Szara mila

7 minut czytania

Miasto. Olbrzymie, wielonarodowościowe, ponure, zagadkowe. Jednym z jego obskurnych, zatłoczonych chodników szła dwójka młodych ludzi.

- Ściemnia się. – odezwał się rudowłosy chłopak, starając się podtrzymać martwą konwersację. Przełożył niesiony zestaw książek z lewej, podrętwiałej, do prawej ręki.

- Aha. – odpowiedziała potakująco dziewczyna. Kosmyki ciemnych blond włosów opadły na jej blado-zielone oczy, tępo wpatrujące się przed siebie.

Istotnie, było coraz ciemniej na zewnątrz. Młody mężczyzna nie widział tego, ale za wielopiętrowymi szarymi budynkami słońce opadało na krawędź horyzontu. W tym mieście nie było zbyt bezpiecznie po zachodzie. Byli zmęczeni, oboje. Mieli za sobą ciężki, długi dzień na uczelni. Codziennie uświadamiali sobie jak niezdrowe jest ośmiogodzinne siedzenie w ławce, bez możliwości na dłuższą przerwę. Czasami zastanawiali się, czemu rząd zatwierdził ustawę o braku przerw podczas nauki. Kto w ogóle dokonał tego absolutnie niedorzecznego odkrycia, mówiącego o tym, że mózg człowieka dekoncentruje się podczas przerw w nauce i później nie potrafi wrócić do poprzedniego stanu. To po prostu farsa. Ale mimo to została zatwierdzona, a oni nic na to nie mogli poradzić.

Rudowłosy uniósł głowę, po to tylko, aby otworzywszy oczy ujrzeć przykryte czarnymi chmurami niebo.
Rozbolała go głowa, pewnie od nadmiaru "świeżego" powietrza. Co większe drobinki kurzu i brudu, które przy każdym wdechu dostawały się przez nozdrza, drapały go w gardle. Nie było to najprzyjemniejsze, ale zdążył się przyzwyczaić do tego. Usłyszał ciche westchnięcie swojej przyjaciółki. Kiedy odwracał głowę, chcąc na nią spojrzeć, zobaczył jak przed nosem przechodzi mu pięcio, – sześcio osobowa grupa sztucznie wyhodowanych robotników. Prawdopodobnie wracali z pobliskiej budowy. Rudowłosy wiedział co się święci. Blondynka ponownie westchnęła, tym razem bardziej demonstracyjnie.

- Znów chodzi ci o te klony...? – zapytał chłopak flegmatycznie.

- Mówisz to z taką odrazą! – oburzyła się.

- Nie, mówię skrótem, a nie tą nazwą, którą sobie wymyśliłaś. – wytłumaczył. Uspokoił głos, starając się nie dopuścić do kłótni. – Chcesz znowu o tym porozmawiać?

- Denerwuje mnie to... to hodowanie.

- Nie ma nic złego w nazywaniu kaczek kaczkami. Nie bój się tego słowa.

- Ale to sprawia, że myślimy o nich jak o przedmiotach! – podniosła głos.

- Ćśśśś... nie tak głośno... nie przy tylu ludziach – paru przechodniów obejrzało się podejrzliwie za parą. – Dobrze wiesz, że za takie poglądy możemy oboje mieć poważne kłopoty.

- Nie obchodzi mnie to. – mimo sensu wypowiedzianego zdania dziewczyna zaczęła szeptać tak, aby tylko jej towarzysz ją słyszał.

- Oj, a powinno.

Kiedy znaleźli się na skrzyżowaniu skręcili w lewo, wymijając tłum ludzi w ciemnych garniturach. Wychodzili z pobliskiego biurowca ukończywszy swoją zmianę. Każdy z nich spieszył się do domu, do drugiej pracy, albo po prostu uciekał przed czymś.

- Władza nie lubi krytyki. – kontynuował chłopak. – Pamiętasz co przytrafiło się ojcu Andreasa...?

