[ekhp1] Początek - Medivh

Budzisz się wcześniej niż zwykle. Nie spałeś najlepiej ten nocy, ciągle odczuwasz lekkie poddenerwowanie. Znajdujesz się w swojej skromno urządzonej chacie na wyspie Ghanad gdzie pełnisz funkcję lokalnego maga dla miasteczka Kiridion. Przeciągasz się powoli nieustannie ziewając, odczuwasz delikatny chłód bijący od kamiennych ścian - to jesień daje o sobie znać. Szybko opatulasz się w płaszcz wiszący na krześle przy łózku. Nagle twój wzrok pada na biurko gdzie leży otwarty list który otrzymałeś wczoraj.

Rokazem Gildii, brat Medivh Shantal - mag wtajemniczony - ma się udać do stolicy imperium gdzie ma godnie reprezentować naszą profesje służąc swą radą i mądrością. Szczegółów zadania dowie się brat Medivh na miejscu od dowódcy gwardii królewskiej. Brat Medivh ma podjąć wszelkie kroki umożliwiające mu dostanie się do stolicy bezzwłocznie. Brat Medivh ma się udać do Tardionu skąd ma dokonać teleportacji krótkozasięgowej na kontynent (wskazane jest skorzystanie z pomocy lokalnego telenetyka), następnie ma się udać do miasta Dumanisfestin gdzie spotka się z bratem Rincewindem Softleaferem z którym razem uda się do stolicy w celu wykonania zadania.

Przewodniczący Gildii Magów - Ajaeleolus Tix - 29 Mindvaerne

Wzrok ześlizguje się z otwartej koperty i...


Nie znasz Rincewinda, nigdy go nawet na oczy nie widziałeś.
Składam starannie kopertę i wsadzam ją do kieszeni płaszcza. Pakuję do podróżnego tobołka trochę jedzenia. Bochen chleba, ser, szynka i zaostrzony nóż. Ubieram się i szybkim rzutem oka oglądam jeszcze raz mieszkanie. Wychodzę na zewnątrz. Zamykam starannie dom, a klucz chowam do kieszeni. Udaję się w kierunku stacji karawan.

Ciekawe o jaką misję chodzi...


Ile mam pięniędzy? Jak daleko jest stąd do Tardionu?


Tonari no Totoro!
Wyciągasz zza pazuchy sakiewke i wysypujesz jej zawartość na dłoń.
Hmmm, nie za wiele tego. Trzeba będzie zrezygnować z karawany i urządzić sobie mały spacer. Może przynajmniej w stolicy zapłacą mi jakoś godziwie. Dziarskim krokiem powinienem zajść do Tardionu wieczór. Trochę ruchu dobrze mi zrobi. Po drodze moge jeszcze odwiedzić tego dziwaka Roskola (ciekawe co tym razem wymyślił), jego wieś wypada równo w połowie drogi wybrzeżem, albo nie... po co? mogę pójść lasem, dojdę wtedy trochę szybciej i będe miał więcej czasu by znaleźć tego telenetyka. Hmmm...

Stoisz przed swoim domem, zastanawiajac się nad wyborem drogi. Jesienne słońce ogrzewa twoją twarz. Poranne troski wnet znikają, odczuwasz przyjemne ciepło. Nagle spostrzegasz, ze czegoś brakuje... zastanawiasz się chwilę po czym wracasz do chatki po kostur.

Teraz już mam chyba wszystko

Podbiega do ciebie mała dziewczynka. Rozpoznajesz w niej jedno z wiejskich idzieci. A gdzie carodziej idzie? Carodziej odchodzi z Kiridon?
Ruszam w daleką drogę. Ale nie martw się mała. Wrócę. Wrócę...

A może nie?

Muszę już iść mała. Do zobaczenia.

Pogłaskałem ją po głowie i ruszyłem w stronę lasu. Naciągnąłem kaptur płaszcza głęboko na głowę.

Oby ta podróż zleciała szybko. Nie mam jednak ochoty spotykać się dzisiaj z Roskolem. Zawsze mnie trochę przerażał tymi swoimi dziwactwami. A znając moją zdolność do szukania miejsc i osób, to lepiej żebym był wcześniej w Tardionie.


Tonari no Totoro!
Dziewczynka chciała chyba coś jeszcze powiedzieć ale jak zobaczyła, ze ruszasz w drogę odwróciła się i pobiegła w kierunku wsi.

