Sesja Tyriona

- Żadne nadawanie! Jeśli ktoś tu jeszcze żyje, to nie ma ochoty na pogaduchy! Ruszać dupy na drugie piętro, spotykamy się w centrum. Tylko ostrożnie, bo jak przez nieostrożność coś was zarąbie, to Moris was pozabija.
Chłopaki szli za tobą trzymając szyk. Żadnego dźwięku, żadnych wystrzałów ani krzyków.
Krok za krokiem, starając się zachować całkowitą ciszę, ruszę schodami w górę, kiwając na Szramę i Daviesa. Przyłożony do ramienia karabin przemieszcza się krótkimi łukami wzdłuż mojej strefy ostrzału.
No to się pewnie dowiemy..., mruknę pod nosem
Na drugim pietrze gestami rozstawie nas w trójkąt wokół schodów, w oczekiwaniu na grupę Phillipsa.

Wyciszę skaner do poziomu jednej trzeciej.
Dzięki temu tylko ty usłyszałeś brzęknięcie wykrywacza. Jakieś 30 metrów, pewnie tuż na początku korytarza, który zaczyna się w ścianie parę metrów od miejsca, w którym stoicie, coś się poruszyło. Poruszyło się i stanęło w miejscu.
- Mam ruch! - odezwał się teatralnym szeptem Conti, wychodząc z pozostałymi dwoma po schodach do was.
Zrobię powolne kilka kroków w kierunku kontaktu, z karabinem przy ramieniu.
Lekko zmrużone oczy wypatrują celów. Raczej mało prawdopodobne, żeby oba sensory miały ducha jednocześnie...
Jednocześnie przetrząsam pamięć - czy musimy przejść tym korytarzem, jeśli chcemy iść do centrum?
Niekoniecznie, możecie iść następnym, który wychodzi od tej samej ściany kilka metrów dalej, równolegle do tego pierwszego. Zerkając ostrożnie zza winkla w korytarz nie widzisz nikogo ani niczego, najwyraźniej źródło zakłócenia znajduje się za winklem z drugiej strony korytarza.
Jeden kontakt. Cóż, może faktycznie lepszej okazji, żeby się czegoś dowiedzieć nie będzie.
Wskażę korytarz pozostałym. My pierwsi, Phillips, idźcie z dziesięć metrów za nami, wlałbym żeby nie okazało się, że wyłączy nas jeden granat Rzucę cichym głosem.
Szybkimi, miękkimi krokami ruszę korytarzem, mierząc w stronę rogu, za którym zniknął kontakt.
Tu Solskjaerd, wykryliśmy ruch w A-11, sprawdzamy to Szepnę do radia.
No proszę. Ostatecznie wszystko znowu sprowadziło się do zakrętów...
Ledwie zdążyłeś postąpić parę korków za zakręt, a zza drugiego na końcu korytarza dobiegło cię głośne odkaszlnięcie i ujrzałeś... kogoś, kto wychylał się zza rogu, celując nie pewnie w stronę z której nadchodziliście. Chyba spodziewał (lub spodziewała) się kogoś (lub czegoś) innego, bo zamiast otworzyć ogień z trzymanej broni, przez chwilę znieruchomiał(a).
Stój. Rzuć broń. Mówiąc automatyczne formułki staram się jednocześnie zidentyfikować cel. W końcu ktoś, kto ma szanse rzucić choć trochę światła na sytuację... Zidentyfikuj się.
Sierżancie, mamy żywego rzucę do mikrofonu.
- Kto to dokładnie i w ilu jest kawałkach? - usłyszałeś aksamitny głos Morisa.
Kobieta (jak się okazało), zdawała się być (o dziwo) uradowana z waszej obecności. Wykonała coś, na kształt salutu (ale chyba rozmyśliła się w połowie).
- Wybaczycie panowie, ale bezpieczniej chyba będzie, jak zrobię tak... - Po czym oparła karabin o bark. Przeniosła również ciężar ciała na lewą nogę, prawą lekko zginając w kolanie. - Alyson Wreen. Witam w tych jakże niesympatycznych okolicznościach. - Skinęła wam głową. Z dzielącej was odległości mniej więcej 30 metrów widzisz długie włosy do ramion i wojskowe ubranie.