Na samo wspomnienie tego incydentu, po plecach blondynki przebiegły ciarki. Ojciec Andreasa, Nicolas LeVorr, był politykiem o dosyć... kontrowersyjnych poglądach. Starał się pognębić rząd, wytykał wszystkie możliwe wady, niektóre często zmyślał, wierząc, że to coś zmieni. Lubił swoje myśli wyrażać głośno, najlepiej publicznie, na wiecach, zebraniach, spotkaniach partyjnych. Wydawał się nieświadomy zagrożenia, które na niego czyhało. Pewnego dnia dostał wezwanie z ambasady rosyjskiej, aby negocjować współpracę do, zdaje się, spraw ochrony środowiska. Tydzień po jego wyjeździe rodzina otrzymała powiadomienie o jego tajemniczej śmierci. W kręgach, w których się obracał zaczęto mówić o nim z gorzkim uśmiechem "pojechał w futrze, wrócił w kufrze". Od czasu całego zajścia bardzo wielu radykalistów i organizacji rozpowszechniających podobne poglądy, umilkło. Wydawałoby się, że ze strachu o własną egzystencję. W nieokreślonych odstępach czasowych pojawiali się ludzie wprowadzający zamęt swoimi głośno wyrażanymi myślami, ale słuch prędko o nich ginął.

- Tak, tak, pamiętam. – wydusiła z siebie dziewczyna. Czuła niemiły ból w żołądku, bo to była bliska jej sercu sprawa. Była z Andreasem w związku ponad dwa lata. Zanosiło się na coś poważniejszego niż trzymanie się za ręce i skryte, ukradkowe pocałunki. Kiedy LeVorrowie dowiedzieli się o śmierci głowy rodziny, Andreas popadł w depresję. Mimo jej najszczerszych chęci pomocy, odsuwał ją od siebie. Wpadł w alkoholizm, poszedł na odwyk... i tak jakoś wyszło, że się rozstali. Zaczęła wpatrywać się w chodnik. Całe to wspominanie sprawiło, że straciła ochotę na rozmowę. Rudowłosy jak widać zauważył to. Położył dłoń na ramieniu, na znak aby się zatrzymała, co też bez sprzeciwu zrobiła.

- Poczekaj tu chwileczkę. – poprosił.

Kątem oka zobaczyła jak przeskakując dwa stopnie jednym susem, wpadł do cukierni, przed którą stała. Z tonu głosu piekarza można było wywnioskować, że jest poirytowany, iż o tej godzinie nachodzą go jeszcze klienci. Pewnie chciał już zamykać. Po parunastu sekundach chłopak wyskoczył ze sklepu, stając przed blondynką.

- Masz. – z uśmiechem wręczył jej zgrabnie zapakowanego w foliowy woreczek pączka oblanego różowym lukrem. Kiedy powoli oglądała wypiek, obracając go w dłoniach, czuła na sobie wzrok kolegi. W końcu wsadziła słodycz do ciemno-brązowej torby przewieszonej przez ramię. – Nie zjesz go? – zapytał chłopak. Uśmiech na jego twarzy został prędko zastąpiony przez mieszankę zdziwienia i zawiedzenia.

- Nie teraz. Ale zabiorę się za niego w domu, kiedy będę się uczyć do jutrzejszego koła. Dzięki.

- Nie ma za co... – zaczęli znowu iść przed siebie. – ...to jutro jest jakieś koło? Z czego?

- No z biotyki przecież... zapowiadał w zeszłym miesiącu. – poprawiła sobie na ramieniu pasek skórzanej torby. Lubiła ją. Była z nią praktycznie wszędzie, od wielu lat, wciąż w prawie idealnym stanie. Bardzo nie lubiła się z nią rozstawać. Nigdzie i nigdy.

- No to szykuje się poprawka... – skomentował ironicznie chłopak. Blondynka zachichotała pod nosem. Sam nie wiedział czy się śmiać czy płakać... im bliżej było końca roku, tym gorzej szły mu egzaminy... jakby skończyło mu się paliwo...

Nim oboje się obejrzeli, stali przed wysokim budynkiem mieszkalnym, o szarej chropowatej elewacji. Stali przez chwilę milcząc, wpatrując się w siebie. W końcu rudowłosy staną o krok bliżej dziewczyny. Pocałował ją w czoło i powiedział:

- No, to do zobaczenia jutro na uczelni. Miłych snów.

Nie odpowiedziała. Patrzyła jedynie na jego plecy, na sylwetkę znikającą w tłumie.

***

Wchodziła mozolnie po betonowych, surowych stopniach. Że też winda musiała się dzisiaj zepsuć, myślała. Stopy piekły ją niemiłosiernie, a po stawach kolanowych rozchodził się uciążliwy ból. A czekały ją jeszcze cztery piętra do pokonania, by mogła utonąć w aksamitnych poduszkach leżących na kanapie w salonie. Na samą myśl o wygodnej sofie nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Jakby czuły pod sobą mebel, na którym mogły spoczywać i w końcu odpocząć. Nie, muszę wytrzymać, nowa myśl zawitała jej w głowie.

Po wejściu na przedostatnie półpiętro na jej drodze, złapała spoconą dłonią chłodną metalową barierkę. Przystanęła. Przerzuciła ciężar swojego ciała na stronę opierającej się ręki. Zaczęła głośno wdychać i wydychać powietrze. Nigdy nie przypuszczała, że wchodzenie po schodach może ją aż tak zmęczyć. Najwyraźniej straciła formę. Do tego przyczynił się chyba współczesny świat. Te wszystkie udogodnienia w postaci wind, ruchomych schodów i chodników, pojawiających się wszędzie, a nie, jak kiedyś, w ekskluzywnych miejscach, sprawiły, że ludzie stali się nazbyt wygodni. Dla zwykłych przedstawicieli rasy ludzkiej zaczynało też brakować miejsc pracy fizycznej...

Wzięła głęboki wdech i ruszyła w górę po schodach. Jeszcze tylko parę stopni, ta myśl krążyła w jej czaszce niczym tornado w środku sezonu.

Kiedy pokonywała ostatnie stopnie i stawała przed drzwiami mieszkania, zdała sobie sprawę z tego, że właściwie nie czuje już swoich nóg. To było całkiem śmieszne uczucie. Sięgnęła obolała dłonią do tylnej kieszeni spodni. Wyciągnęła z niej pojedynczy złoty klucz z przyczepionym doń kwiatkiem-breloczkiem. Wymierzyła celnie małym metalowym przedmiocikiem i kiedy ten znalazł się w wąskiej dziurce, przekręciła go dwukrotnie w lewą stronę. Usłyszała ciche chrobotanie starego zamka. Złapała wolną dłonią za metalową klamkę, z której zdzierała się złota farba i pociągnęła ją w dół, jednocześnie popychając masywne, drewniane drzwi. Wkroczyła do ciasnego korytarza, nieumyślnie trzaskając. Ściany wokół niej pokryte były cytrynową farbą, która niestety w sztucznym świetle straciła swój kolor i blask.

- Goha! To ty?! – z jednego z pomieszczeń, do których prowadził korytarzyk, dobiegał głos starszej, żywiołowej kobiety.

- Tak, to ja, pani Duhnam. – odpowiedziała blondynka flegmatycznie, rozsznurowując i ściągając buty.

- Co proszę?! – zawołała ponownie kobieta.

- To ja, Goha, proszę pani! – odpowiedziała jej równie głośno dziewczyna.

- Och, przepraszam kochanie, nie usłyszałam! – Goha nie była tym zaskoczona. Zważywszy na wiek pani Duhnam i tak była w niesamowitej formie – Może coś zjesz?! Przygotowałam pyszną kolację!

