NOWA niekończąca się opowieść..........

-Hmmm przestało padać jak ręką odjął-popatrzył w niebo Fig.
-Może się gdzieś prześpimy?- zadał pytanie Med
-Tam jest chyba jakaś jaskinia- wskazał Ramizes ręką na wejście którego włąsciwie nie widać w ciemności nocy.
-Masz dobry wzrok Ramizesie-spoglądnął na niego Nazin
-Tak, sokoli wzrok...
-No to chodźmy.
Ramizes nie mylił się. Ukryte w mroku nocy wejście do jaskini pozwoliło naszym bohaterom na znalezienie schoronienia. Każdy usiadł pod ścianą.
-Zgłodniałem trochę...-przyznał się trochę wstydliwie Rince.
-Nie tylko ty mój drogi- Aya widać też zgłodniała. Jednak nikt nie wykazywał szczególnych chęci do polowania i rozpalenia ogniska. Każdy chyba liczył na wyorzystanie nowego.
-Ja pójdę coś zapolować-Ramizes jakby czytał wszystkim w myślach.
-Pewnie nie umiałbyś nawet upolować pasącej się na pastwisku owcy, a co dopiero dzikie zwierze w lesie!- Skrytykował Ramizesa Adam.
-Uważaj bo TY będziesz potrawą do zjedzenia-odpowiedział dosyć spokojnie Ramizes. Nikt się jakoś nie wtrącał.
-Coś powiedział?!-Adam wstał i wyjął swój miecz. W jego ślady poszedł Ramizes zdejmując miecz dwuręczny z pleców. Odrazu było widać że nie jest to taki zwykły miecz. Na ostrzu wypisane jakies symbole które są nie do przeczytania-Zaraz ci pokazę...
Nazin juz przygotował Nienaruszalną Strefę Otiluka wiedząc że zaraz dojdzie do starcia.
-Adam pokaż mu co to znaczy wojownik!-Krzyknęłą dopingująco Atis.
-Co za idotyzm! Przestańcie!- Aya zaprotestowała jednak dwie postacie które jakby ogłuchły. Już szykowały się do walki. Wtem Nazin rzucił Nienaruszalną Strefę Otiluka na...Adama.
-Co ty do cholery wyprawiasz?!-Sytał z krzykiem Adam.
-Jeśli go pobijesz kto pójdzie po jedzenie?
-Argh! Jeszcze cię dorwę!-Zapewnił Adam.
-To ja idę po te jedzenie...-Ramizes włożył miecz na plecy i miał wyjść na zewnątrz gdy nalge ktoś odżekł
-I jakby co to przynieś drewno na opał!-Dodał jeszcze Med.
Postać kiwnęła głową po czym wyszła na zewnątrz...
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
.....Drużyna siedziała jakiś czas w milczeniu.
-Coś mi tu nie gra - odezwał się Nazina - przecież Estacharu żyje.
-Sugerujesz coś konkretnego? - zapytał Finkregh
Nazina przytaknął.
-Albo nie podaje prawdziwego powodu, dla którego tu jest, albo faktycznie nie wie, że Lisz jeszcze żyje, albo on rzeczywiście nie żyje.
Ostatnie słowa mocno zaakcentował i spojrzał znacząco na Fig'a.
-Jestem pewny, że on żyje - odpowiedział spokojnie mag bez zmieszania.
-Nie kłóćcie się teraz. W tej chwili musimy rozpracować tego Ramizesa. - powiedział Rince
-I rozpalić ognisko, bo zimno tu - dodała Aya.
-Ciekawe co upoluje nasz nieproszony gość - powiedziała Atis.
-Oby coś smacznego.
Nagle wszyscy zauważyli Ramizesa, który stał w wejściu do jaskini, z jeleniem przewieszonym przez ramię i z paroma kawałkami drewna w rękach. Nikt go nie zauważył aż do momentu gdy wszedł do jaskini.
-Mam nadzieję, że to wystarczy - powiedział rzucając jelenia i drewno na ziemię.
-Nareszcie coś do zjedzenia.
Nazina podszedł, wziął jelenia i zaczął oprawiać zwierzę. Tymczasem Ramizes usiadł w kręgu. Medivh ułożył z drewna kupkę i czarem zapalil ją.
-Nareszcie trochę ciepła - ucieszyła się Aya.
Po chwili nad ogniskiem piekł się juz jelonek.
-Cicho tu wszedłeś - zwrócił się Rince do nowego towarzysza.
On w odpowiedzi tylko się uśmiechnął. Po chwili Nazina rozdał mięso. Adam jadł powoli, co chwila zerkając ze złością na Razmizesa. Nawiasem mówiąc to większość drużyny zerkała co chwilę na nowego towarzysza, z różnymi uczuciami. Jedynie Nazina był całkowicie pochłoniety jedzeniem. Gdy Razmizes wgryzał się w mięso, Medi zauważył jak coś ostrego zamajaczyło tam - kły. Popatrzył wokoło czy ktoś jeszcze to zauważył. Okazało się, że Rince zobaczył to również. Skinął lekko głową w stronę Med'a. Teraz był już pewny, że nowy mężczyzna nie jest człowiekiem.
-Nieźle widzisz w ciemnościach - Med zwrócił się do Ramizesa - i cicho wchodzisz...
-I ładne masz uzębienie... - dodał Rince -...wampirze.
Ramizes zaśmiał się ukazując cały garnitur zębów, w tym dwa nienaturalne kły...


Tonari no Totoro!
- Ogień też cię nie drażni, co? - spytała z irytacją i jednakowym podnieceniem Atis.
Ramizes nic nie odpowiedział. Odgryzł raz jeszcze kawałek mięsa z pieczonego żebra jelenia, wstał i beznamiętnie wyjął z ognia jarzący się kawałek drewna.
- A nie mówiłem! - krzyknęli jednocześnie Medivh i Adam.
O dziwo Atis nie zareagowała gwałtownie. Jedynie przysiadła sobie na pobliaskim kamieniu, jakby przytłoczona dzisiejszym dniem i nagłym przypływem zdarzeń.
- Dlaczego nam o tym nie powiedziałeś? - spytał, jak zwykle grzecznie, Rincewind.
