Wilkołak [19 runda]

RUNDA 19

Zasady gry

Główne zasady:

- Istnieje kilka klas, do których możecie zostać podporządkowani - wszystko jest dziełem przypadku, jesteście wybierani losowo do poszczególnych ról.
- Każdego dnia musisz zagłosować w temacie gry, aby zlinczować kogoś publicznie (głosowanie na siebie jest niedozwolone). Głos umieszczajcie pogrubiony i na czerwono, aby nie było wątpliwości na kogo głosujecie. Jeśli głos nie będzie sformatowany odpowiednio, nie będzie liczony.
- Trzy dni niegłosowania równoznaczne są ze śmiercią gracza.
- Pierwszego dnia można zdecydować się na NIEGŁOSOWANIE. Należy w tym celu wpisać w temacie po prostu PAS. UWAGA: jeśli wszyscy spasują, to w tym dniu Czuwający/Doktor/Sędzia/Wyrocznia (rola zostanie wybrana losowo) nie będzie mógł skorzystać ze swych mocy!
- Masz prawo zmienić swój głos ile tylko razy chcesz, po prostu pamiętaj o utrzymaniu odpowiedniego formatowania tak, aby tylko Twój finalny głos był zaznaczony na czerwono.
- W razie remisu, ofiara zostanie wybrana losowo spomiędzy linczowanych graczy.
- Dzień w grze kończy się o 22.00
- Podsumowanie dnia odbywa się w następującej kolejności: 1. Zabici przez nieaktywność, 2. Uratowani przez Kaznodzieję, 3. Zlinczowani + osądzeni przez Sędziego, 4. Uratowani przez Doktora, 5. Zabici przez Wilkołaka 6. Zabici przez Czuwającego
- Jeśli nie jesteś graczem lub już umarłeś/aś, nie masz prawa pisać w temacie gry.
- Jeśli nie jesteś graczem lub już umarłeś/aś, proszę powstrzymaj się od wygłaszania swoich przemyśleń publicznie. Pozwól graczom na własną rękę dowiedzieć się kto jest kim.
- Nie umieszczaj nigdzie screenshotów z PMek, jakie dostaniesz w czasie gry.
- W podsumowaniach kolejnych dni mogą (lecz nie muszą) znajdować się wskazówki i podpowiedzi dla graczy.



Bracia
- Bracia jako jedyni wśród ludzi wiedzą o swoim istnieniu, a co za tym idzie - o niewinności. Niby niewielka pomoc, ale zawsze.

Czuwający
- Czuwający może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, którym poda nicka osoby, którą chce zabić. Ważne, aby był pewien swego wyboru - lepiej nie zabijać niewinnych ludzi.

Doktor
- Doktor może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, w której poda nicka osoby, którą chce dziś uratować. Jeśli dana osoba tej nocy jest celem ataku Wilkołaków, nie zginie.

Incognito
- Incognito, przynajmniej początkowo, nie różni się niczym od zwykłego Człowieka. Jednak z czasem, zależnie od podejmowanych decyzji, ich trafności oraz zbieżności z decyzjami pozostałych postaci, przybiera formę jednej z nich, jako dodatkowa z wyżej wymienionych.

Kaznodzieja
- Kaznodzieja może modlić się za osobę, która zostanie wyznaczona do zlinczowania, jeśli jest święcie przekonany, że głosujący pomylili się i zamierzają stracić niewinnego człowieka. Jeśli to zrobi, wysyłając prowadzącemu PW z nickiem tej osoby, nie zostanie ona zlinczowana niezależnie od ilości głosów, a przez cały następny dzień NIKT nie będzie mógł na nią głosować. Dlatego należy baaaardzo uważnie prosić Niebiosa o wstawiennictwo - marnie by było ratować Wilkołaka i dawać mu immunitet

Sędzia
- Sędzia może raz dziennie wysłać prowadzącemu PW, w którym poda nicka osoby, na którą oddaje drugi głos (pierwszy w oficjalnym głosowaniu, drugi na PW). Jeśli jego głos przeważy, osoba na którą głosował podwójnie, zostanie zlinczowana.

Widziadło
- Właściwie nie różni się niczym od zwykłego człowieka, z jednym wyjątkiem: jeśli zginie z łap Wilkołaków, to wskazuje dwie osoby, z których jedna będzie nocnym zabójcą.

