Wilkołak [runda 9]

RUNDA 9

Zasady gry

Główne zasady:

- Istnieje kilka klas, do których możecie zostać podporządkowani - wszystko jest dziełem przypadku, jesteście wybierani losowo do poszczególnych ról.
- Każdego dnia musisz zagłosować w temacie gry, aby zlinczować kogoś publicznie (głosowanie na siebie jest niedozwolone). Głos umieszczajcie pogrubiony i na czerwono, aby nie było wątpliwości na kogo głosujecie. Jeśli głos nie będzie sformatowany odpowiednio, nie będzie liczony.
- Trzy dni niegłosowania równoznaczne są ze śmiercią gracza.
- Pierwszego dnia można zdecydować się na NIE GŁOSOWANIE. Należy w tym celu wpisać w temacie po prostu PAS.
- Masz prawo zmienić swój głos ile tylko razy chcesz, po prostu pamiętaj o utrzymaniu odpowiedniego formatowania tak, aby tylko Twój finalny głos był zaznaczony na czerwono.
- W razie remisu, ofiara zostanie wybrana losowo spomiędzy linczowanych graczy.
- Dzień w grze kończy się o 24.00
- Podsumowanie dnia odbywa się w następującej kolejności: 1. Zabici przez nieaktywność, 2. Zlinczowani + osądzeni przez Sędziego, 3. Uratowani przez doktora, 4. Zabici przez wilkołaka 5. Zabici przez Czuwającego
- Jeśli nie jesteś graczem lub już umarłeś/aś, nie masz prawa pisać w temacie gry.
- Jeśli nie jesteś graczem lub już umarłeś/aś, proszę powstrzymaj się od wygłaszania swoich przemyśleń publicznie. Pozwól graczom na własną rękę dowiedzieć się kto jest kim.
- Nie umieszczaj nigdzie screenshotów z PMek, jakie dostaniesz w czasie gry.
- W podsumowaniach kolejnych dni mogą (lecz nie muszą) znajdować się wskazówki i podpowiedzi dla graczy.


Wilkołaki:

- Wilkołaki muszą zgodzić się co do osoby, którą mają zamiar zabić danej nocy. Śmierć będzie miała miejsce, jeśli cel dostanie przynajmniej (n-1) głosów*. Jeśli w grze zostanie tylko jeden Wilkołak, jego jeden głos wystarczy do zabicia.

*: Jeśli Wilkołaków jest więcej niż 2, to
n = liczba Wilkołaków

lub

jeśli Wilkołaków zostaje 2, to
n = 3

w innym przypadku

n = 2;

Wyrocznia

- Wyrocznia może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, w której poprosi o prawdziwą tożsamość jednego, wybranego gracza.

Doktor

- Doktor może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, w której poda nicka osoby, którą chce dziś uratować. Jeśli dana osoba tej nocy jest celem ataku Wilkołaków, nie zginie.

Czuwający

- Czuwający może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, którym poda nicka osoby, którą chce zabić. Ważne, aby był pewien swego wyboru - lepiej nie zabijać niewinnych ludzi.

Sędzia

- Sędzia może raz dziennie wysłać prowadzącemu PW, w którym poda nicka osoby, na którą oddaje drugi głos (pierwszy w oficjalnym głosowaniu, drugi na PW). Jeśli jego głos przeważy, osoba na którą głosował podwójnie, zostanie zlinczowana.

Incognito

- Incognito, przynajmniej początkowo, nie różni się niczym od zwykłego Człowieka. Jednak z czasem, zależnie od podejmowanych decyzji, ich trafności oraz zbieżności z decyzjami pozostałych postaci, przybiera formę jednej z nich, jako dodatkowa z wyżej wymienionych.