- Bo nie pytaliście? - odpowiedział pytająco Ramezis. - Co z tego, że jestem wapirem? Czy to wszystkim musi przeszkadzać? Przeszkadza ci to Medivh? A tobie Rincewind? A mam dziewczyny, a tobie... - patrząc na Nazina wojownik próbował przypmnieć sobie jego imię - ... czarodzieju?
- Mi to przeszkadza! - wrzasnął Łowca i rzucił się na nowego towarzysza.
Tym razem magowie byli zaskoczeni, gdyż Adam siedział zaledwie kilka metrów od Ramizesa, a inkantacje zaklęcia Nienaruszalnej Strefy nie należały do najkrótszych. Rince zresztą nawet nie miał zamiaru wtrącać się w bójkę. Chiał sprawdzić, jak zachowa się nowy towarzysz. Czy rzeczywiście zależy mu na drużynie, czy może woli powybijać jej członków. Tak samo myślała Atis, koło której spkojnie usiadł czarownik. Aya stała osłupiała, a Medivh i Nazin spojrzeli niepewnie w głąb jaskini. Rincewind podniusł rękę, w geście uspokojenia. Magowie również odstąpili.
- Zabiję, cię! Zobaczysz, nie przeżyjesz! - krzyczał Adam.
Cienie postaci szybko tanczyły po ścianach roświetlonej jedynie blaskiem ogniska pieczary. Można z nicz było wywniskować, że jeden osbnik wyciąga właśnie miecz, zaś drugi nawet nie drga. Cień z mieczem ruszył z miejsca w stronę drugiego, ruszył z takim impetem, że po chwili widać było cięcie i unik.
- Drwisz ze mnie?! Walcz, walcz świetny wojowniku! Chyba się nie boisz?!
Aya spojrzała na Rince siedzącego obok Atis. Nagły przypływ zazrości kazał jej usiąć mu na kolanach.
- Troszeczkę mi teraz zasłaniasz - uśmiechnął sie elf. Odpowiedzią było jedynie jednoznaczne spojrzenie. - usiądźmy tutaj - zaproponował od razu.
Sytuacja była naprawdę gorąca, zaś dryżyna zachowywała się jak na jakimś dobrym występie trupy bardów. Wprawdzie Medivh aż cały się gotował, jak to było w jego naturze, ale Rince go mentalnie usopkajał. Powiedział mu nawet, żeby przyszedł i dosiadł się do nich. Tak też zrobił, siadając obok Atis.
- Walcz, wampirza pokrako! - Adam ciągle wykonywał cięcia, pchnięcia i pruety.
Ramezis tylko ich unikał. Lecz robił to coraz wolniej i coraz mniej skutecznie. Po chwili pociekła pierwsza krew. Łowca ciął końcówką miecza klatkę wampira. Po chwili kopnał go podudzie, tak, że przeciwnik aż przysiadł i przyożył mu ostrze odbijające płomienie ogniska. Nazin od razu zainterweniował zaklęciem Nienaruszalnej Strefy Otulik'a, które już wcześniej przygotował. Mężczyzna jedynie zklął.
- W ostatniej chwili. Dziękuję ci - pogratulował reflekus Nazinowi Ramezis.
- Nie ma za co - baknał chłodno mag. W końcu to Adam był z nimi dłużej, a nowy towarzysz wcale nie przypadł mu do gustu.
- No prosze, nie spodziewałem się u ciebie takiej dawki... pacyfizmu - powiedział Rince. - Dlaczego nie oddałeś Adamowi?
- Co? Myślełm, że jestem twoim przyjacielem... kompanem, a ty się pytasz dlaczego mi nie oddał?!
- Jesteś - zapewił łowcę szybo elf. - Chcę się tylko dowiedzieć, dlaczego ten "świetny wojownik" nie pokazał nam jak walczy. Czyżby nim nie był? - przesunął wzrok na wampira - Czyżby szukał tu rzeczywiście towarzyszy przygody? Jeśli tak, to dlaczo ma przed nami tajemnice?
Ramezis o dziwo unikał wzroku czarownika i elki stojacej obok niego.
- Eh, ten to ma gadane - powiedział z nieukrywanym podziwem do Atis Med. - Atis?... Kochanie?
Tymczesem łowczyni zasnęła przy niekepskim przedstawieniu, wtulona w maga. Ten pogłaskał tylko jej włosy i ucałował policzek.
- Coś mi sie wydaje, że czeka nas długa rozmowa i nowy towarzysz powie nam w końcu coś więcej o swojej osobie. Może także ty, Adam, powiesz nam skąd u ciebie ta nienawiśc do wapirów...

I nadejdzie wkrótce ten dzień...

RTS
Ramizes siedzał przez chwilę cicho jakby zastanawiając się co ma powidzieć. W jaskini panowała cisza. Co ciekawe rana, którą zadał Adam już się zregenerowała i na dosyć bladej skórze wampira nie pozostał żaden ślad.
-To, że jestem wampirem to już wiecie. Jestem stworzeniem nocy chociaż nie tylko nocy-zdanie to spowodowało lekkie zmieszanie w głowach bohaterów lecz nikt nic nie powiedział-od czego mam zazcąć?
-Od początku...-doradził Nazin
-Dobrze powiedziane...Jestem wampirem od niemal początku. Nie należę do starszyzny i wiele mnie czeka ale i wiele mam za sobą. Istenieję na tym świecie może z..80 lat. Jako iż czas nie gra dla mnie żadnego znaczenia mówię tak na "oko"-po Ramizesie raczej widać wiek może trochę po 30-Bycie żyjącym trupem zaakcepotowałem odrazu. Jest tego też inny powód ale o nim potem. Moje istnienie jest takie jak każdego niemal wampira. Krew jest najważniejsza. Pochodzę z najbardziej dziwnego klanu z pośród 12 innych. I za co mój klan został dzisiaj wytępiony...za coś czego nie mają inne klany i czego mieć nie mogły i czego znieść nie mogły.
-Coż to takiego?-Spytał z nieukrywaną ciekawością Rince.
-To elfie iż jego jedyny klan potrafimy...przetrwać światło słoneczne, które dla innych wampirów jest sybolem śmierci w okrutnych męczarniach.
