NOWA niekończąca się opowieść..........

No więc odjazd! Zaczynamy! Tyle, że tu, występujemy MY! (haha)..................Dopisujemy po dwa, trzy zdania.

Atis szła powolnie, pogwizdując sobie. Obok niej szedł ogromny Monstrualny Wilk. W kłębie miał ok. 1,7m. Z okolicznej polany dobieły dźwięki wybuchów i skrzeków. Po chwili sama zobaczyła wybuch. Szybkie luknięcie w prawą i wszystko jasne. Jakaś walka. Okazja do nabicia sobie EX-epa i dostanie nagrody, myślała. Ruszyła biegiem w stronę "walki". Zobaczyła postać w kapturze, najwyraźniej maga. Otoczony był ok. 30 orkami. Rzucał różne zaklęcia, które zabijały orków, ale tych, zdawałoby się jakby przybywać coraz więcej.
- Może pomóc?
Mag nie odpowiedział, bo był ZBYT ZAJĘTY.
- Hmmmm....milczenie oznacza zgodę....NO TO JAZDA! - Atis wyjęła zza pleców wielki miecz (dwuręczny) i rzuciła się na orków. Tu ciach, tam ciach....po paru minutach uwinęła się z orkami. Założyła miecz spowrotem na plecy i podeszła do maga.
- Dziękuję. Uwijam się z tymi szkaradztwami już od paru godzin. - podziękowała postać.
- Nie ma za co. Może tak małe honorarium?
- Przykro mi, nie mam nic.
- Spójrzmy na to z innej strony - przynajmniej sobie EX-epa nabiłam. Aha, Atis jestem.
- Nazina. - przedstawił się mag.
- Przyłączysz się do drużyny?
- Jasne, w grupie zawsze raźniej.
Wilk zawarczał ostro na maga.
- Markus! Zamknij japę!
We "troje" ruszyli przed siebie....................


Zaczynam troszeczkę długo.....rozpisałam się............

(Nazina, chyba mam prawo o tobie pisać, nie? )
.......I tak idąc doszli w końcu na skraj lasu.
-Wchodzimy? - spytała Atis
-Wchodzimy. - Po dłuższej chwili marszu Nazina zapytał - A dokąd zmierzasz?
-Przed siebie. Jestem poszukiwaczką przygód. Szukam skarbów i... przyjaciół.
-Heh, to tak jak ja.
Rozmawiając tak zaczęli zagłębiać się w coraz głębszy las. Drzewa były tu bardzo wysokie. Aż nagle usłyszeli wrzask człowieka. Atis wyjęła swój dwuręczny miecz, a Nazina przygotował czar. Podbiegli szybko do miejsca skąd było słychać krzyk. Ale jak wychylili się zza drzewa oślepił ich jasny blask.
-To jest kula ognia - wykrzyknął Nazina - Po chwili wszystko ucichło. Zobaczyli pobojowisko. Na ziemi leżało mnóstwo pozażynanych i osmalonych trupów. A nad nimi górowała wysoka postać, odwrócona do Atis i Naziny tyłem.. Na pierwszy rzut oka bylo widać, że to elf albo półelf. I do tego mag. Wysoka postać zdematerializowała ostatki magii tańczące na jej palcach, wytarła wielki miecz o trawę i schowała go do pochwy na plecach.
-Witajcie - powiedział mężczyzna odwracając się do nich.
-Witaj - odrzekli w tym samym momencie bohaterowie.
-Nazywam się Medivh. Co tu robicie?
-Jestem Nazina, a ta pani to Atis. Właściwie to szukamy przygód i idziemy przed siebie.
-Poszukiwacze przygód? Dziwny zbieg okoliczności. Też nim jestem.
-To może się do nas przyłączsz? - zapytała Atis
-Chętnie.
-Kim byli Ci ludzie Medivh'ie?
-To bandyci. Zwykłe rzezimieszki. Myśleli, że skoro jestem półelfem to mam dużo złota. Pomylili sie i za ten błąd zapłacili życiem. Chodźmy stąd zanim te ciała zaczną się rozkładać. - Wilk trzymający się dotąd przy boku Atis znowu zawarczał.
-Markus! Znowu zaczynasz? - I tak nasza "czwórka" bohaterów ruszyła dalej lasem. Nie spodziewali sie, że ktoś ich śledzi...