Kaznodzieja

- Kaznodzieja może modlić się za osobę, która zostanie wyznaczona do zlinczowania, jeśli jest święcie przekonany, że głosujący pomylili się i zamierzają stracić niewinnego człowieka. Jeśli to zrobi, wysyłając prowadzącemu PW z nickiem tej osoby, nie zostanie ona zlinczowana niezależnie od ilości głosów, a przez cały następny dzień NIKT nie będzie mógł na nią głosować. Dlatego należy baaaardzo uważnie prosić Niebiosa o wstawiennictwo - marnie by było ratować Wilkołaka i dawać mu immunitet

Bracia

- Bracia jako jedyni wśród ludzi wiedzą o swoim istnieniu, a co za tym idzie - o niewinności. Niby niewielka pomoc, ale zawsze.

___________________________
Aktualnie grający:
- Matt
- Vitanee
- Wiktul
- Tamc.
- Dalej...
- Ielenia
- maliwa
- Thorot
- Tig
- Niiin




- No nie! Znowu, znowu, znowu! Dlaczegoooooooooo?! – płaczliwego wycia niespełnionego pisarza pozazdrościłby niejeden wilk. Cóż za ton, cóż za ekspresja! Idealne na księżycową noc! Lecz dźwięki tłuczonego szkła, pękających półek, wypadających klawiszy z klawiatury do idealnych już się nie zaliczały.
- Jeszcze wam pokażę… - szepnął Jaś Pisarczyk, rwąc na strzępy kolejną odmowną odpowiedź odnośnie wydania jego WSPANIAŁEJ książki, która przecież miała trafić na szczyty bestsellerów i utrzymywać się na nich przez wiele tygodni.
Tak, napisze kolejną książkę. Książkę doskonałą. Ale najpierw zejdzie do piwnicy, utopi swój smutek w najprzedniejszym winie, przynoszącym natchnienie. Jak zawsze. A potem, potem… HA! Przecież na strychu widział starą księgę, pewnie spadek po dziadkach. Magiczna chyba. Może znajdzie tam zaklęcie, jeśli nie na przychylność wydawców, to może na coś, co pomoże mu napisać wspaniałą historię, dzięki której stanie się bogatszy od samego Billa Gatesa?
***
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, do krainy mlekiem i miodem płynącej wkradło się coś… mrocznego, coś, co było starą, dawno zapomnianą legendą. Mitem z zamierzchłych czasów, który nie miał prawa pożerać lojalnych poddanych miłościwie panującego króla i jego małżonki. Lecz nikt nie miał pojęcia o tym mrocznym cieniu, albowiem…

Hen, gdzieś daleko, na granicznych ziemiach, gdzie wiedźmy na bagnach swe siedliska mają, stała stara, opuszczona farma. Domostwo stało wyłącznie na przysłowiowe słowo honoru: tu dziura zamiast okna, tam dach przecieka, korniki drewno przeżarły. W środku lepiej nie było: sienniki zawilgły, poduszki dawno zapomniały, co to znaczy być pełną pierza, niektórym krzesłom i stołom brakowało nóg, strych opanowały nietoperze a spiżarnię szczury. Obejście? Równie zapuszczone jak domostwo, z tym, że w stodole jakimś cudem uchowało się suche siano a na kilku grządkach rosły przez nikogo nie pielęgnowane warzywa. „Rosły” to jednak za dużo powiedziane – przy bliższych oględzinach okazywało się, że już dawno przegniły i były pokarmem robactwa.
W pewnym momencie, jedenaście błyskawic uderzyło jednocześnie w ziemię. W miejscu każdego uderzenia pojawiła się jedna osoba. W sumie… jedenaście osób, wyrwanych ze swoich światów, swoich książek, nie mających pojęcia, co się dzieje, znalazło się tutaj: w miejscu zapomnianym przez wszystkich, włącznie z bogami.
Jednak to nie koniec atrakcji. Nad niewątpliwie dzielną jedenastką pojawiło się…


Ssssłuchajcie mnie uważnie! Splowadziłem was tutaj, bo taki był mój kaplysss, ale, jeśhli dobrze się spiszecie, pozwolę wam wlócić do waszych książek. W tej chwili waszą rolą jest… aaaa nieważne, nie musicie wiedzieć. Jedyne, co tak naplaftę mam wam do powiedzenia, to to, że… hie hie… kilkolo z was przeszło pewną… przemianę. Zasady są ploste: albo pokonacie wilkołaki, albo wilkołaki pokonają was. Kto wygla, ten wlaca, kto przegla, nie wlaca.

Ostatnie słowa nie zdążyły jeszcze przebrzmieć, gdy oko zniknęło. Zaraz po tym, z głośnym hukiem, spadł z nieba niewielki stolik, do którego blatu została przyczepiona karta z informacją: jedyny poprawny sposób użytkowania tego mebla to okrążenie go trzy razy na jednej nodze i krzyknięcie „nakryj mnie!”. Nie zaleca się używania go jako tarczy bądź doraźne źródło pozyskiwania broni w postaci oderwanych nóg.
Gdzieś w innym świecie Jaś Pisarczyk z trudem wyciągnął starą maszynę do pisania, ustawił ją na chyboczącym się biurku, wbił wzrok w kulę, unoszącą się w powietrzu. Zamrugał kilka razy, starając się odpędzić podwójne… nie, potrójne widzenie. W końcu jednak palce zawisły nad klawiszami i…

Zaczął się dzień pierwszy.
Mi taka zabawa nie Pasuje. Powiedział długo-biało włosy i poprawił dwa miecze na plecach.
Urwę ci leb i zrobie sobie z niego pacynkę! - Powiedzial błagającym głosem Jacek Mistrz Broni.
Dalej do ich gardel wyrznac ich! - Pokojowo oznajmiła Dalejdoich Mniszka.

Dzie syngatrura daleja? No wziol i znik (...tradycyjnie wziął i znikł...), muwie wam to zprawka szatanskih mocuw.
Uderzenie w podłogę przy błysku światła było dość nieciekawym wrażeniem. Gdyby jeszcze tylko nie napieprzała jej tak głowa. Kiedy już podniosła się z podłogi i zaczęła słyszeć dziwny głos dochodzący zewsząd i znikąd, wrzasnęła łapiąc się za uszy.
-Nie dałoby sssie troche siszej? - Tak kac i uczucie zbliżającej się trzeźwości, były najgorszymi przyjaciółmi młodej, 17 letniej księżniczki. Kiedy jednak, jak przez mgłę, dotarły do niej słowa o samonakrywającym się stoliczku, poczuła się pełna otuchy. Wprawdzie ciężko było skakać na jednej nodze dookoła stołu, ale czegoż się nie robi dla trzeźwości umysłu? Po chwili, stolik zatrzeszczał a cały jego blat dosłownie utonął w wódce, whiskey, tequillach. Do wyboru do koloru. Różowowłosa sięgnęła po najbliższą butelkę i wlała sobie połowę jej zawartości prosto w otwartą gardziel. Natychmiast poczuła się lepiej, a jej umysł stał się bardziej trzeźwy. Sprawdziła więc w jakim jest stanie. Zbroja - jest, miecz - jest, ran - nie ma, wódka - jest, a to chyba najważniejsze. Rozejrzała się dookoła na kompanów i rzekła:
- Nie krępujcie się, trzeba pić i popuszczać pasa. Zapraszam pana siwego!
- Jak tu straszliwie brzydkoooo! - Zapłakała, rozejrzawszy się po obskurnym domu - to przecież nie miejsce dla takiej młodej damy jak jaaaaaa - wyła wciąż, a łzy, za sprawą grubej warstwy kredki do oczy przybrały kolor czarny - W dodatku boli mnie blizna! Czyżby Voldemort był w pobliżu? No i - gdzie jest Hermiona? ona wiedziałaby, co zrobić, żebym z powrotem stała się chłopcem, żebym mogła wrócić do Hogwartu; wiedziałaby, jak zdobyć różdżkę! Bez niej jest mi tak smuuuutno, taaak źleeeee! Muszę znaleźć żyletkę i pociąć się gdzieś w kącie. I posłuchać trochę smutnej muzyki... Gdzie jest mój ajpodzik? Miałam go przecież przyczepionego do mojego czarnego paseczka....
Dłuższa chwila minęła, nim otwarte oczy młodzieńca złapały odpowiednią ostrość i nim ten zorientował się, że leży na jakimś polu. Z trudem wstał i pierwsze co spojrzał w niebo. - Uff, przynajmniej nie ma słońca. Uff. Rozejrzał się dookoła zdezorientowany. - A cóż to za paskudne miejsce? I gdzie się podziała Bella?
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

