Stop prawa

4 minuty czytania

Wyobraź sobie świat podzielony na dwie części. Jedna z nich to niezbadana Dzicz, miejsce, w którym możesz poczuć się prawdziwie wolnym, jak również zarobić kulkę w głowę, bo komuś nie spodobał się twój nowy płaszcz. Druga to cywilizowane miasto, gdzie kwitnie postęp technologiczny, odbywają się przyjęcia, a wielkie rody rozciągają sieci spisków, żeby jak najbardziej się obłowić. Choć z pozoru obie te krainy nie mają ze sobą wiele wspólnego, to w „Stopie prawa” przekonujemy się, że życie w każdej z nich może być równie niebezpieczne.

Na własnej skórze doświadcza tego Waxillium Ladrian, bohater powieści Brandona Sandersona, autora, który powraca do wykreowanego w trylogii „Ostatnie Imperium” uniwersum. Tym razem przenosi nas jednak o kilkaset lat w przód, do czasów postępującej industrializacji, żelaznych kolei i broni palnej. Niehamowany niczym progres sprawia, że miasta rozrastają się jak nigdy wcześniej, a dawne przeszkody przestają mieć znaczenie w obliczu nowych technologii. I choć świat się zmienił, to wciąż chodzą po nim ludzie, którzy prędzej strzelą ci w plecy i będą patrzeć jak gnijesz, niż wyciągną ku tobie pomocną dłoń.

Przeciwstawianie się takim ludziom stanowiło życiowy cel wspomnianego wcześniej Waxilliuma, dopóki nie nadeszła pora, by wypełnił swe zobowiązania wobec rodu i zajął należne mu miejsce na jego czele. Po latach spędzonych na ściganiu rabusiów w Dziczy musiał w końcu odłożyć rewolwery i zająć się tym, przed czym uciekał całe swoje życie. Niedługo jednak przyszło mu zabawić w sferze handlu i polityki, gdyż krążąca w jego żyłach gorąca krew i pojawienie się dawnego przyjaciela z Dziczy sprawiły, że uwikłał się w intrygę w sam raz nadającą się dla eleganckiego stróża prawa.

Warto w tym momencie wspomnieć o istotnym novum, napędzającym akcję powieści. Zarówno Waxillium, jak i jego towarzysz, Wayne, są Podwójnymi, co oznacza, że potrafią posługiwać się jedną mocą Allomantyczną i jedną Feruchemiczną. Nowy twór magiczny w świecie Sandersona to oczekiwany powiew świeżości. Choć popisy Zrodzonych z Mgły w oryginalnej trylogii nierzadko budziły szczere emocje i zachwyt, to ponowne ich wprowadzenie z pewnością wywołałoby u czytelnika przesyt. W „Stopie prawa” natomiast możemy się przyjrzeć postaciom dysponującym jedynie cząstką tej wielkiej mocy, a przez to bardziej podatnym na niebezpieczeństwa nawet ze strony zwykłych śmiertelników. Dzięki temu zabiegowi łatwiej nam identyfikować się z bohaterami, gdyż o wiele częściej musimy drżeć o los naszych ulubieńców.

sanderson

A tych jest niemało. Główny bohater, Wax, to szlachetny i wytworny stróż prawa, którego można opisać jako mieszankę Sherlocka Holmesa, Johna Wayne’a i… Zawiszy Czarnego. Niestraszne mu są zagadki ani strzelaniny, a w imię honoru i dobra ogółu nie zawaha się poświęcić nawet samego siebie. Potomek Ladrianów rozsiewa wokół siebie aurę pewności, mimo że czasem sam nie wie, w którą stronę powinien podążać. Często poważny i zamyślony, potrafi wydobyć z siebie wcale niemałe poczucie humoru, które pozwala mu rozładować napięcie nawet w najtrudniejszych momentach. W tej kategorii nie dorasta jednak do pięt swojemu przyjacielowi, będącemu esencją komizmu w powieści. Wayne to indywiduum, jakiego nie spotkacie w żadnej innej książce. Rzucający żartami na wszystkie strony bohater raz za razem sprawia, że kąciki ust same unoszą się do góry. Ale nie tylko niewybredne dowcipy stanowią o sile tej postaci. To także jego nie do końca klarowna przeszłość, dziwaczne nawyki i wzbudzający wątpliwości co do zdrowia psychicznego pogląd na świat.

