Star Wars: The Old Republic

8 minut czytania

W grudniu 2011 miała miejsce premiera gry "Star Wars: The Old Republic", należącej do gatunku MMORPG, a nie cRPG jak seria "Star Wars: Knights of The Old Republic", której jest duchowym spadkobiercą. Granie wymagało płacenia abonamentu, ale niespełna rok później, w listopadzie 2012, wprowadzono wariant free-to-play.

star wars : the old republic

Wydaje się, że nie taki był plan, że tym samym nie osiągnięto oczekiwanego sukcesu. Jednak czy dziś "Star Wars: The Old Republic" wciąż jest wart uwagi? Świat "Gwiezdnych wojen" uległ rozbudowie – powstały nowe gry i filmy. Jednym zdaniem: cieszy się jeszcze większą popularnością, a także kusi, aby poznawać go i przebywać w nim jak najdłużej. Dlatego postanowiłem dać szansę tej już nienowej produkcji.

Na samym początku wybieramy klasę postaci – jest ich osiem, po cztery na jedną stronę konfliktu (Republika i Imperium). Sprawdziłem cztery, z czego dwoma grałem na poważnie, z celem przejścia całej historii. Poza tym przeczytałem sporo komentarzy, żeby dokonać jak najlepszego wyboru. Która jest więc najlepsza – to zależy od upodobań. Każda postać ma swoich fanów, choć niektóre są bardziej chwalone, inne mniej. Imperialny Agent to faworyt wśród graczy, oferujący opowieść w stylu Jamesa Bonda. Działanie pod przykrywką, infiltracja wroga, kontakty z innymi agentami, kryptonimy, wprowadzanie do misji – a do tego ciekawa, angażująca opowieść z ważnymi decyzjami i zaskakującymi twistami. Wielu powie, że jak grać tylko raz, to właśnie Imperialnym Agentem.

Star Wars: The Old Republic

Imperialny Agent to jedna z moich głównych postaci i zdecydowanie ją rekomenduję. Drugą jest Przemytnik, który dla odmiany ma lżejszą historię. Chce się wzbogacić, pracuje dla tego, kto mu złoży ofertę, a żeby nie było zbyt kolorowo, szybko zdobywa wrogów, którzy później uprzykrzają mu życie. Taka przygodowa historia, dość humorystyczna, z najzabawniejszymi liniami dialogowymi w całej grze. Skojarzenia z Hanem Solo są jak najbardziej słuszne – bohater nawet realizuje polecenia kobiety, z którą może potem wdać się w romans, a wśród towarzyszy ma wookiego. Co do reszty – Sith Inkwizytor to m.in. poszukiwanie starych artefaktów, więc spasowałem, a Sith Wojownik oferuje więcej walki o władzę w epickiej opowieści, a do tego Vette, jego kompanka, to faworytka graczy, jeśli chodzi o romanse. Nie grałem Sithem Wojownikiem za długo, ale po tych kilku godzinach dostrzegam zalety Vette. To bardzo sympatyczna postać – odważna, gadatliwa i niepokorna.

O pozostałych postaciach mogę powiedzieć tylko tyle, ile o nich słyszałem. Łowca Nagród pozwala poczuć się jak zimny drań, który wykonuje zlecenie, jeśli tylko kasa się zgadza, i nie patrzy na moralność (chyba że chcesz inaczej, bo można grać też dobrym – jak kto woli). Raczej nastawiałbym się na fabułę ze zleceniami, żeby kogoś zabić. Historia Rycerza Jedi to takie typowe "Star Wars: Knights of The Old Republic 3". Jest epicko, od stworzenia własnego miecza świetlnego po finałową walkę. Żołnierz – dla kogoś, kto lubi żołnierskie klimaty, tematy obowiązku/patriotyzmu, ale ostrzegam, że to jedna z najmniej lubianych klas, choć początek rzekomo ma świetny. Drugą taką jest Konsul Jedi, tylko że jego losy podobno są nudne do momentu – po 1. akcie robi się interesująco i możesz poczuć, że masz wpływ na Galaktykę.