W krzaki obok szopy łupnęło coś niemiłosiernie. Poleciały jęki i jakieś przekleństwa, przetykane wypluwaniem liści, gałęzi i grudek piachu. Wyłaniająca się z chęchów postać okazała się odziana w całkowicie czarny... i połyskliwy garnitur...? Kombinezon...? Oraz srebrzysto-stalowy krawat, który jednak odrzuciła jak najdalej.
- Na pewno nie w mojej sypialni. - mruknął w odpowiedzi na pytanie anemicznego młodzieńca. - Choć szkoda, bo z Anastazją... Oj. - zorientował się, że jego lateksowy kostium rozpiął się w najmniej odpowiednim miejscu. - Przepraszam najmocniej. Ktoś, i lepiej dla niego, bym nie dowidział się kto, wyrwał mnie z sytuacji intymnej. Nawet z kilku sytuacji jednocześnie... - zawiesił głos i z bardzo obcisłej, małej kieszeni, wyciągnął smartphone. - No tak, zasięgu też nie ma. Impas. Ech... A, należałoby się przedstawić. Christian. - wyciągnął rękę do stojącego najbliżej, anemicznego młodzieńca. Przykład etykiety w lateksowej oprawie.
Szary czarodziej rozglądał się po obskurnym pomieszczeniu zastanawiając się jak tu trafił. Pamiętał, że wszedł do zrujnowanej chaty farmera po kłótni z krasnoludami. To miejsce lekko je przypominało.
- Czyżby i tu grasowały trolle? – Zastanowił się odpalając fajki. – Mam nadzieje, że kompania nie wpakuje się w jakieś kłopoty pod moją nieobecność. – Westchnął, po czym wypuścił kółka z dymu, jedno zmieniło się w ptaka i o przeleciało przez obręcz. – Czarodziej nigdy się nie spóźnia, nie jest też zbyt wcześnie, przybywa dokładnie w tedy, kiedy ma na to ochotę i jest potrzebny. Tylko nie pamiętam gdzie byłem potrzebny. Hmy… ciemno tu trochę poświecę trochę. – W ten z jego kosturu wystrzeliło łagodne białe światło. Zadowolony usiadł na starym krześle. Nie jestem już młodzieniaszkiem powiedział do siebie. Nagle ego szata zaiskrzyła wyleciały z niej iskry. Rozległa się mała eksplozja i pojawiły się iskrzące motyle. Gandalf uśmiechnął się.
- Moja fajerwerki zawsze cieszyły dzieci jak i starców. Pamiętam tą pasjonującą imprezę u urodzinową u… niech mnie ork pokąsa nie pamiętam, u kogo!
W przestrzeni nad pozostałymi bohaterami zaczęło się coś materializować. Najpierw pojawiły się zęby, układając się w półksiężyc. Uśmiech. Później po kolei: nos, jedno ucho, drugie ucho, oczy, aż w końcu ukazała się cała głowa.
Wszyscy jesteśmy obłąkani. Ja jestem obłąkany. - powiedział z perfekcyjnym brytyjskim akcentem Kot z Cheshire, po czym zaczął się z powrotem dematerializować. Po chwili pozostały tylko szare pasy na obłoczku niebieskiego futerka. A później już tylko sam...uśmiech zawieszony w przestrzeni.
- Gdzie ja jestem? Czy to niebo? Dom mojego ojca?! - zaczęła panikować. - Muszę się przenieść z powrotem na Księżyc. Nehemiasz pewnie się o mnie martwi! Wymruczała pod nosem zaklęcie, ale nic się nie wydarzyło.
- No co jest?! Znów pomyliłam zaklęcia? Mam nadzieję, że nie zamieniłam się w ropuchę!
- W ropuchę nie, ale jesteś pewna, że duchy potrafią czarować?
- Duchy? Tutaj nie ma duchów
- zaśmiała się. - Hija, ale masz poczucie humoru. Lepiej przypomnij mi zaklęcie przeniesienia, bo nie zdążymy na kolację!
- Głupia, to my jesteśmy duchem. Ale nawet jak jesteś zdematerializowana, to myślisz tylko o żarciu.