-To jakiś absurd! Nie ma takich wampirów! To brednia!- wykrzywkiwał Adam.
-To dar a zarazem przekleństwo...jak samo bycie wampirem. Nazywają nas "Dniowce" lub "Dzienne Marki".
-Co w tym złego że możesz przebywać na słońcu? Przecież to raczej dobra rzecz...-zastanawiał się Nazin.
-To prawda lecz ja nigdy nie zaznaję odpoczynku. Inne wampiry w dzień śpią a nocą powstają aby zapolować. Ja z kolei nie mogę spać...to coś w stylu zapłaty za ten dar.
-Jak to sie stało, że możecie przebywać na słońcu a inne wampiry nie?-Spytała Aya. Ramizes spojrzał na nią cieplejszym spojrzeniem...w kazdym razie nie spowodował on dreszczy.
-Wiąże się z tym historia naszego klanu. Jest ona już zmieniona przez wieki i czas i powstało wiele teori o naszym powstaniu. Jest jednak jedna historia, która wybija się jako najbardziej prawdziwa.
-Opowiedz o niej-Med dodał a nawet jakby ponaglał Ramizesa.
-Na początku był Kain jako pierwszy wampir. Potem było 13 wielkich wampirów i wszystkie były dziećmi nocy. Gdy Kain udał się na spoczynek wampiry postanowiły pozakłądać własne klany a one zaczęły się rozszerzać. Lecz to było przeciwne woli Kaina, który mówił aby brać do świata przeklętych tych, którzy tego sami zechcą. Jednakże głowy klanów nie przestrzegały tego prawa. Dwa z nich zostały przez Kaina przeklęte chorobami umysłu oraz ciała. Jednak jeden z 13 nadal był wierny Kainowi i sam nie mógł patrzeć na to co się dzieje. Chciał ich nawrócić aby przestali zabierać tych którzy tego nie chcą. Lecz oni go nie posłuchali i ów 13 zaczął sam wraz z braćmi zaczął mordować inne wampiry. Uznał za nie godne bycia i były one niszczeniem godnoności wampirów. Inne wampiry w końcu schwytały go i postanowili aby zaznał on straszliwej śmierci przez słońce. Uwiązali i wraz z nadejściem świtu jego konieć miał się dokonać. Gdy ów 13 czekał na niechybny koniec z nieba anioł śmierci Uriel i spytał "Śmierć od wroga swego słońca zaznasz gdyż On uznał że to co życie daje odbiera je tym którzy go nie mają. Świt już zaraz...czyś gotowy?" on mu w swej mądrości odpowiedział "Ścerwo naszego rodzaju będzie sie panoszyć po świecie i zabierać tych do nie życia którzy tego nie chcą. Czy On pozwoli aby tak sie działo? Jam Kainowi wierny i jego praw przestrzegam. Dobrze chciałem a śmierć od tego co życie daje dostanę?" on mu odpowiedział "A czy swą misję pełnić będziesz nieprzerwalnie? I tylko tych co chcieć będą przeklętymi być brać będziesz?" on odrzekł "Klnę sie na krew swoją że tak uczynię" wtem Uriel unsiósł ręce ku Jego chwale i rzekł jaby nie swoim głosem "Od dziś słońce czynic ci krzywdy nie będzie a ty odpoczynku nie zaznasz i walczyć o prztrwanie będziesz" Wtedy Uriel znikł a słońce zaświecilo ale nie zabiło 13-stego. I od tego czasu jest to co jest.
W jaskini panowała cisza i skupienie
-Fajna bajka, jesteś takim sam truposzem jak inni krwiopijcy-skrytykował Razmizesa Adam.
-Gdzie twój klan?-spytała Aya
-Przez całe eony tego świata walczyliśmy o przetrwanie gdyż braliśmy do klanu tylko tych co chcieli a nie mogliśmy brać tych których kochaliśmy. I tak o to dziś jestem jedym z nie wielu a nawet jeśli nie ostatnim z "Dniowców". Trudno walczyć z conajmniej 7-8 klanami naraz.
-A co z liszem? Jaki ma on związek z tobą?-Spytał Nazina.
-Liszowi udało się mnie złapać i uwięzić. Czynił na mnie eksperymenty gdyż chciał dowiedzieć się w czym tkwi cała ta moc przbywania na słońcu. Zapewne gdyby mu się udało stworzył by armię nieumałych czy innych trupów odpornych na słońce.
-Hmm..jesteś nieumarłym powiedz co się dzieje z liszem? Czy został on zniszczony?
-Nie zdaje mi się...na jakiś czas mamy z nim spokój. Przypuszczalnie teraz błąka się w strefie astralnej lub inaczej drugim świecie i zbiera siły aby znów wkroczyć na ten świat. Ale nie szybko mu się to uda.
-A czemu jesteś taki blady pomimo możliwości przebywania na słońcu?-spytała już mniej powaznie Aya.
-W świetle dnia czuję się trochę dziwnie...czuję się taki wygnany jakby cały świat krzyczał "Ty tu nie należysz!" wiec raczej w dzień przesiadywałem gdzieś w cieniu. Poprostu...wampirze korzenie...ale nie zmienia to faktu że bez większych problemów mogę z wami podrużować.
-A co z tobią Adam-spytała Atis-dlaczego nie cierpisz tak wampirów?...
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
- Osobiste sprawy nie pozwalają mi powiedzieć, zrozum. - Adam nadal był mocno rozdrażniony obecnością wampira.
- Jak chcesz. - Atis ziewnęła. - To może skoro wszystko załatwione, to może w końcu pójdziemy spać?
- Atis, ty to byś zostawiła z chęcią świat własnemu losowi. - zirytowął się Nazin.
- Jasne, a co mi tam.
- A jeśli Ramizes podejdzie cię w czasie snu i zamieni w swego sługę?
- Nie udałoby mu się.
- Zrobiłbym to po cichu i bezboleśnie. Żadne z was by się nie zorientowało. - zapewnił wampir z nutą dumy w głosie.
Chwilowo zapadła cisza.Nikt się nie odzywał nie wiedząc co powiedzieć. Do jaskini powoli wszedł Markus. Wilk rzucił lodowate spojrzenie na Med'a i usiadł pod ścianą.