Wilkołaki:
- Wilkołaki muszą zgodzić się co do osoby, którą mają zamiar zabić danej nocy. Śmierć będzie miała miejsce, jeśli cel dostanie przynajmniej (n-1) głosów*. Jeśli w grze zostanie tylko jeden Wilkołak, jego jeden głos wystarczy do zabicia.
*: Jeśli Wilkołaków jest więcej niż 2, to
n = liczba Wilkołaków
lub
jeśli Wilkołaków zostaje 2, to
n = 3
w innym przypadku
n = 2;

Wyrocznia
- Wyrocznia może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, w której poprosi o prawdziwą tożsamość jednego, wybranego gracza.



___________________________
Aktualnie grający:
- Dalej
- Ielenia
- Jezid
- Kapciowaty
- Kota
- krzyslewy
- Magggus
- Robert
- Secrus
- Tamc.
- Vitanee
- Von Majden
- Wiktul
___________________________

Iiiiii... raz! Iiiii... dwa! Iiiii... trzy! W klubie fitness dawno takich tłumów nie widziano, szczegół, że tylko garstka osób znała powód jego "zapełnienia". Kilka mądrych głów doszło do wniosku, że czas najwyższy wypuścić swój produkt z laboratoriów – nie informując o tym najbardziej zainteresowanych, czyli właścicieli i pracowników szacownego przybytku, o jakże wdzięcznej nazwie "WyciskaczPotu2000" - i przekonać się na własne oczy, jak się spisuje w praktyce. Nikomu nie były znane motywy stojące za poleceniem wyprodukowania robotów-trenerów fitness, ale niestety – pan każe, sługa musi. Grono zdziwaczałych profesorów długimi miesiącami łamało sobie głowy, jak skonstruować coś, co nie tylko będzie wyglądało jak człowiek, ale i doskonale naśladowało jego zachowania. Ach ten słodki sen o AI... Czy zostanie w końcu spełniony? Dzięki pomocy etatowego hakera, "rodzice" mogli wygodnie zasiąść przed monitorami i obserwować poczynania "dzieci", modląc się przy tym, by nie zaszła potrzeba wciskania owianego już legendą czerwonego guzika.

Pierwsze godziny eksperymentu upływały bezproblemowo. Maszyny zmieszały się z ludźmi; postronny obserwator za nic w świecie nie zorientowałby się, że niektórzy z ćwiczących pod swoją skórą kryją nie mózgi i mięśnie, ale procesory i wymyślny splot kabli. A i oczywiście wi-fi również; ciekawe kiedy ćwiczący – niepotrafiący rozstać się ze swoimi wychuchanymi smartfonami, najeżonymi najróżniejszymi aplikacjami typu "Bądź jak Rincewind – sprawdź czy biegasz tak szybko jak on!" (czyżby szpanowanie koszulkami/portkami/butami Nike, Pumy, Adidasa czy Rebooka już nie starczyło?). Góra-dół, skłon i wyprost, szczęk nie do końca porządnie naoliwionych maszyn, "jęczących" przy niezbyt delikatnym opuszczaniu sterty kilogramów.

Pot i znój, znój i pot... Tu pilates, tam joga, gdzie indziej zumba czy inny cudaśny twór o – z pewnością niektórych konfundującej – nazwie "sexy dance". Wskazówki wszechobecnych zegarów wciąż posuwały się do przodu, nie pozwalając ćwiczącym zapomnieć o przerwie na kawę i ciasteczka, aplikacje w telefonach piszczały, informując o nowych super-hiper-duper rekordach, muzyka wesoło dudniła z głośników... Słowem: sielanka.

Do czasu jednak.

Niesamowicie wysoki pisk, bezlitośnie świdrujący uszy i stwarzający zagrożenie dla słuchu w mgnieniu oka został zagłuszony przez dźwięk puszczanych hantli i sztang, co w praktyce dało piorunujący efekt. Oj, zdaje się, że niektórzy nawet ogłuchli (na szczęście – przejdzie im), ale, ale – do meritum! Cała siłowniana brać rzuciła się w stronę piskokrzyku, by zobaczyć, o co chodzi.

I zobaczyła...

