, gacie w dół, pieniądze na stół!
Sporo uwagi należy poświęcić usprawnionemu systemowi walki, który stanowi jedną z większych zalet gry i sprawia wiele radości. Najważniejsze jest to, że naszego przeciwnika nie da się zaklikać na śmierć, a każdy wyprowadzony przez Bezimiennego cios musi być przemyślany. Przede wszystkim muszę podzielić walki na dwa typy: te z potworami oraz te z ludźmi i istotami człekokształtnymi. W pierwszym przypadku nie ma mowy o blokowaniu ciosów, toteż trzeba szybko i sprawnie zaszlachtować atakujące nas zwierzę. O wiele większy wachlarz możliwości mamy w ręku stając oko w oko z kimś, kto również dzierży broń białą. Przez cały czas musimy być skupieni, by przyjmować ciosy na broń, starać się parować kolejne pchnięcia i wyprowadzać kontrataki. Bardzo wiele wprowadzają kupowane za pieniądze zdolności specjalne, choć – co bardzo chwalę – nie jest tak, że po kupieniu, przykładowo, umiejętności parowania nasz bohater sam z siebie będzie te parady wykonywać, tylko zależy to od nas, bowiem musimy kliknąć odpowiedni guzik we właściwym czasie, by owa parada nam wyszła. Jeśli tylko się spóźnimy bądź zrobimy to za wcześnie, wróg od razu wykorzysta okazję, że się odsłoniliśmy i da nam po gębie. Przyznam się, że ja dopiero w dobrej połowie gry zacząłem wyczuwać, kiedy decydować się na paradę, a co dopiero wyprowadzać po niej kontrę. Jeszcze piękniejsze w "Risen 2: Mroczne wody" jest to, że nasi wrogowie posiadają podobne zdolności i też odchylają się przed naszymi ciosami, a potem z gracją kontrują lejąc nas rękojeścią i pięścią po twarzy. Gdy dodam do tego, że można sobie kupić zdolność kopania wrogów, nie trudno będzie wam sobie wyobrazić, ile frajdy można czerpać z takich pojedynków, w trakcie których liczy się każda nasza decyzja. Koniec z bezmyślnym laniem przeciwnika!
Jeśli myślicie, że to wszystko, co oferuje nam gra w trakcie walki, to chyba wypiliście za dużo rumu. By pojedynki były atrakcyjniejsze i realniejsze, zarówno Bezimienny, jak i jego przeciwnicy, mogą w lewej dłoni trzymać pistolet bądź sztylet, który w każdym momencie można użyć. Niejednokrotnie takie strzały czy rzuty sztyletem przechylały szalę zwycięstwa na drugą stronę. To nie tylko zwiększa i tak dużą ilość pomysłów na wygranie walki, lecz sprawia, że możemy poczuć się jak prawdziwy pirat. Choć hola, hola – co to za pirat, który nie kombinuje? Twórcy postanowili dodać jeszcze większą dawkę tego fantastycznego klimatu i umożliwili nam korzystanie w trakcie walk z... podłych sztuczek. W czym rzecz? Dzięki nim można sobie pomóc w dość niekonwencjonalny sposób, jak chociażby rzucając w przeciwnika zebranymi wcześniej kokosami. Jeśli oponent daje nam w kość, nikt się nie obrazi, jeśli rzucimy mu w oczy piaskiem czy solą, a prawdziwi koneserzy pirackiego lifestyle'u mogą w taki sposób rozwinąć swą postać, by w walce pomagała im małpka bądź papuga. Świetna sprawa, nie ukrywam! Dzięki tym wszystkim możliwościom pojedynki, które przecież stanowią duszę gier cRPG, sprawiały mi niesamowitą radość od początku do samego końca rozgrywki.
