Wilkołak [Runda 7]

RUNDA 7

Zasady gry

Główne zasady:

- Istnieje kilka klas, do których możecie zostać podporządkowani - wszystko jest dziełem przypadku, jesteście wybierani losowo do poszczególnych ról.
- Każdego dnia musisz zagłosować w temacie gry, aby zlinczować kogoś publicznie (głosowanie na siebie jest niedozwolone). Głos umieszczajcie pogrubiony i na czerwono, aby nie było wątpliwości na kogo głosujecie. Jeśli głos nie będzie sformatowany odpowiednio, nie będzie liczony.
- Trzy dni niegłosowania równoznaczne są ze śmiercią gracza.
- Pierwszego dnia można zdecydować się na NIE GŁOSOWANIE. Należy w tym celu wpisać w temacie po prostu PAS.
- Masz prawo zmienić swój głos ile tylko razy chcesz, po prostu pamiętaj o utrzymaniu odpowiedniego formatowania tak, aby tylko Twój finalny głos był zaznaczony na czerwono.
- W razie remisu, ofiara zostanie wybrana losowo spomiędzy linczowanych graczy.
- Dzień w grze kończy się o 24.00
- Podsumowanie dnia odbywa się w następującej kolejności: 1. Zabici przez nieaktywność, 2. Zlinczowani + osądzeni przez Sędziego, 3. Uratowani przez doktora, 4. Zabici przez wilkołaka 5. Zabici przez Czuwającego
- Jeśli nie jesteś graczem lub już umarłeś/aś, nie masz prawa pisać w temacie gry.
- Jeśli nie jesteś graczem lub już umarłeś/aś, proszę powstrzymaj się od wygłaszania swoich przemyśleń publicznie. Pozwól graczom na własną rękę dowiedzieć się kto jest kim.
- Nie umieszczaj nigdzie screenshotów z PMek, jakie dostaniesz w czasie gry.
- W podsumowaniach kolejnych dni mogą (lecz nie muszą) znajdować się wskazówki i podpowiedzi dla graczy.


Wilkołaki:

- Wilkołaki muszą zgodzić się co do osoby, którą mają zamiar zabić danej nocy. Śmierć będzie miała miejsce, jeśli cel dostanie przynajmniej (n-1) głosów*. Jeśli w grze zostanie tylko jeden Wilkołak, jego jeden głos wystarczy do zabicia.

*: Jeśli Wilkołaków jest więcej niż 2, to
n = liczba Wilkołaków

lub

jeśli Wilkołaków zostaje 2, to
n = 3

w innym przypadku

n = 2;

Wyrocznia

- Wyrocznia może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, w której poprosi o prawdziwą tożsamość jednego, wybranego gracza.

Doktor

- Doktor może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, w której poda nicka osoby, którą chce dziś uratować. Jeśli dana osoba tej nocy jest celem ataku Wilkołaków, nie zginie.

Czuwający

- Czuwający może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, którym poda nicka osoby, którą chce zabić. Ważne, aby był pewien swego wyboru - lepiej nie zabijać niewinnych ludzi.

Sędzia

- Sędzia może raz dziennie wysłać prowadzącemu PW, w którym poda nicka osoby, na którą oddaje drugi głos (pierwszy w oficjalnym głosowaniu, drugi na PW). Jeśli jego głos przeważy, osoba na którą głosował podwójnie, zostanie zlinczowana.

Incognito

- Incognito, przynajmniej początkowo, nie różni się niczym od zwykłego Człowieka. Jednak z czasem, zależnie od podejmowanych decyzji, ich trafności oraz zbieżności z decyzjami pozostałych postaci, przybiera formę jednej z nich, jako dodatkowa z wyżej wymienionych.
-----------------------------------------------------

Aktualnie grający:

- Tig
- Dalej...
- Tamc.
- Matt
- Tar
- Charon
- Lionel
- Evrina
- Ielenia

-----------------------------------------------------

Wielki turniej, decydujący o losach niezliczonych światów i wymiarów, rozpoczął się ponownie. Po raz kolejny zgromadzono starannie wyselekcjonowanych śmiałków, którzy - z własnej lub przymuszonej woli - stanęli właśnie przed potwornym tronem jedynego, niekwestionowanego władcy Zaświatów...