Hija obruszyła się. Nieznosiła krytyki od swojego alter ego, jednak powoli zaczęły docierać do niej jej słowa. Czy to możliwe, że zamieniła się w ducha? Popatrzyła na swoje ręce, które były tylko mleczną mgiełką, niemalże niewidocznym zarysem dłoni. Rozejrzała się wokół i spostrzegła stolik zastawiony wszelakimi trunkami i młodą dziewczynę śpiącą pod nim z butelką w ręce. Wzdrygnęła się z obrzydzeniem, ale podeszła bliżej i spróbowała cokolwiek podnieść, lecz wszystko wymykało jej się spomiędzy palców. Krople potu wystąpiły jej na czoło.
- Hija, uciekajmy stąd! Gdzie mój kompas?! - krzyczała przerażona.
- Uspokój się, nieznośna dziewucho! Zawsze możemy odnaleźć drogę do domu dzięki gwiazdom. O, tam jest północ...
Rozglądał się z przerażeniem w oczach. Nie udawał trupa, zbyt wiele istot żywi się padliną lub zwyczajnie sprawdza, czy spodziewany posiłek na pewno jest tak martwy, na jakiego wygląda. Szata maga była zapylona. Kapelusz z napisem "Papuggus" lekko się przekrzywił, ale dzielnie trzymał się pełnej obaw głowy. A niech to demony, pomyślał. Co mi się znowu przytrafiło? Gdzie ja jestem?

Słowa Oka dały pewne informacje. Najważniejsze były wskazówki dotyczące tego, jak uciec. By wrócić, trzeba wygrać. Mag wolał uciekać, niż grać. Ocenił sytuację: dziesięcioro innych osób, naprawdę dziwnych, pojawiło się w pobliżu wraz z nim. Wyglądali na tak samo dobrze zorientowanych, jak on, ale to mogły być pozory. Mimo to zdecydował, że nie zacznie od razu biec. Rozbiegane spojrzenie szukało oznak wrogości, a także czegoś, co do tej pory odnajdywało go dosłownie wszędzie, a czego teraz nie widział: skrzyni z dziesiątkami nóżek. Bagażu nie było. Był za to kot o strasznych zębach.

- Aargh - powiedział cichutko i ugryzł się w język. Mag powoli zaczął pełznąć w stronę rudery, tak, by nie zwracać niczyjej uwagi. Ukryć się i wymyślić coś. Na uciekanie biegiem było za dużo otwartej przestrzeni. W obliczu tego szaleństwa wolał powiedzieć pas..

„Była to naprawdę całkiem sympatyczna dziewczyna, nawet jeśli jej łono zostało najwyraźniej zaplanowane dla osoby o dwie stopy wyższej. Ale nie była Nią*.

*Profesor nadzwyczajny gramatyki i jej stosowania poprawiłby pewnie to zdanie na «okazało się, że ona to nie ona», na co profesor logiki zakrztusiłby się drinkiem.” - Terry Pratchett, Niewidoczni akademicy

Koniec dnia pierwszego.

