Koniec świata co prawda nie nastąpił, ale jego zaplanowana przez Majów data, stała się inspiracją dla wielu pisarzy i pożywką dla jeszcze większej rzeszy czytelników, wypatrujących pierwszych znaków apokalipsy. Ja również skusiłem się na lekturę o tej właśnie frapującej tematyce. I muszę szczerze przyznać, że nie żałuję podjętej decyzji.
Mój wybór padł na znanego głównie z popularnego w naszym kraju projektu „Uniwersum Metro 2033”, Dmitrija Głuchowskiego i jego książkę „Czas Zmierzchu”. Powieść ta opowiada o perypetiach tłumacza, Dmitrija Aleksiejowicza, który dostaje nietypowe zlecenie przetłumaczenia zapisków żyjącego kilka wieków wcześniej konkwistadora, który wraz ze swoimi ludźmi wędruje w głąb południowoamerykańskiej selwy, aby odnaleźć tam mistyczne księgi i idole Majów. Dziennik Hiszpana z początku wydaje się naszemu protagoniście doskonałą odskocznią od codzienności, którą zapełnia mu tłumaczenie nudnych umów biznesowych i korespondencji pomiędzy europejskimi koncernami. Wkrótce jednak zainteresowanie starożytnym tekstem przeradza się w niezdrową wręcz fascynację, a dwa światy, współczesna Moskwa i Jukatan z okresu konkwisty, zaczynają coraz silniej się przenikać i zgubnie oddziaływać na naszego bohatera. Dmitrij ma coraz większe trudności z rozgraniczeniem tego co rzeczywiste, a tego co stanowi (a przynajmniej powinno stanowić) sferę magii, duchów i majańskich legend.
Kiedy jednak w tajemniczych okolicznościach zaczynają ginąć wszystkie związane z dziennikiem osoby, a świat nękają coraz to tragiczniejsze kataklizmy, w których giną każdorazowo setki tysięcy ludzi, Aleksiejowicz zaczyna podejrzewać, że tłumaczona przez niego lektura jest czymś więcej niż mu się z początku zdawało. Od tej chwili zaczyna się wyścig z czasem, w którym stawka jest jego życie, na które czyhają pradawne demony.
Książka Głuchowskiego nie jest typowym horrorem, czy powieścią grozy, po której będziemy musieli spać przy zapalonym świetle. Nie znajdziemy tu ani typowych dla tego gatunku krwawych scen typu „gore”, ani potworów czyhających na nas na każdej stronnicy. „Czas zmierzchu” swoją grozę aplikuje w zupełnie inny sposób. Stara się dozować ją w małych dawkach, często poprzez informacje z drugiej ręki, które przekazują bohaterowi postacie poboczne. Ten zabieg ma swoje plusy i minusy. Z jednej strony skupiamy się na losach bohatera i wspólnie z nim przeżywamy niezwykłe wydarzenia, w których przyszło mu odegrać główną rolę, dzięki czemu możemy naprawdę polubić i zżyć się z tą postacią. Nie jesteśmy też bombardowani szczegółami kolejnych wydarzeń i poznajemy je tylko w taki sposób jak postrzega to Dmitrij. Chwilami jednak powieść staje się przez to zbyt statyczna i zdarzają się długie fragmenty, w których akcja nie rusza do przodu ani o centymetr, a jedynie poznajemy przemyślenia i analizy bohatera. Nie oznacza to jednak, że powieść jest nudna. Mogę nawet śmiało powiedzieć, że wciąga ona mocniej niż bagna, przez które przedzierają się opisani w niej Hiszpanie. Mamy tu ciekawy zabieg „książki w książce”, bo oprócz śledzenia perypetii tłumacza Dmitrija, z równym zaciekawieniem możemy zgłębiać sekrety Majów wraz z konkwistadorami opisanymi na kartkach tłumaczonego przez niego dziennika. Takie rozłożenie akcji sprawia, że czytelnik z tym większym zaciekawieniem śledzi przedstawioną historię, zastanawiając się co tak naprawdę łączy oba te wątki i w jaki sposób przyczynią się one do poznania przyczyn kataklizmów, którymi doświadczany jest obecny świat.
Plusem tej pozycji jest dla mnie również fakt, że choć opowiada ona o przepowiedzianym przez Majów końcu świata, to nie uświadczymy tu znanych motywów, którymi często wypchane są takie książki, jak próby heroicznego ratowania planety, walki o przetrwanie, czy innego tego rodzaju wybiegów. Powieść skupia się głównie na rozterkach człowieka, który poszukuje wiedzy, mającej pomóc mu zrozumieć co tak naprawdę dzieje się wokół niego. Dmitrij nie jest bohaterem jakich pełno w książkach przygodowych. To zwykły moskiewski tłumacz, postawiony w obliczu problemu, który przewyższa wszystko z czym się dotąd spotkał. Jego strach jest niemal namacalny, a rozterki nim targające i obłęd powoli wkradający się do jego głowy są bardzo przekonujące i sprawiają, że jawi nam się on jako bohater z krwi i kości, a nie płaski, papierowy heros, których czasem serwują nam twórcy.
Myślę, że mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że „Czas Zmierzchu” jest książką nieprzeciętną, która powinna zadowolić każdego miłośnika powieści, gdzie nacisk położony jest na stopniowe odkrywanie przedstawionej na jej kartach historii. Powinna także przypaść do gustu osobom, które na pozycjach traktujących o końcu świata zjadły zęby, bo jest to bardzo świeże i nietuzinkowe spojrzenie na ten temat, a zakończenie całej historii było dla mnie jednym z najciekawszych i najbardziej oryginalnych wybiegów jakie miałem przyjemność poznać. Gorąco polecam również tę pozycję nie tylko miłośnikom fantastyki i książek apokaliptycznych, ale ludziom poszukującym dobrego i zajmującego thrillera na mroźny, zimowy wieczór. Naprawdę warto.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz