Solomon Kane

4 minuty czytania

Wszystko zaczęło się od YouTube’a. Wtedy nie miałem jeszcze stałego łącza w mieszkaniu i załadowanie czegokolwiek trwało niepoprawną ilość czasu, a minimalne poruszenie laptopem powodowało natychmiastowe zerwanie połączenia. Jednak pokazany mi przez kolegę trailer „Solomona Kane’a”, którego wcześniej mgliście kojarzyłem z czytanej w zamierzchłych dniach prozy Howarda, utkwił mi na długo w pamięci. Wibrujący, paniczny okrzyk „Solomon!” w połączeniu z dobrą muzyką i krótkimi migawkami z napompowanych akcją scen. Można powiedzieć, że przedstawiono mi podręcznikowo wykonany trailer, na który ja równie podręcznikowo dałem się złapać, wpisując film Michaela Bassetta w listę filmów „a must see”.

Od tego czasu minął prawie rok. Dorobiłem się normalnego Internetu, komputera stacjonarnego i dostępu do informacji na bieżąco. Filmweb na temat daty premiery milczał, podobnie IMDB i inne serwisy poświęcone kinematografii. W Internecie rozprowadzano tylko wersję nakręconą amatorską kamerą na hiszpańskim pokazie, z hiszpańskim audio i o jakości, która człowieka odrzuca. Wreszcie, po dość dokładnym grzebaniu wyczytałem, że mimo tego, iż film już jest nakręcony i może spokojnie trafić do kin, nie trafi do nich, gdyż brakuje mu dystrybutora, którego twórcy zawzięcie szukają. Czekałem więc dalej.

solomon kane solomon kane

Ostatecznie „Solomon Kane” został wyświetlony tylko w kilku kinach w USA (a jakże), zaś reszta świata musiała zadowolić się wydaniem DVD i BluRay. Po pewnym czasie wreszcie udało mi się go wypożyczyć, by móc przekonać się, czy człowiek skazany na piekło jest w stanie odzyskać swoją duszę.

Taka właśnie jest historia przedstawiona w filmie, klasycznie howardowska, czerpiąca garściami z tego co najlepsze w gatunku heroic fantasy. Jest więc główny bohater, łotr, drań, morderca i okrutnik, który nie ma skrupułów, by poświęcać członków swojej własnej załogi, jeśli tylko staną mu na drodze. Podobnie jak wcześniej hiszpańscy konkwistadorzy jego jedyną motywacją jest cierpienie innych oraz złoto. Przeszłość Kane’a skrywa jednak tajemnice mroczniejsze niż jego charakter; jest pakt z diabłem, są wydarzenia, które uruchamiają serię wypadków napędzających fabułę filmu. Jak na protagonistę przystało, ma on misję – nie dopuścić by moce piekielne zabrały jego duszę w gorące czeluście, gdzie po wieki będzie się smażył i cierpiał katusze. Klasyczne. Jest i kobieta w opałach, damsel in distress, którą główny bohater musi uratować. Oprócz tego przez film przewija się cała plejada barwnych postaci drugoplanowych. Są łotry, purytanie, czarnoksiężnicy, wiedźmy i piekielne demony. Dość ich, by film przez cały swój czas trwania ciekawił i nie pozwalał od siebie odejść.

solomon kane solomon kane

Obraz napawał mnie obawami – jest jedną z niewielu ostatnio realizowanych produkcji, utrzymanych w klimacie fantasy, zaś fakt, że jest to ekranizacja opowiadań Howarda sprawiła, że zacząłem rozważać, czy film nie będzie kolejnym Conanem (który do dziś straszy mnie królem Arnoldem), pełnym nudnych scen i bezsensownych dialogów. Mile się zaskoczyłem. „Solomon Kane” to słuszna dawka mrocznego fantasy, serwowana z dodatkami niezłej gry aktorskiej, ciekawie zrealizowanymi walkami oraz okraszona kilkoma kwestiami głównego bohatera, które sprawiały, że na serduszku od razu robiło się cieplej.