Zszedłeś z niskiego pagórka na którym stała twoja chata. Przyjrzałes się jej krytycznym okiem. Ech, trzeba będzie kiedyś zrobić coś z tym dachem. Odwróciłeś się zły na siebie ( Sentymenty się mnie trzymają...). Przed toba rozpościerała się niesamowita panorama. Rzeczka Kiri wiła się przed tobą leniwie. Mgła, ogrzewana ciepłym słońcem, podnosiła się powoli znad łąki. Nad twoją głową przeleciał klucz dzikich gęsi lecący na południe. W rzecze co jakiś czas udało ci się zobaczyć małe rybki łapiące jakies owady. Po chwili dobiegł cię jakiś obcy odgłos. To Kiridioński kowal rozpoczął swój dzień pracy. Żegnany odgłosem kutego żelaza ruszyłeś w drogę...


Czeka cię podróż wzdłuż biegu rzeki po czym będziesz musiał zboczyć z drogi i wejść w las.
Podążam wzdłuż brzegu ciesząc się porannym słońcem.

Dlaczego by tak nie mogło być zawsze. Z dala od trosk, zmartwień... Ciekawe o jakie zadanie chodzi Mistrzowi Ajaeleolusowi. I ciekawe dlaczego akurat ja? Szary zwykły mag z zapadłej dziury Kirdon. Kopie najbliższy kamyk. No dobrze może nie takiej zapdałej dziury. W gruncie rzeczy lubie to miasto. Zatrzymałem się na chwilę aby popatrzeć na płynącom wolnym tempem ławicę ryb. Ciekawe dlaczego pośród tylu zwyczajnych rzeczy nigdy nie miałem ochoty tu przychodzić. Będę musiał to zmienić po powrocie. O ile wrócę w jednym kawałku, oczywiście....

To chyba tu jest to przejście. Warto by było zjeść tu śniadanie.


Siadam na kamieniu i przed wejściem do lasu zjadam śniadanie.


Tonari no Totoro!
Nagle słyszysz jak coś przedziera się z krzaków za tobą po czym wbiega z chlupotem do rzeki. Słyszysz jakiś ryk i odgłos szamotaniny w rzeczce.
Zrywam się z miejsca, rzucam na ziemię i ostrożnie podczołguję się do rzeczki mając nadzieję, że w zamieszaniu to coś mnie nie zauważy. Po drodze przypominam sobie słowa różnych zaklęć ofensywnych i defensywnych. Staram się nie hałasować.


Tonari no Totoro!
Przedzierasz się przez rosnące na brzegu zarośla. Odgarniasz powoli, starając się robic jak najmniej hałasu, ostre liscie ornucji. Podczołgujesz się jak najbliżej wody, znajdujesz się na granicdy suchej ziemii. Znad wody ciągle dochodzą odgłosy szamotaniny i jakieś groźme pomruki. Odchylasz jakieś duże liście sprzed twarzy i widzisz TO. Jest zbyt zajęty rybą by zwracać na ciebie uwagę.
Wycofuje się do miejsca mojego odpoczynku tak samo ostrożnie jak poprzednio. Szybko pakuję do tobołka jedzenie, podnoszę z ziemi kostur i jak najszybciej biegnę w stronę lasu. (Jeżeli mi za to zapłacą grosze to cholera rezygnuję z tej roboty. Ciekawe co jeszcze mnie czeka w tej podróży...)


Tonari no Totoro!
Opuszczasz miejsce opoczynku. Mijasz jeszcze jedno zakole rzeki skręcajacej dalej na zachód. Ty natomiast kierujesz się na wschód gdzie czerni się wysoka ściana lasu. Przedzierasz się z trudem przez krzewy jeżyn aż w końcu przekraczasz granice lasu i łaki. Czujesz się... dziwnie. Odczuwasz wyraźne napięcie wiszące w powietrzu, odczuwasz niepokój. Uderza cię dziwna cisza panująca w lesie. Tak nie powinno być... Nieświadomie zaczynasz poruszać się w taki sposób by robic jak najmniej hałasu. Nie wiedząc czemu las wydaje ci się bardzo groźny.

Powinieneś się kierowac na wschód starym lesnym traktem ale nie wiedząc czemu nie mozesz go znaleźć.


