Shazam!

3 minuty czytania

Sezon na średnie filmy z superbohaterami uważam za otwarty, stąd po "Kapitan Marvel" ostrzyłem sobie zęby na "Shazam!". DC Universe od dłuższego czasu serwuje nam podobne dania, czasami dla niepoznaki przyprawione czymś nowym, dlatego przygody faceta w białej pelerynie wydawały się doskonałym powodem do tego, by zasiąść przed dużym ekranem. Czy jedno czarodziejskie słowo wystarczyło, by nowy bohater skradł moje małe czarne serce?

Shazam!

Początek filmu ma rozczulać. Billy Batson to sierota, który nigdzie nie potrafi zagrzać miejsca. Notorycznie ucieka od kolejnych rodzin zastępczych i niejednokrotnie pakuje się w kłopoty podczas poszukiwań prawdziwej matki. Wierzy, że ta nadal żyje i z pewnością martwi się o swojego syna. Nikomu nie ufa, martwi się jedynie o siebie. Jest przeświadczony, że wrogi świat szykuje mu wyłącznie przykre niespodzianki. Przygarnięcie przez rodzinę w Filadelfii uznaje za stan przejściowy, jednak poczuwa się do obowiązku obrony dzieciaka, z którym ma współtworzyć rodzinę. Ten czyn sprawia, że staje się kandydatem na obrońcę i spadkobiercę mocy tajemniczego Czarodzieja.

Taki zarys fabuły jasno daje nam do zrozumienia, że "Shazam!" jest kolejnym filmem mającym nam przedstawić początki postaci. Pierwsze pół godziny jest w tym wypadku niezbędne, jest to jednak najnudniejsza część mojego pobytu na sali kinowej. Krótko – nie urzekła mnie ta historia, więc z ulgą przyjąłem fakt, że reżyser szybko uwinął się z wprowadzeniem, po czym przeszedł do zabawnego testowania nowych umiejętności. W ten sposób lepiej poznaliśmy młodzieżową obsadę, sprawiającą bardzo dobre wrażenie i skutecznie serwującą nam kilka śmiesznych scen. Przybrana rodzinka Billy'ego to strzał w dziesiątkę, zaś do tego dochodzi świetna relacja Freddy'ego z dorosłym Shazamem. Zachary Levi to z całą pewnością najjaśniejsza gwiazda tego filmu, a jego mimika, sposób zachowania czy słownictwo to przykłady dobrego przygotowania do roli nastolatka.

Shazam!

Był na tyle przekonujący, że przymykałem oko na totalnie bezmyślnego i nijakiego adwersarza. Dr Sivana to kolejny z listy złoczyńców, o których szybko zapominamy, bo raz jeszcze reżyser zostawił dla niego za mało minut. Niby jest jakieś tło, jak na filmy DCU zaskakująco rozbudowane, ale ponownie motywacja wydaje się dość dziecinna. Niby wszystko jest w porządku, bo to film puszczający oko do całego uniwersum oraz "starszej" publiczności, ale i tak po godzinie zapominamy, że za te złe czyny odpowiada coś więcej niż zwykła żądza mocy.

Wizualnie "Shazam!" odstaje od reszty stawki z powodu przeciętnych scenerii, nudnego pokazywania jednego miasta czy też braku czegoś, co mogłoby skłonić do estetycznego zachwytu. Chociaż tytułowy bohater posiada rozliczne umiejętności, których nie powstydziłby się pewien obrońca planety w pelerynie, to jedynak reżyser jest w kwestii tych wszystkich "bajerów" momentami zbyt oszczędny. Walka z Sivaną jest przeraźliwie nudna. Wyczerpuje fizycznie widza, a nie aktorów. Brakuje tej zawsze pożądanej dramaturgii, ponadto niespodziewany zwrot akcji wydaje się dodany na siłę, aby jakiś recenzent nie mógł się w tej kwestii czepiać.

Shazam!Shazam!

"Shazam!" nie jest filmem rozbudowującym DCU, lecz raczej osobną historią w tym samym świecie. Mocniejszy akcent humorystyczny, zrezygnowanie z typowego heroizmu na rzecz wątków rodzinnych czy świetny dobór aktorów do głównego bohatera oraz jego "przyszywanej" rodziny to elementy, dzięki którym skostniałe uniwersum dostało zastrzyk świeżej krwi. Nadal jest to historia z niemrawym i przygłupim złoczyńcą, do tego wizualnie niepowalająca oraz na początku mocno nużąca, ale i tak z kina wyjdziemy usatysfakcjonowani. Do pełni szczęścia trochę zabrakło, ale w starciu z "Kapitan Marvel" recenzowany film ma całkiem spore szanse.

Ocena Game Exe
6
Ocena użytkowników
6.67 Średnia z 3 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...