Dziewczę typu plastik-fantastik, z iPhone leżącym u stóp (zakład, że ekran się potrzaskał? I że w ogóle to cacuszko już się powyginało?), stało przed toaletowymi drzwiami, nie przestając "ćwiczyć" strun głosowych w osiąganiu najwyższych dźwięków. Cóż było powodem jej wrzasku? W toalecie znajdowali się trenerzy i recepcjoniści. A raczej to, co z nich zostało...


Gdzieś daleko...
- Mamy problem! Ich oprogramowanie jakoś dziwnie się zachowuje, jeszcze moment, a będę wiedzieć, o co chodzi... No żesz gamratka jego mać! Zerwało połączenie, nawet nie mam jak spróbować je wyłączyć! Ty tam, co widać na monitorach!
- Nic dobrego... – wyjąkał chłoptaś w białym fartuchu, po czym ekspresowo zerwał się z krzesła i rączo pokłusował w stronę najbliższej toalety. Albo kantorka sprzątaczki, dobre i wiadro, jeśli obiekt gorących zwierzeń wielu imprezowiczów był za daleko.
- Trzeba wezwać rządowych, nie można dopuścić, by opinia publiczna poznała prawdę odnośnie tego "incydentu"... Dawać mi tu plany, trzeba znaleźć sposób na ich wyłączenie.

***


"WyciskaczPotu2000" został zamknięty na trzy spusty. Dla niezmechanizowanych więźniów zorganizowano żywnościowe paczki, które były wrzucane przez staromodny komin (wszyscy wyśmiewający wcześniej idiotyczny pomysł właściciela tego przybytku w tej chwili wręcz go błogosławili). Nie, skądże znowu, oczywiście, że nikt nie pokwapił się poinformować zainteresowanych o istocie problemu. Przecież komunikat "Znajdźcie i pozbądźcie się sprawców" wystarczy, prawda? Prawda...?

– Ty debilu jeden! Miałeś, k...a, robić to, co było zaplanowane, a nie wprowadzać @#%&# ulepszenia! Jak mam to teraz rządowym wytłumaczyć?! Zjedzą nas żywcem!
___________________________

Dzień pierwszy.
- Ręce, nogi, plecy barki.
- Na rozgrzewkę trzy browarki.
- Masa, rzeźba, siłka z rana.
- Wypijemy kasztelana.
- Bicek, tricek rośnie fest.
-Tylko brzuch jak był tak jest.


Kulturysta kończąc swoje ćwiczenia rozejrzał się po hali i wyciągnął z torby puszkę piwa. Opróżniając jednym łykiem całą zawartość oderwał zawleczkę i przypiął do naszyjnika, który był wykonany z kilkuset jej podobnym.
- Eeeeee - zaczął najinteligentniej jak potrafił
- Co tu się dzieje? - dodał po chwili równie inteligentnie
- Macie jakiś problem? Może zimny browar i meczyk dziś wieczorem go rozwiąże - rzekł zwracając się z propozycją do wszystkich obecnych.



PAS
Naramienna koszulka eksplodowała na wszystkie strony odłamkami z mikrofibry. Czy stał za tym rozszerzający się niczym wszechświat obwód klaty, czy to żyłki pierdzące, szalejące niczym wyposzczone anakondy na amerykańskim planie filmowym, nie pozostawiły strukturze koszulki żadnych szans na przetrwanie, czy też w końcu gromowy ryk, wydobywający się przerośniętego plecokarkogardła dokonał tej sztuki mocą samych decybeli.
- MUaaaaaaaaaHHH!!!! - zakrzyknął Gigga-Nigga, wyciskając po raz trzydziesty ósmy 1058 kiloton na klatę. Odrzuciwszy sztangę i strzępki koszulki podbiegł do stojącej w kącie piłki i zaczął żonglować nią czymkolwiek się dało. 54 odbicia bickiem, 34 trickiem, 17 odbić lewą i 22 odbicia prawą powieką. Wolną ręką, z niemałym trudem, starając się go nie zmiażdżyć, wyjął z kieszeni SprytnyTelephon i cyknął sobie słit focię, która z miejsca poleciała na jego fejsbuca.
- Y! Niech mi ktoś poda pas stabilizacyjny! Bo coś mnie plecy łupio!