(moze troche pomagujesz? uzyj imaginacji )
(Cholera... Może trzeba było jednak wybrać dłuższą drogę i zajść do Roskola... Czemu tu panuje taka cisza...)

Kieruję sie dalej w kierunku, który według mnie jest wschodem.

(To nie ma sensu. W taki sposób tylko zabłądzę i pogorszę swoją sytuację. Nie wiem dlaczego, ale mam dziwne uczucie, że jakbym chciał wrócić to i tak nie znajdę drogi powrotnej... Może pomogę sobie czarem Droga*)

Koncentruję się i wypowiadam bardzo cicho słowa zaklęcia. Brzmią one strasznie dziwnie w tym lesie i mam wrażenie, ze cały las mnie słyszy. Po skończeniu czekam na efekt.

*Droga - Po rzuceniu właściwa ścieżka powinna się zrobić jaśniejsza i jakby bardziej przyjazna od pozostałych lub w wypadku braku ścieżek powinna się ona pojawić w taki sam sposób (droga do niej byłaby jaśniejsza itp. ;p ) Reynevan Sapkowskiego używal czegoś podobnego, tylko że on potrzebował do tego ziół i nie byl magiem tylko Toledo


Tonari no Totoro!
Przyklękujesz i szepczesz słowa zaklęcia. Czujesz falę ciepła rozchodząca się po ciele. Skupiasz się na obrazie drogi jaki zapamiętałes sprzed lat. Po krótkiej chwili euforii wstajesz i rozglądasz sie. Las w okół ciebie wyraźnie pojaśniał, po chwili zaczyna jednak przygasać. Kiedy zaczynasz się zbierać do powtórzenia zaklęcia dostrzegasz jaśniejącą poswiatę która wyraźnie wskazuje jakiś kierunek. Zarzucasz na ramię swój tobołek, chwytasz kostur i dziarskim krokiem ruszasz w strone poświaty.

Po pewnym czasie dobiega do twoich uszu cichy śpiew.

O przyjdź, jesienią -
Wdziej szatę lekką, białą, wziewną,
Pajęczą;
Rzuć na hebanowe twoje włosy
Lśniące zimnych barw
Tęczą...


Chwilę się przysłuchujesz i stwierdzasz, ze głos dobiega z kierunku w którym zmierzasz.
(Kto to może śpiewać w dziczy... Oby to nie był żaden potwór czy inne cholerstwo. A zreszta co ja gadam... Żaden potwór nie ma tak pięknego głosu. Ale lepiej zachować ostrożność. Kto wie co to tak naprawdę jest.)

Stąpając jak najostrożniej podążam w kierunku głosu. Na wszelki wypadek koncentruję moc.

(Hmmm... To na wypadek gdyby się okazało, że ma wobec mnie wrogie zamiary. Ostrożności nigdy za wiele.)


Tonari no Totoro!
Po cichu skradasz się w stronę dobiegającego śpiewu. Przedierajac się przez omszone gałęzie musisz się nieźle namęczyć by nie robić hałasu. Po pokonaniu kilku metrów stwierdzasz, ze na pewno śpiewa więcej niz jedna osoba. Nagle stawiasz nieostrożnie stopę na suchej gałęzi. Dla ciebie odgłos ten wydaję się być conajmniej tak donośny jak walace się drzewo.
(Ekstra. Już po mnie... Zaraz wybiegnie na mnie tłum zdziczałych akolitów i złożą mnie w ofierze jakiemuś bogowi. A mogło być tak pięknie...)

Ostrożnie, ale jak najszybciej cofam sie plecami do najbliższego drzewa. Przygotowuję Unieruchomienie Osoby, gotowy żeby rzucić je w pierwszą osobę, która wybiegnie od strony śpiewających postaci. Dodatkowo przypominam sobie słowa zaklęć takich jak Kula Ognia czy - w razie potrzeby - Przyspieszenie.

(Oby mi starczyło energii... Dlaczego nie spaliłem po prostu tego listu od Ajaeleolusa. Potem mogłem sie wypierać, że go nie dostałem. Ja oszczędziłbym sobie kłopotu, a Korona pieniędzy z sakiewki. I oczywiście - najważniejsz - bym żył... Ale cóż... Co sie stało to sie nie odstanie. Muszę się uspokoić.)