- Wampir, tak? - Odezwał się nagle Demon.
- A ty skąd to wiesz demonie? Nie było cię tutaj. - Ramizes był conajmniej zaskoczony.
- Nawet nie wiesz jak łatwo odróżnić wampira od zwykłego człowieka.
- Markus, nie wymądżaj się już tak. - uciszył go Rincewind.
- A ciebie ktoś pytał elfie ścierwo o zdanie!? - zawarczał wręcz Markus.
- Dosyć tego! Mrakus, musimy pogadać. A wy sobie nie przeszkadzajcie. - Atis zwróciła się do reszty drużyny, po czym wyszła z Wilkiem z jaskini. Minęła chwili kiedy ktoś pierwszy się odezwał.
- Czy wy też nie zauważyliście, że Markus od jakiegoś czasu zmienił się, ale nie tylko w wyglądzie? - zaczęła Aya.
- Prawda, dziwnie się zachowuje. Nas traktuje jak powietrze, a Med'a traktuje z pogardą. Dba jedynie o swoją panią...... - zauważył słusznie Rince.
- Prawda. Do ciebie jeszcze nigdy nie zwrócił się w ten sposób, jak przed chwilą..... - Nazin zamyślił się.
- No, ale wróćmy do sprawy naszego drogiego wampira.....
__________________________________________________________________
- Markus, tego za wiele! Tolerują twoją obecność, a ty zwracasz się do nich w ten sposób! Ja już ciebie wogóle nie poznaję! Zmianę wyglądu przeżyję, ale to jak się zachowujesz nie odpuszczę! - Atis była bardzo rozgniewana na swego towarzysza.
- Ja bronię tylko swojej racji i ciebie.
- Ale to jak zwróciłeś się przed chwilą do Rince'a było moją obroną? Przesadziłeś!
- Wcale się nie zmieniłaś......
- Co ty znowu pleciesz! Byłeś ze mną cały czas!
- Nie ja..........................
- Przestań! Doprowadzasz mnie do szału!
Markus wpatrywał się Łowczyni prosto w oczy stojąc spokojnie w bezruchu.
- Moment, moment......przecież ty miałeś czerwone oczy......pokaż no swoje ślepka..... - dziewczyna podeszła do Wilka i przyjżała się jego źerenicom. Były koloru lodowo błękitnego. Odbijała się w nich twarz Łowczyni.
- I znalazłaś coś ciekawego?
- O.....mój.....Święty......Boże.....- Atis zakryła sobie dłonią usta. Odsłoniła je, po czym krzyknęła.....
Ramizes spojrzał po każdym z przebywających w jaskini i rzekł
-Nie wiem co więcej chcecie ode mnie wiedzieć? Wszystko już wam praktycznie powiedziałem-powiedział lekko nudzonym głosem-Za to nie wiele wiem o was.
-Jednak myślę przeciwnie...-skomentował Nazin-Wiesz o nas co nie co.
-Co masz na myśli?-Ramizes nadal starałsię udawać że nie wie o co chodzi.
-Może i zwykły człowiek nie zorienotwałby się dlaczego powodujesz dreszcze i istota czuje się jakby naga. Czytanie informacji z duszy nie nalezy do miłych uczyć...
-No tak...mag jest w stanie to wyczuć...nie sądziłem że ci się to uda Nazinie.
-Jak widzisz udało mi się i radzę ci tego nie próbować ponownie. Wtedy do końca nie wiedziałem co to za atak magiczny, ale po dłuższym przemyśleniu doszedłęm do tego właśnie wniosku.
-No ja też to poczułem...-dodał Rince.
-I ja!-potwierdził również Med. Jedynie Aya i Adam nic nie powidzieli.
-Czyli nie będziesz spać?-zmienił temat Nazin
-Nie-odpowiedział szybko i treściwie Ramizes.
-No to wygląda na to że i my nie będziemy od dziś spać-powiedział nadal zezłoszczony na Ramizesa Adam.
-A może tak. Zapewne gdy Ramizes nie będzie spał i ty Adam nie bedziesz spać. A to oznacza, że MY możemy spać spokojnie!-wyciągnał radosne wnioski Med. Na twarzy każdego oprucz Adama ukazł się lekki uśmiech...
__________________________________________________________________

-NIE JESTEŚ MARKUSEM!- krzyknełą przerażona Atis.
-Co ty wygadujesz?-pytał zaskoczony jakby Markus.
-Kim ty do diabłą jestes? Dlaczego przejęłeś ciało Markusa?!-Atis była pewna swojego zdania. W mgnieniu oka w jej rekach pojawiła się broń.
Markus zaczłą się ochryple śmiać
-Przejęcie tego zwierzaka było bardzo trudne...nigdy by mi się to nie udało gdyby nie to że poszedł do lasu gdzie mogłem zrobić TO. Głos nie należał już do Markusa. Był zupełenie inny. Ale nie znany Atis.
-Czego od niego chcesz?! Czego?!-Atis nie widziała co robić...
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
..........-W tej chwili nic. JUŻ nic. Jako jedynemu z was udało mu się zniszczyć moje ciało, więc musiałem się gdzieś przenieść. I przeniosłem się w ciało tego, który sobie ze mną poradził. Zyskałem parę nowych umiejętności, a i nie utraciłem starych. W chwili kiedy moje ciało uległo zniszczeniu, przeniosłem się do mózgu tego demona. Nie wykrył mnie, ale spowodowałem, że trochę....zwariował. Poszedł do lasu, w którym stał starozytny obelisk. Skorzystałem z jego mocy do przejęcia kontroli nad zwierzakiem. Było to niesamowicie trudne, ale udało się.
Na chwilę zapadła cisza. Atis osłupiała na chwilę, ale zaraz wróciła do siebie.
-Ty....ty nie możesz być Estcharu...Kłamiesz!
-Naprawdę? Sama nie wierzysz w to co mówisz.
-Zaraz zginiesz ścierwo jak nie wyjdziesz z ciała Markusa.
-Na razie nie mam ochoty wychodzić z tego ciała. Jak chcesz to spróbuj mnie pokonać.