[Dodano po 40 minutach]

Podsumowanie

Dzień 1:

Zlinczowani: brak

Osądzeni przez Sędziego: brak

Uratowani przez Kaznodzieję: brak

Uratowani przez Doktora: brak

Zabici przez Wilkołaki: Wiktul

Zabici przez Czuwającego: brak

Nie głosowali i nie pasowali: Matt (1)

___________________________

Od dziś nie można już pasować
___________________________

Aktualnie grający:
- Matt
- Vitanee
- Wiktul
- Tamc.
- Dalej...
- Ielenia
- maliwa
- Thorot
- Tig
- Niiin
___________________________

Wydawało się, że tego dnia nic się nie wydarzy. Oszołomieni bohaterowie najwyraźniej nie w pełni pojęli grozę sytuacji, w której się znaleźli.
Wydawało się też, że gorzej być nie może. Ostatecznie zostali nagle wyrwani ze swoich historii tylko po to, by służyć za wenotwórczą zabawkę niespełnionego pisarza, któremu oprócz braku umiejętności tworzenia fascynującej lektury zabrakło również talentu magicznego. Brak tegoż talentu nieskażonego alkoholem umysłu, jak to boleśnie niektórzy się przekonali, miał wręcz opłakane skutki – choć wciąż byli sobą, to sobą jednak nie byli. Dręczeni omamami większymi lub mniejszymi oraz zmianami nie tyle w ich wyposażeniu co osobowości mogli w tej chwili wysnuć tylko jedno pytanie: czy to sepleniące ślepię będzie w stanie spełnić obietnicę przywrócenia spraw do poprzedniego stanu? A co z tymi, którzy być może zginą? Czy zostaną wymazani z ich własnych historii?!

Właśnie. Wydawało się, że gorzej być nie mogło. Bo mogło i było. Jednak.

Zaczęło się niewinnie – ot, księżniczka zażyczyła sobie nieodzownych dla niej trunków i trunki się pojawiły. Wymarzony wstęp do imprezy na sto dwa fajerki, celebrującą święto pierwszego dnia tygodnia miesiąca nieznanego. Ba, „fajerki” też były, dostarczone przez najbardziej znanego w tej dziedzinie fachowca, sprawiającego w tej chwili wrażenie lekko pomylonego.

Może nic by się nie stało, gdyby nie pewien niecierpliwy gryzipiórek, chcący przyspieszyć całą akcję. Stukot wiekowej maszyny do pisania przebił się przez osnowy zaklęcia i dotarł na farmę w postaci lekkiego powiewu wiatru, powodując skutki całkiem odmienne od pożądanych.

Nie wiadomo skąd pojawił się Bagaż, kłapiąc groźnie swoim wiekiem. Potrącił lamentującą(ego?) maliwę-Pottera, przemknął pod stolikiem, wywracając go (niestety, o ile rzeczony mebel wyszedł z tego bez szwanku, to nie można było powiedzieć tego samego o pełnych butelkach) a następnie pognał za Tigiem, by ubóść go w tylną część ciała niczym rasowa koza i… wyparować. Kufer na nogach zniknął, ale na jak długo?

Christian Grey, nie mogąc znieść myśli, że nie ma tutaj zasięgu, zniknął gdzieś za ruderą. Skoro nie może połączyć się z siecią, to może jakimś cudem zadziała GPS i będzie wiedział, gdzie się znajduje? A może lepiej skorzystać z gry, którą wczoraj ściągnął i jeszcze nie miał czasu się nią nacieszyć? I tak nie miał jak naładować baterii, więc dlaczegóż by nie wykorzystać tej szansy?
Nieświadom całego zamieszania wywołanego pojawieniem się Bagażu, pochłonięty całkowicie grą „Głaskanie kociaków” nie mógł zauważyć zbliżającego się do niego nocnego łowcy, ożywionej legendy. Błyskawicznie odcięta głowa Wiktula potoczyła się po ziemi, ciało upadło z głuchym plaśnięciem. Martwe już palce wciąż trzymały popiskujący BlackBerry. Przerwana brutalnie nić życia Czuwającego znacząco skurczyła szanse przetrwania bohaterów pozytywnych.