Tonari no Totoro!
.......
- Panowie, mam dziwne, nieomylne wrażenie Łowcy Demonów, że ktoś za nami idzie.
- Dziwne, ja nic nie czuję. - odpowiedział Medivh nieco znudzonym głosem.
- Bo to nie człowiek za nami idzie, ani elf, ani krasnolud. Ani żadne inne stworzenie z tej sfery.........czujecie ten dym?
- Tak.......LAS SIĘ PALI!! - zawołał Nazina.
- To żywiołaki ognia! - dokrzyknął Medivh.
- Do tego prastare! - Atis aż włosy zjeżyły się na głowie ze strachu.
- Jak sie tu dostały?!
- Pojęcia nie mam, ale muszę wam coś wyznać..............
- Atis, teraz!?
- No.....wiecie, ja mam......no.......niewyobrażalnego pecha.
- CO?! - wykrzyknęli jednocześnie Medivh i Nazina.
- No tak.
- I co teraz?
- Czekajcie, za życia Aribeth dała mi kamień przywołania. - Nazina ze swojej torby wyciągnął mały kamień.
- Użyj go! Szybciej! Żywiołaki się zbliżają! Jestem za młoda żeby umierać!
Nazina wypowiedział jakieś słowa i zniknęli zanim pochłoną ich ogień. Cała czwórka spadła "z sufitu" świątyni Tyra na podłogę. Atis miała farta. Wylądowała na wierzchu......
Po chwili cała 4 ujżała przyjemny uśmiech krasnoludzkiego kapłana.
- Ha ha - zaśmiał się krasnolud - dawno już nikt nie trafił do tej kaplicy w ten sposób. Musicie mieć...
Nagle wzrok kapłana skupił się na kiemieniu, który ściskał mocna w dłoniach Nazina. Cała kompania dopiero teraz zauważyła, że w kaplicy jest jeszcze kilku młodych kapłanów i kapłanek i wszyscy w ciszy i przejęciu czekali na odpowiedź maga.
- Skąd masz ten Kamień Teleportacyjny dziecko? - spytał kapłan.
- Tylko nie dziecko - zmarszczył brwi Nazina.
-Uhohoho. Tylko mnie nie pobijcie. - zaczął się śmiać krasnolud - Może zacznijmy tą rozmowę od nowa. Nazwywam się Korgan, a wy jesteście...

----------------------------------------------------------------------------

Tymczasem daleko w Evermeet Rincewind przygotowywał się do swoich ostatecznych tesów magicznych u swojego wielkiego mistrza Atubara. Nie miał zielonego pojęcia z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Jednego był pewien. Czeka go niesamowite wyzwanie. Zbyt dobrze znał swojego mistrza i wiedział, że albo zda, albo nie przeżyje. Nie było innego wyjścia. "To wszystko dla twojego dobra Rince" przypomniał sobie słowa Atubara.

-------------------------------------------------------------------------------

- Atis
- Medivh
- Nazina - przedstawili się wszyscy...

I nadejdzie wkrótce ten dzień...

RTS
.....
- A ten wielki pchlarz? - Zapytał bezczelnie jeden z młodych kapłanów.
Wilk obnarzył kły, które zaczęły ociekać śliną, spadającą niestety na kaptur Naziny.
- Fuj, Markus.....- mruczał pod nosem mag nie mogąc się poruszać.
- Zamknij pysk beszczelny gnoju! - te jakże ostre słowa wydobyły się z ust Atis. - Jak śmiesz mówić w ten sposób o moim towarzyszu?! - wstała i podeszła do młodziaka. Była wyższa od niego i sądząc po jego minie, bał się jej. - To nie jest zwyczajny wilk, pustaku! To Wilk Runicznego Księżyca! Ostatni z tej rasy! To demon w czystym wcieleniu.....- w tej chwili zorientowała się co mówiła. Zakryła sobie usta rękami i odeszła parę kroków do tyłu.
- CO??!! I nic nam nie mówiłaś?! - zdziwił się głośno Medivh.
- Łowczyni Demonów od siedmiu boleści.....- mruknął pod nosem Nazina.
- Ja...ja nie mogłam........bracia mnie zabiją.....
- Bracia? Jacy "bracia"? - zapytał krasnoludzki kapłan.
- Bracia z Zakonu Krwii Demona. Tam się wychowałam. Zakładam, że zaraz wyślecie list zawiadamiający.
- Niby po co?
- Głupku, nie wiesz? Żadnemu Łowcy Demonów nie wolno spoufalać się z Demonem. To jest karane śmiercią w niewyobrażalnych mękach.....
- To dlaczego zlekcewarzyłaś tę zasadę. - zapytał Nazina mając możliwość wstania z ziemi.
- Może kiedy indziej wam to opowiem. Co teraz wy, kapłani zrobicie?
- Nic moje dziecko. Jako, że nasz bóg jest sprawiedliwy - my też będziemy........
... ale musicie nam powiedzieć skąd macie Kamień Teleportacyjny.
- No właśnie Nazina. Skąd MY go mamy? - spytała podirytowana Atis.

--------------------------------------------------------------------------------------------------

Rincewind idąc do wieży swojego mistrza, a znajdowała się jakiś kilometr od rodzinnego miasta elfa - Elion, zastanawiał się nad swoją całą nauką u Atubara. Trzeba tu bowiem wspomnieć, iż Rincewind nie przechodził zwykłego szkolenia, jakie zwykli przechodzić czarodzieje. Rince bowiem dysponował już od urodzenia niesłychaną mocą magiczną, której niestety nie umiał kontrolować. Wraz w nagłym zmianem jego narstroju następował wybuch dzikiej magii. Raz np. w wieku trzech lat podpalił w domu firanki, gdy zniknęła jego ulubina zabawka, a w wieku wieku 7, gdy zdenerwowali go jego koledzy o mało co ich nie pozabijał. U mistrza uczył się właśnie kontrolować magię, uczył się wydobywać z niej określone zaklęcia. Gdy doszedł do wieży, zauważył zaryglowane drzwi i kartkę.

"Rince dziecko nadszedł dzień twojego ostatecznego sprawdzianu. Całe lata trenowliśmy twoją kontrolę nad magią. Czas sprawdzić czego się nauczyłeś. Znajdziesz mnie w Nimlith."

Nimlith - zastanowiał się Rincewind - Nimlith. Przecież to jest jakieś pięćset kilometrów stąd. Poświęce jeszcze jeden dzień na przygotowania i pożegnanie się z nabliższymi, a nazajutrz o świcie wyruszę w podróż. Moją pierwszą, samodzielną i jakże daleką podróż.

------------------------------------------------------------------------------------------------

N.. no... no więc - zaczął jąkać Nazina z ewidentnym grymasem niesmaku i niepokoju na twarzy. .......

I nadejdzie wkrótce ten dzień...

RTS
......- No cóż, więc....eeee......za życia Aribeth.....
- To już było. - zagadnęła sykliwym, złośliwym głosem Atis.
- Daj mi dokończyć.......No więc za życia, pani Arbieth dała mi ten kamień. Byłem jednym ze śmiałków, którzy chcieli uratować Neverwinter.
- E-tam. Nie ty jeden byłeś tym śmiałkiem. Ja swój sprzedałam. - wyrwała Atis.
- A ja swój zachowałem na wszelki wypadek i to dzięki MNIE żyjemy.
- Nie podniecaj się tak!
- Nie bądź taka bezczelna, bo oberwiesz kulą ognia! - zanosiło się na kłótnię pomiędzy Atis a Naziną. Medivh i reszta kapłanów jedynie się przyglądali.
- Kulą ognia?! Może jeszcze z opóźnionym zapłonem?! Bardzo do ciebie pasuje faitłapo!
- Faitłapo??!! Ty bezczelna idiotko!! Nie przeginaj!!
- Faitłapa! Faitłapa! Faitłapa!
- Zamknij pysk!
- Pzestańcie już! - rozdzielił ich Medivh. - Nie ma sensu się kłucić!
................
............... - Skoro była mowa o demonach to muszę wam coś wyznać - powiedział Medivh
-A ten co znowu... -zaczął krasnoludzki kapłan
-Zamknij się albo twoje flaki będą fruwać pod sufitem - odpowiedizał sfrustrowany Medi
-No i co z tymi demonami? - zapytała zniecierpliwiona Atis
-No więc........ hmmmm.........ekhm......... płynie we mnie krew demonów
-CO?! - wykrzyknęli Atis, Nazina i kapłan
-Nie wiem jak to możliwe - kontynuował Medivh -, bo kapłan, który mi to powiedział, mój opiekun (rodziców nie znałem) chciał mi powiedzieć jak to możliwe, ale....
-Ale co? - zapytał Nazina
-Goblin przeszył go w tym momencie z łuku, a mój opiekun zginął od razu, gdyż strzała trafiła w serce. Oczywiście goblina zabiłem i rozsmarowałem po całej świątyni, ale tego jednego nigdy się nie dowiedziałem. Dlatego w czasie walki nigdy się do mnie nie zblirzajcie. Gdy ktoś mnie w walce wkurzy to moje oczy robią się czerwone, a moje zaklęcia potężniejsze.
-I co? Nie poznasz przyjaciół? - zapytał Nazina
-Przyjaciół poznaję, ale może was trafić przez przypadek jakiś czar więć....
-Rozumiem - powiedział Nazina
-Banda debili - powiedział kapłan
-Masz ostatnie ostrzeżenie. Albo się zamkniesz albo spełnię swoją groźbę - krzyknął Medi
-Kolejny demon. Co to ma być - mruczała pod nosem Atis
----------------------------------------
A tymczasem Rincewind pożegnał się z przyjaciółmi, przygotował się do podróży i zrobił pierwszy krok do Nimlith............


Tonari no Totoro!
.....
- Zaraz, zaraz......"Banda debili"? Banda debili?! BANDA DEBILI??!! NA TIAMAT SMOCZYCĘ CHAOSU, ZARAZ POZBĘDĘ SIĘ KOLEJNEGO KAPŁANA TEGO PIEP***NEGO TYRA!! - Coraz ostrzejsze słowa padały z ust Łowczyni Demonów. Kapłani byli coraz bardziej przerażeni. - Nie dość, że mam tu kolejnego demona, to jeszcze bracia mnie zabiją. I muszę się rozprawić z tobą przebrzydły konusie!
- Uh, Atis ma wybuchowy charakterek, nie sądzisz? - Zagadał Nazina do Medivh'a.
- Racja. Wolę nie mierzyć się z nią w walce jeden na jeden na miecze.
- Straż! Zabierzcie ich do więzienia! - zawołał krasnolud.
Do świątyni wbiegło pięciu zbrojnych strażników. Dwóch złapało Nazinę, a dwóch Medivh'a. Magowie stali spokojnie i nie próbowali się oswobodzić. (wiadomo, magowie zawsze są rozsądni). Ostatni strażnik PRÓBOWAŁ zaś złapać Atis myśląc, że pójdzie z nią łatwo. Mylił się. Dziewczyna wyciągnęła miecz i szybkim ciosem przecięła strażnika na pół. Na kamieniu szybko tworzyła się kałuża krwi. Kapłani byli przerażeni. Do świątyni wbiegło więcej strażników. Wszyscy rzucili się w stronę Atis. Ta wsadziła miecz spowrotem na plecy. Jej oczy jarzyły się czerwonym blaskiem. Nie wyglądał na zbyt zadowoloną. Wyglądała jakby wpadła w.......furię.......Zaczęła rozgramiać przeciwników za pomocą "gołych pięści", szło jej to znakomicie. Różne ewolucje wskazywałny na lata treningu........
- Eeeee, Nazina. Tak właśnie wyglądam jak wpadnę w złość w walce. Oczy jarzą mi się takim samym blaskiem - powiedział zdziwiony Medivh.
- To znaczy, że ona..............