Atis ogarnęła niepohamowana wściekłość. Rzuciła się ze sztyletami na Estcharu w ciele Markusa. Atakowała go, wyprowadzała szybkie cięcia, markowała ciosy, była szybka jak wiatr, ale........on i tak unikał ciosów. Powolnymi krokami schodził z toru sztyletów, odskakiwał, a nawet czasami parował pazurami. Tak po prostu jakby była to najtwardsza stal w całym Faerunie. W końcu nekromancie znudziła się ta zabawa i ciosem negatywnej energii, którą wywołał poprzez podniesienie łapy, powalił Atis.
-Teraz przekonasz się jak to jest ze mną zadzierać i co to znaczy prawdziwa moc - Lisz zaśmiał się nieludzkim głosem.
Unieruchomił Atis Żywym Pnączem i zaczął koncentrować energię. Burza, która nadal trwała, wzmogła się jeszcze bardziej.

-------------------------------------------------

-Skoro mówimy o śnie, to ja bym się chętnie przespał - powiedział Nazina ziewając - ten dzień mnie wykończył...do tego ta burza...- i w tym miejscu urwał, jakby czegoś nasłuchując. W całej jaskini również zaległa cisza.
-Wy też to poczuliście? - zapytał Nazina reszty.
-Co za energia. - szepnął z podziwem Rince.
-Szkoda, że negatywna... - powiedział Med
-Chodzi wam o to dziwne uczucie? - zapytała Aya.
-Skoro nawet Aya to poczuła, a ona nie jest magiem, to ta energia musi być ogromna - zauważył Finkregh siedzący cały czas w cieniu.
-Słyszeliście to? - zapytał Med
Poprzez burzę dało się usłyszeć stłumiony krzyk.
-To Atis.
Med bez wahania rzucił się w kierunku wyjścia jaskini. Reszta - łącznie z Ramizesem - pobiegła za nim..........


Tonari no Totoro!
- Ehehehe... Ludzkie ścierwa przybiegły ci pomóc... Szkoda, że nie zdadzą się tu na nic...
"Eschtaru" podniósł łapę i skumulował negatywną energię. Tym razem nie był to bezcielesny pocisk, ale COŚ. Nikomu nie udało się TEGO uniknąć, po chwili wszyscy leżeli na ziemi ciężko dysząc.
- A teraz - "Eschtaru" odwrócił głowę do Atis - się tobą pobawię... Chyba ci się to NIE spodoba, Łowczyni...
Nagle ziemia pod plecami Atis rozjarzyła się słabym, błękitnawym blaskiem i zaczęła ją 'wsysać'. Lich śmiał się podczas tego powolnego procesu, w którym Łowczyni odczuwała niespotykany ból...
Finkregh otworzył oczy, nad jego twarzą zamajaczyła sylwetka wampira. Mag podniósł fiolkę z krwią Atis i zamachał nią, aby przykuć uwagę Ramizesa.
- Jesteś... przeklęty... prawda? To to... chyba nie... sprawi... ci... różnicy...
- No, no, no......miło patrzeć na ludzkie cierpienia. Ten przeklęty pchlarz podwaja mi tą przyjemność. Każdy demon ma to we krwi. - Na pysku "Estcharu" pojawił się szaleńczy uśmiech, a jego źrenice zwęziły się tak mocno, jak tylko się dało. - Coby tu jeszcze zrobić z tą Łowczynią? Macie jakieś pomysły, ścierwa?
Medivh zaciskał zęby i pięści ze złości. Jego oczy płonęły, jeszcze bardziej niż przedtem. Nagle Licz poczuł w sobie gorąco.
- Chcesz mnie spalić od środka? Nic z tego. - Licz zadrwił z maga. Choć zapłacił za to. Nieumarły zachwiał się, ale po chwili stanął równo. - Tak chcesz sie bawić? Dobrze, ty zranisz mnie, ja przyprawię o niespotykany ból twoją ukochaną. Zgoda? - "Estcharu" spojrzał w stronę Atis. Uniósł łapę, po czym trafił Łowczynię Promieniem Energii Negatywnej. Przeszył jej bok na wylot. Dziewczyna wydała z siebie jedynie stłumiony krzyk.
- NIE!
- A tak, tak. A więc, kto następny w kolejce, do śmierci? Zaraz zwolni się miejsce.... - Licz kpił sobie, po czym spojrzał po otaczającej go drużynie.
Nagle poraziło go Wyładowanie Łańcuchowe. Nazin nagle stał ze złożonymi do zaklęcia dłońmi. Licz zaśmiał się.
- Dobrze, bardzo dobrze. Szybciej zwolni się miejsce... - "Estcharu odwrócił się w stronę Atis. Nikogo tam już nie było, nawet ziemia wyglądała normalnie. - CO!? JAK!? JAK TA SUKA WYRWAŁA SIĘ Z ZAKLĘCIA!?!? NIEPOTRZEBNIE ZE MNĄ ZADZIERALIŚCIE! TO WASZA ŚMIERĆ, ŚCIERWA!
__________________________________________________________________
- Cholera......to było bardzo trudne......ale przynajmniej udało mi się wyrwać....Ale zostawiłam kumpli w potrzebie. Taka ze mnie przyjaciółka. - Atis wstała. Jej bok był przeszyty na wylot. Rana jak rana, mocno krwawiła. Dziewczyna złapała się dłonią za jedną stronę. Rozejrzała się dookoła. - Moment, ja skądś znam to.....
Nie zdążyła dokończyć. Powoli traciła przytomność, przez utratę dużej ilości krwi. Zaczęła się chwiać i w końcu padła na ziemię. Wszystko zaczęło rozmazywać sie, blednąć.
- No co jest......wytrzymywałam już gorsze rzeczy...... - kiedy to wydyszała, zemdlała.
__________________________________________________________________
- Nic mnie już nie może zranić! Ten pchlarz uodpornił mnie na wszystkie moje dotychczasowe słabości!!! - Licz zaczął się śmiać.
- Teraz nie musimy martwić się juz tak o życie Atis. Jakoś sobie poradzi. - Szepnął Rincewind do Med'a.
- Tak, teraz martwmy się o siebie! - Mag złapał elfa za rękę i skoczył w prawą stronę, pociągając go za sobą. Udało im sie uniknąć kolejnej Kuli Ognia.