Star Wars: The Old RepublicStar Wars: The Old Republic

Każda postać ma inne: specjalizacje (dwie, trochę różnicujące rozgrywkę), statek, fabułę i towarzyszy. Skłania to do grania przynajmniej dwiema – po jednej na stronę konfliktu, bowiem po pierwszej planecie przechodzimy jeszcze (opcjonalnie) fabuły odwiedzanych planet, co oznacza wspomaganie swojej strony. Więc tu już nie ma różnych zadań, są tylko dwa rodzaje w zależności od tego, czy gramy klasą Imperium, czy klasą Republiki. Odwiedzane planety są takie same, tylko znajdujemy się w trochę innych rejonach (przecież Sith nie będzie biegał obok Jedi...), a główne wątki wyglądają bardzo podobnie. Dlatego przejście gry wszystkimi postaciami to zadanie tylko dla najbardziej wytrwałych i cierpliwych. Niby można pominąć inne zadania niż klasowe, lecz istnieje ryzyko, że będzie za trudno, bo nie wbije się odpowiedniego poziomu – a i tak trzeba się nabiegać i nawalczyć, w co wkrada się monotonia już przy jednym bohaterze.

Kwestia towarzyszy i romansów jest bardziej skomplikowana (uwaga, mówię z perspektywy osoby grającej męskimi postaciami). Ten system oceniam pozytywnie, dzięki niemu i fabule z zakończeniem otrzymujemy coś na kształt kampanii dla pojedynczego gracza (co nie oznacza braku elementów MMO). W każdym razie przyłącza się do nas wraz z progresem w historii piątka kompanów – i tu też każda klasa ma swoje zalety i wady. Np. mówi się, że Imperialny Agent w tym względzie odstaje, choć uważam, że psychopatka Kaliyo to fantastyczny charakter – nawet jeśli jej nie lubisz, albo nawet nienawidzisz, to jej postępowanie wynika z rozwoju wydarzeń, pokręconej, specyficznej osobowości.

Star Wars: The Old Republic

Pozostali już tak nie przyciągają. Co prawda Raina Temple jest urocza i można z nią romansować, lecz dołącza do nas późnawo. W ogóle towarzysze pojawiający się tuż przed 3. aktem lub w 3. akcie to problem, bo dostają za mało czasu na to, byśmy mogli nawiązać z nimi przekonującą relację. W końcu kompani komentują nasze działania, aprobują lub nie pewne wybory i wreszcie wraz z postępem fabularnym mają coś do powiedzenia na statku. I jeszcze dają misje. Skoro pierwsza osoba działa w ten sposób już od początku gry, to jak ma się równać z tą, która dołącza tuż przed finalnym aktem? Mój Agent zanim spotkał Rainę, miał już poważne relacje z Kaliyo. To może nie byłoby takie rażące, gdyby Raina nie miała romansowego wątku.

Jeśli miałbym więc polecać klasę z najlepszymi towarzyszami na podstawie tego, co grałem i czytałem, polecałbym Sitha Wojownika (Vette, Jaesa), Przemytnika (Risha, Akaavi, Guss Tuno) i Łowcę Nagród (Mako, Blizz). Jeśli chodzi o romanse, to chyba nie ma wyborów złych, choć Konsul Jedi i Sith Inkwizytor bywają krytykowani w tym względzie.

Star Wars: The Old RepublicStar Wars: The Old Republic

Są jeszcze flirty, kończące się upojną nocą, pocałunkiem albo zwykłą wymianą zdań. Scen erotycznych nie ma, więc upojne noce pozostają w wyobraźni gracza. Z jednej strony to prosty, płytki system. Momentami aż trudno uwierzyć, że bohaterowi płazem wychodzi takie mizdrzenie się do płci przeciwnej. Naprawdę nikt nie zareaguje niechęcią? Realistyczne to nie jest. Jednak bywa lekko zabawne, dziwne (Lady Grathan – If you know what I mean) i dodaje postaciom trochę pieprzności. Najlepiej prezentuje się to w przypadku Imperialnego Agenta, bo skoro jego historia to taki mroczny James Bond, to flirty nieoczekiwanie wpisują się w odtwarzanie konwencji filmów o agencie 007.