Skoro opowiedzieliśmy sobie trochę o walkach na śmierć i życie, to wspomnę jeszcze o samym życiu Bezimiennego. Po pierwsze zdobywanie chwały w żaden sposób nie powoduje, że zwiększa się jego ilość, toteż ciągle wartość punktów życia wynosi 100. Jeżeli w odpowiedni sposób rozwiniemy atrybuty u naszego bohatera i będziemy mieć dość pieniędzy, będzie można kupić sobie dwie zdolności, zwiększające maksymalną wartość kolejno o 20 i 30 punktów. Zatem nietrudno policzyć, że w najlepszym wypadku liczba ta wynosić będzie 150. Jak w takim razie w grze odnawia się punkty życia? Przede wszystkim są na to dwa sposoby – odnowienie natychmiastowe oraz regenerowanie się, które zwykle trwa kilka do kilkunastu sekund. Należy pochwalić zespół Piranha Bytes za to, że wywalili z gry te bezpłciowe mikstury lecznicze, w związku z czym w "Risen 2: Mroczne wody" nasz bohater odzyskuje witalne siły – jak na pirata przystało – pijąc rum bądź grog. Żadnych czerwonych flakoników, tylko pyszny trunek. Wypicie któregoś ze wspominanych napojów sprawia, że punkty życia odnawiają się od razu. Wspomniana regeneracja ma miejsce wtedy, gdy wypije się odpowiedniego drinka, zje którąś z zebranych roślin bądź "zapasy żywności", w które zmieniają się wszelkie znalezione jabłka, sery, mięsa itp. W tym momencie z gracją baletnicy przejdę do OGROMNEGO mankamentu tego świetnego dzieła. Wyobraźcie sobie, że bohater nie wykonuje żadnego ruchu, jeśli zdecydujemy się napić rumu bądź grogu. Klikamy i życie wraca, a to oznacza, że tak naprawdę jesteśmy nieśmiertelni, bo w trakcie pojedynku możemy trzymać podniesioną szablę, by blokować ciosy i odnawiać sobie życie, gdy tylko czerwony pasek niebezpiecznie się zmniejszy. Bez-na-dzie-ja! Dzięki temu walki tracą opisany przed chwilą urok i przyznam się, że cały czas grałem tak, by ich nie używać. Wolałem ginąć i wczytywać grę, niż w taki beznadziejny sposób pomagać sobie pokonać przeciwników. Nawet pirat powinien mieć odrobinę honoru, a takie bezczelne odnawianie punktów życia nie zalicza się nawet do podłych sztuczek. Jeśli miałbym to podsumować w pirackim klimacie, powiedziałbym: dno i wodorosty.
Bo do Tanga trzeba dwojga
Kolejny nowy element oferowany przez "Risen 2: Mroczne wody" stanowi fakt, że przez zdecydowaną większość czasu będziemy mieć towarzysza. Od początku gry, rzecz jasna, będzie to Patty. I nie myślcie, że taki z pomocnika pożytek jak z najemników w "Diablo 3", bowiem, przyznam szczerze, obecność panny z szablą niejednokrotnie ratowała mi życie. Nie chodzi nawet o to, że w cudownym stylu wymordowała wszystkich wrogów, lecz sam fakt, że bierze ich na, abstrahując od kobiecych piersi, klatę, co ma ogromne znaczenie, ponieważ umożliwia zaczajenie się i zaatakowanie wrogów śmiertelną sekwencją ciosów. A teraz suchar-zagadka; co powstaje, jak się doda towarzysza do towarzysza? ZAŁOGA. Fabuła w grze tak się rozkręci, iż w pewnym momencie Bezimienny zostanie kapitanem, będzie mieć własny statek i wspomnianą załogę, którą stworzą niektórzy ze spotykanych NPC'ów. Każdy z nich może towarzyszyć bohaterowi, lecz należy pamiętać, że może to być tylko jedna osoba, toteż przed każdą wyprawą należy się zdecydować, czyje wsparcie chcemy mieć.
Ten etap, w którym zdobywamy własny statek, pozwala nam dosłownie i w przenośni wpłynąć na głębokie wody, bo od tego czasu będziemy sami decydować, kiedy i na którą wyspę chcemy płynąć. W końcu nie przez przypadek na cały świat gry składają się rozrzucone po mapie wyspy. Muszę zaznaczyć, że możemy kursować na każdą z nich tyle razy, ile tylko chcemy, toteż jeśli trafimy na jakieś zadanie będące w danym momencie za trudne bądź znajdziemy jakąś skrzynię z wysokim poziomem zamka, przez co nie będziemy w stanie zajrzeć do jej środka, nie ma co się martwić, ponieważ zawsze będzie można wrócić tu za jakiś czas.