SPOILER
Mężczyzna wykonywał właśnie kolejne niebezpieczne ćwiczenie polegające na podniesieniu nogami 100 kilowej sztangi. Tradycyjne ćwiczenia uważał za zbyt frajerskie, żeby się do nich skłaniać. Ba! Jakiekolwiek rozgrzewki mięśni też nie wchodziły w grę. Bo po co? Logika mówiła mu, że gdy jakiś mięsień się zerwie, to się zreperuje i będzie lepszy. Zresztą wyciskanie po półgodzinnej rozgrzewce to zwyczajne lamerstwo. Nie przystoi prawdziwemu mężczyźnie.

SPOILER


Myśli te przerwał mu świeżutki news - napisy do czwartego "Constantine'a" już są! Szybko pobrał je na swojego netbooka, podobnie jak nowy epizod o mistrzu okultyzmu walczącym z siłami ciemności. Przekręcił netbooka do góry nogami, żeby lepiej mu się oglądało w pozycji, jakiej przybrał podczas wykonywania ćwiczenia. Sztanga miarowo się podnosiła i opadała, całe ciało pracowało, aby utrzymać ciężar, ale zupełnie nie przeszkadzało mu to w oglądaniu serialu. Po dwóch przeciętnych odcinkach, trzeci przypadł mu do gustu, a John Constantine jest jednym z jego ulubionych bohaterów. Miał nadzieję więc, że czwarty również nie zawiedzie jego oczekiwań.

A jeśli chodzi o tajemnicze morderstwa... Stwierdził, że najlepiej wsadzić kij w mrowisko i popatrzeć, co się stanie. Dlatego wskazał na chybił trafił pierwszą osobę, jaka przyszła mu na myśl: Magggus. Ewentualnie później zmieni zdanie. Dobra, czas wyłączyć myślenie, Constantine wzywa...
  • a26548_7_a42aa0db.gif
- Zimny browar i meczyk... - mamrotał pod nosem chłopak ćwiczący w rogu. - Może jeszcze kino, spacer i wzajemne smarowanie się oliwką. Przyjaciół szukać na siłowni... Ten drugi to z kolei monstrum jakieś, jak on się zmieścił w wejściu na salę?! - zawyrokował nieco głośniej.
Rażony złym przeczuciem, obejrzał się dokoła, czy ktoś nie usłyszał jego utyskiwań. Nie, byli tak samo zajęci swoimi bickami-srickami, jak przed sekundą. Sięgnął do leżącego przy ławeczce stosu opasłych ksiąg, związanych grubym sznurem kotwicznym, i chwytając za zmajstrowaną na tę okazję specjalną pętlę, zaczął używać przyrządu tak, jak ćwierćipółmózgowi człekokształtni używają kilkukilogramowych hantli. Cholerstwo było cięższe niż wszystko inne na sali, ale co postanowienie, to postanowienie.
W przerwach między ćwiczeniami sięgał do jednego z zatkniętych za uchem długopisów i notował coś zawzięcie.
- Pasjonujące indywidua - wybełkotał - jak ja się odnajdę w tej dzikiej społeczności...
Kobieta pojawiająca się na siłowni ma zawsze przerąbane. Tu zawsze poziom testosteronu jest odwrotnie proporcjonalny do ilości samic. Aczkolwiek zdarzają się i takie, które lubią być w centrum uwagi, bądź też przychodzą na siłownię by "wyrwać koksa". Są też i takie, które skupiają się na sobie, swoim wnętrzu, a nie na otoczeniu...
Yoginka wkroczyła na salę i rozejrzała się za miejscem wolnym od niepotrzebnych nikomu przyrządów gimnastycznych. Ech, gdyby tylko wiedzieli, jak można rozbudować sobie muskulaturę przez cholerną Chaturangę Dandasanę...
Rozłożyła matę i za pomocą vinyasy przeskoczyła do Supta Baddha Konasany i zaczęła głębokie oddechy ujjayi. Dla pogłębienia pozycji zacisnęła się paskiem. Po 15 minutach pozornego leżenia, podniosła się i skłoniła do swoich towarzyszy niedoli.