- Witajcie - zabrzmiał gromowy głos, który zatrząsł koloseum w posadach. Zasiadająca na tronie postać rozejrzała się po zgromadzonych, przyglądając się każdemu z was [url="http://fc00.deviantart.net/fs70/i/2012/331/7/0/shao_kahn_by_the_backup_plan-d5mervl.jpg"]swym upiornym, przenikliwym wzrokiem[/url].
- Dostąpiliście zaszczytu wzięcia udziału w Turnieju, w którym setki największych mistrzów walczyło i ginęło, ku chwale i potędze swego prawowitego władcy. W najbliższym czasie dołączycie do tego znamienitego grona... Niestety... - dodał Shao, a zgromadzeni wokół niego słudzy, niektórzy niemal tak przerażający, jak on sam, zadrżeli i spuścili wzrok.
- Niestety, gdyż Starsi Bogowie uznali, iż idea Turnieju wyczerpała się. Wciąż ci sami wojownicy, wciąż ten sam, niekończący się konflikt, mówili, jak nierozstrzygnięte, zbyt długie starcie. Dlatego też nakazano zebrać najgorszych wojowników, jakich uda się znaleźć w najbliższych światach. I oto jesteście...
Shao Khan wstał ze swego tronu, a jego słudzy cofnęli się trwożliwie. Żaden nie chciał stać się obiektem gniewu władcy, jednak ten zmierzał pewnym krokiem w kierunku jednego, kulącego się na samym końcu szpaleru doradców.

[ [url="http://fc09.deviantart.net/fs22/f/2009/240/d/3/Feel_the_power_of_Shao_Kahn_by_mito0101.jpg"]Ilustracja[/url] ]

- Jesteś pewien, że zaklęcie zadziała? - zapytał pełnym pogardy głosem kulącego się przed nim, długowłosego starca.
- T..ttt...ttak, panie. Jjjestem absolutnie pewny...
- Obyś był
- wpadł mu w słowo władca, powodując jeszcze większe drżenie sługi. - Obyś był, czarnoksiężniku, bo twa bezwartościowa dusza nie wytrzyma kolejnej porażki. Oto ostatnia z ostatnich szans.
Rzucił czarownikowi jeszcze jedno, karcące spojrzenie i odwrócił się ponownie do was.
- Aby to widowisko nie stało się ostatecznym pogwałceniem uświęconej formuły Turnieju oraz bym ja sam nie wyrwał sobie serca w rozpaczy nad bezgraniczną miernotą waszych możliwości, kazałem memu nędznemu słudze obłożyć niektórych z was klątwą. Klątwa ta wydatnie zwiększy możliwości nawet największych miernot, zmieniając was z zer, którymi jesteście, w całkiem udaną imitację wojownika. Dla urozmaicenia zawodów, walczyć będziecie wszyscy razem, każdy przeciw każdemu, nie wiedząc, który z was został obłożony klątwą. Wybrani przez Shanga wygrają Turniej, jeśli uda im się pokonać pozostałych. Jeśli jednak jakimś sposobem reszta słabych, żałosnych głupców, zatriumfuje nad obdarzonymi mocą... - urwał, patrząc na was raz jeszcze i nie dokończywszy zdania odwrócił się, zamiatając peleryną.
- Moi słudzy będą czuwać nad przebiegiem Turnieju. Pamiętajcie, że większość z was czeka okrutna i zapewne haniebna śmierć.
Nim ostatnie słowa pocieszenia przebrzmiały w murach koloseum, Shao Khan zniknął już w wejściu do jednego z korytarzy. Pozostali przy tronie wojownicy, mistrzowie, o których pośród was krążyły legendy, patrzyli za nim równie niepewnie, jak wy sami.

Z powstałego marazmu wyrwało was głębokie uderzenie gongu. Publiczność zawrzała morderczym zgiełkiem, głosem tysięcy gardeł domagając się jednego: śmierci, rzeźni, latających kończyn, rozlewu krwi. Skulony wcześniej starzec wstał, wyprostował się dumnie i wyszedł przed szereg pozostałych przy tronie postaci.
- Zaczęło się!




----------------------------------

Dzień pierwszy - do godziny 00:01
Aleś nawymyślał .

Teksty pozafabularne proszę postować chociażby tutaj. W tym miejscu tylko fabuła - Med
Dobra postaram się zapamiętać, dzięki, że powiedziałeś .

Maciej czterdziestoletni blondyn, o niebieskich oczach, zawsze roztrzepany nic nie rozumiejąc patrzył na PAS jakiejś kobiety w tłumie.
Urwę ci leb i zrobie sobie z niego pacynkę! - Powiedzial błagającym głosem Jacek Mistrz Broni.
Dalej do ich gardel wyrznac ich! - Pokojowo oznajmiła Dalejdoich Mniszka.

Dzie syngatrura daleja? No wziol i znik (...tradycyjnie wziął i znikł...), muwie wam to zprawka szatanskih mocuw.
Spoglądała dookoła, zastanawiając się czemu nie skupiła na sobie takiej uwagi, jaką chciałaby przyciągać. Nie po to przed turniejem poddała się całej masie zabiegów upiększająco - magicznych, dzięki czemu jej jakże pokaźny dekolt zdawał się teraz pękać w szwach. Lata pracowała nad utrzymaniem odpowiedniej figury i teraz wydawało jej się, że wszystkie wysiłki poszły na marne. Ze smutkiem stwierdziła, że dzisiaj spasuje.
[WIZUALIZACJA]

Rozprostował wszystkie ze swych czterech ramion, by pokazać zebranym każdy mięsień i ścięgno na swoim ogromnym ciele. Przyszedł, by wygrać - rozerwać, zjeść i pokazać maluczkim, że nie jest to świat dla nich i tylko niepotrzebnie marnują czas Lionoro.
- Nie widzieć celu dalszej gadaniny. Ja pasować. Gdzie jadło? Gdzie kurczaki?! Ahhhghhh!
Ogromny, umięśniony czarnuch z nagim torsem popatrzył pogardliwie na swoich rywali. Wzrostem przewyższał przeciętnego mężczyznę niemalże dwukrotnie. Zamiast nóg miał dwia wymyślne, nafaszerowane techniką urządzenia, zwane pneumatycznymi protezami.
- Jestem z Ziemi. Jestem głodny. Jestem silny.


PAS

Zły? Być może
Dobry? A czemu?
Nie tak wiele znów pychy we mnie
Dajcie żyć po swojemu, grzesznemu, a i świętym żyć będzie przyjemniej!


Starszy, przygarbiony nieco mężczyzna, o siwych włosach spiętych w kucyk, przełożył ręce przez swój pas i powoli rozejrzał się po zgromadzeniu. Gdy na jego pokrytej siwym zarostem twarzy odmalował się lęk, myślał sobie:

- Takich mord to ja dawno nie widziałem.
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

Kupa różowego [tak, niestety, różowego w najróżniejszych odcieniach, ktoś w swym chorym zwidzie takie blachy wybrał... czego efektem była różowa tęcza] żelastwa w milczeniu przerabiała to, co usłyszała, na zero-jedynkowy kod, by pojąć znaczenie wypowiadanych słów. Jako, że łaskawie podarowano jej, między innymi, mniejsze czy większe fragmenty mózgu, była w stanie myśleć jak człowiek. Albo prawie jak człowiek.
- Zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa jest PIIIIIIIIIIIIP szans, że uda się pokonać... - urwała, a po chwili dał się słyszeć następujący komunikat: Wystąpił nieznany błąd, proszę poczekać, system Windows szuka rozwiązania problemu... Po upływie mniej więcej minuty kobieta [bo na kobietę wskazywał nie tyle kolor blach, co w miarę smukła sylwetka, a nawet głos, który to męsko zdecydowanie nie brzmiał] kontynuowała jak gdyby nigdy nic:
- ... osoby obłożone klątwą.
Położyła dłoń na spluwie, wiszącej w kaburze u pasa. W końcu mieli się bić, nie?
Gdy Shao Khan wspominał o Starszych Bogach, jeden z nich drgnął. Zerknął na istoty, z którymi miał się pojedynkować. Był wiekowy i potężny, a jego doświadczenie tworzyło zabójczy duet wraz z jego mocami - przynajmniej w jego mniemaniu. Chciał wyrazić własne zdanie o decyzji zmiany formy Turnieju, ale do czasu, gdy Shao Khan skończył mówić.. zapomniał o tym. Starość nie radość.

Teraz wyglądał na nieco zagubionego starszego mężczyznę, przyglądającego się z uprzejmą ciekawością pozostałym uczestnikom Turnieju. Turniej był ważny. Był jednym z większych zmartwień jego i innych Starszych Bogów. "Ale dlaczego właściwie znalazłem się na arenie?", zastanawiał się. W gruncie rzeczy mógł jedynie spasować i czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Pamięć się w końcu obudzi.

„Była to naprawdę całkiem sympatyczna dziewczyna, nawet jeśli jej łono zostało najwyraźniej zaplanowane dla osoby o dwie stopy wyższej. Ale nie była Nią*.

*Profesor nadzwyczajny gramatyki i jej stosowania poprawiłby pewnie to zdanie na «okazało się, że ona to nie ona», na co profesor logiki zakrztusiłby się drinkiem.” - Terry Pratchett, Niewidoczni akademicy

Gdzieś za plecami tej dziwnej zbieraniny, od jednego ciemnego zakątka do drugiego, przemykał cień. W zasadzie trudno to nazwać przemykaniem, ale ten wannabe ninja bardzo wierzył w to, że naprawdę go nie widać. W pewnym momencie, przemykając między jedną ścianą a drugą, mimowolnie przylepił się do stojącego po drodze krzesła. Co dziwne, jego cień przez chwilę szedł dalej, po czym chyba zorientował się, że jego właściciel zaliczył wtopę i rzucił się w jego stronę, w komiczny sposób zajmując swoje właściwe miejsce. Ninja zawstydził się srogo, stwierdził, że PASuje i w jednej chwili zamienił się w smolisto-oleistą plamę i odlewitował do najczarniejszego zakątka tego przybytku rozpaczy.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Koniec dnia pierwszego

[Dodano po 32 minutach]

--------------------------------

Podsumowanie

Dzień 1:

Zlinczowani: brak

Osądzeni przez Sędziego: brak

Zabici przez Wilkołaki: Tamc.

Zabici przez Czuwającego: brak

Nie głosowali i nie pasowali: Tar

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Od dziś nie można już pasować.

------------------------------------------------------------------------------------------

Aktualnie grający:

- Tig
- Dalej...
- Tamc.
- Matt
- Tar
- Charon
- Lionel
- Evrina
- Ielenia


Gdy władca Zaświatów na dobre zniknął w labiryntach koloseum, pozostawieni samym sobie wojownicy zaczęli spoglądać nerwowo wokoło. Wielotysięczne, dzikie tłumy wszędzie dookoła nich, wykrzykujące pełne nienawiści i bestialstwa żądania. Potężni, posępni mistrzowie, zgromadzeni wokół pustego tronu, patrzący na nich z wyższością i nieskrywaną drwiną. Nie można było tego tak zostawić. Przecież właśnie rozpoczął się kolejny MORTAL KOMBAT!!!

.... Tylko...

Że niby co my mamy robić?

Wojownicy rozmaitych ras, kształtów, mocy i rozmiarów patrzyli po sobie groźnie, trwożnie, z niezrozumieniem lub niedowierzaniem. Każdy coś próbował, coś tam usiłował i zamyślał namiastki taktyki, jednak ich efektem nie stał się nawet jeden cios.
Ktoś rzucał shurikenami.
Nie trafił.
Ktoś przyzywał do walki swój cień, samemu przytomnie oddalając się na z góry upatrzoną pozycję.
Cień nie za bardzo skumał o co chodzi.
Reszta nie skumała w ogóle. No, może poza jednym, który rozumiał, że trzeba jeść kurczaki. Oraz niszczyć.
I miażdżyć.
Wszystkimi czterema rękami.
Jeden z nich - i jeden z dwóch -, ninja, posiadający dziwną tendencję do prowadzenia wieloosobowego dialogu samego ze sobą, ani się obejrzał, gdy po odejściu na stronę osaczyły go potężne, włochate postacie. Ryk rozjuszonej lamerstwem KOMBATantów gawiedzi zagłuszył wściekłe warknięcia napastników, jak również zwielokrotniony krzyk Tamc.a, który, usiłując salwować się ucieczką, teleportował się aż dwa metry od przeciwników, w dodatku w jedynym najbliższym ślepym korytarzu. Mimo to, jego (ich?) moc była dość znacząca, jednak temu, co napotkał (napotkali?), nie można było się tak łatwo przeciwstawić.
Pozostali, przyciągnięci rozbrzmiewającym nagle, gromowym



dostrzegli całe mnóstwo członków składających się na krwawy ochłap, którym nie tak dawno temu była jeszcze Wyrocznia. Shang Tsung spojrzał ukradkiem na bladego jak ściana Quana. Obaj odetchnęli niemal niezauważalnie, gdy publika wybuchła entuzjazmem na widok zmasakrowanego, rozerwanego na cztery strony świata, ścierwa byłego nijny. Ich dusze, przynajmniej do następnej rundy, były ocalone.

Ale wasze...

--------------------------------------------------
Czarnuch popatrzył z zastanowieniem na rozszarpane ciało starszego mężczyzny.

- Panowie! - oznajmił, unosząc w górę palec wskazujący. - Śród nas czai się bestia! Kto jest na tyle tchórzem podszyty, żeby nie stanąć twarzą w twarz do walki, tylko z ukrycia atakować? Kto ma ochotę spotkać się z moją pozawymiarową piłką koszykową? - na dźwięk tego kulawo rymowanego zaklęcia, w dłoni czarnucha pojawiła się pomarańczowa, lekko migocząca piłka do koszykówki. Nike, jeżeli napis nie kłamał.

- Przyznać się, ale migiem!

Zły? Być może
Dobry? A czemu?
Nie tak wiele znów pychy we mnie
Dajcie żyć po swojemu, grzesznemu, a i świętym żyć będzie przyjemniej!


Akurat wychylił się zza jakiejś ściany. Pokazał ręką w stronę Charona i wyrzucił dramatycznym szeptem: "A co, jeśli to Ty?!". Uważny obserwator mógłby zauważyć, że jego własny cień przyjął pozę wskazującą na pukanie się po głowie.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Oskarżanie innych, nie jest rozsądne, nawet w tym świecie.
Mam przeczucie, że to Matt, skrada się jak morderca.
Urwę ci leb i zrobie sobie z niego pacynkę! - Powiedzial błagającym głosem Jacek Mistrz Broni.
Dalej do ich gardel wyrznac ich! - Pokojowo oznajmiła Dalejdoich Mniszka.