- Dzięki.
- Nie ma za co.
Nazin spróbował rzucić na Licza Nienaruszalną Strefę. Nieumarły jedynie prychnął i zaśmiał się pusto.
- Takie chucherko ma na mnie podziałać? TO JAKAŚ KPINA! - zaśmiał się ponownie.
- Co na niego może podziałać? Żadne znane nam zaklęcie nie działa! - Nazin był już wyczerpany.
- Bronią tym bardziej go nie skrzywdzimy. - zauważył słusznie Adam. Aya pokiwała głową w poparciu Łowcy Smoków.
- Kazdy Demon i Nieumarły ma jeden słaby punkt, choćby był i najsilniejszy. - Rince wyglądał na to, jakby znalazł rozwiązanie.
- Nie mów, że masz plan! - W Medivh'a wstąpiła już nadzieja.
- W pewnym sensie....
- No już! Mów wreszcie! - Nazin popędzał elfa.
- Każdy Demon i Nieumarły jest przecież nieodporny na magię Niebiańską i samą aurę Niebianinów.
- No w sumie dobre rozwiązanie, ale skąd my teraz weźmiemy Niebianina, co?! - Adam zaczął trząść Rince'm.
- Tego to ja już nie wiem!
- Hej wy, plotkarze! Może byscie tak raczyli się mna zająć?! A może to ja zajmę się WAMI! - Licz posłał jeszcze większą Kulę Ognia, prosto na drużynę....
__________________________________________________________________
Atis zaczęła powoli się biudzić. Oddychała ciężko. Obraz przed jej oczmi wystrzal się z każdą chwilą coraz bardziej. Poczuła dosyć uciążliwe kłucie w boku. Podniosła się do pozycji siedzącej i złapała się prawą dłonia za niego. Poczuła bandarz.
- Co do cholery jasnej....
- Obudziła się śpiąca królewna.
Atis podniosła głowę. To co zobaczyła prawie przyprawiło ją o kolejną utratę przytomności.
- Dawno się nie widzieliśmy, co?......
__________________________________________________________________
- Ma ktoś jakiś pomysł, żeby coś zrobić? - Ramię Medivh'a mocno krwawiło, lecz mimo to nadal się trzymał na nogach i unikał pocisków.
- Na mnie nie licz! - Rincewind robił to samo.
- No to leżymy!......
- De... Devilus? - wyszeptała Atis, po czym znów zemdlała.
___________________

Z rąk lisza wystrzeliła ogromna ilość bladoniebieskich, magicznych pocisków. Nie trafiły one jednak do żadnego celu. Zawisły bowiem nieruchomo w powietrzu. Bohaterowie osłupieni nie spuszczali wzroku z lekko drgających w powietrzu kul, które zaczęły się elektryzować. Zapachniało ozonem. Zapadła niesłychana cisza. Pierwszy przytomnośc umysłu odzyskał Medivh.
- Uciekajmy! Szybko. Wymiarowe drzwi!
Nikt nie czekał na specjalne zaproszenie. Towarzysze z kocią zwinnością i szybkością rzucili się w utworzone przed chwilą przez maga przejście. Lądaowanie, jak zwykle, gdy zaklęcie nie było odpowiednio przygotowanie, było bolesne.
- Gdzie jesteśmy? - spytał Nazin, rozglądając się po zimowych krajobrazach.
- Pewnie gdzieś niedaleko. Nie miałem zbyt wiele energii i jakoś nie mogłem się skoncentrować - pospieszył z odpowiedzią Med.
- Wcale mnie to nie dziwi - dodał Rince. - Ten... Lisz, niezwykle dobrze zakłuca koncentrację i przypływ sił życiowych. W końcu to nieumarły.
W tym momencie zapadła chwilowa cisza, jednak pierwszy przerwał ją znów Rincewind.
- Czas chyba wytoczyć ostateczną broń.
- Co?! Jaką broń? - zdziwili się wszyscy.
- Pamiętacie, jak wam nie chciałem powiedzieć, po co udałem się kilka dni temu, na kilka godzin, niewiadomo gdzie?
- Przestań mówić zagadkami - zdenerwołał sie Adam.
- Otóż... udałem się na negocjacje?
- Jakie negocjacje? - tym razem zdziwił się Nazin - Mógłbyś nam w końcu wszystko wyjaśnić.
- Chyba nie. Jakbym wam powiedział, zaraz wybilibyście mi ten plan z głowy. A tak... może uda nam sie raz na zawsze pokonać Estcharu.
- Daj spokój, Rince. Powiedz.
Elf zignorował prośbę Medivha. Ramizes nawet nie próbował prosić. Nie znał jeszcze maga prawie w ogóle. Czarownik tymczasem wział Ayę za rękę i otorzył wymiarowe drzwi.
- Xenona zostawiam wam pod opiekę. Niedługo wrócimy. Oby do tej pory was nie znalazł. Trzymajcie sie... przyjaciele - odwracając się w stronę wymiarowego przejścia szepnął do elfki na ucho z nieukrywalnym uśmiechem i dumą - Idziemy po smoki.
______________________

Atis spadała. Spadała w niekończącą się dziurę. W tą, która zawsze nawiedzała ją podczas silnej gorączki. Nigdy nie dolatywała do konńca...

I nadejdzie wkrótce ten dzień...

RTS
Drużyna już miała coś powiedzieć lecz Rince i Aya już wskoczyli do portalu. Wszyscy usiedli czekajać na nich.
-Trochę tu zimno...powiedział Med gdy zawiało zimnym powietrzem.
-Phi, mnie to na szczęscie nie dotyczy-zadrwił z pogody Ramizes.
-Nie szczególnie się wykazałaś w walce wampirzo pokrako!-Popatrzył z drwiną na wampira Adam. Wampir wstał z ziemi i poparzył zimnym, jak tutajesza pogoda wzrokiem na Adama, który dostał dreszczy. Powodowały one u niego wzrost wściekłości.
-Ty raczej też nie-odpowiedział szybko Ramizes.