I choć dla Wiktula skończył się rozdział pierwszy, to dla pozostałych…

___________________________
… zaczął się rozdział drugi.
- O nie! NIE!- Wyjęczał Gandalf klęcząc nad bezgłowym ciałem Wiktula. - Zginął nasz obrońca teraz będziemy bezbronni jak male owieczki. Żadna magia nie przywróci mu życia. - Westchnął ciężko pociągając porządnego bucha fajkowego ziela. Pozwoliło mu się to odprężyć i oczyścić umysł. - Co możemy zrobić? bełkoczące oko wyglądające jak młodsza siostra Saurona więzi nas tu. Powinniśmy wrzucić tę księgę do ognia (to zawsze działa. - W ten wzrok czarodzieja padł na na białowłosego. - Mości Daleju znany też jako wiedźmin Gerald jak mniemam tyś jest specem od potworów. Powiedź mi cóż twe bystre oczy widzą? Jaka bestia zadała te obrażenia? I co myślisz o tej jakbyś to określił Chędożonej sprawie?
-Tu nie trzeba specjalisty. - rzekła księżniczka trzymając flaszkę w ręku i pociągając z niej raz po raz. (Była niezmiernie szczęśliwa, że udało jej się coś ocalić przed szarżującym Bagażem) - Jakżem w wojsku trochę była, to takich trupów na pęczki widziałam. Nie ma co się zastanawiać, ktoś mu mieczem łeb upier... to jest odciął. - mruknęła patrząc na mazgającego się Harrego. Ktoś jej kiedyś mówił, że nie wolno kląć przy dzieciach.
- Rachunek jest prosty tylko nasza trójka ma miecze. Pan panie Thorot - Gandalf i pan panie Dalej - Geralt, a także ja księżniczka Wielkiego Księstwa Troy... Jak mniemam wszyscy mamy duże doświadczenie w walce i każde z nas mogło zadać decydujący cios. Problem w tym drodzy panowie, że nasz wspaniały gospodarz, nie wiem gdzie miał łeb i o czym kurna myślał, ale dał mi miecz długi, którym za ch...olerę nie umiem się posługiwać. - to mówiąc wyciągnęła miecz i próbowała się nim zamachnąć z kiepskim efektem. Miecz wypadł jej z ręki i uderzył w ziemię.
-Za ciężkie to cholerstwo. A co wy panowie macie na swoją obronę?
Jaka bestia?! Oczywiście, że to chędożone Wilkołaki! Musimy się mieć na baczności, nie rzucać się z linczem na bezbronnych i trzymać się blisko innych.
Urwę ci leb i zrobie sobie z niego pacynkę! - Powiedzial błagającym głosem Jacek Mistrz Broni.
Dalej do ich gardel wyrznac ich! - Pokojowo oznajmiła Dalejdoich Mniszka.

Dzie syngatrura daleja? No wziol i znik (...tradycyjnie wziął i znikł...), muwie wam to zprawka szatanskih mocuw.
Gandalf zmarszczył krzaczaste brwi, po czym sięgnął do pasa. Rzeczywiście był tam długi miecz. Wyciągnął go i oglądał jakby widział go po raz pierwszy.
- Jak mogłem o nim zapomnieć! - Zaśmiał się wesoło. - Toż to Glamdring miecz króla Gondolinu najpotężniejszego królestwa Elfów. Znalazłem go w jaskini trolli. Gondolin już takiego miasta nie będzie. Upadło nie w przez wojska czarnego władcy lecz w wyniku zdrady krewnego samego króla. Był to smutny dzień. - Westchnął ciężko. Przypominanie sobie tak odległych wydarzeń było ciężkie i męczące. - Ale mój miecz to młot na wrogów. Został stworzony do walki z istotami ciemności takimi jak orkowie i gobliny. Ma w sobie światło poranka. Nie zranił by osoby szlachetnej.
- Otóż to, nie linczować bezbronnych - podchwycił Rincewind, podnosząc się z jękiem. Ugryzienie bolało nieznośnie. - Odezwał się najmniej bezbronny.. Dwa miecze, z jednego albo z obu najwyraźniej zrobiono dzisiaj użytek. Dalej, broń się przed argumentami pani księżniczki. To ty ściąłeś łeb Czuwającego! Wszyscy wiecie, że mam rację!