-Namaste! - krzyknęła i zaczęła ćwiczyć pierwszą serię Ashtangi. Tak dla rozgrzewki. Legginsy w kotki tylko ułatwiały jej ruchy. Wyglądało na to, że zajęła się sobą i swoimi ćwiczeniami, ale drsti skupione było na pozostałych osobach.
Taaak. Kobieta na siłowni. Ten wzrok osiłków towarzyszący każdemu ruchowi jej mięśnia pośladkowego wielkiego. Obisłe legginsy, koszulka obcięta zaraz pod biustem, włosy spięte w kucyka... Dotarła na swoje miejsce - bieżnię. Jak dobrze, że Dobry Bóg dał kobiecie umiejętność programowania. Bieżni. Parę przycisków, kilka dzwonków i taśma ruszyła. Wsiadła więc na swojego mechanicznego rumaka, który powoli pomógł jej wprawić się w rytm powolnego truchtu. No bo przecież nie można się zmęczyć i spocić, bo a to podkład spłynie, a to tusz się rozmyje, już lepiej nie myśleć o zapachu potu... Na tablecie dodatkowo włączyła sobie polną ścieżkę wersję 3.24.o.6, żeby przyjemniej się biegało. Zapomniała jednak zabrać ze sobą opaski na ramię, która powinna mierzyć tętno. No, trudno się mówi. Najwyżej weźmie jakiegoś przystojniaka żeby jej empirycznie zmierzył. He, he.

- 998, 999, 1000. - Mężczyzna skończył podciągać się na jednej ręce. Z pogardą w oczach spojrzał na otaczające go zbiorowisko, stertę ćwiczących, śmierdzących ludzi. - Choćby nie wiem, ile próbowali, i tak nie będą lepsi ode mnie. - rzekł do siebie, bowiem dobrze wiedział, że jako jedyny ma prawo czuć się mieszkańcem tej siłowni. Spędzał tu całe dnie, nierzadko noce. Na dowód swego zaczął napinać kolejne mięśnie od prawej dłoni, przedramię i ramię, dłuższa chwila zeszła na napięcie i poluzowanie wszystkich skupisk wypchanych mioglobiną włókiem na klacie, po czym zakończył na lewym ramieniu, przedramieniu i dłoni. A potem w drugą stronę.

- Ha. - powiedział zadowolony, po czym podszedł do swojego zapasu energetyków i sięgnął po ten faworyzowany - kawę.
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

Dziwne miejsce, dziwni ludzie - pomyślał. Męczą się bez sensu, lubią mieć zakwasy? Rozsiadł się wygodnie na materacu pozorując rozciąganie. Ale ta z kucykiem jest interesująca. Pas, czas na drzemkę.
Po babeczkach do pakerni wtaszczył się wracający z toalety Facet, wciąż rozpamiętujący traumatyczne widoki jakie go w rzeczonej toalecie powitały. Kurdee, nie dość że strasznie nasyfione, to jeszcze ciągle zajęte- skomentował w myślach po raz ostatni, po czym wrócił uwagą do naprawdę ważnych spraw.
- Najpierw bary czy plery? - rozbrzmiał zwerbalizowany dylemat. Normalnie Facet dokładnie wiedział kiedy i za co się brać, ale w Leg Day, ten piątek trzynastego na sterydach, nic nie działo się normalnie.
- E, i gdzie mój ręczniczek? - dodał po chwili zadumy, nie odnajdując nigdzie wzrokiem znajomego wzorku w misie i takie małe żyrafki.

-Eeee, Ty najbardziej napakowany! Widziałeś gdzieś mój ręczniczek?- ryknął z odrobiną przerażenia w głosie.

PAS
I raz! I dwa! I trzy! Obrót! I raz, i dwa - wymach! I piruet!
Przez muzykę lecącą z jej mp3 usłyszała jakieś - inne niż zazwyczaj - poruszenie. Wyjrzała ze swojej małej salki tanecznej, nasłuchując. Po chwili namysłu wyjęła z uszu słuchawki. Skrzywiła się momentalnie, słysząc, co leci w tle w siłowni.
- Chłam, nie muzyka - uznała. Potem skrzywiła się jeszcze bardziej, widząc co robią inni.
- I wcale się nie dziwię, że leci do takich "ćwiczeń" - dodała z, o ile to możliwe, jeszcze większą pogardą w głosie. Rozejrzała się, ale nie zauważyła nic nadzwyczajnego. Ot, ludzie ćwiczą. Wzruszyła ramionami, poprawiła piątą od góry (licząc tylko te z muliny) bransoletkę, bo przekręcił się pasek, i wróciła do swojej salki, by idealnie wykonać potrójny piruet.
Była sobie raz Królewna,
pokochała Grajka,
a Król skrócił go o głowę...