Dziewczyna przeszła parę kroków i zajrzała przez drewniany łuk do pomieszczenia, z którego wołała do niej gospodyni. Uwielbiała przesiadywać w kuchni. Miała w niej chyba wszystkie znane ludzkości przyprawy, składniki i inne rzeczy nadające się do spożycia. W kącie zawsze leżał stosik książek kucharskich, z których każdy pojedynczy przepis wykorzystała przynajmniej ze trzy razy. Uwielbiała gotować. Zresztą, nie miała na emeryturze nic lepszego do roboty niż właśnie gotowanie, czy wynajmowanie studentom mieszkań i zajmowanie się nimi jak własnymi dziećmi.

- Nie, proszę pani, dziękuję. Jestem padnięta. Mam ochotę położyć się i spać do południa.

- Oh, znowu was wymęczyli! Co za okrutniki! – siwowłosa kobieta o wesołej twarzy obróciła się w jej stronę. W jednej dłoni trzymała nieduży rondel, drugą mieszała drewnianą łyżką w rozgrzanym naczyniu – ... za moich czasów...

- Tak, tak, tak, proszę pani, wiem! – blondynka obdarowała ją uśmiechem. Chciała uniknąć kolejnej opowieści z serii "... a kiedyś, kiedy ja byłam młoda, to było tak, a tak...". Nie miała nic przeciwko takiej lekcji historii, ale o tej godzinie, po ciężkim dniu nauki...

Ruszyła naprzód. Mijając parę zamkniętych drzwi, doszła do zajmowanego przez siebie pokoju. Śmiało popchnęła niedomknięte brązowe drzwi. Pomieszczenie, w którym "mieszkała" nie było ani ogromne, ani malutkie. Mieściło się w nim spore łóżko, duża szafa, dwa regały na książki, biurko, na którym leżała sterta śmieci, oraz nieduża szafka, na której stał niewielki telewizor. Wchodząc, rzuciła niedbale torbę na krzesło przy biurku, a sama padła jak kamień na świeżą pościel. Kiedy znalazła wygodną pozycję do leżenia, sięgnęła po pilota leżącego na ziemi, koło nogi od łóżka i włączyła TV. Właściwie nie zwróciła uwagi na to, co leciało aktualnie. Kiedy telewizor był włączony, łatwiej jej się zasypiało. Poprawiła poduszkę pod głową i zamknęła oczy. Powieki ją piekły.

Nim odpłynęła, usłyszała, jak przez mgłę, jakąś informację o odnalezieniu życia na Marsie, czy może na Plutonie... nie wiedziała... zasnęła...

Ocena użytkowników
6.33 Średnia z 6 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Ocena na pocieszenie 1+. he he
0
·
Wiesz co? To co napisałeś, jest żałosne. Chciałam się pokusić o stwierdzenie "jesteś żałosny", ale się powstrzymałam. Żartujesz sobie na niewłaściwe tematy o niewłaściwej osobie, w niewłaściwej sytuacji.
0
·
A mi się bardzo podoba. Przyjemnie się czyta.

Oceny nie wystawię, bom niegodny, lepiej bym nie napisał. Powiem tylko: dobra robota.
0
·
Racja Smith - bardzo przyjemnie się czyta. Niby to mroczne, brudne miasto, a jednak wszystko przychodzi płynnie. Zaprezentuj coś jeszcze, Atis!

Post Luyankiego przemilczę. Aż żal słów na coś tak... bezczelnego i bezpodstawnego. W sumie tym postem zmusiłeś mnie do opcji ignorowania cię...
0
·
Mi też się podoba. Tylko ten fragment ze schodami był trochę ciężkostrawny.
0
·
Miałam początkowe problemy, zwłaszcza z częścią, że tak ją nazwę, pierwszą. Kilka zdań konstruujesz w taki sposób, iż to co w nich najlepsze wstawiasz na początek, zaś opis czynności czy tej cechy, mniej ciekawy, znajduje się jeden obok drugiego, co nie wygląda najlepiej i nieco utrudnia odbiór, np: "Co większe drobinki kurzu i brudu, które przy każdym wdechu dostawały się przez nozdrza, drapały go w gardle." - być może lepiej brzmi " Drobinki kurzu i brudu drapały go w gardle przy każdym oddechu dostając się przez nozdrza". Jeśli to zabieg celowy to mimo wszystko ciekawy.
Zaciekawiło mnie i jestem skłonna dodać to na stronę GE w dziale opowiadań - pytanie tylko co ty sądzisz o tym pomyśle
0
·
Fajne. Całkiem fajne.

