Silver Surfer. Przypowieści

3 minuty czytania

silver surfer. przypowieści

"Silver Surfer. Przypowieści" nie ma łatwo na dzień dobry. Po pierwsze komiks ukazał się w serii "Marvel Classic" i ta przynależność generuje oczekiwania, nawet jeśli wielu potencjalnych odbiorców zdaje sobie sprawę, że historie zawarte w tomie mogą być ramotowate. Po drugie to właśnie w skład tego albumu wchodzi wspólna historia dwóch branżowych tytanów – Moebiusa i Stana Lee. I w końcu po trzecie Silver Surfer to bohater, który w Polsce nie cieszy się zbytnią popularnością.

Zbiór nęci nazwiskami twórców – w środku znajdziemy bowiem dzieła Stana Lee, Moebiusa, J. Michaela Straczynskiego, Esada Ribica, Keitha Pollarda i Simona Spurriera. Album otwiera "Przypowieść" dwóch pierwszych twórców i jest to zupełnie niezła historia opowiadająca o kulcie, jakim otoczono na Ziemi Galactusa, zwanego też pożeraczem światów. Oczywiście w opozycji do niego staje Silver Surfer, jego niedawny herold. To komiks całkiem przyzwoity nawet obecnie, jednak trąci myszką w sferze dialogów, które miejscami rażą swoją prostotą. Znacząco lepiej wypada pomysł umieszczenia Galactusa na planecie, którą obiecał zostawić w spokoju. Jaki cel mu przyświeca i jak zareagują Ziemianie na jego wizytę? I co zrobi Surfer, by go powstrzymać? Dążenie do odpowiedzi na te pytania skutecznie podtrzymują uwagę. Dobrze jest też pod względem rysunków. Wprawdzie do czołówki dokonań Moebiusa "Przypowieści" nie zaliczę, jednak kreska artysty sprawdziła się zupełnie nieźle, szczególnie w przypadku potężnego Galactusa dostojnie i spokojnie stojącego pośrodku metropolii.

Drugą opowieść także napisał Stan Lee, lecz rysunkami zajął się Keith Pollard. Tym razem Silver Surfer mierzy się z galaktycznym łowcą niewolników, zasilającym moc statku – i siebie samego – energią wyssaną z ludzi. Bohater na desce po raz kolejny staje do nierównej walki. Niestety ta część albumu, choć urokliwa pod względem warstwy graficznej, jest także najbardziej archaiczna. Nadęte kwestie rzucane przez antagonistę oraz jego jakże typowy cel – zdobycie władzy nad całym światem i wszelkimi istotami – zwyczajnie nudzą. Tym bardziej, że potęga łowcy legitymującego się statkiem większym od niejednej planety jest tak przerysowana, że aż obojętna. Dużo lepiej ma się aspekt wizualny – Pollard zadbał o detale i dynamikę kadrów, natomiast Paul Mounts nałożył wiele jaskrawych barw, dzięki którym ta historia aż skrzy się od kolorów. I to dla nich najbardziej warto poznać tę część albumu.

Po dwóch opowieściach Stana Lee przychodzi pora na kilkuczęściowy "Requiem" J. Michaela Straczynskiego. Nie owijając w bawełnę – to zdecydowanie najlepsza część zbioru, niezwykle emocjonalna i przepełniona melancholijnym nastrojem. Scenarzysta dotyka istoty jestestwa Silver Surfera i nie pozwala przejść obojętnie obok jego losów. Straczynski i odpowiedzialny za ilustracje Esad Ribic osiągnęli niesamowitą synergię – to piękna opowieść zarówno wizualnie, jak i narracyjnie. Żaden kadr nie powstał tu jedynie po to, aby artysta mógł się wyżyć, lecz każdy współgra z tym, co Straczynski pragnie przekazać.

silver surfer. przypowieścisilver surfer. przypowieści

Zbiór wieńczy "W imię twoje" napisane przez Simona Spurriera i to przede wszystkim historia za długa. Scenarzysta umiejscawia Surfera w roli gościa na obcej planecie, lecz bardzo szybko ów gość ma się zamienić w międzygatunkowego rozjemcę. Pomysł niezgorszy, podkreślający zresztą pacyfistyczne nastawienie bohatera tomu, jednak stanowczo zbyt rozciągnięty. Spurrier dobrze kombinował z międzyrasowym konfliktem, tyle że fabule zabrakło głębi, nawet pomimo ciekawego zwrotu akcji. Strona graficzna również nie przypadła mi do gustu, ponieważ Tan Eng Huat (rysunki) i Jose Villarubia (kolory) postawili na stylistykę daleką od pozostałych komiksów zawartych w zbiorze. Nie jest to oczywiście wadą samą w sobie, jednakże na tle znakomitych prac Ribica, udanych Moebiusa i z wyczuciem dobranych barw przez Mountsa "W imię twoje" wypada bardzo blado.

Historie składające się na "Przypowieści" nieustanne dotykają sfery duchowej postaci, oczywiście na czele z głównym zainteresowanym, czyli Silver Surferem. Zbiór opowieści o niezwykłej istocie odnoszą się do sensu jego jestestwa, niezłomnego kodeksu moralnego i przyświecających mu pryncypiów. Jedni autorzy robią to znakomicie (Straczynski), inni raz lepiej, raz gorzej, ale ostatecznie pozytywnie (Stan Lee), a niektórym zmierzenie się z osobliwym herosem odbiło się czkawką (Spurrier). Niemniej to album warty przeczytania, właśnie przez możliwość lepszego zrozumienia postaci Surfera i posmakowania jego przygód w różnych wariantach.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
7
Ocena użytkowników
7 Średnia z 1 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...