Waxillium i Wayne w pewnych aspektach mocno ze sobą kontrastują. Najpewniej w celu wypełniania luki między tymi panami autor wprowadził do gry Marasi, młodą studentkę, zajmującą się kryminalistyką. Pozornie strachliwa i nieśmiała dziewczyna nie raz i nie dwa zaskakuje odwagą, sprytem i inteligencją oraz stanowi dobre dopełnienie dla dwójki doświadczonych stróżów. Być może Marasi nie jest postacią, która od razu wzbudza u czytelnika sympatię, nie grzeszy oryginalnością, ani nie posiada w sobie odpowiedniej dawki charyzmy, jednak powieść dużo dzięki niej zyskuje i można być przychylnie nastawionym do jej występów w kolejnych częściach cyklu.

Pozytywnie wypada także czarny charakter powieści. Miles Stożywotów to zabijaka, który nie cofnie się przed niczym, byle tylko wprowadzić w życie swe dobrze uargumentowane poglądy. Łącząca go z Waxem wspólna przeszłość pozwala na skonfrontowanie filozofii obu bohaterów i niektórzy mogą się zastanawiać, czy aby na pewno rację mają ci „dobrzy”. Ponadto antagonista dysponuje cennym zestawem umiejętności i posłuszną mu hordą zbirów, co w połączeniu stanowi ogromny atut w walce z naszymi protagonistami. Co więcej, czytelnik przez cały czas dostaje strzępki informacji lub fragmenty wydarzeń, świadczące, że nad Milesem stoi ktoś ważniejszy, kto pociąga za wszystkie sznurki.

stop prawa

W przypadku „Stopu prawa” należy zwrócić uwagę na objętość powieści. Stanowi ona jedynie ułamek tego, co zaoferował nam Brandon Sanderson w trylogii „Ostatnie Imperium”, a to wymogło na nim mocne skondensowanie fabuły. Przez to możemy niekiedy odnieść wrażenie, że akcja posuwa się zbyt szybko i za wcześnie poznajemy tajemnice, którymi wolelibyśmy dłużej się napawać. Aczkolwiek mimo niewielkiej objętości, autor wciąż potrafi przemycić liczne nawiązania do swoich poprzednich książek czy też subtelne wzmianki o otaczającym bohaterów świecie. Zaznajomieni z powieściami Sandersona zapewne docenią nazwy niektórych obiektów lub postaci i z uśmiechem na ustach wczytają się we fragmenty traktujące o powstałych religiach.

Zazdroszczę ludziom, którzy swój pierwszy kontakt ze światem mgieł i Allomancji zaliczyli przed laty, kiedy uniwersum Ostatniego Imperium dopiero powstawało. Dla tych osób „Stop prawa” to jak sentymentalna podróż do dawno niewidzianego miejsca. W moim przypadku między zakończeniem właściwej trylogii a wkroczeniem w nowy cykl minęło zbyt mało czasu, by powrót ten zagrał na moich emocjach, jednak nie umniejsza to faktu, że przy lekturze „Stopu prawa” czułem płynącą z tego przyjemność. Świat przedstawiony może nie jest tak wielki, tak monumentalny, jakbym tego pragnął, a fabuła nie zaskakuje mnie tak często, jakbym sobie tego życzył, a mimo to po raz kolejny dałem się pochłonąć wizji Sandersona. Ten pisarz zdążył już zaskarbić sobie moje zaufanie, a „Stopem prawa” udowodnił, że w pełni na nie zasługuje.

Dziękujemy wydawnictwu MAG za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
7.5
Ocena użytkowników
-- Średnia z 0 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...