- śpiewał Wojciech, zakopując w ogródku ciało byłego już chłopaka swojej córki.

M. Kota
D. Koty
C. Kotej
B. Kotę
N. Kotą
Msc. Kotej
W. Koto

Końcówka "Constantine'a" okazała się na tyle interesująca, że mężczyzna na chwilę przerwał ćwiczenia. Niestety ogółem epizod niesamowitego wrażenia na nim nie zrobił. PAS.
To był zły pomysł, ja widziałem że to był zły pomysł. Pierwszy raz na siłowni i od razu coś takiego. - Jęczał grubasek próbując się wydostać z maszyny treningowej. Nie było to łatwe; tłuszcz wylewający się zza paska i rozsadzający koszulkę skutecznie mu to uniemożliwiał, nie wspominając nawet o wałeczku który utkwił w zawiasie maszyny. Muszę się z tego wydostać jeszcze, jeszcze ktoś ukradnie moje ciasteczka. – Grubasek szarpnął się jeszcze raz i zwiotczał. - A w sumie po co ja się szarpię. Tu jest wcale wygodnie a ciasteczka dobrze ukryłem. Mruknął do siebie i opadł z powrotem w maszynę.
„Powiedziane jest: Światem włada zła siła. Chcąc jej okazać posłuszeństwo, winniśmy być równie niszczycielscy jak ona. Aby mówić o »cnocie« albo »występku«, trzeba dysponować jakąś skalą wartości. A jaką skalą wartości, jakim porównaniem w sensie dobra i zła dysponuje człowiek? Jeśli coś uważam za dobro, czyż istotnie jest to dobrem w oczach Boga? Jeśli coś uważam za zło, czy jest ono nim w istocie? Jeśli Bóg niszczy wszelkie więzi między ludźmi, to czyż nie należy Go naśladować?”

"Achaja"
Koniec dnia pierwszego

[Dodano po 48 minutach]

Podsumowanie

Dzień 2:

Zlinczowani: Tamc.

Osądzeni przez Sędziego: brak

Uratowani przez Kaznodzieję: brak

Uratowani przez Doktora: brak

Zabici przez Wilkołaki: Kota

Zabici przez Czuwającego: brak

Nie głosowali i nie pasowali: Dalej, Kapciowaty

___________________________

Od dziś nie można już pasować
___________________________

Aktualnie grający:
- Dalej
- Ielenia
- Jezid
- Kapciowaty
- Kota
- krzyslewy
- Magggus
- Robert
- Secrus
- Tamc.
- Vitanee
- Von Majden
- Wiktul

___________________________

Zadziwiające, jak przyjazna atmosfera może panować w miejscu, gdzie większość ma mięśnie grubsze od własnych szyj (moment, mają w ogóle jakieś szyje?!), choć jak się zastanowić – to właśnie ten aspekt przeważał we wszelkich rokowaniach. Co jeden, to przyłoży, aż zęby się po całym lokalu potoczą. A dentysty pod ręką brak, wątpliwym zaś było, by jakiegoś tu dostarczono.

Samo zagrożenie też jakoś zostało zbagatelizowane; najwyraźniej gdzieś w umysłach siłaczy kryło się przekonanie, że nikt im nie podskoczy. Jeśli o dziewczęta chodzi – cóż, kto mógłby chcieć krzywdzić osóbki o tak wspaniałych figurach?! I ta niesamowita gibkość! No, może to się nie tyczyło panny troszczącej się o całość swego makijażu, co nie zmieniało faktu, że byłoby to grzechem najgorszego sortu, ukaranym zresztą przez mięśniastych miłośników kobiecych wdzięków.

Ustronne miejsca mają to do siebie, że z ustronnych bardzo szybko stają się zatłoczonymi, gdy tylko do – szumnie nazywanego – emo-kącika zaglądają dwie osoby. W tym samym czasie. Ćwiczeniowy wynalazca i eksperymentator w jednym zastał w upatrzonym wcześniej miejscu prawdziwą górę mięśni... A moment, dlaczego owa góra miast bicepsów ma dziury? Które nie krwawią....? I jakim cudem – wobec braku tych uberważnych mięśni – jest w stanie zgiąć ręce...? Zaraz, moment, CO on w dłoniach ma? Bicepsy, przed chwilą.... wyjęte, jak gdyby nigdy nic? Krzyslewy nie namyślał się długo, tylko cisnął swój podpięty do gniazdka netbook w kałużę kawy, w środku której stał Tamc.