Star Wars: The Old Republic

Pierwsze godziny gry są świetne. Z buta wchodzimy do świata "Gwiezdnych wojen", poznajemy początek fabuły, w końcu dostajemy pierwszego towarzysza... Jest po prostu bajecznie, ale dalej odkrywamy dające się we znaki wady. Przede wszystkim – zadania opcjonalne okazują się powtarzalne, ich treść właściwie jest nieistotna. Trzeba zabić coś w jakiejś liczbie, trzeba wejść w interakcję z jakimiś obiektami (zatrucie zbiorników wody, rozbrojenie bomby). Nasze działania nie wypływają na otoczenie, nie poznajemy żadnej ciekawej historii, nic z tych rzeczy. Niby można robić przesiew, ale jest on bardzo czasochłonny, bo misje poboczne mają rozwleczone (udźwiękowione) dialogi, które dają pozory fabuły. A jak trafi się już coś, co można zrobić, to i tak trudno nazwać to perełką.

Najlepiej skupić się więc na zadaniach klasowych i tych należących do historii danej planety. Te ostatnie zostały jeszcze w miarę sensownie przygotowane – np. po stronie Imperium na Taris misje są napędzane rywalizacją z uczennicą Sith, a na Balmorze romansujemy z Darth Lachris. Mało, ale przecież trzeba z czegoś levelować i dostawać nowe uzbrojenie. Do tego ten typ questów często można realizować przy okazji głównej fabuły. Na więcej nie można liczyć, zresztą i tak część planet na samą myśl wywołuje niechęć. Ja wątek Toth odpuściłem, nic go nie ratowało.

Star Wars: The Old RepublicStar Wars: The Old Republic

Generalnie na planetach przeważnie bierzemy udział w działaniach typowo wojennych. Stąd też bierze się powtarzalność, więc tym bardziej mile widziane są urozmaicenia i wybijające się swoim charakterem postacie. Takie elementy, grinding, zganiałbym na fakt, że "Star Wars: The Old Republic" to MMORPG. Jasne, to gra z ciekawą treścią, ale nie wystarczyłoby jej na długą, sieciową rozgrywkę, stąd bardzo dużo nudy w zadaniach opcjonalnych.

Grafika, jak na te czasy, nie zachwyca, ale mimika postaci jest realistyczna, a planety wyglądają bardzo ładnie – pustynne Tatooine czy moje ulubione Nar Shadaa, gdzie można napotkać gangi, zaś szybka podróż pozwala spojrzeć na neonowe otoczenie jak z cyberpunku. Niestety, w tym świecie nie ma życia. Lokacje na danym obszarze odwiedzamy w ustalonej kolejności, a eksploracja okazuje się absolutnie bezsensowna. Można poszukać zadań pobocznych, ale postacie je dające przeważnie znajdują się w jednym miejscu. Handlarze to samo. Z nikim nie przeprowadzimy interesującej konwersacji, nie natkniemy się nagle na niespodziewanie dobrą treść, która była gdzieś ukryta. Ostatecznie w lokacjach dokonujemy tych samych czynności: przyjęcie następnego nudnego zadania, zrobienie go, powrót po nagrodę (ewentualnie zostaniemy wysłani do następnej lokacji, lecz to tylko pozory rozbudowanego questa – bardziej są to dwa questy w jednym). Jasne, podobny schemat napotkamy w grach cRPG – ale tu zbyt często nie ma historii, dobrej postaci, jakiegoś urozmaicenia od monotonii, jest tylko wata wypełniająca zlecenie na poziomie "zabij 20 bestii". Uzasadnienie, dlaczego trzeba je zrobić, rozwleczone do długiego dialogu, nie robi mi różnicy.

Star Wars: The Old Republic

Denerwuje również odradzanie się przeciwników w lokacjach, które pozwalają napotkać innych graczy (są też areny specjalnie dla nas wydzielone, z tymi nie ma problemu). Cel jest jasny – twórcy nie chcieli pustki, jeśli po przestrzeni poruszałoby się kilka osób. Tylko że dziś pozostało niewiele graczy, a jak wracamy z misji, to spotykamy następną chmarę wrogów – i możemy w tym momencie dać się zabić albo próbować kluczyć między nimi i uciekać. A gęstość oponentów jest duża, chwilami nie da się ruszyć bez wszczęcia nowej potyczki. Wyobraźcie sobie teraz, że robicie zadania poboczne i ich wykonanie wymaga kluczenia po lokacji pełnej przeciwników – nie da się wtedy uniknąć licznych walk. W grze singleplayer wystarczyłoby tylko raz wyczyścić okolicę.

Nie wiem, czy atrakcyjniejszy system starć coś by zmienił. Ten zastosowany wszak nie jest zły – może inteligencja wrogów i towarzyszy czasami budzi politowanie, ale strzelanie czy wywijanie mieczem świetlnym z używaniem specjalnych zdolności wygląda całkiem efektownie. Tylko że przeważnie robimy cały czas to samo: używamy najlepszych zdolności i czekamy aż się odnowią, a w tym czasie wykonujemy zwykły atak. Gra nie wymaga niczego więcej, nawet przy pojedynkach z bossami. Kompan przywraca nam za dużo życia, żeby była jakaś trudność. Może sytuacja byłaby inna, jeśli robiłoby się tylko zadania klasowe. Ja jednak zawsze miałem wyższy poziom od tego wymaganego na danej planecie, więc nawet mi go obniżano, żeby nie było aż tak łatwo.

Star Wars: The Old RepublicStar Wars: The Old Republic

Po tylu latach nie brakuje też błędów. Ze dwa-trzy razy utknął mój bohater, raz utknął wróg, przez co nie mogłem go zabić. Kiedy indziej ważna postać, z którą miałem porozmawiać, spadła z dużej wysokości, więc musiałem wyjść z lokacji i do niej wrócić. Innym razem miałem zabić grupkę wrogów, lecz wtrącali się inni gracze, przez co quest się nie aktualizował. I już nie błąd, ale też irytuje – gdy robisz zadania wymagające interakcji z przedmiotem, ta interakcja bywa niemożliwa w trakcie walki. Dlatego najpierw walczysz z wrogiem, który znajduje się koło tego przedmiotu... A w tym czasie inny gracz może skorzystać z okazji i wejść w interakcję ze wspomnianym przedmiotem. Ty po starciu musisz więc czekać aż ten przedmiot się odnowi... lecz wtedy odnowią się też przeciwnicy.

star wars: the old republic

Elementów do oceny można znaleźć więcej – tylko na ile są one ważne? Dla mnie możliwość kupna własnego mieszkania i urządzania go, wspólnego wykonywania zadań, rzemiosło czy bitwy kosmiczne nie były istotne. Można się tym na chwilę zainteresować, ale żeby poświęcić temu więcej uwagi? Gra BioWare jest bardzo rozbudowana, trzeba to przyznać. Opisanie wszystkiego to zadanie trudne – jeśli nie karkołomne – po tylu latach może nawet niekoniecznie sensowne. Najlepiej bawić się tak, jak się samemu chce – czy preferujecie rozgrywkę wieloosobową, czy samotną podróż, to wasz wybór. Ja wybrałem drugi wariant i na jego ocenie się skupiłem.

Przygoda z grą "Star Wars: The Old Republic" jest w gruncie rzeczy przyjemna, ale i naznaczona frustracjami. Najbardziej jednak boli niewykorzystany potencjał świata – naprawdę chciałoby się, żeby on tętnił życiem, żeby jego eksploracja miała uzasadnienie, żeby misji pobocznych było mniej – lecz żeby były ciekawe i zróżnicowane, a nie zrobione na jedno kopyto. Mimo to ciągnie do uniwersum SW i historii poszczególnych klas. Chce się je poznać, chce się poczuć ekscytację zwrotem akcji czy interakcjami z kompanami. Dla tych historii warto zagrać.

Plusy
  • Fabuły postaci
  • Uniwersum Gwiezdnych wojen
  • Towarzysze
  • Humor (w przypadku Przemytnika)
  • Wygląd planet
  • Muzyka
Minusy
  • Błędy
  • Fabuła zadań pobocznych (a raczej jej pozory)
  • Pozory otwartego świata i wiejące nudą lokacje
  • Odradzanie się przeciwników
Ocena Game Exe
7
Ocena użytkowników
8.99 Średnia z 77 ocen
Twoja ocena

Komentarze

1
·
W sumie zgadzam się z recenzją. Ocena jak najbardziej adekwatna, bo jest to MMO, do którego czasem wracam. W przeciwieństwie do ESO, na kilka dni, by poznać misje fabularne. W tej kwestii, jak na gry MMO, nadal jest to chwalebny ewenement.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...