Jeśli o samą fabułę chodzi, to muszę przyznać, że wątek główny został ciekawie poprowadzony. Z początku może nie wygląda zbyt zachęcająco i różne myśli przechodzą przez głowę, jednak jeśli tylko damy grze mały kredyt zaufania i udamy się w pierwszą naszą podróż, zostaniemy wynagrodzeni ze sporą nadwyżką. Przede wszystkim rozwiązywanie zadań nie jest nużące, a sama historia jest frapująca i zakręcona – dwa razy tak mnie wyprowadziła w pole, że przez długi czas siedziałem i kręciłem głową niedowierzając, iż tak dałem się nabrać. Inna rzecz, że w "Risen 2: Mroczne wody" występuje całe mnóstwo przeróżnych zadań pobocznych, które można wykonywać wręcz w nieskończoność. Rzecz jasna, że nie mogło zabraknąć takich pokroju: "idź po piwo" albo "zabij guźca", niemniej jednak jest też pokaźna liczba dobrze przemyślanych, ciekawych i zaskakujących, toteż rozwiązywanie ich gwarantuje miłą zabawę. Za każdym razem chce się wziąć za następne. Spodobało mi się też to, że wszystkie zadnia możemy rozwiązywać w dowolnej kolejności i nikt nas nigdzie na siłę nie wysyła ani nie prowadzi za rączkę. Możemy czuć się jak prawdziwy kapitan, bo sami decydujemy, jaki kurs należy obrać.
Same wyspy w większości przypadków za bardzo nie różnią się od siebie wyglądem; wszędzie czujemy się jak w tropikalnym lesie bądź na karaibskiej plaży. Zresztą trudno narzekać i oczekiwać, by na takim gorącym oceanie znajdowały się miejsca pokryte śniegiem albo całe usiane pustyniami. Wszędzie jest dużo zieleni i mnóstwo zwierząt, ukrywających się pośród wszelkiej maści krzaków. Widoki rodem z "Piratów z Karaibów". Jeśli nie z ludźmi, to właśnie z dzikimi zwierzętami będziemy toczyć boje, a wachlarz naszych przeciwników tworzą guźce, różne małpy, ogniste ptaki, aligatory, wielkie kraby i temu podobne ustrojstwa. Nieco niepokojący jest fakt, iż przez całą rozgrywkę kilkukrotnie trafiamy na przeciwników z prawdziwego zdarzenia. Zwykle z każdą nową wyspą dostajemy tę samą zgraję stworzeń do wymordowania. Pocieszające jest to, że przez większą część gry starcia te wymagają sporego skupienia i uwagi. Nigdy nie zapomnę, jak osamotniony aligator zabił mnie dwoma szybkimi ciosami, chwycił do paszczy i wytrząsł niczym grzechotką. Z kolei smuci mnie fakt, że na dobrą sprawę w grze nie występuje ani jedno duże miasto. Na większości wysp znajdują się ludzkie osady oraz wioski tubylców, jednak zawsze jest to tyle budynków, że można je z łatwością policzyć na palcach jednej ręki – góra dwóch. Nie da się odeprzeć wrażenia, że bardzo skromnie się te zabudowania prezentują. Wcześniejsze gry przyzwyczaiły nas do czegoś innego i w trakcie rozgrywki wyraźnie daje się odczuć tę różnicę.
Jak żyć, Kapitanie? Jak żyć?
W "Risen 2: Mroczne wody" liczy się nie tylko walka, ale również zdolność umiejętnego prowadzenia rozmów. By być dostatecznie przekonującym, niejednokrotnie stosuje się biegłość złotousty, pozwalającą niezwykle trafnie dobierać słowa i czule łechtać naszego rozmówcę, bądź – opierające się na przeciwnych uczuciach – zastraszenie. Oczywiście, w każdym przypadku należy mieć określoną wartość danej biegłości, toteż przez cały czas balansuje się tym, co mamy w ekwipunku, i w kółko zmienia wszelkie amulety, pierścienie, kolczyki czy poszczególne części odzieży.
Równie ważną biegłością jest złodziejstwo, które umożliwia otwieranie rozsianych w dużej liczbie po całym świecie skrzyń oraz okradanie naszych rozmówców. W pierwszym przypadku poziom biegłości musi być równy poziomowi zamka, byśmy mogli go otworzyć. By w ogóle zacząć o tym myśleć, musimy nabyć wytrych. Jest on niezniszczalny i – w przeciwieństwie do tych znanych z serii Gothic – jeden wystarcza na całą grę. Samo użycie wytrychu wiąże się z zagraniem w mini-grę, podczas której musimy tak nim ruszać, by w odpowiedniej kolejności odblokować dane części zamka. Im jego wyższy poziom, tym trudniejsza mini-gra. Śmieszy jednak to, że czasem skrzynia, która ma zamek na poziomie 90, skrywa w sobie rzeczy, jakie można znaleźć w tych zabezpieczonych 20. czy 30. poziomem. W porównaniu do poprzedniczki, uległo zmianie okradanie innych osób. Tym razem nie wybieramy przedmiotu, który chcemy potajemnie podwędzić, lecz jest to z góry ustalone, więc wystarczy mieć, jak w przypadku skrzyń, odpowiedni poziom, by daną osobę pozbawić mieszka złota bądź klucza.