-Coś ty powiedział?!-Adam natychmiast wstał i wyjał miecz. W rękach nieumarłego również pojawiła się broń-Tym razem nawet Nazin ci nie pomoże!
-Nie wiem czy to opowiedni moment...-powiedział Nazin
-...Lepszy niżeli kiedykolwiek wcześniej!-przerwał zdanie Nazinowi Adam, który ruszył do ataku. Po chwili szczęk mieczy wziósł się w powietrze. W ataku cały czas prawie znajdował się Adam a wampir przyjał bardziej postawę obronną. Zdajawało się, że obaj nigdy walki nie skończą. Adam cioł mieczem niczym szaleniec rzucając przy tym wyzwiska w stronę wampira. Ten z kolei nie mówił nic, skupiony był na walce i to było widać. Parował on prawie każdy cios Adama a te któyre nie mógł to unikał. Nie przypominał biedaka z jaskini. Adam poczyniał ciosy niezwykle zdawało by się efektowne lecz nieefektywne. Po niedługim czasie obaj byli dosyć mocno zmęczęni. Na twarzy Adama nadal małowała się złość. A twarz Razmizesa pozostawała chłodna i kamienna. Wtem do ataku przeszedł Ramizes. Nie atakował on z taką zawziętością ani szybkością lecz jego technika zdawała się być efektywniejsza od Adama. Łowca Smoków miał niekiedy poważne kłopoty z parowaniem ataków wampira. Jego ciosy były silne i dobrze obmyślone. Zdawało się, że obaj padną ze zmęczenia i szybciej Rince tu dojdzie niżeli oni skończą walkę lecz w końcu doszło do końca. Adam popłenił błąd próbująć kontry i akcja ta zakończyła się wyrzuceniem w powietrze miecza Adama. Ramizes posłał kopniakiem zdeziorentowanego i zaskoczonego Adama na plecy. Cała tutajesza drużyna aż wstała gdy miecz Ramizesa zatrzymałsię przed nosem Adama.
-Twoja arognacja jest godna śmieci. Jednak w obecnym czasie każdy sie przyda-powiedział Ramizes. Nazin już miał rzucać gotową Nienaruszalną Strefę, lecz nie zrobił tego, gdyż wampir założył miecz na plecy. Adam patrzył na niego z furią i złością gotów dalej konntynuować walkę. Wszyscy patrzyli na wygranego nie wiedziąc co zrobić. Ramizes usiadł na ziemi i regenerował siły. Adam wstał i podnisół swój miecz. Popatrzył na wampira lecz nic nie powiedział i również usiadł na ziemi. Cała tutejsza drużyna nie rzekła słowa...
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
- Cholera........dziwnie się czuję..... - Atis powoli otworzyła oczy. Rozejrzała się dookoła.Otoczenie było dosyć dziwne. Łąka, na której rosły jedynie białe kwiaty i nic pozatym. Nawet niebo było bezchmurne.
Atis podniosła się do pozycji siedzącej i sięgnęła ręką do prawego boku. Bandaża nie było. Spojrzała w stronę rany. Nadal była, jakby świeża. Ale wcale nie krwawiła.
- Dobra, bez jaj proszę, umarłam czy jak? - Dziewczyna spodziewała się, że będzie to pytanie retoryczne....
- No prawie.
__________________________________________________________________
- No więc.....
- Nazin, lepiej już nic nie mów. Oszczędzaj siły. - Med powstrzymał Nazina przed kolejnymi słowami. Ciekawe co stało się z Atis. Tak nagle zniknęła.....mam nadzieję, że wszystko z nią dobrze.....
Medivh padł na trawę nieprzytomny. Rzecz jasna to wina zmęczenia. Kto wie na jak długo sobie "pośpi"......
__________________________________________________________________
- Fajnie, świetnie, BOSKO! KTO TO DO JASNEJ CHOLERY POWIEDZIAŁ!
- Jesteś przewrażliwiona. - Jakiś głos rozchodził się po głowie dziewczyny.
- OCZYWIŚCIE, ŻE JESTEM! MAM JUŻ DOŚĆ! BEZ PRZERWY KTOŚ MNIE ATAKUJE! MAM DOŚĆ! - Atis poderwała się na równe nogi. Była już dość wyczerpana, choć nie czuła tego. Teraz wypełniał ją gniew.
- Uspokój się. To jedyne czego teraz ci trzeba....
- A ty skąd to wiesz?! I wogóle z kim ja gadam?! Oszalałam chyba!!
- Nie poznajesze mojego głosu?
- Nie. - w jednej chwili Atis uspokoiła się. - Może jakaś podpowiedź?
- Tęskniłem za tobą....- Przed Łowczynią pojawiła się jakaś postać....
__________________________________________________________________
- Med śpi jak zabity....- stwierdził Nazin.
- I ty się mu dziwisz? Przecież ucierpieliśmy jak nigdy dotąd. - Fingrekh mówił dość ochrypłym głosem. Mimo iż nie miał żadnych ran cielesnych, to był wyczerpany do granic możliwości.
- No, poza tym zwierzakiem...- Adam popatrzał kątem oka na Ramizesa i zaakcentował ostatnie słowo.
Wampir nic na to nie odpowiedział. Był raczej zajęty swoimi sprawami, aby zważać na głupie obelgi.
Medivh miał dość dziwny sen. Śnił mu się anioł. Miał wielkie, białe skrzydła. Łudząco przypominał Atis. A może to jednak była ona? Być może, ale pewnie było to spowodowane troską i tęsknotą. Mag powoli otworzył oczy i podniósł się do pozycji siedzącej, a następnie przetarł oczy....
__________________________________________________________________
- Ciebie sie po prostu nie spodziewałam.
- Lubię cię zaskakiwać.
- A ja nie lubię kiedy wycinasz mi numery.
- Kiedy tak było?
- Nie pamiętasz? Najgorszy numer jakiego w życiu doświadczyłam!
- Przypomnij mi bo nie pamiętam.
- TY IDIOTO! Nawet nie wiesz ile ja przez to przeżyłam! Mogłeś mi chociaż powiedzieć, żebym odeszła, a nie od razu śmierć!!
- To było udawane.
- Ty nic nie możesz zrozumieć?! Nie możesz się choć wysilić!?
