Polowanie na skarb

4 minuty czytania

Wszystko na marne! Trzy tygodnie zbierania informacji, dwa tygodnie ich weryfikowania i błądzenia wśród plotek i lasów. W końcu, kiedy udało mi się znaleźć zamaskowane wejście do jaskini, okazało się, że jest ono tak naszpikowane pułapkami, że kolejne dwa tygodnie zajęło mi oczyszczanie samego przedsionka. Owszem, w głębi podziemnej jaskini było łatwiej. Twórcy zasadzek sądzili, że żaden nieproszony gość nie przejdzie pierwszych dwustu stóp i szczerze im się nie dziwie, to był prawdziwy KOSZMAR! Ale przeszedłem. Kosztowało mnie to wiele wysiłku, pieniędzy, a także zdrowia, kiedy nie zauważyłem tej głupiej zapadni. Kolejny tydzień na przynajmniej częściowe wyleczenie nogi zanim mogłem tu wrócić. I na co to wszystko? Na co to wszystko? Po jaką cholerę błądziłem od ponad pięciu godzin przez labirynt, naszpikowany pułapkami. Nie tak wyrafinowanymi jak przy wejściu, ale też śmiertelnymi. Wilcze doły, fałszywe drzwi, iluzoryczne ściany, włócznie strzały, czary... Użyli chyba każdego możliwego sposobu by powstrzymać intruza przed dotarciem do serca tego systemu jaskiń. Ale skoro tak wyglądały zabezpieczenia to, jaka nagroda musiała czekać na końcu? „Serce ziemi” Kryształ, którego wartość ponoć nie ma sobie równych. Choć akurat ten przedmiot mnie najmniej interesował. Kula prawdy. Wykonana z kształtowanej magią masy perłowej, która była w stanie ukazywać przyszłość. Rzecz bezcenna. Ileż mogłaby korzyści przynieść Kapłankom Eilistraee w walce z Lolth? Koniec z ciągłym strachem, podczas uwalniania braci z Podmroku. Jedno spojrzenie w kulę i wiadomo, kiedy ruszyć w drogę. Pal licho, bark. Co z tego, że spadające kamienie prawie strzaskały mi ramię. Mniejsza z tym, że prawie się utopiłem, kiedy dotarłszy do ślepego korytarza za mną pojawiła się ściana, odgradzająca mi drogę a powstałe pomieszczenie zaczęło napełniać się wodą. Nawet nieumarli wyskakujący z pod ziemi byli tylko kolejną przeszkodą, która jedynie mnie spowolniła. Ale to? To już jest przegięcie!! Czuję buzującą we mnie złość. Mam ochotę kląć, i to tak siarczyście, że nie wiem, a a uczucie to opanowało mnie od chwili, kiedy dotarłem do serca jaskiń. Bogowie chyba przestali przychylnie na mnie spoglądać. Słyszę twój śmiech matko, słyszę jak bardzo się teraz cieszysz, radujesz się niepowodzeniem dziecka, który znaczy dla Ciebie zbyt mało byś miała zapamiętać jego imię. Ale w tej chwili muszę przyznać Ci rację. Sytuacja jest po prostu godna śmiechu. Jeszcze raz przypominam sobie wszystkie przeciwności, jakie stawały mi na drodze, kiedy wciąż schodziłem głębiej i głębiej i głębiej pod ziemię. Iluzoryczna podłoga, miażdżące ściany toczący się głaz.... Chociaż nie... Toczący się głaz był gdzie indziej. Tutaj się tylko na mnie waliły... Ale to nie zmienia faktu, że dotarcie tutaj wiele mnie kosztowało! Spoglądam jeszcze raz w głąb jaskini. Widzę skarby. Widzę różne rodzaje broni, zapewne w większości magiczne. Może są tu nawet jakieś inne artefakty oprócz tej kuli. Ją też widzę. Leży porzucona niedbale na stosie złota i innych świecidełek. Zapewne kamieni szlachetnych. Widzę to wszystko po środku okrągłej mierzącej blisko dwieście stóp wysokości, i około dwukrotnie większej średnicy jaskini... Jaskini, w której zadomowiły się przeklęte zielone smoki! Owszem Te lasy sąsiadują w z Puszczą Zielonych Jaszczurów, ale żeby smocza rodzina musiała akurat tu zamieszkać?! Widzę pięć, wszystkie są olbrzymie... choć to słowo nie oddaje ich rozmiarów... Były wręcz kolosalne! Do tego jaja w jednej z części jaskini.... Miało ich tu być jeszcze więcej. Spojrzałem na kulę. Leżała pośród setek innych przedmiotów, wystarczyłoby tego na zbudowanie państwa albo dwóch. Trudno radziliśmy sobie bez tego, a ja nie zamierzam umierać w paszczy smoka. Odwracam się i na chwilę się zatrzymuję. Pewna natrętna myśl krąży po mej głowie, zanim udaje mi się ją pochwycić i zrozumieć. Wszystkie pułapki były aktywne. A smoki widać, że są w tej jaskini od dość dawna. Oglądam się jeszcze raz na jaskinię. Jak one się tu dostały? Kuszę los. Wiem, że tym razem naprawdę kuszę los, kiedy schodzę w dół jaskini. Co ja tak na dobrą sprawę wiem o smokach? Są ogromne, inteligentne potężne i wredne. Powoli się do nich zbliżam. Zaraz się okaże czy nie popełniłem wielkiego błędu. Robię kolejny krok i zamieram. Jeden z nich spojrzał w moją stronę. Myliłem się! Ruszył na mnie! Jestem za daleko, nie zdążę się skryć, jestem martwy. Widzę setkę zębów kierujących się w moją stronę, chcę zamknąć oczy, ale nie jestem w stanie. Widzę jak szczęka zamyka się wokół mnie... Coś jest nie tak. Patrzę w dół i widzę, jak tuż poniżej pasa widok zasłaniają mi smocze zęby. Ale nie czuję bólu, nie widzę krwi... Zrobiłem krok w przód. Chyba zrobiłem w końcu nie mam nóg.. ale czuję je. Przesunąłem się. Przepłynąłem przez smocze zęby. Miałem rację! Miałem rację! Przesuwam dłonią przez paszczę smoka i widzę, jak rozrywam tkaninę iluzji. Oddycham głęboko starając się uspokoić rozszalałe serce. Wyciągam z pasa zwój i powoli odczytuję słowa i widzę, jak iluzja się rozprasza. Tak... TAK...TAK! Nie.. NIE.. NIE! Widzę, jak iluzja pryska. A wraz z nią rozmywa się również i kobierzec skarbów, a wraz z nim również i Kula prawdy. Po chwili stoję sam pośrodku pustej jaskini. Teraz dopiero Lolth ma powody do śmiechu. Wszystkie te pułapki... Ból w ramieniu odezwał się z nową siłą. Płuca znów zaczęły uciskać jakbym się dusił. Noga pulsuje bólem. Rozglądam się i widzę jakieś wzniesienie. Załamany zbliżam się w jego stronę, i zauważam, że jest to jakiś mały ołtarzyk. Księga, wisiorek i zwój. Pierw podnoszę zwitek papieru. Stary... Bardzo stary. Rozwijam go i widzę słowa, dużo słów w języku, którego nawet nie rozumiem. Zwijam go ponownie i podnoszę wisiorek i spoglądam w profil smoczej głowy. Wzdycham. Tyle wysiłku dla tego? Ktoś w dawnych czasach miał bardziej chore poczucie humoru niż drowy. Ściągam łańcuszek z medalionem Eilistraee i doczepiam wisiorek ze smokiem, zanim ponownie go zakładam. Księga. Stara, a jednak w dość dobrym stanie. Kartkuję kilka stron, i oprócz nielicznych rycin przedstawiających smoki widzę olbrzymie ilości tekstu pisanego w tym samym języku co list. Oglądam okładkę. Smocze łuski. Wzdycham patrząc na wyżłobione na łuskach napisy. Różnią się od siebie. Widzę wielki napis w tym dziwnym języku, a obok kolejne w zupełnie innych językach. Po chwili odnajduję wspólny, elfi, oraz język drowów. -Draconomicon? Pytam sam siebie przerywając ciszę w jaskini. Gdzieś już to słyszałem... Chowam książkę do plecaka. Będzie ładnie wyglądać w biblioteczce, jeśli kiedyś postanowię się osiedlić. Książka, wisiorek i list. Chce mi się śmiać, kiedy przypominam sobie ile razy byłem bliski śmierci w drodze do tej jaskini, a w nagrodę otrzymałem tylko te trze rzeczy. Po chwili śmiałem się jeszcze głośniej. No tak... Teraz muszę stąd jeszcze tylko wyjść....

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...