Twórcy nie zrezygnowali z umożliwienia nam tworzenia wszelkich przedmiotów, toteż po zakupieniu odpowiednich zdolności Bezimienny jest w stanie sam sobie wykuć broń, zabawić się w rusznikarza czy destylować alkohol. Osoby parające się voodoo są w stanie tworzyć magiczne laleczki oraz berła. Nawiążę jeszcze do samego kowalstwa, ponieważ po całym świecie porozrzucane są w ukrytych miejscach części elitarnych broni. Gdy uda nam się zdobyć zarówno rękojeść, jak i klingę, korzystając z kowadła jesteśmy w stanie złączyć obie części i zyskać fantastyczny oręż. To jeszcze jeden element, który zachęca do zaglądania w każdy kąt podczas rozgrywki. Jako że, jak wspomniałem, na swej drodze spotkamy mnóstwo różnych zwierząt, warto też zainwestować w zdolności umożliwiające ich oprawianie, bowiem na sprzedaży dużej ilości kłów, zębów czy skór można sobie solidnie dorobić i znacząco podreperować wiecznie obciążony budżet.
A jeśli o pieniądzach mowa, to czego nie mogło zabraknąć w "Risen 2: Mroczne wody"? Ukrytych w ziemi skarbów, rzecz jasna! Wszakże nie tylko alkohol, dziewki luźnych obyczajów i walka są podstawą życia prawdziwego pirata. Jednak nie myślcie, że odnalezienie kufra pełnego brzęczących monet, złotych masek, różnych posążków czy szlachetnych kamieni to łatwizna. By wiedzieć, gdzie należy kopać, musimy mieć odpowiednią mapę, a te – jak na piracki świat przystało – znajdują się w butelkach, wyrzucanych przez ocean na brzeg czy w zapomnianych przez wszystkich skrzyniach. Czasem można je kupić, a czasem o nie zagrać. Jeśli ktoś ma żyłkę do szukania skarbów, to na pewno niejeden raz będzie mieć przyjemność wykopywania drogocennych zabawek, które chętnie spienięży u miejscowych kupców. Oczywiście, wcześniej należy wejść w posiadanie łopaty. Z kolei obecność w naszym ekwipunku kilofa pozwoli wydobyć ze znajdujących się w ścianach rudach złota nieco wartościowych samorodków.
Co zrobić z nawarzonym grogiem?
Kiedy zacznę wspominać wszystkie śmieszne elementy w "Risen 2: Mroczne wody", aż nie mogę uwierzyć, że ta gra została wyprodukowana przez Niemców. Nie ma tylu kropel rumu w butli, ile razy śmiałem się do monitora. Należy pochwalić zarówno wszelkie odzywki i pomysły na rozegranie niektórych dialogów między postaciami, ale również inne spektakularne idee. Pomyślcie, jaka metoda jest najlepsza w trakcie walki z wielkimi krabami? Piraci to cwane bestie i szybko doszli do wniosku, że najlepiej kopnąć je tak, by się wywróciły na grzbiet i machały bezradnie krótkimi nóżkami. Mamy wtedy mnóstwo czasu na zadanie tych kilku śmiertelnych ciosów, które normalnie kraby znakomicie blokują szczypcami. Nie mniejszą frajdę miałem, gdy pierwszy raz spotkałem gnoma, klnącego lepiej od niejednego pirata. Pomysł na historię gnomów i ich sens życia wydaje się jak najbardziej w porządku, a obecność w ich wiosce sprawia wiele frajdy.
