Wszyscy na Zanzibarze

4 minuty czytania

wszyscy na zanzibarze

W fantastyce „artefakt” jest wartościowym i trudnym do odnalezienia przedmiotem o specjalnych właściwościach. Pozyskanie go wymaga dużego zaangażowania, długotrwałych starań i wyrzeczeń, ale oferuje paletę wyjątkowych korzyści przypisanych tylko jemu. W tym roku wydawnictwo MAG postanowiło odkrywać, a pierwszym skarbem, jaki przedstawiło czytelnikom, jest prawie 50-letnia powieść Johna Brunnera – „Wszyscy na Zanzibarze”. Wizje przyszłości, która stała się już przeszłością, zawsze intrygują i wywołują zażarte dyskusje. Idea konfrontacji futurystycznych założeń z rzeczywistością może nadawać książkom science fiction drugie życie – a komu jak komu, ale Anglikowi taka nobilitacja się należy.

Rzecz dzieje się na początku XXI wieku, gdy świat zdążył już obrać niewłaściwy kierunek rozwoju i powoli pogrąża się w nim bez nadziei. Panuje ogromne przeludnienie, narkomania jest społeczną normą (yaginol, dymi czacha, odjazdyna...), polityka jeszcze nigdy nie była areną tak brutalnych i bestialskich walk o władzę, mediatyzacja osiąga najgorszą z możliwych, ogłupiającą formę, a ludzie w obliczu rozwoju technologicznego zatracają umiejętność zdrowej komunikacji i w tłumie obcych twarzy samotnie wegetują. Wiecie, co jeszcze? Zupełne rozmycie obyczajów i norm seksualnych, degradacja rodziny, idea produkcji nadludzi, eugenika jako problem komentowany rozlegle przez Brunnera, kontrola narodzin (maksymalnie dwoje dzieci, czyli tzw. progenów), zwyczajność aborcji i sterylizacji, okrutne procedury wdrażane w trosce o czystość przyszłych pokoleń, a także znajomy nam korporacjonizm doprowadzony do granic absurdu i robotyzacja odbierająca pracę ludzkim dłoniom. Autor zaprojektował to wszystko, obserwując tendencje współczesne sobie. Jasnowidzem nie był, dostępu do tajnych dokumentów z przyszłości też pewnie nie miał, ale myślał i snuł refleksje – w dużej części słuszne, jeśli spojrzymy na dzisiejszy świat. Wizja Brunnera to jednak obraz skrajnie dystopijny, bo autor ewidentnie interesował się tym, co dążyło do niezaprzeczalnej degeneracji i upadku moralności. Nie każdy aspekt rozważań pisarza ziścił się przez to w nienaruszonej formie, niektóre być może ujawnią się za kolejne 50 lat, ale czytając „Wszystkich na Zanzibarze”, i tak nie czujemy przepaści światopoglądowej oraz tego, że autor bajał sobie a muzom.

Głębsze wejście w problematykę książki mija się z celem. Z racji tego, że Brunner reprezentuje starą szkołę SF, to właśnie wizja świata przyszłości jest tu tematem wiodącym, rozpisanym na ponad 600 stron, i ja mogę zaledwie nadmienić, o czym ta gigantyczna rozprawa mówi, co sugeruje oraz jakie stawia pytania, rozwija problemy i proponuje wnioski. Ważne natomiast okazuje się, w co jest odziana treść książki. Krytycy różnie odebrali programowy i konsekwentny postmodernizm autora – chodzi przede wszystkim o wielowątkową fabułę podaną z przestrzeganiem wszystkich zasad literackiej fragmentaryczności. Autor pociął skrupulatnie zaplanowaną i skonstruowaną makietę przyszłości na chudziutkie paski i wymieszał. Polskie środowisko literackie włożyło je do kapsuły czasu i po 50 latach przerwało hibernację – skrawki nasiąknęły dzisiejszą mentalnością i stały się niezwykle cennymi tablicami. wszyscy na zanzibarze Narrację, a nawet cały szkielet spisu treści, podzielono na cztery działy, różniące się formą przekazu i perspektywą: 1) „Ciągłość” jest główną osią fabularną, korzystającą z tradycyjnej narracji. Śledzimy w niej na zmianę losy dwóch współlokatorów: czarnoskórego (Aframa) Normana House’a oraz Donalda Hogana. Jeden z nich jest wiceprezesem wiodącej korporacji i otrzymuje pracę związaną z afrykańskim państwem, Beninią (której profil społeczny i obyczajowy, jako kraju o zerowej konfliktowości wśród mieszkańców, kraju bez morderstw oraz słowa „złość” w słownikach obywateli, jest głównym tematem powieści), drugi oddaje się pracy naukowej, ale dopiero później jego działalność nabiera sensu, gdy otrzymuje zlecenie o charakterze szpiegowskim w państwie o nazwie Yatakang. 2) „Na zbliżeniu” to krótkie historie ludzi walczących w jakiś sposób z realiami XXI wieku. Portrety drugoplanowych postaci i ich problemy wzbogacają uniwersum i pozwalają szerzej poznać istotę świata Brunnera. Dramaty obywateli są jednak zbyt krótkie i pojawiają się zbyt rzadko, aby je pamiętać i nie mylić ze sobą. 3) „Kontekst”, gdzie pisarz omawia mechanizmy rządzące rzeczywistością powieści i buduje teoretyczne tło dla jej zrozumienia. Często wciela się tutaj w naukowca Chada Mulligana, który w fikcyjnym dziele Leksykon trendy zbrodni komentuje każdy element codzienności. 4) „Świat tu-i-teraz” jest prawdziwą jazdą bez trzymanki – tutaj Brunner daje obraz chaotycznej mediatyzacji przyszłości. Ta część narracji składa się z niezwiązanych ze sobą informacji/newsów, które często są na tyle niezrozumiałe i głupie, że wydają się zbędne. Można je uznać za rodzaj pisarskiej prowokacji, próbę wtargnięcia w zdegenerowaną rzeczywistość głębiej, dosadniej i pełniej.