Tonari no Totoro!
Do kaplicy wbiegł przywódca straży miejskiej, jednak widząc Atis zaraz zawrócił. Po chwili pojawił się z powrotem z magiem ubranym w szaty koloru straży miejskiej. Wyszeptał jakieś magiczne inkantacje, ręce złożył do wypuszczenia czaru i......

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Rincewind przemierzał lasy Evermeet bez większyh przeszkód. Raz z lasu wyskoczył jedynie jakiś goblin i próbował coś mu ukraść. Elf nawet nie fatygował się czarami. Wyjął swój miecz i ciął goblina prosto przez korpus. Przypomniał sobie, że walczyć mieczem nauczył go właśnie Atubar i tym razem była to nauka od podstaw. Mistrz radził mu używania kostura, jak wszyscy magowie, jednak Rincewind uparł się przy długim mieczu. Broń ta była szybka i zawsze znakomicie leżała mu w ręku.
- Chciałbym mieć kiedyś magiczny miecz - pomyślał Rincewind patrząc na spływającą z ostrza krew goblina.
Poza tym małym zajściem droga była naprawdę spokojna, jednak jakieś 100 km przed Nimlith Rincewind spotkał nie lada wyzwanie. Z oddali zauważył Górskiego Olbrzyma. Wiedział, że nie jest wystarczająco silny, aby pokonać bestię. Nie w pojedynkę. Olbrzym mógłby jednym ciosem rzucić go o pobliską skały i połamać kręgosłup. W pewnej chwili Rince przypomniał sobie historię pewnego gnoma, którą czytał w bibliotece mistrza. Miał on waczyć z Żywiołakiem Ognia, jednak nie umiał rzucić nawet najprostszego zaklęcia. Gdy Żywiołak zaczął go gonić gnom rzucił się do ucieczki. Skrył się w poliskich krzakach, zaś gdy wyszedł, zauważył, iż ślady Żywiołaka nie spaliły suchych liści leżących na ścieżce. Iluzja pomyślał gnom i zaczął biec na oślep w ogniste monstrum. Gdy już się z nim miał zetknąć przeciwnik po prostu znikł.
- To jest myśl - powiedział sam do siebie Rincewind - ja jednak nie będę ryzykował i z ukrycia rzucę rozproszenie magii.
Jak pomyślał tak zrobił, jednak o dziwo Olbrzym nie znikł. Rincewind zaczynał się denerwować.

-----------------------------------------------------------------------------------------

.... spetryfikował Atis.
- Phi - parsknął Medivh - nie wiedziałem, że Atis jest aż tak słaba.
- Ty też byś się zamienił w kamień - powiedział z powagą Nazina.
- Racja - odparł Medivh.
- Zaprowadzić ich wszystkich do mnie do komnaty - powiedział mag ze straży miejskiej - razem z tym posągiem. Hahaha! .......

I nadejdzie wkrótce ten dzień...

RTS
....
- Przepraszam, że przeszkadzam. - zagadał Nazina do maga ze straży.
- Czego, psie?!
- Nie zapomniał pan o tym wilku? - Na twarzy Naziny pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Jaki wilk?.....o żesz.....
Sierść wilka była najeżona na całym ciele. Szczerzył swe kły. Zwierzę zawyło donośnie i rzuciło się na maga. Ten rzucił zaklęcie oplatania. Z ziemi wyrosły pnącza, łapiąc wilka za łapy i powoli go oplatając. Widać zwierzę poddało się dobrowolnie, chcąc oszczędać siły.
Po ok. 30 minutach.
- Cholera, gdzie ja jestem i dlaczego głowa mi pęka. - Atis przebudziła się w jakiejś komnacie. Pomieszczenie było ciemne, zapyziałe i podłoga się nieco lepiła. Obejrzała się w prawą stronę i zobaczyła Nazinę i Medivha siedzących pod ścianą. Spojrzeli na nią.
- No, śpiąca królewna się obudziła.
- Proszę, byle nie królewna.
- Tak miłościwa pani. - odezwał się głos z innego kąta celi.
- Kto to powiedział?
- Ja. Tom jestem. Łotrzyk.
- Niechno się tobie przyjrzę. - Atis podeszła do postaci i nachyliła się nad nią. - Ja cię znam! To ty świsnąłeś mi sakiewkę ze złotem!!
- To ty! O żesz!
Atis złapała niziołka za kołnierz i rzuciła go pod przeciwną ścinę. Gdy Tom uderzył o ścinę posypało się parę kamieni.
- Jak ci zaraz...- już chciała sięgnąć po miecz, kiedy zauważyła, że go nie ma. - Zaraz, zaraz...gdzie mój miecz?
- Zabrali naszą broń. - odpowiedział Medivh.
- Szkoda. - Atis wzruszyła ramionami. - poradzę sobie bez broni. - Podeszła do niziołka i zaczęło się. Przez parę minut odbywała się walka zakończona lotem niziołka na kratę jednocześnie ją wybijając. Strażnicy widząc to, przeprowadzili 4 do innej celi......
......... Ta cela była o wiele większa od tamtej. Miała okno z kratami, ale niestety za małe, aby mógł się przez nią przedostać dorosły czlowiek.
- Powiedz mi Atis - zaczął rozmowę Medivh - jak to możliwe, że Łowca Demonów jest sam demonem?
-Słucham?........
-Też mnie to interesuje, ale - przerwał rozmowę Nazina - może byśmy najpierw pomyśleli o ucieczce?
-A po co uciekać - rzekła Atis - przecież oby dwoje jesteście magami i jak przyjda to ich rozwalicie.
-Niby tak. - powiedział Medivh - Nie będę zaprzeczał, ale ja osobiście wolałbym oszczędzić tych strażników. W niczym nie zawinili. To ich praca, ale kaplanów możemy pogruchotać.
-Niech będzie - powiedziała Atis.
-OK. Ja teraz rzucę grupową niewidzialność - mówił Nazina - ,a.....
-... a ja - przerwał Medivh - wysadzę te drzwi kulą ognia. Odsuńcie się.
Jak powiedzieli tak zrobili. Po chwili do celi zbiegło się paru strażników.
-Niech to szlag uciekli!
-Chodźcie. musimy przeszukać tą świątynię, bo kapłani obedrą nas żywcem ze skóry.
-Idziemy! Szybciej!
A tymczasem nasza trójka bohaterów powstrzymywała się, aby nie wybuchnąć śmiechem. Jedynie wilk machał ogonem.....