Powoli uspokajam się i czekam na rozwój wydarzeń.


Tonari no Totoro!
Przez chwilę czaisz się za drzewem. Serce ci wali jak młot, ręce ci lekko drżą, próbujesz zebrać skołatane myśli. Jednak, wbrew twoim oczekiwaniom nic się nie dzieje. Po chwili do twych uszu znowu zaczyna dobiegać śpiew. Wypuszczasz powietrze z ulgą. Głosy są czyste i wesołe, jesteś praktycznie pewien, że śpiewają kobiety.

...O przyjdź, jesienią -
Owiana skargą tęskną, rzewną
Żurawi,
W dal płynących szarą niebios tonią,
Tchnąca wonią
Kwiatów, które mróz
Krwawi...


Chwilę jeszcze kryjesz się za drzewem wypatrując czy na pewno nikt nie idzie. Spoglądasz na miejsce w którym przed chwilą złamałeś gałąź. Przyglądasz się uważnie i zauważasz małą cienką gałązkę przełamaną na pół.

Ech, za nerwowy się robię, tego trzasku by nie było słychać nawet z 3metrów. - myślisz sobie. Mamy jesień, zbliża się czas przesilenia. To na pewno jakieś obrzędy ku czci lokalnych bóstw.
(Ech... Dlaczego Ajaeleolus nie przysłał mi zwoju teleportacyjnego. Byłoby szybciej, a ja oszczędziłbym sobie kłopotu. Ryzyko nieudanego zaklęcia byłoby na pewno bardzo małe. A jeżeli w stolicy im na mnie tak zależy to wydaliby kasę na zwój...)

Idę dalej przez las i staram się ominąć miejsce śpiewających kobiet, a potem wrócić na ścieżkę.

(Nie warto im przeszkadzać. Pewnie tylko się wystraszą. A ja nie mam czasu, żeby je ganiać i pytać o drogę. Zresztą i tak juz ją znam.)


Tonari no Totoro!
Odchodzisz powoli w kierunku który już tylko lekko jest zaznaczony świetlistą poświatą. Słyszysz jak śpiew nabiera siły i jakiejś pasji, mocy wręcz.

...O przyjdź,jesienią -
W chwilę zmierzchu senną, niepewną -
I dłonie...



Ostatni słowa są już wykrzykiwane. Odczuwasz mrowienie na skórze, w powietrzu wyczuwasz silny zapach ozonu. (Oznaka koncentrujacej się energii magicznej)

...Twe przejrzyste, miękkie, woniejące
Na cierpiące
Połóż mi skronie...


Rozpętuje się jakieś pandemonium. Wiatr się zrywa, mrowienie na skórze zastąpione zostaje boelsnymi skurczami. Śpiew zaczyna stawać się coraz bardziej upiorny. Lodowaty wiatr przeszywa cię to szpiku kości. Padasz na ziemię i wykrzykujesz formułe ochronną. Przez chwile skurcze ustają i wiatr staje się mniej dotkliwy. Ciągle jednak słyszysz upiorny śpiew.

...Na cierpiące
Połóż mi skronie -
O ŚMIERCI


Nagły błysk i przetaczający sie odgłos gromu sprawia, że o mało nie tracisz pzytomności. Po czym zapada cisza... Nie ma już śpiewu... Nie ma juz wichru... Napięcie opada. Wtem jakis nieludzki ryk rozdziera powietrze i wypełnia cały las miejsca gdzie przed chwilą słyszałeś śpiew...
Zrywam się z miejsca i jak najszybciej uciekam byle dalej od polanki.

(Co to jest... Co to jest... Czy to tylko efekt uboczny tego ich zaklęcia czy może celowy atak na mnie... Jeżeli tak to kto i dlaczego? A może to jest związane z moją misją... Ech... trzeba było iść do Roskola. Teraz na pewno już nie spotkam go nigdy.)

Przygotowuję Kulę Ognia i ryzykuję spojrzenie w tył. Jeżeli to potwór - rzucam Kulę. Jeżeli coś innego, ale z wyraźnymi złymi zamiarami - robię to samo. Jeżeli nic tam nie ma - zatrzymuję sie i nasłuchuję. Jeżeli jest tam człowiek lub stwór bez określonych zamiarów - biegnę dalej.


Tonari no Totoro!
← [ekhp] Sesja 1
Wczytywanie...