John Brunner bardzo się postarał, aby dookreślić kontekst powieści i nadać swojemu światu kształt. Dostajemy obraz przeludnionej Ziemi, której ciasnota sprawia, że się dusimy, przygnieceni nihilistyczną nowoczesnością. Stąd popadamy w obłęd, stajemy się „wściekami” – tracąc panowanie nad sobą i przemieniając się w niebezpiecznych berserkerów, dopasowujemy się do tej chorej rzeczywistości i współtworzymy społeczeństwo, w jakim nigdy nie chcielibyśmy egzystować. Tuż obok rozważań politycznych i zgrabnej obserwacji społecznych tendencji „Wszyscy na Zanzibarze” mogą figurować jako książka o zagubionych ludziach, którym przyszło żyć w nieprzystępnym świecie, o ich walce z szaleństwem, walce o normalność. Zasadniczym atutem powieści na polu językowym staje się specyficzna, ale nie przeszarżowana nowomowa, która w polskim tłumaczeniu pozwala na stałe zatopić się w błyskotliwych myślach Brunnera i poczuć, że mimo iż od kilkunastu lat tkwimy w „początkach XXI wieku”, ich kształt oczami wizjonera żyjącego w latach 60. wciąż nosi znamiona futuryzmu. Nasz mózg bardzo szybko adaptuje niecodzienne wtręty i już po kilku rozdziałach z pełną swobodą operujemy takimi formami leksykalnymi jak wściek, prawokatolik, kurżeszmać, wielorybia mierzwa, zapinać twarz i wiele innych. Czujecie się wystarczająco zachęceni?

wszyscy na zanzibarze

Oceniając dzieło Brunnera, naturalnie bije się pokłony przed jego monumentalnością, przed formą, która nie podąża uproszczoną ścieżką, oraz wizyjnością zaadaptowaną przez każdy aspekt życia, nawet jeśli nie w każdym z perspektywy czasu jest wiarygodna. Autor porusza chyba wszystkie kwestie, które mogły zastanawiać jego pokolenie, ponadto rozwija te tematy, konstruując świat oparty na żelaznych zasadach. „Wszyscy na Zanzibarze” są próbą fantastyki naukowej z prawdziwego zdarzenia, mocno wrośniętej w klasykę gatunku. Nie każdemu odpowie forma, kreacja świata przyćmiewająca kreację postaci i fabularność stanowiąca zaledwie tło dla całej reszty, ale ci, którzy mogliby się zawieść twórczością Brunnera, nawet po nią nie sięgną. Pozostali muszą w te pędy ruszyć do księgarń i zakupić swój egzemplarz – pięknie wydany, w twardej oprawie, z poruszającą wyobraźnię grafiką na okładce i jedynką na grzbiecie, zapowiadającą wspaniałą serię – bo „Wszystkich na Zanzibarze”, i mówię to z pełną odpowiedzialnością, nie da się opowiedzieć. Tego trzeba doznać.

Dziękujemy wydawnictwu MAG za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
8
Ocena użytkowników
9.13 Średnia z 4 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...