Wybacz Medivch, ale nieco poprawiłam twojego posta, skąd ja mam niby wiedzieć, że jestem demonem, co? - Atis

Nie ma za co. Ja też przecież nie wiem czemu jestem demonem :wink: - Medivh


Tonari no Totoro!
... - Psia krew! - krzyknęła Atis - zaklęcie nie objęło mojego futrzaka.
- Co z tego - odparł Medivh - i tak go nie zauważyli.
- Ty już nie broń Naziny, który spartaczył zaklęcie!
- Znowu zaczynasz - odparli magowie.
- Cicho. - powiedziała Atis - Markus biegnij na zewnątrz.
Kroki słychać było coraz bardziej.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tymczasem inna osoba w lasach Evermeet również ukrywała się za zaklęciem niewidzialności.
- Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem - pytał sam siebie Rincewind - to chyba przez głód. Wziąłem zdecydowanie z byt mało racji żynościowych - i przeszedł spokojnie koło Olbrzyma.

Wreszcie Rincewind dotarł do Nimlith.
- Piękne miasto - pomyślał - piękne, duże miasto. Tylko gdzie ja teraz znajdę mistrza Atubara?
Po chwili przed elfem zjawił się niziołek.
- Tylko nie to - pomyślał Rince - wcześniej goblin, teraz ten kurdupel.
- Pan Rincewind? - spytał uprzejmie niziołek.
- Tak. Z kim mam przyjemność?
- To nieistotne. Arcymag Atubar chce się z panem widzieć.
- Pierwszy raz koś zwraca się do mnie per pan - pomyślał zadowolony elf - Prowadź!
Po chwili obydwoje stali przed identyczną wieżą, jak ta kóra znajdował się w Elion.
- Proszę wejść - powiedział niziołek.
Środek wieży również był identyczny i jak dawniej Rincewind ujrzał za stertą książek swojego mistrza.
- Ha ha! Witaj mistrzu - krzyknął radośnie elf.
- Witaj, witaj Rince. Wiedziałem, że mnie znajdziesz.
- Jak to cię znajdę? Przecież na kartce wyraźnie było napisane, gdzie przebywsz.
- Widzisz Rince - zaczął zakłopotany Atubar - przez ten tydzień twojej nieobecności czytałem wiele o podobnych tobie przypadkach, o chłopcach i dziewczynkach, które już w wieku kilku lat potrafiły wybuchem dzikiej magii zniszczyć pół miasta. Twoje "zdolności" były na szęście nieco mniejsze - zaśmiał się Atubar.
- Do czego zmierzasz? - spytał nieco zdenerwowany Rincewind.
- Bo widzisz Rince. Ten test był dla ciebie prosty. Nie chodziło mi zbytnio o sprawdzenie twoich umiejętności, bo świetnie wiem, że jesteś na wszystko doskonale przygotowany. Chodziło o coś innego. Miałem nadzieję, że mnie nie znajdziesz.
- Miałeś nadzieję? O co chodzi? - krzyknął już wyraźnie zdenerowany elf.
- Uspokuj się. Nie chcę spłonąc razem z moją biblioteką. - zaśmiał się Atubar, a po chwili zmnienił wyraz twarzy na bardzo poważny - Dziecko. Ten list był napisany w języku smoczym.
- CO?! - wrzasnął Rincewind....

-------------------------------------------------------------------------------------------

- To ten mag - wyszeptał Medivh - musieli mu już powiedzieć o naszej ucieczce.
- Dlaczego on idzie prosto na nas? - spytała z bardzo dziwną miną Atis.
- On nas widzi! - krzyknął Nazina.........

I nadejdzie wkrótce ten dzień...

RTS
Przecież to Nazina rzucał niewidzialność :wink: A wilk nazywa się Markus Atis na początku pisała. Dobra to ja piszę dalej.