Dzie syngatrura daleja? No wziol i znik (...tradycyjnie wziął i znikł...), muwie wam to zprawka szatanskih mocuw.
Jakie oskarżanie?! Cień i jego właściciel podskoczyli tym razem, synchronicznie, pełni strachu. MORDERCA?! GDZIE?! W ciągu sekundy ninja ponownie zmienił się w oleistą plamę i wpełzł pod jeden ze stołów, trzęsąc się jak galareta.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
- Lepiej odszczekaj te słowa, parobczaku, nim z ciebie flaki wypruję. - warknął Charon do Matta. Nie brzmiało to bynajmniej jak żart. - A zazwyczaj tak bywa, że ci, którzy pierwsi szafują oskarżeniami, sami są winni. Prawda, Matt?

Zły? Być może
Dobry? A czemu?
Nie tak wiele znów pychy we mnie
Dajcie żyć po swojemu, grzesznemu, a i świętym żyć będzie przyjemniej!


Kiedy ja nic nie mówiłem! Żałośnie. Wyglądał naprawdę żałośnie. I Dalej chował się pod stołem.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
- Tchórz?! - Wrzasnął, wyrzucając z ust potężną salwę śliny. - Ja nie tchórzyć! Ja strach mieć za nic. Walka pięść w pięść to siła. Nie ucieczka. Ponownie napiął swoje wielkie cielsko, jednocześnie uderzając swoimi dwiema pięściami o tors, imitując uderzenia bębna. - Ja wiedzieć, kto tchórz. Zabawa w cień to tchórz. Tchórz to MATT. Miażdżyć! Miażdżyć!
Dreptał sobie spokojnie poza zasięgiem czterech pięści Shokana [bo to Shokan, prawda?] strrraszliwego Lionora, starając się połapać w tym wszystkim. Zaraz zaraz, klątwa, przypomniał sobie, zerkając na przypominające zakrwawioną stertę szmat truchło. Klątwa jest ważna.
- Ach, że Matt jest obłożony klątwą? - odezwał się, pochylając się nieco i zerkając pod stół. - Bycie obłożonym klątwą to nic miłego, nieprawdaż? ..ale co to za klątwa? - wyprostował się i podjął dreptanie, znów zastanawiając się, co się właściwie dzieje. W roztargnieniu tworzył wokół swej głowy niewielkie chmurki, a wokół kostek zaczynała opadać lekka mgiełka. Głowa w chmurach, błądzenie we mgle.. metafory stawały się rzeczywistością dzięki magii wody.
I cały czas zaganiał swój otępiały starością rozum do pracy. Ktoś przecież był przeklęty, pamiętał innych Starszych Bogów rozważających tę kwestię. Może to naprawdę Matt?

„Była to naprawdę całkiem sympatyczna dziewczyna, nawet jeśli jej łono zostało najwyraźniej zaplanowane dla osoby o dwie stopy wyższej. Ale nie była Nią*.

*Profesor nadzwyczajny gramatyki i jej stosowania poprawiłby pewnie to zdanie na «okazało się, że ona to nie ona», na co profesor logiki zakrztusiłby się drinkiem.” - Terry Pratchett, Niewidoczni akademicy

Wszyscy patrzyli się na trupa Ninja, kłócąc się między sobą zaciekle o to, kto jest sprawcą. Ona również się nad tym zastanawiała, ale zaledwie chwilkę - trzeba pamiętać, że złość i stres piękności szkodzi. Nagle, przypomniała sobie, że tego dnia nie podkręciła swoich długich rzęs! Zza paska wyjęła laserową zalotkę i zaczęła poprawiać wygląd mówiąc:
-Naprawdę sądzicie, że ktoś taki jak Matt mógłby zabić kogokolwiek? Jak dla mnie Charon wygląda bardziej niż podejrzanie. Wielki, zwalisty no i ta podrobiona piłka. Napis KUBOTA jest zamazany mazakiem, a na tym napisał NIKE i jeszcze myśli, że nikt nie zauważy...
← Wilkołak
Wczytywanie...