Na dobrą chwilę wysiadło zasilanie w całym budynku, co dało efekt nie tylko w postaci przepalonych obwodów nieżywej (jakby kiedykolwiek była żywa...) maszyny, która po upieczeniu odsłoniła bardzo niesmakowity szczegół swej istoty – "futro" wykonane z dziwnej, srebrzystej substancji, do tego ostrrre niczym szpilki. I ostrza jak u Wolverine. Hm, kichać już na to, co to za substancja, grunt, że przewodzi prąd!

Chwilę całkowitych ciemności doskonale wykorzystali pozostali sportowcy-terminatorzy, porywając Kotę z wianuszka adoratorów i zakańczając jej żywot. W jaki sposób? Przerabiając na mielone kotlety, choć oczywiście nieusmażone. Upiorne poczucie humoru...?

Przynajmniej nie zabraknie pożywienia...

___________________________
... dnia drugiego
Constantine w ostatnim odcinku pokazał, że w życiu trzeba ponosić ofiary. Okazało się to natchnieniem dla mężczyzny, który stwierdził, że dzień nie może zakończyć się bez czyjejś śmierci. W ten sposób udało mu się samodzielnie stawić czoła niebezpieczeństwu i zabić jednego z wilkołaczych morderców. Co prawda był to duży przejaw szczęścia, ale jednak. Kto następny? Może Jezid?
Przypudrowując nosek przyglądnęła się osiłkowi przez lusterko.
- Jasne, ser Krzysiu, trafiłeś (tu ładnie zatrzepotała rzęsami) i należą Ci się za to chwała, sława i kobiety, jednak czy typujesz na oślep czy może poprzesz swój głos jakimiś argumentami?
- Szczęście się do mnie uśmiecha, więc dlaczego mu znowu nie zaufać? Poza tym decyzję wciąż mogę zmienić, wszystko zależy od tego, czy kolejny wilkołaczy zabójca czymś się nie zdradzi, zwracając na siebie uwagę moich bicepsów. Ale jednak decydujący wpływ na wybór będzie miał, jak poprzednio, serial. Tym razem może obejrzę jakiś... romans? - mówiąc to wyjął swój zapasowy netbook (miał jeszcze trzy takie, oby starczyły) i zaczął szukać interesującego tytułu. Na ten czas zaprzestał ćwiczeń.
Konkurencję wybija, samiec jeden. Nie myśli co będzie potem.
To miał być zwykły artykuł - subkultura pakerów z naciskiem na jej personalną różnorodność. Mamy grubaska, na którego nie mogę już patrzeć (te wylewające się fałdy tłuszczu, brr...), mamy niczego sobie joginkę i jakiegoś serialowca, który właśnie zabił prawie największego koksa na sali. I jeszcze jedna zbrodnia, pewnie myślą, że widziałem, kto to zrobił. Nawet jeśli, to co? Ukradną mi moje notatki? Takie rzeczy trzymam w głowie, nikt się do nich nie dobierze. Kto mi tu nie pasuje? Jezid, zbędna postać, chyba nie należy do tej społeczności, bo niechętnie przymierza się do wysiłku fizycznego. Udaje że drzemie, ale co chwila otwiera oczy i rozgląda się, niby to niezauważenie.
Aż strach tu siedzieć i myśleć, bo zaraz można zarobić kosę w plecy. Ludzie uwięzieni w pomieszczeniu, bez szans na ucieczkę, jak w pieprzonej zagadce zamkniętego pokoju, jak u Agathy Christie. Tutaj ofiara staje się łowcą, a łowca... ofiarą?

- No, pora trochę poćwiczyć, bo pomyślą, że przyszedłem tu na zwiady - powiedział do siebie i chwycił za stos ksiąg owiniętych sznurem. - No nie, ten grubas zasłania mi joginkę, ale przecież nie powiem mu, żeby się turlał. Mógłby go ktoś tak delikatnie usunąć... ale nie ja, widzę większe niebezpieczeństwa.
← Wilkołak
Wczytywanie...