Tylko Atis - nie wiem po co tak nazywasz temat i sama gnoisz to, co napisałaś, by potem oburzać się, że ktoś wlepił `1+` - post debilny, fakt, ale Twoja reakcja... think about it.
0
·
Hm ciekawe . Dobrze oddaje atmosferę przygnębienia i lekkiej apatii tej dziewczyny. Jedyne na co zwróciłabym uwagę to:
- "a po stawach kolanowych rozchodził się uciążliwy ból." Prędzej w stawach a już najlepiej po prostu ból stawów.
- Gdzieś tu jeszcze miałam jakiś drobny błąd tego rodzaju, ale mi uciekł
- Mam wrażenie, ze jest mała niespójność w opisie działań rządu - z jednej strony opisujesz zdeterminowaną władze, która nie lubi jak się podnosi głowę, z drugiej z opisu wynika, że imć LeVorr dość długo głosił swoje poglądy i bruździł a nie dostał żadnych gróźb, nie starano się go uciszyć już wcześniej .

To tyle, poza tym naprawdę mi się podoba (i wreszcie mogę powiedzieć, że ktoś ma chyba gorzej na uczelni niż ja ;)")
0
·
Matt, chodzi raczej o to, że wtedy byłam przygnębiona. Pozatym, nie miałam pomysłu na lepszy tytuł.
Miv, czy ja wiem czy nadaje się do działu na GE? Raczej gdyby było w klimatach fantasy, a ten crap to raczej przyszłościowe...
0
·
Już to gdzieś mówiłem i powiem raz jeszcze - GE to nie tylko portal o fantasy. Crap przyszłościowy też ma swoje uroki i w 100% pasuje do GE.
0
·
Z tego co widziałam jest jedno opowiadanko w kategorii s-f i jego autor to ktoś o nicku na "E" Zatem jest opcja, by to dodać
0
·
Rzadko czytam opowiadania na necie, szczególnie te z półki SF, ale to przykuło moją uwagę, choć nawet nie mogę określić czym

Przyjemnie się czyta, zwięzła forma. Mam nadzieję, że wenę wykrzeszesz i tą blondynkę obudzisz
0
·
Jedno opowiadanie ma też swój przydział do "historia alternatywna". Zgadasz się Atis bym to umieściła?
0
·
No, jeśli ci tak bardzo na tym zależy, to proszę bardzo. W kazdym razie, dzięki za poparcie i wiarę.
0
·
Nie dziękuj - nie ma za co Masz jakiś pomysł na tytuł?
0
·
Może "(tytuł wymyśl sobie sam)"...? A tak na serio to nie mam zielonego pojęcia... może... "Szara Mila"?
0
·
Niech będzie i "Szara mila". Postaram się to oprawić i niedługo wepchnąć na stronę.
0
·
Też mi się podoba, czy wiesz już czy udało Ci się tym tekstem podnieść ocenę ???
0
·
Raczej wie;) Tekst został zamieszczony tu 5 miesięcy temu;)
0
·
No, raczej poprawiłam. Nauczycielka chciała po prostu zobaczyć czy nie jestem leniwa... sądząc po 2 tygodniowym spóźnieniu w oddaniu tekstu, chyba wywnioskowała, że jestem... ale ocenę podniosła.
0
·
Uch, sorry nie spojrzałem na datę
No za taką pracę niczego innego się raczej nie spodziewałem
0
·
Ah, aż normalnie się zaczerwieniłam 8D.
0
·
Bardzo ładne. Niezłe opisy, ciekawie zarysowany świat akcji, ciekawie sie to czyta jedyny minus to to że opowiadnie tak naprawde nie porusza żadnego konkretnego wątku , ale i tak czekam na kolejne

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...