Demony i duchy Słowian

3 minuty czytania

Halloween – to dziś, jak wszyscy pewnie wiedzą, czas związany z psikusami, obdarowywaniem dzieci słodyczami oraz z kostiumami, które mają nadać noszącym je groźny wygląd. A za co się najczęściej ludzie przebierają? Stają się wampirami, wiedźmami, szkieletami, duchami, istotami z piekła oraz zombie, wręcz czym dusza zapragnie. Oczywiście dawniej ten okres wiązał się z zupełnie czymś innym. Obchodzono rytuały, które obecnie są wyłącznie zapiskiem na kartach jakiejś książki. Jednak nie będzie to tekst o celtyckich wierzeniach, ponieważ chcę pozostać na rodzimym – słowiańskim – gruncie. Celem tego felietonu nie będzie też omówienie sposobów na odpędzanie zmarłych, ale odpowiedź na jedno, proste pytanie – czego obawiali się nasi przodkowie? Jeśli ktoś oczekuje tak banalnej odpowiedzi jak utopka lub południcy, będzie mile zaskoczony. Lista istot, w które wierzyli Słowianie jest długa, ale żeby nie zanudzić czytelników, zaprezentuję dwa losowo wybrane demony oraz kilka duchów, o których na pewno nigdy wcześniej nie słyszeliście. A jeśli jakimś trafem je znacie, zapraszam do dyskusji w komentarzach.

morowa dziewica, demon

Zacznijmy tę listę od demonów. Numer jeden to Morowa dziewica – jak łatwo się domyślić, była uosobieniem zarazy (czyli, inaczej mówiąc, morowego powietrza). Pod postacią bardzo bladej, wychudzonej kobiety wędrowała po świecie. Gdzie tylko się pojawiła i machała swoją okrwawioną chustką, ludzie umierali w strasznych męczarniach. Ciał zmarłych nie miał kto grzebać, ponieważ jej pojawienie się wywoływało ogromną panikę, zdrowi uciekali i chowali się w lasach. O tym, jak bardzo się jej obawiano, świadczy choćby fragment modlitwy, w której błagamy o oddalenie zarazy – "od morowego powietrza, głodu, ognia i wojny – wybaw nas, Panie!") Co ludzie robili, żeby uchronić się przed Morową dziewicą? Stosowali różne metody, na przykład mieszkańcy zagrożonych terenów orali ziemię wokół wioski, by stworzyć magiczną granicę. Co ciekawe, zaprzęg był ciągnięty przez bliźniacze woły i kierowany przez bliźniaków. Do najokrutniejszych odnotowanych sposobów odsunięcia od siebie zarazy należy to, co zdarzyło się na Polesiu. W 1831 roku w Lubiszczycach zakopano żywcem kobietę, koguta i wronę.

Kolejnym demonem, którego dobrze znali (może i po dziś dzień znają?) świeżo upieczeni rodzice, jest Maruda. Jeśli określenie brzmi znajomo, dobrze się składa. To stworzenie męczyło dzieci, zwłaszcza leżące w powijakach niemowlaki i doprowadzało je do płaczu (mówiąc wprost – stawały się marudne). Była niewidzialna dla dorosłych oraz często drażniła, szczypała, nawet straszyła przez całą noc, a w rezultacie biedni domownicy tracili swoje zdrowie psychiczne. Nic zatem dziwnego, że próbowano ją odstraszyć na wszelkie sposoby. Najczęściej kładziono obok kołyski przeróżne przedmioty, które miały zająć Marudę, by zostawiła dziecko w spokoju. Była to na przykład miska z wodą, a w niej kłębek nici, łyżka i wrzeciono. Kiedy indziej wieszano przy łóżeczku dziewięć szmacianych lalek albo wymawiano specjalne zaklęcia. Czy to pomogło? Niektórzy twierdzą, że Maruda ma się dobrze, ciągle rozrabiając w nocy.

Przejdźmy teraz do tematu duchów. Zupełnie jak w poprzednich przypadkach, ich nazwy nie są jakoś specjalnie odkrywcze. Niektóre nawiązują do miejsca, skąd pochodzą, albo do zbrodni, której się dopuścili za życia (świadomie pomijam dobre duchy, pomagające ludziom). Przykładem pierwszego rodzaju jest biała dama z Kórnika. Tak naprawdę nazywa się Teofila z Działyńskich Szołdrska-Potulicka; w XVIII wieku była czarny pies, duchpanią zamku i przyległych mu włości. Podobno co noc, oczywiście o północy, jej portret ożywa, a właścicielka budynku rusza na spacer, by doglądać swojego majątku. Rozwinęła gospodarkę podległych jej ziem, więc nie do końca wiadomo, za co musi odpokutować. Innym przykładem takiej zjawy (chociaż można go też przypisać następnemu wariantowi) jest czarny pies z Ogrodzieńca – to kasztelan krakowski, Stanisław Warszycki, który bardzo okrutnie traktował swoich poddanych.

Wśród upiorów cierpiących za zbrodnie dokonane za życia znajduje się między innymi Fajerman. Jego nazwa nawiązuje do wyglądu, jest to bowiem płonące, bezgłowe ciało. Nie wiadomo, czyja to dusza, ale znamy powód, dla którego musi cierpieć. Ów nieznany człowiek cechował się wyjątkowym, nieuzasadnionym bestialstwem wobec zwierząt. I chociaż nasi przodkowie czasem podchodzili do nich zbyt poważnie, na przykład gdy powoływali je na świadków w sądzie (bądź oskarżali o morderstwa – najczęściej obwiniane były świnie), Fajerman powinien być przestrogą dla tych, którzy znęcają się nad czworonogami. Tylko szkoda, że tych duchów się już nie widuje.

Ocena użytkowników
9.25 Średnia z 2 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
"Bestiariusz Słowiański" Pawła Zycha i Witolda Vargasa- jakis czas temu kupiłem miałem z nim sporo zabawy, rzetelne źródło wiedzy o demonoogii ziem naszych ojców, obowiązkowa pozycja każdego prawilnego poganina
0
·
Zgadzam się i podzielam tę opinię, aczkolwiek prawilnym poganinem nie jestem

Wydaje mi się, że "Duchy polskich miast i zamków" byłoby lepsze pod temat halloween, ale niestety nie posiadam. Tak samo jako "Księgi smoków polskich". Może ktoś ma/czytał jedno albo drugie i jest skory podzielić się opinią o tych tytułach?

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...