Jeśli jeszcze nie usnęliście, to czytacie tę recenzję i myślicie sobie, że w sumie to dzieło nie ma jakichś wielkich wad. Nie zaskoczę was i pozwolę sobie na odrobinę krytyki, bowiem mam wrażenie, że grafika w "Risen 2: Mroczne wody" stanęła nieco w miejscu i choćby na tle drugiego "Wiedźmina" wygląda jak gnom przystawiony do pirata. Niby miecz zwisa u boku, lecz to nie to samo. Owszem, zarówno cała roślinność, jak i plaże, woda, skały, potwory czy ludzie cieszą oczy oraz bardzo ładnie się prezentują, ale to jednak nie ta liga, co nasza rodowa produkcja. Pozwalam sobie na tę opinię, ponieważ we wszystkie tytuły grywam na najwyższych ustawieniach – jeśli to wszystko, na co stać tę grę, to jestem względnie usatysfakcjonowany. Można powiedzieć, że kosztem tego minimalne wymaganie sprzętowe nie straszą, jednak od tak klimatycznej gry wymagałbym odrobinę więcej. Kolejną rzeczą, za którą twórców mam ochotę porządnie pstryknąć w ucho, to wszelkie animacje, jak chociażby w trakcie wspinania się po skałach bądź podczas wykopywania skarbu, który z nieznanych powodów lewituje nad ziemią. Ba, można dodać, że niejednokrotnie Patty zacinała się w dziwnych miejscach albo skakała z góry tak, jakby zjechała po zjeżdżalni. To, że wisząca u boku bohatera broń przenika przez jego ciało mógłbym pominąć, jednak wywlekam wszystko na wierzch, bo dążę do ciekawego wniosku. Wszystko to nie za dobrze świadczy o grze, niemniej jednak jeśli przypomnimy sobie, że w "Gothicu" bochenek chleba wyglądał jak cegłówka i nikomu to nie przeszkadzało, a grało się nad wymiar fantastycznie, to w trakcie grania w "Risen 2: Mroczne wody" wystarczy przymknąć na te niedociągnięcia oko, by równie świetnie się bawić. Z kolei trudno będzie znaleźć usprawiedliwienie i ułaskawić polonizację produktu, skoro niejednokrotnie wypowiadany tekst nie zgadzał się z wyświetlanymi napisami. Tfu!
Podsumowanie
Powoli zbliżając się do zakończenia, pragnę całkiem szczerze i z lekkim sercem powiedzieć, że dawno się tak świetnie nie bawiłem, jak z "Risen 2: Mroczne wody". Jest to gra przepełniona do granic możliwości pirackim klimatem, świetnymi zadaniami, porywającą i frapującą walką. Jestem pewien i mogę dać słowo pirata, że wszyscy fani Bezimiennego będą czerpać z rozgrywki wiele radości. Ja na przejście gry musiałem poświęcić nieco ponad 40 godzin, czyli zadowalającą mnie w zupełności liczbę czasu. W dobie powstawania gier, które można przejść w jeden dzień, jest to wynik jak najbardziej wart pochwały. Jeśli tylko macie ochotę nieco oderwać się od rzeczywistości, przeżyć fantastyczną piracką przygodę, plądrować jaskinie oraz grobowce, odkrywać malownicze wyspy i zbierać skarby, to szczerze polecam tę grę. Nie chciałbym jednak decydować o tym, że wasze mieszki po przeczytaniu tego tekstu staną się lżejsze, dlatego zachęcam do zapoznania się z tym cudownym utworem muzycznym. Zawarta w nim puenta wskaże wam właściwy kurs, a ja jestem w 100% przekonany, że będziecie wiedzieć, co zrobić z odłożonymi na czarną godzinę sztukami złota, nim przesłuchacie ten utwór do końca. Ahoj!
Plusy
- Fantastyczny piracki klimat
- Świetny system walki
- Ciekawy wątek główny
- Duża liczba zadań pobocznych
- Podłe sztuczki
- 40 godzin dobrego grania
- Sami decydujemy, gdzie chcemy płynąć
Minusy
- Natychmiastowe odnawianie życia
- Za mało walk z bossami
- Niektóre animacje postaci
- Brak dużych miast
Komentarze
Panowie mają rację, można używać muszkietów i sobie spokojnie radzić. Nie trzeba brać ze mnie przykładu; wcielać się w rolę i walczyć tak, by walka była jak najtrudniejsza, ale i jak najpiękniejsza - a przez to pełna emocji. Dla mnie nie liczyło się, by kogoś zabić, tylko by zrobić to z klasą, w jakiś fajny sposób. A tak rozbudowany system walki daje mi do tego wielkie pole manewru. I to jest piękne.
Co do przeciwników - to np. krokodyle (albo aligatory) są trudni. Szybko biegają, ale jeśli się posiada dobry muszkiet to kilka strzałów i po nich.
PS wiadomo coś o Risenie 3?
PS: Niekoniecznie "Risen 3" może być kolejną grą Pirahny Bytes. Przecież powróciły do nich prawa do "Gothica", więc może dadzą "Gothica 5"? Ja wolałbym jednak "Risena", bo wątpię, aby Pirahna powróciła w "Gothicu" w rejony jedynki i dwójki, gdzie było mroczniej, bardziej tajemniczo i ciekawiej.
Dodaj komentarz