Po raz kolejny, po genialnym „Rzymie” utwierdziłem się w przekonaniu, że James Purefoy jest świetnym aktorem. Pasują mu role okrutnych wojowników, którzy skrywają w sobie trochę moralnej głębi. To wokół niego kręci się fabuła i przez cały czas na nim skupiona jest uwaga widza. Purefoy radzi sobie z tym doskonale. Kiedy trzeba jest przerażający w swojej bezwzględności, kiedy wymaga tego sytuacja błaga w ujmujący sposób. Ze swoją rolą radzi sobie świetnie, dodatkowo nadając jej jeszcze specyficznego charakteru oraz wyrazistości. Meredith, którą przez cały film ratuje główny bohater, jest grana przez Rachel Hurd-Wood, którą w „Solomonie...” widziałem po raz pierwszy. Swoją rolę zagrała całkiem nieźle, lecz nie jest to nic, co wprawiłoby mnie w zachwyt. Może to również kwestia tego, że zbyt mało czasu przebywa na ekranie, by w jakikolwiek sposób związać się z jej postacią. Trudno powiedzieć. Dodatkowo, w filmie ujrzymy też takich aktorów jak Jason Flemyng („Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”, „Porachunki”), wcielającego się w postać szarlatana – czarnoksiężnika Malachiego, Mackenzie Crook („Piraci z Karaibów”, „Kupiec Wenecki”), który wcielił się w postać szalonego Ojca Michaela, Max von Sydow („Conan” (!), „Robin Hood” czy „Wyspa Tajemnic”) oraz Pete Postlethwaite („Amistad”, „Ostatni Smok”, „Starcie Tytanów”). Wszyscy ci aktorzy mają spore doświadczenie z filmami o tematyce fantasy, przez co swoje role grają nader dobrze i wyraziście. Jedyne co mogę zarzucić ich postaciom, to fakt, że za mało jest ich w filmie – tak dobre kreacje chciałoby się oglądać w nieco większych ilościach. Ale to film poświęcony Solomonowi i takie było jego założenie.

solomon kane solomon kane

Prócz jednej czy dwóch scen, w których głównemu bohaterowi doprawia się epickość wykraczającą poza granicę dobrego smaku, film ogląda się świetnie. Wartka akcja, wciągająca historia i wyraziści bohaterowie sprawiają, że półtorej godziny z kawałkiem mija w sposób niezauważalny, a historia Kane’a na długo zostaje w pamięci. Śmiem twierdzić, że to film, który przy odpowiedniej kampanii marketingowej oraz pewnych drobnych szlifach i poprawkach mógłby śmiało konkurować z „Sherlockiem Holmesem”. Z czystym sumieniem polecam go każdemu, kto ceni sobie dobrą zabawę i solidną dawkę klasycznego fantasy.

Ocena Game Exe
9
Ocena użytkowników
7.5 Średnia z 10 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Fajny film, jeżeli chce się obejrzeć jakąś niezbyt wymagającą produkcję. Generalnie, jest maksymalnie wtórny. Główny bohater wygląda jak Van Helsing, a wszystkie wydarzenia w filmie były już pokazywane miliardy razy. Co prawda warto obejrzeć, chociażby dla kreacji Purefoya, który doskonale odegrał Solomona, oraz jednej z ostatnich ról Pete'a Postlethwaite'a. Nie nastawiajcie się jednak na coś zaskakującego - po bardzo ciekawym początku film staje się niesamowicie przewidywalny. Mocna 6 ode mnie.
0
·
Dwa razy zasnęłam po 20 minutach ; x
0
·
Obejrzałam film w całości i zasypiać mi się nie chciało, ale jakaś rewelacja to też nie była. Film po prostu dość dobry, spędzonego czasu nad nim nie żałuję. Od czasu do czasu można taki obejrzeć sobie na spokojnie.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...