Tłusty Czwartek #80 – Matematyka złem ostatecznym!

2 minuty czytania

Odkryłam dzisiaj coś niesamowitego. Odkryłam dlaczego nigdy nie przepadałam za jabłkami. Powodem tego jest matematyka.

Każdy ma jakiś powód, dla którego nienawidzi matmy, nie? Niektórzy nie mogą jej zrozumieć, inni wyrywać zaczynają sobie włosy z nosa na widok całek, niektórym humanistom zaniża ona średnią, a inni kochają ją tak bardzo, że przez to nie mają żadnych przyjaciół... W każdym razie, ja nie lubię matmy za to, że obrzydziła mi jabłka. Widzicie, zawsze krył się we mnie niesamowity talent humanistyczny (co widać po tym, że po 18 latach życia i nieco mniej edukacji w zeszłym tygodniu po raz pierwszy opublikowałam czwartkowego newsa zanim ktoś rzucił na niego okiem). Oczywiście, jak to bywa, nic w życiu nie może być idealnym, więc i ja nie byłam, albowiem do matmy zawsze byłam kompletnym tukiem.

Tlusty czwartek

Pani w szkole zdecydowała, że będzie mi równania tłumaczyć na zasadzie jabłek. Jabłko + matma zatem = zniesmaczenie. I nie dziwota więc, że dopiero po wyzwoleniu ze szkolnego pęcherzyka i zamulenia mózgowego doszłam do wniosku, że to wszystko było spiskiem (jak zwykle). Jabłka bowiem zawierają w sobie dużo witaminy C. Ludzie, małpy oraz świnki morskie (i jeden rodzaj nietoperzy) nie produkują własnej witaminy C, uzyskujemy ją natomiast z pożywienia (brokuły, jabłka, marchewka i takie tam). Zarząd edukacyjny stwierdził więc, że tłumacząc nam matematykę używając do tego modeli jabłek obrzydzi nam ten tak żywnościowo wartościowy owoc. Przez to staniemy się słabsi, bo przecież nie będziemy uzyskiwać już wystarczająco witaminy C z naszego pożywienia, i będziemy siedzieć w domu zamiast na dworze, gdzie wspinając się po drzewach za dzieciaka szkolą się sportowcy, a obserwując przyrodę szkolą się w naszej społeczności przyszli humaniści. Mamusia opiekująca się nami podczas osłabienia i możliwej choroby stwierdzi więc, że skoro już siedzimy w domciu w łóżeczku i nie jesteśmy aż tak chorzy, ale wystarczająco, aby powstrzymać nas od latania po dworze, możemy przysiąść do podręcznika od matematyki, z któregoż to przedmiotu nasze oceny przecież są takie 'cienkie'. I widzicie właśnie, matematyka to takie sprytne zło, bo i nas w domu chorobą przytrzyma i nie pozwoli nam się uzdrowić z powodu obrzydzenia do jabłek. Sprytne cholerstwo, co nie?

W końcu dojdziemy również do wniosku, że to zło ostateczne, którym jest matematyka, nie jest wcale takie złe. Powstrzymani od wychodzenia na dwór nauczymy się lubić jedyne, co nam zostało. Z czasem doceniamy piękno zeszytu w kratki i odrzucamy od siebie literaturę, a na naszej bladej twarzy, na której po jakimś czasie zapewne pojawią się okulary, zaczyna pojawiać się uśmiech z każdym razem, gdy uda nam rozwiązać się poprawnie równanie...

No w każdym razie, skoro już zrujnowałam Wam dzieciństwo i inne takie, przejdźmy do spraw nieco bardziej humanistycznych. Niektórzy z nas wojownicy zdołali uniknąć diabelskich macek matematyki i polecieć w stronę nieco bardziej twórczą, swój czas wolny spędzając na pisaniu artykułów dla pociechy wszystkich tych, którzy zamknięci w domu siedzą przy podręczniku od matematyki nie do końca jeszcze przerobieni na matematycznych fanatyków. Takoż oto od bohaterów wymienionych nieco dalej w tym zdaniu, nadchodzi pociecha, której prezentować w jej blasku już nie trzeba: Courun Yauntyrr, Rain, Matthias Circello. Krótko mówiąc: lista jest, spójrzcie se sami.

Komentarze

0
·
Matematyka? To złe, to wymyślili na pewno ludzie!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...