.............. - No jasne! - krzyknął Nazina ze zrozumieniem - Przecież kapłani mają czar zobaczenie niewidzialnych.
-Jasna cholera! Atis uciekaj w drugą stronę! - krzyknął Medivh
-Ale ja wam pomogę!
-Czym pięściami?! Poza tym Markus gdzieś zniknął. Zaraz Ciebie dogonimy. Powstrzymamy tylko z Naziną tego maga.
-No dobra. Poszukam naszych mieczy i wilka.
Atis szyko pobiegła korytarzem i zniknęła za zakrętem......


Tonari no Totoro!
.....
- Dobra Nazina, jakie zaklęcia rzucamy?
- Ja preferuję burzę ognia. Dużo zniszczenia.
- No to ja rzucę wyładowanie łańcuchowe. Tak dla równowagi.
Strażnicy przybiegli i rzucili się w stronę magów. Na twarzy Naziny i Medivha'a pojawiły się złośliwe uśmieszki. Obaj zaczęli wypowiadać jakieś niezrozumiałe słowa. Z nieba zaczął spadać ognisty deszcz. Strażnicy starali się omijać go, ale bezskutecznie. Ci co przeżyli, zostali porażeni błyskawicą płynącą z rąk Medivha. Po paru minutach uwinęli się ze strażą.
- Łatwo przyszło, łatwo poszło. - powiedział triumfalnie Medivh.
Nadbiegła do nich Atis z całym wyposarzeniem grupy. Przy jej boku biegł Markus.
- Bierzcie co wasze i biegniemy do świątyni!
- Jak ty tu to wszystko przytargałaś? - zapytał ze zdziwieniem Nazina.
- Większość waszego ekwipunku to zioła popakowane do magicznych toreb. Poza tym, nie jestem cherlawą idiotką.
Cała czwórka ruszyła prosto do świątyni. Niestety trafili do ślepego załułka.
- Co teraz? Nie ma sensu wracać. Przebyliśmy tyle drogi i jeszcze mamy szukać wyjścia? - zapytał Nazina.
Atis zapukała w ścianę.
- Co ty kobieto wyprawiasz?! - zdenerwował się Medivh.
- Sprawdzam.
- Niby co?!
Atis kopnęła w ścianę, a ta rozsypała się.
- To. Sprawdzałam z czego jest ściana, jak stara jest i takie tam. No cóż, teraz do świątyni skopać tyłki tym kapłanom.......tylko jeszcze jedno. Kobiety i najmłodszych, zostawmy w spokoju.
- Hmmmm.....nie wiedziałem, że jesteś taka miłośerna. - zagadał Medivh.
- Nieważne.....idziemy.
Cała czwórka ponownie ruszyła wprost do świątyni Tyra. To co się tam działo, pozostawiam waszej wyobraźni. Jednym słowem - rzeźnia. Kiedy bohaterowie rozprawili się ze wszystkimi, pozostawili jeszcze jednego. Krasnoludzkiego kapłana. Leżał on na kamieniu. Atis postawiła nogę na jego piersi i mówiła triumfalnie:
- Teraz masz za swoje, gnojku. Za tą "bandę debili". - szaleńczy uśmiech pojawił się na jej twarzy.
- Jesteś chora! - zawołał Korgan i rzucił jakieś zaklęcie światła. Blask był tak mocny, że osoba patrząca centralnie w niego, bez trudu by oślepła. Ten los spotkał Atis. Cofnęła się o parę kroków zasłaniając oczy, lecz niestety było za późno. Z nienawiścią i gniewem zamachnęłam się i wbiła miecz prosto w głowę kapłana, zabijając go. Zaraz potem upadła nieprzytomna na ziemię.
- Medivh! Przestań przeszukiwać tych ludzi! Coś jest z Atis! - zawołał Nazina biegnąc do dziewczyny. Medivh zrobił to samo. Markus siadł przy Łowczyni i zaczął wyć z rozpaczy.
- Pani, obudź się! Pani! - Wilk przemówił ludzkim głosem.
Nazina i Medivh cofnęli się o parę kroków od zwierzęcia. Atis podniosła się powolnie. Pocierała głowę z tyłu.
- Cholera, jak boli. - zobaczyła swoją dłoń. Cała byla pokrwawiona. - No fajnie, jeszcze tego mi brakowało. Zna się któryś z was na pierwszej pomocy?
- Ja się znam. - powiedział Nazina i podszedł do Atis. Opatrzył ranę na jej głowie.
- Atis?
- Co?
- Co to był za błysk? - zapytał Medivh.
- Nie wiem. Ale nagle zrobiło się ciemno i znów wszystko widziałam dobrze.
- Pokarz no swoje oczy. - Medivh podszedł do dziewczyny, odchylił jej powieki. Dobrze się przyjrzał i zrobił wielkie oczy. - A-Atis....ty...ty jesteś ślepa.
- Jakim prawem? Widzę doskonale.
- Ale twoje oczy są kompletnie białe.
- Jak to możliwe?
- Skąd mam wiedzieć. - odpowiedział Medivh bez namysłu.
- Czy to ma związek z tymi jarzącymi się oczami? - wtrącił Nazina.
- Jakimi jarzącymi się oczami?
- Przy pierwszym spotkaniu w świątyni twoje oczy były czerwone. Zupełnie jak moje kiedy jestem zdenerwowany. - tłumaczył Medivh........
Ogień tańczył wesoło, sypiące się iskry wzlatywały w górę, tylko po to aby zaraz zgasnąć. Twarze kapłanów oraz mieszkańców, patrzyły z trwogą na spektakl rozgrywający się przed ich oczami. Wszyscy stali w milczeniu, gdy ogień zaczynał powoli przygasać rozeszli się do swych domów, przerażeni tym czego byli dziś świadkami. Na placu pozostało tylko dwóch mężczyzn. Odziani byli w długie skórzane płaszcze, wysokie podróżne buty oraz kapelusze z szerokim rondem które sprawiały, że ich twarze niknęły w mroku. Z nieba powoli, jak by od niechcenia zaczęły spadać krople deszczu, wiatr bawił się szyldem gospody wydobywając z niego przeraźliwy pisk rdzewiejącej stali. Młodszy z mężczyzn nieśpiesznie nabijając fajkę, odwrócił wzrok od ognia i zagadną swego towarzysza.

-Są takie chwile gdy zastanawiam się sir Hawkwood'zie, czy nasza walka ze złem nie jest bezsensowna – Słowa dobierał powoli, rozważnie, jak gdyby bał się powiedzieć zbyt wiele.
-Czy w twoim umyśle zalęgły się wątpliwości? - Padło krótkie pytanie wypowiedziane zimnym, niemal oskarżycielskim głosem..
-Nie, lecz zastanawiam się czy kara nie spadłą dziś również na niewinnych.
-Spaliłbym całe to miasto, jeżeli byłoby to konieczne, dla osiągnięcia celu. Lepiej aby cierpiał milion, niż miałby cierpieć cały świat. Możemy się tylko modlić aby święty ogień zbawił dusze tych grzeszników. A jeżeli któreś z nich rzeczywiście było bez winy... Stos powoli dogasa, powinniśmy udać się na spoczynek Lordzie Vantess, jutro znowu musimy wyruszyć. Powiedział inkwizytor kierując się w stronę karczmy.
-Jak zawsze masz rację sir Hawkwood'zie – Powiedział mężczyzna zbliżając fajkę do ust i gdyby w tej chwili spojrzał ktoś na niego, zauważyłby połyskujący na palcu pierścień Zakonu Krwi Demona, ale nikogo takiego nie było.

Oddalili się od stosów na których dogasały szczątki. Mieszkańcy wioski po upływie paru dni wrócili do swojego normalnego trybu życia. I tylko w kronice zapisano, że tego dnia spalono kilku heretyków.

Edit by Atis (szkoda mi było usuwać ten post)
Najwyższy kapłan po trzykroć błogosławionego Sleanesh'a, Wielki Arcymistrz MROCZNEJ Magyi po¶cielowej, Arcymistrz zakonu miło¶ników raka płuc, Mistrz gry, Czeladnik cechu piwożłopów, dla relaksu pod±żaj±cy via Egri Brikaver, oraz CZŁONEK Towarzystwa Macierzy Ziemi Cieszyńskiej.
.....A to oznacza, że ty też masz związek z demonami.
-Cholera! - wykrzyknęła Atis - Czy w tym gronie tylko Nazina jest normalny!?
-Eeeee no wiesz... - powiedział cicho Nazina, ale nikt go nie usłyszał.
-No dobra chodźmy może do jakiejś świątynii tylko nie Tyra - zarządził Medivh - może tam coś poradzą z Twoimi oczyma.
-Ok. Niech będzie.
Szli drogą przed siebie. Miasto było całkiem duże, a w oddali widać było wysoką wieżę.
-Ciekawe w jakim mieście jesteśmy. - powiedział Nazina
-Zaraz się zapytamy, ale kogoś kto się nas nie boi. Zauważyliście, że wszyscy nas omijają? - powiedział Medivh - To pewnie z powodu Markusa. Trzeba go będzie spakować do jakiejś magicznej torby i...
-CO?! Nie dam go spakować do żadnej torby! - wykrzyknęła Atis - Rozumecie żadnej!
-Ok, ok. - powiedział uspokajając Medivh, a ciszej powiedział do Naziny - Ale ma charakterek.
-Ekhm.. no wiesz... Też bym nie dał spakować swojego wilka jakbym go mial, do torby - powiedział Nazina.
Tak rozmawiając doszli do Świątyni Illmatera - Boga Cierpienia. Weszli do środka i zobaczyli kapłanów.
-Witajcie czcigodni podróżnicy. Czegóż szukacie w naszej Świątyni?
-Pomocy i odpowiedzi - powiedziała Atis.
-Kto pyta nie bładzi... Pytajcie...
-Jakie to jest miasto? - zapytał Nazina
-Nimlith - kapłan popatrzył się na całą czwórkę jak na idiotów. Dopiero dostrzegł wilka, popatrzył się na niego dziwnie, ale o nic nie pytał.
- Dobrze, a teraz potrzebujemy pomocy. Widzisz kapłanie ta pani.....