Po tych słowach okręcił się dookoła siebie, by sprawdzić, czy Bagaż nie wraca. Naraz pot wystąpił mu na czoło. Jeśli tego dnia zginą dwie osoby, zostanie ich ośmioro.. Ósemki były ważne, ale co się przez to zdarzy w tym pokręconym jak dotąd świecie?

„Była to naprawdę całkiem sympatyczna dziewczyna, nawet jeśli jej łono zostało najwyraźniej zaplanowane dla osoby o dwie stopy wyższej. Ale nie była Nią*.

*Profesor nadzwyczajny gramatyki i jej stosowania poprawiłby pewnie to zdanie na «okazało się, że ona to nie ona», na co profesor logiki zakrztusiłby się drinkiem.” - Terry Pratchett, Niewidoczni akademicy

Nad przekrzykującymi się nawzajem bohaterami zmaterializowała się duża, puszysta głowa.
- Ależ panowie, mrrr. Po co te kłótnie? Pomyślcie trrrochę. Czy w waszych obłąkanych rzeczywistościach nie jest tak, że najbarrrrdziej winny jest ten, którrry przyrzeka swą niewinność? - Tu podfrunął do Thorota i podniósł lewą brew. Jeśli koty w ogóle mają brew.
- I co pan powie, panie dziadku? Fakt, że nagle znalazłeś jakiś kawałek prastarego metalu jeszcze nie oznacza, że jesteś niewinny! A może ten miecz specjalnie znalazł się w twoim otoczeniu, żeby właśnie ciebie wskazać jako tę potworną kreaturę?
Powiedziawszy to, uśmiechnął się tylko, tak, jak tylko Kot z Cheshire potrafi, zwinął w kłębek i... puf! Zniknął. Przez chwilę widoczny był jednak blady zarys uśmiechu.
Szary pielgrzym zakrztusił się się fajkowym zielem. Cóż za bezczelne kocie.
- Mnie oskarżać? Jestem sługą tajemnego ognia i władcą płomienia Arnoru, Jednym z pięciu strażników śródziemia! Głupcy. Dalej jest zabójcą potworów a nie potworem.Miecz srebrny na bestie a drugi na śmiertelnych. A bestia broni nie używa. Ma kły i pazury straszliwe. o jej za oręż wystarczy! A ty TIGU coś zbyt wcześnie żeś pochopne wnioski wysnuł. Nie linczować bezbronnych? Tych co mieczy nie mają? Ta broń i tak im nie wiele da przeciwko bestiom, które bezbronne to są dopiero martwe! Dlatego ciebie uznaje za wroga tego który nawet tej marnej ochrony chce nas pozbawić!
-Wszyscy jesteśmy obłąkani....- powiedział Uśmiech.
- To jedyna rozsądna poszlaka - oświadczył, rozglądając się trwożliwie za Uśmiechem Kota. Gdy go dostrzegał, wzdrygał się i umykał. - Ty też masz miecz, tym bardziej podejrzane, że bronisz Geralta, może jesteście w zmowie? Poza tym to on zaczął z "nie linczować" bezbronnych, czemu jemu nie zarzucisz pochopności? No i - zastanowił się nad ostatnimi słowami Gandalfa - chyba właśnie wpadłeś. Skoro jetem wrogiem tego, który chce nas pozbawić ochrony, to chyba wilkołakiem nie jestem..

„Była to naprawdę całkiem sympatyczna dziewczyna, nawet jeśli jej łono zostało najwyraźniej zaplanowane dla osoby o dwie stopy wyższej. Ale nie była Nią*.

*Profesor nadzwyczajny gramatyki i jej stosowania poprawiłby pewnie to zdanie na «okazało się, że ona to nie ona», na co profesor logiki zakrztusiłby się drinkiem.” - Terry Pratchett, Niewidoczni akademicy

← Wilkołak
Wczytywanie...