Okey, zaznaczam, że nie pracuję lub nie pracowałem w tej sieci. Szczerze mówiąc jej nie lubię, a jak mam skądś zamówić książkę czy grę, to wybieram innych pośredników. Choćby wspomniane przez Krzysia Bonito.pl, które ma naprawdę spoko promocje i wybór zdecydowanie większy od tego molocha.
Tak sobie czytam ten link od Ati i sobie myślę... Czy ja wiem, że to takie oburzające i ten EMPiK takie najgorsze zło? Witamy w szarej rzeczywistości, gdzie ciągle trzeba walczyć o swoje, a na stanowiskach kierowniczych siedzą nie Ci kompetentni, a jednostki oderwane od świata, którym posadę załatwił ojciec/kumpel/kochanek. Problemem tego wpisu, jak i wielu innych jest fakt, że ludzie dają sobie tam zwyczajnie wejść na głowę i reagują na wszystko w zgodzie z zasadą milczącej zgody. Jedyne z czym się mogę zgodzić, to kwestia "nad-sprzedaży", która jest faktycznie bardzo słabym motywem i trudno winić w jakikolwiek sposób pracownika za to, że nie sprzedał "tego szajsu przy kasie" - klasyczne przegięcie pały w praktycznie każdej korporacyjnej sieci.
Akapit o wymuszeniu odpowiedzialności finansowej jest podparty bardzo zabawnym przykładem, ponieważ pełna wina leży po stronie kierownika sekcji. Jeżeli dostawca biletów jasno zaznacza, że zwrotu nie przyjmie to sprawa jest totalnie zamknięta, a klient może awanturować się absolutnie do woli i nic to tego kolesia nie powinno obchodzić (bo to nie jego wina, że konsument zawalił sprawę). Biblijne umywanie rąk. Ja bym na jego miejscu ze smutną i skruszoną miną doradził, żeby skontaktował się bezpośrednio z dystrybutorem danego widowiska w tej sprawie, a nawet jakbym zadzwonił w odruchu totalnego altruizmu (bo kogoś byłoby mi szkoda), to poprosiłbym centralę o jakiegoś "dupo-schrona" w postaci maila potwierdzającego lub czegoś w podobny sposób namacalnego. Jak się wszystko na gębę załatwia, to potem się cierpi. To nie jest jakaś technologia rakietowa, ale zwyczajna logika i doświadczenie życiowe.
Sprawa wypłaty. Tak, zgadzam się, że faktycznie to też kiepska sprawa, że za dodatkowe obowiązki się na płaci. Pytanie tylko, dlaczego Ci ludzie godzą się na awans, pomimo faktu, że w ogóle im się to nie kalkuluje? Hm... czyżby dlatego, iż to jest kolejny szczebelek w drabinie, a im wyżej, tym większe profity? Nie wiem, nie znam się, w EMPiKu nigdy nie pracowałem i nie zamierzam tego robić, ale staram się wszystko przeanalizować. Jakby nie patrzeć, jest to bardzo typowa praktyka korporacji (czy dobra, nie mnie osądzać), testująca rzetelność oraz zaangażowanie danego pracownika. Podam przykład pobliskiej kawiarni (znana sieć), z którymi współpracujemy i dość często przychodzi mi rozmawiać z jej pracownikami. Na pytanie, dlaczego ktoś godzi się na awans na kierownika zmiany, skoro obowiązków jest zdecydowanie więcej, natomiast pieniężnie jest podobnie? Bo tylko w taki sposób można piąć się w górę, a kolejnym szczeblem kariery jest stanowisko kierownika całej kawiarni (z czym wiąże się spora podwyżka pensji, benefity i większy prestiż). Stąd też - albo wybierasz wieczny żywot zwykłego szarego pracownika, albo zaciskasz zębiska i bierzesz na siebie dodatkowy ciężar obowiązków. Wybór należy do Ciebie i nikt nikogo nie przymusza.
Brak płacenia za nadgodziny? To zależy. Jeżeli wina leży po stronie pracownika, że zawalił daną robotę tudzież nie wyrobił się w czasie (sorry, ale każdy ma różne nastawienie - leniwych flegmatyków nie brakuje), to wydaję mi się, że pracodawca ma prawo wymagać, aby ten został i zrobił to, z czym przeciętny koleś spokojnie się wyrabia podczas zmiany. Jeżeli natomiast obowiązków jest tak dużo, że fizyczną niemożliwością jest, aby je wykonać podczas swojego dyżuru albo wina leży po stronie sieci, to przepraszam, ale... fuck it! Z mojej perspektywy, gdyby kierownik powiedział, że muszę zostać po godzinach, bo mamy jeszcze huk roboty (mnóstwo klientów/ktoś nie przyszedł do pracy/góra wpadała na genialny pomysł na kilka minut przed końcem zmiany), ale o dodatkowych pieniądzach mogę zapomnieć, to centralnie wyśmiałbym mu się w twarz i rzucił na pożegnanie "chyba śnisz". Żyjemy w wolnym kraju, kontraktowe niewolnictwo nie ma prawa bytu.
Co do bajzlu w zarządzaniu - sam się z tym często spotykam. Czasem mnie to bawi, czasem na to klnę, ale tego raczej nigdzie się nie uniknie
Jak pojawia się taki absurd jak u nich z wytycznymi (mi też czasem potrafią osiem razy wysyłać kolejna aktualizację listy gości na ten sam event, nierzadko na kwadrans przed jego rozpoczęciem i mimo wszystko nadal zawiera ona braki), to każdą taką dokumentację zachowuję na zasadzie "dupo-schrona". Wtedy to nie ja mam problem, że kogoś nie wpuściłem, jest za dużo osób na sali lub musiałem zawracać gitarę kierownikowi, tylko koleś, który przekazywał i tworzył listę. Natomiast, gdy pojawia się nielogiczność z gatunku tych nierealnych (patrz, przykład z książkami), to robię tak, aby było dobrze. Ewentualnie staram się spokojnie i logicznie wytłumaczyć sprawę, że to nie przejdzie z danego powodu. Jeżeli ultra-inteligentny-i-nieomylny-dyrektor zarzuciłby mi, że spieprzyłem robotę, to powiedziałbym mu, że niech mi pokaże, że się da to zrobić. Zresztą, koleś opisał koniec sytuacji kompleksowo - ja bym raczej tarzał się ze śmiechu i z lubością patrzyłbym jak gość pali się ze wstydu niż przejął się groźbami jakiegoś gogusia w garniaku, doskonale wiedząc, że mam 1000% racji tutaj. Jej... ale oni są wrażliwi.
Ciekawe, że koleś nie napisał o jednej rzeczy i jak dla mnie arcyważnej. Atmosferze w tej firmie. Akurat miałem znajomka, który pracował kiedyś w EMPiKu i mi trochę poopowiadał o tym. Zero jakiejkolwiek solidarności czy pomocy ze strony starszych kolegów, każdy jest tam każdemu wilkiem, cieszy się z porażek innych i panuje tam istny wyścig szczurów. Potem się Ci ludzie dziwią, że ich góra gnoi i wałuje, skoro sami nie są dla siebie lepsi, bo nie potrafią się zorganizować
Dziel i rządź, do cholery. No, ale taki akapit nie pasowałbym do wpisu, bo byłaby samokrytyka i zrujnowałoby nieskazitelną czystość pracowników niższego szczebla - ojojoj.... rozumiem