Jedna osoba, cała, uzbrojona, umundurowana, twierdzi, że nazywa się Wreen - Rzucę do radia.

Podejdź w nasza stronę, broń wymierzona w ziemię. Nie wiemy co się tu dzieje i nie będziemy ryzykować - Powiem głośniej, tak, aby kobieta usłyszała. Nie opuszczam broni, ale rzucę okiem na detektor, czy nie mamy nic nowego. - Kto tu dowodzi? Gdzie jest reszta?
- Dowodzi? Obawiam się, że raczej nikt. - Podrapała się za uchem. - A całą resztę pewnie spotkaliście w kawałkach na całym statku... Ciekawe, nieprawdaż? - zapytała bezczelnie. - Przedstawicie się, czy mam poczytać wasze nieśmiertelniki? - dodała z uśmiechem - I panowie, na litość, przestańcie we mnie celować. Jakbyście mi przeszkadzali, to pewnie zdążyłabym wszystko załatwić w momencie waszego wejścia do korytarza.
W słuchawce padła odpowiedź:
- Kobieta?! Prawdziwa?! Moris myślał, że wszystkie wyginęły! - wykrzyknął z autentycznym entuzjazmem Hiszpan - Bierzcie ją! To znaczy, zabierzcie ze sobą, jeśli nadaje się do chodzenia i siedzenia cicho. W razie czego zastrzelcie. Ale tylko w ostateczności, szkoda zmarnować.
Jestem pewien, ze po tym komentarzy Cizia będzie pańską fanką... 0- Rzucę do komlinka.
Solskjaerd, 7ma Dywizja WZE - Odpowiem kobiecie, ignorując zaczepkę - Co się tutaj stało? Jak na wojskową jesteś zaskakująco mało pozbierana... Z czym mamy tu do czynienia? Lub czym? Opuszczę lekko karabin, ale jeszcze nie pora na mierzenie nim całkiem w podłogę. Zerknę na skaner, żeby sprawdzić, czy ktoś za nią nie idzie.
Nie mogło być bardzo źle, skoro laska tak kozakuje.
- Nie jestem wojskowa. - Warknęła. - I nie pytaj mnie jakbym coś wiedziała. Sama się zdziwiłam zaistniałą tu sytuacją. Nie mam pojęcia co dokładnie miało tu miejsce, ale też średnio mi się to podoba. Czym jest coś, co zaczęło parować przeżerać się przez podłogę kiedy to zastrzeliłam chciałabym wiedzieć sama również.
Trzymając nadal karabin zaplotła ręce pod biustem.
- To co, jaki plan, chłopcy? - Zapytała lekko zalotnie i zatrzepotała rzęsami.
Parować i przeżerać podłogę jak to zastrzeliłaś? Uniosę brew. A jak wyglądało zanim to zastrzeliłaś? Duże? Małe? Szybkie? Wolne? Bądźże użyteczna kobieto...
Obrócę się w stronę Philipsa i jego grupy i wskażę róg za plecami kobiety. Sokor i tak tam idziemy, miejmy przynajmniej widok na dwa korytarze a nie jeden.
Co robisz na tym okręcie, skoro nie jesteś wojskową? - Spojrzę znowu na nieznajomą. Nie wygląda jakby miała przy sobie radio, chociaż diabli wiedzą. Trudno, trochę trzeba czasem ryzykować. Nie współpracowała, ale sierżant zabronił zabijać, a nosić związanej nie ma sensu, zwłaszcza jeśli tu są wrogowie. - Idziemy do centrum operacyjnego, znasz drogę?
- Serią z karabinu? - Zapytała, jakby mówiła do dziecka. Prychnęła. - Małe. Szybkie. Łaziło po ścianach i suficie. Wyglądało jak pająk z ogonem jaszczurki. Dużej jaszczurki.
Spojrzenie odwzajemniła jak najbardziej, najwredniej i najkrytyczniej jak tylko umiała.
- Wpadłam na siku i jakoś tak się zasiedziałam. - Zachichotała cicho. - A może znam... - Mruknęła. - A może nie. - Uśmiechnęła się dziko. - Zapraszam chłopcy, dziś wycieczka po Jankeskim statku za totalnego fryczasa.
Chłopaki spojrzeli po sobie i na ciebie dość znacząco. Zacząłeś odnosić wrażenie, że ta kobieta jest albo lekko psychiczna, albo po prostu wkurzającego usposobienia...
Sierżancie, ta kobieta twierdzi, że spotkała się z wrogiem, to małe, szybkie istoty, według niej wyglądają jak pająk z ogonem jaszczurki, potrafią poruszać się po ścianach i suficie i trafione zaczynają, hmm, parować i przeżerać się przez podłogę. - Rozejrzę się. Małe cele, cholera, jakby trackery nie były wystarczająco skopane tutaj. - Nieodporne na ogień M41, jeśli chodzi o dobre wiadomości. Ona twierdzi, ze nie jest wojskową, ale nie chce więcej mówić. Zachowuje się... niestabilnie, ale chyba nie zagraża nam bezpośrednio, przynajmniej w tej chwili. Rozkazy?
Wzruszę ramionami oczekując na rozkazy i uśmiechnę się krzywo do Wreen.
Phillips, zabezpieczcie tamten róg, pamiętajcie, ze cele mogą być nieduże. - Rzucę do swoich.
- Zabierajcie ją ze sobą, ale zrzućcie po schodach do wyjścia. Albo zostawcie w jakimś bezpiecznym miejscu, jeśli takie znajdziecie, potem po nią wrócimy - odpowiedział Moris - Ruszać tyłki tu do nas, wchodzimy właśnie na wyższe piętro. Skoro mamy kogoś, kto przeżył, to teraz tylko... Santa Maria, Iwanow! Iwanow, za tobą! - wykrzyknął Moris, zanim się wyłączył i usłyszałeś zwielokrotnione odległe echo serii z karabinów.
Morris? Sierżancie? Podajcie pozycję!
Cholera, mają wroga i to w dodatku wpakował się na nich mimo trackerów.
Którędy oni mogli iść...
Davies, Szrama za mną, Phillips, druga linia, dziesięć metrów za nami, weźcie cywila w środek i meldujcie kontakty.
Jeśli szli prostą drogą od wejścia powinni być teraz gdzieś w okolicach prawoburtowych schodów przy tamtejszych wyrzutniach. Chyba. Cóż, póki nie ma dalszych informacji, trzeba będzie po prostu iść w tamtą stronę.
Wskażę ruchem dłoni kierunek i ruszę szybko pierwszy, kierując się częściowo moim pojęciem, gdzie Morris może być, a częściowo odgłosami.
Biegliście przed siebie korytarzem, wraz z Wreen. Ciągle słyszałeś przerywane echo wystrzałów. Jednak tym, co przyciągnęło twoją uwagę, było echo innego dźwięku, dobiegającego jakby z różnych części statku. Dźwięku przypominającego syczenie wściekłego węża.
- Gunn, mam tu ruch jak na dworcu! - krzyknął biegnący za tobą Conti. Spojrzałeś na ekran trackera.



Faktycznie, robiło się nieciekawie...
Blisko... - Rozejrzę się po korytarzu. Na szczęście Conestoga to nie jakiś salon mody najeżony wejściami ze wszystkich stron. Kimkolwiek był wróg, mógł pojawić się z przodu lub z tyłu, chyba, ze umiał wcisnąć się w dukt wentylacyjny, to wtedy zyskiwał jeszcze jedna drogę. Jeśli tracker nie kłamał, powinniśmy mieć ich w polu widzenia za sekundy...
Stop!- pilnuje, żeby nie zatrzymać się koło ujścia duktu - małe jaszczurki w końcu niby mogą przejść... Moi celować naprzód, Szrama przygotuj granatnik, Phillips pilnuj tyłu. Jeśli to te małe jaszczurki, to przerzedzimy je trochę, trudno o lepsze stanowisko obrony niż tutaj. Wreen, choć tu do mnie.
Przyklęknę dla lepszej stabilizacji i wymierzę w swój koniec korytarza, przełączając selektor na krótkie serie.
← Alien 2
Wczytywanie...