Tonari no Totoro!
....
- Byle nie pani.
- No dobrze. Nasza towarzyszka oślepła. Choć twierdzi, że widzi doskonale.
- Co ją oślepiło?
- Blask kapłana Tyra......
... Hmm, ciężki przypadek. - powiedział kapłan spoglądając w oczy Atis - Boski Blask nigdy dobrze się nie kończy. Zwłaszcza, gdy został rzucony przez najwyższego kapłana.
- Skąd wiecie kto rzucił czar? - spytał podejrzliwie Medivh.
- Każdy, kto chce o tym wiedzieć, wie. A trzeba przyznać, że wyświadczyliście nam nie lada przysługę. Ten grubiański kapłan Tyra chciał zlikwidować naszą kaplicę. Chciał zlikwidować wszystkie kaplice w mieście i trzeba przyznać, że miał spore poparcie.
- Spore poparcie? - powtórzył Nazina.
- Tak. Nie dziwcie się, że ludzie na was krzywo spogldają. Pół miasta było jego wiernymi. Ślepo słuchali jego bełotu i namawinia przeciwko innym religiom. Kto wie co by bez was się stało.
- Nie krzań głupot tylko lecz naszą towarzyszkę - burknął Medivh.
- Niestety nie umiem jej wyleczyć, ale znam kogoś kto to potrafi.

---------------------------------------------------------------------------------------------

- Jak ja go w takim razie przeczytałem? Kłamiesz! Był napisany we wspólnym! - krzyczał naprawdę zdenerwowany Rincewind.
- Spokojnie - powiedział Atubar i odczekał kilka chwil - Cieszy mnie to, iż umiesz panować nad swoimi umiejętnościami. Jeszcze jakieś dwa lata temu mógłbyś przypadkowo mnie zabić. Wiele cię nauczyłem Rince i nie zapominaj tego.
- Przepraszam mistrzu - wymruczał Rincewind - Przepraszam za ten wybuch gniewu, ale sam chyba mnie rozumiesz.
- Doskonale cię rozumiem Rince. Zaiste szokujące będzie to co ci teraz powiem. Spróbuj opanować swoje emocje... W twoich żyłach płynie smocza krew.
- J.. jak.... jak to? Jak to możliwe?
- Prawdopodobnie jeden z twoich przodków był Uczniem Czerwonego Smoka i przekazał ten gen swoim dzieciom. Gen ten był nieaktywny, aż do twoich urdzin.
- Gen? Uczeń Czerwonego Smoka? Nic nie rozumiem.
- Uczeń Czerwonego Smoka jest to istota mający wrodzony talet magiczny, dysponująca dziką magią. Magią, którą posługują się smoki. Uczniami Smoka zostają jedynie wybrańcy, posiadający smoczy gen. Jesteś wybrańcem Rince.
- Hmm, jak w takim razie powstali pierwsi uczniowie smoka?
- Dobre pytanie. Tego nikt nie wie. Powstają przypuszczenia, iż są to wychowankowie smoków. Pierwsi Uczniowie uczyli się od największych gadów na pewno żyjących jeszcze gdzieś w Faerunie. Pewne jest też, że pierwsi przedstawiciele tej klasy mieli smocze skrzydła. Był to wielki dar od ogromnych, czerwonych jaszczurów.
- Smocze skrzydła? - powtórzył ze zdziwieniem i podnieceniem Rincewind.
- Tak jest. Powiada się, że tylko najlepszym Czarownikom osiągającym apsolutne mistrzostwo w dziedzinie magii również wyrastają skrzydła. Jednak wegług moich informacji w Faerunie jest jedynie około dwudziestu Uczniów Czerwonego Smoka z czego na pewno żaden nie ma skrzydeł.
- Mistrzu, a skąd wiesz, że ja jestem Uczniem Czerwonego Smoka?
- Hahaha! - zaśmiał się przyjaźnie Atubar - Jeszcze nim nie jesteś, ale masz wielkie predyspozycje Rince.
- A skąd mam wiedzieć kiedy nim zostanę?
- Nie wiem. Sam musisz to w sobie czuć. Już raz odezwała się w tobie smocza natura. Nieświadomie przeczytałeś pismo w języku smoków.
- Czy to znaczy, że umiem mówić w smoczym?
- Umiesz, ale jeszcze tego nie kontrolujesz. Musisz to ćwiczyć, tak jak ćwiczysz kontrolowanie swojej mocy. Nic więcej nie mogę cię nauczyć. Idź. Jesteś wolny.
- A... ale.... ale mistrzu! - jęknął przeraźliwie Rincewind.
- Rince, musisz ruszyć w swoją prawdziwą podróż, swoją przgodę. Nie jesteś już adeptem, jesteś prawdziwym czarownikiem.
Twarz elfa zmakrotniała kiedy pomyślał, że przyjdzie mu zaraz się rozstać z Atubarem.
- Och. Zapomniałbym o najważniejszym. Pamiętasz jak ci kiedyś mówiłem, że nauczę cię przyzwać swojego chowańca, gdy tylko będziesz ode mnie odchodził.
- Pamietam mistrzu.
- No więc chodźmy na górę. Lekcja ta trochę potrawa.
Ricewnid zadowolony poszedł za Atubarem na górę. Zadowalony był z tego, że w końcu będzie miał swojego chowańca i że jeszcze kilka godziń spędzi z swoim mistrzem.

-----------------------------------------------------------------------------------------------

- Kto? Mów szybko - zażądał Nazina.
- Nie wiem czy powinienem wam to mówić. Boję się o wasze życie. To trochę pomylony człowiek.
- Gadaj - odezwała się Atis - chcę odyskać normalny wygląd moich gałek ocznych.
Nazina i Medivh zaśmiali się.
- Z czego się śmiejecie barany?! - rzuciła Atis.
- Ten człowiek nazywa się Atubar......

I nadejdzie wkrótce ten dzień...

RTS
← Fan Works
Wczytywanie...