- Gdybym ci tak powiedział, nie poszłabyś.
- Skąd wiesz?!
- Jesteśmy zbyt do siebie przywiązani, tyle.
- Nienawidzę cię.....dlaczego mi to zrobiłeś.....no dlaczego....- Atis rozpłakała się. Zakryła twarz dłońmi.
- Trudno mi to po prostu wytłumaczyć.......- Męszczyzna położył dłoń na jej ramieniu. - Tak apropo, to dlaczego nie było żadnego miłego powitania?
- Bo nie zasłużyłeś, ot co.
- Wypominasz mi cały czas....
- I będę wypominać zawsze, a pozatym, ty naprawdę nie żyjesz.
- A ty prawie. Masz dwa wyjścia, albo umrzesz i idziesz ze mną, albo żyjesz dalej. To zależy jedynie od ciebie.
- W innych okolicznościach bardzo chciałabym umrzeć i być z tobą, ale teraz nie mogę. - Atis była pewna swego zdania.
- Można wiedzieć dlaczego?
- Przyjaźń trzeba pielęgnować......oj trzeba.....Pogadałabym jeszcze tro.....
- No to na co czekasz, mamy sporo czasu. A ja naprawdę tęskniłem.....
- Wiem, ja też, ale.....
- Ale?
- No po prostu nie mogę. Po prostu, nie teraz. Postaraj się zrozumieć.
- Ja wiem, ja wiem. Mam postarać się zrozumieć całe zło tego świata. - Jego głos brzmiał bardzo sarkastycznie.
- Ostatnio jak rozmawialiśmy też się tak zachowywałeś! Wolę twoje wcześniejsze wcielenie.
- Tak, czyli podobało ci się to, jak prawie cię zabiłem?
- Masz zamiar się teraz kłócić?!
- No chyba, że ty chcesz.
Atis uderzyła go w twarz.
- Coraz bardziej upodabniasz się do Dante'go!
- Nawet tak nie mów.
- Nie zabronisz mi. To widać na pierwszy rzut oka, kiedyś dzeliła was wielka granica, a teraz prawie jesteście tacy sami........arhhhh.....po co ja to wogóle mówię!
- Słuchaj, nawet nie wiesz jak tęsknota potrafi zmienić.
- Wyobraź sobie, że wiem!
- Cały czas o tobie myślałem! Uwierz mi, że dałbym wszystko, za to, żeby móc znowu.......
__________________________________________________________________
- Źle się czuję, nie wiadomo kiedy wróci Rince i Aya, a nadal nie wiemy gdzie jest Atis.
- Spokojnie, wrócą wszyscy......mam nadzieję.... - dodał po krótkiej chwili Nazin.
Poraz kolejny zawiał chłodny wiatr.
- Co tak siedzicie? - nagle zabrzmiał nad resztą znajomy głos.
- Atis? - zapytał Med jakby z niedowierzaniem.
- Nie, Rince. Jasne, że ja! Tylko od razu ostrzegam, nie rzucać się na mnie ze szczęścia.
- I tak nikt nie ma siły.... - stwierdził Nazin, patrząc na Łowczynię. - A ty, mimo głębokiej rany, trzymasz się nieźle.
- Rany? Jakiej rany? O chol....... - Atis spojrzała na jeden z boków. Rana mocno krwawiła. - Zagoi się. Nie mam zamiaru cię męczyć Nazin.
- Ale, od nadmiaru wylanej krwi....
- Przeżywałam gorsze rzeczy. Choć jeśli tak bardzo chcesz, to możesz jedynie obandarzować...
Dziewczyna siadła obok elfa na trawie, a ten zaczął bandarzować jej bok. Poznasz na nowo zapomnianą prawdę. Te słowa rozchodziły się po głowie dziewczyny. Co on miał przez to na myśli, pomyślała. Nieważne, co ma być, to będzie. Zawsze może jej to wytłumaczyć kiedy będzie spała. Tak sie umówili. Tak, sen.......
...Atis szybko odpłynęła.
Śniła, że znajduje się na bezkresnej łące, wypełniającej cały horyzont. Trawa miło łaskotała ją w bose stopy, a lekki wietrzyk miło ochładzał jej twarz. Była szczęśliwa, uśmiechała się. Dojrzała jakiś ciemny punkt na widnokręgu, więc tam skierowała swe kroki aby sprawdzić, kto zacz. Jego kształy zaczęły się wyostrzać, był wysoki i barczysty. Gdy podeszła bliżej, jej niepostawiony, mały krok zawisł w powietrzu.
'Kto... kim jesteś?'
'Nie poznajesz mnie, Atis?'
'Chyba się domyślam, ale...'
'Ale co?'
'Ale to nie możesz być ty. To niemożliwe.'
'Tutaj, w Świecie Snów możliwe jest wszystko. No, prawie.'
'Jak się tu dostałam?'
'Ja cię przywołałem. Mam ci coś ważnego do przekazania, zanim zniknę na zawsze.'
'Co to takiego... Marcus?'
'Ja nie żyję. Zabij tego, kto wszedł w moje ciało. Ja zniszczę go tutaj.'
'Ale jak... Nie mogę!' W oczach Atis pojawiły się łzy.
'Musisz, Atis, musisz! Pamiętaj, co mi obiecałaś!'
'Pamiętam! Ale musi... musi być inny sposób!'
'Nie ma go, Atis. Po prostu zabij moje ciało.'
'Marcus...' Atis przytuliła go mocno.
'Przykro mi...' Jego kontury zaczęły się rozmazywać. 'Pamiętaj, Atis. Pamiętaj o mnie o tym, co mi obiecałaś. I nie pozwól, aby on przeżył. Pilnuj umysłów magów, Atis. I mam nadzieję, że odkryjesz to, co zapomniane...' Uśmiechnął się do niej po raz ostatni.
'MARCUS!!!' bezsilnie zawołała Atis do miejsca, gdzie stał jej przyjaciel. Leżało tam tylko jedno, białe i piękne pióro.
'Marcus...' Z jej oczu zaczęły lecieć łzy. 'MARCUS!'
Atis zerwała się z koca ułożonego na ziemi. Na jej policzkach lśniły smugi po łzach, a na nogach leżało białe pióro.
- