Królowie Clonmelu

3 minuty czytania

Jeśli któraś seria ma się szybko skończyć, to na pewno nie ta pt. "Zwiadowcy". Podstawę do takiego toku myślenia bezsprzecznie daje fakt, że na początku marca na literackim rynku zadebiutowała nowa część tego cyklu, tym razem oznaczona cyferką... 8. Jak widać, John Flanagan nie czuje się w pełni usatysfakcjonowany dotychczasowym dorobkiem kolejnych tomów i ponownie serwuje nam książkę poświęconą przygodom Willa oraz jego przyjaciół. Cóż takiego może się tym razem wydarzyć? W jaką kabałę wplączą się bohaterowie?

Wszystko rozpoczyna się od corocznego Zlotu Zwiadowców, a ściślej rzecz biorąc – od nieobecności na nim Halta. Stęskniony za swym dawnym mentorem Will szybko dowiaduje się, iż szczycący się niesamowitą sławą zwiadowca udał się do Sisley, by sprawdzić wiarygodność plotek, głoszących o niepokojących wydarzeniach na zachodnim wybrzeżu. Gdy szpakowaty mężczyzna w końcu niespodziewanie wraca, potwierdza, że faktycznie sprawy źle tam wyglądają. Okazuje się, iż kult fałszywego boga swobodnie przemierza ziemie Hiberni, będącej ważnym państwem ze strategicznego punktu widzenia dla Araulenu, i sprawnie zdobył władzę w pięciu z sześciu istniejących tam królestw. Jedynie Clonmel pozostał niepodległy, lecz wkrótce i on ma wpaść w szpony sekciarzy. Temu dramatycznemu wydarzeniu i planom kultystów zamierzają sprzeciwić się Will, Halt oraz Horace, którzy czym prędzej wyruszają na Zachód. Z samym Haltem wiąże się tu pewna niespodzianka, jednak... sami się przekonacie, w czym rzecz.

Jako że w trakcie ostatnich dwóch lat otrzymaliśmy aż siedem tomów "Zwiadowców", zastanawiałem się, co tym razem naszykował dla czytelników John Flanagan. Dotychczas dostaliśmy wiele mrożących krew w żyłach bitew, byliśmy na ziemiach skutych lodem, ale również tam, gdzie panują wieczne upały, a po horyzont lśni rozgrzany, pustynny piasek. Ba, nie zabrakło podróży statkiem, forsowania starego zamczyska, pojedynków z okropnymi stworami czy spotkania oko w oko z magią. Jak się przekonaliście, tym razem padło na siejącą zagrożenie sektę – tego jeszcze nie było. Pomysł faktycznie trafiony, bowiem widać drugie dno działań wyznawców fałszywego boga, umożliwiający tym samym uznanie go za kręgosłup fabuły, wokół którego rozegrają się pozostałe wydarzenia. Należy jednak zwrócić uwagę, że John Flanagan napisał książkę, którą spokojnie można by uznać za pochodzącą z innego cyklu, gdyby tylko podmienić występujące tu postacie. Wszystko za sprawą tego, że bohaterowie udają się w kompletnie nowe miejsce, o istnieniu którego nikt dotąd nie miał pojęcia, i również z powodu, jakiego nikt pewnie nie był w stanie przewidzieć. Nasuwa to nieco przed oczy obraz pomysłu wymyślonego z czasem, zupełnie tak, jakby autor na początku nie wiedział, że będzie o nim w ogóle pisać. Jestem w dziewięćdziesięciu procentach przekonany, że właśnie tak było.

Inna sprawa to fakt, że książkę czyta się z niesłabnącym zainteresowaniem, ponieważ "Królom Clonmelu" nie można odmówić niesamowitego klimatu, który odczuwaliśmy w trakcie poznawania i przemierzania wcześniejszych siedmiu tomów. Nowa przygoda, ze świetnie znanymi postaciami, dostarczy wiele radości – w końcu nie ma nic piękniejszego, aniżeli śledzenie w akcji swojego ulubionego bohatera. Podczas lektury autor co jakiś czas przypomina dotychczasowe wydarzenia, czym spaja tę część z poprzednimi. Co ważne, nie zabraknie kilku niespodzianek czy dobrego humoru, którym często nasycone są rozgrywające się zdarzenia. Warto również wspomnieć o zakończeniu, bowiem autor zastosował zagranie użyte między piątym a szóstym tomem – urwał akcję w takim momencie, że po części można uznać ją za zakończoną, lecz z drugiej strony kolejna przygoda sama ciśnie się na usta. Bądź co bądź, wiadomo, od czego zacznie się tom dziewiąty, a więc nie doświadczymy wrażenia takiego, jak w tym przypadku. To plus czy minus? Oceńcie sami.

Tymczasem ja pozwolę sobie ocenić książkę z technicznego punktu widzenia. Otóż co do jakości papieru, trwałości okładki czy wielkości zastosowanego fontu nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Grafika na froncie książki odpowiada otaczającemu tę lekturę klimatowi i świetnie komponuje się z pozostałymi częściami. Jeśli miałbym narzekać, to można mieć drobne uwagi do korektorów, choć ilość przeoczonych niedociągnięć jest tak mała, że nie wpływa w żaden sposób na ostateczną ocenę. Całość została spisana na 472 stronach, także zdecydowanie zapewni nam kilka mile spędzonych wieczorów. Generalnie rzecz biorąc – dobra robota wydawnictwa Jaguar.

Z pewnością trzeba przyznać, że autor zdołał przeskoczyć ustanowioną przez siebie samego poprzeczkę, choć nie powiem, by ustanowił nowy rekord. Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak wyczekiwać na kolejną część. Lektura wciąga, więc czyta się ją bardzo przyjemnie, a zakończenie iście podsyca apetyt na następny tom. Drodzy fani "Zwiadowców", na pewno się nie zawiedziecie, także, jeśli jeszcze nie wzbogaciliście swego zbioru o tę część, z prędkością strzały udajcie się do księgarni i kupcie ją. Szczerze polecam!

Dziękujemy wydawnictwu Jaguar za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
8.5
Ocena użytkowników
8.45 Średnia z 10 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...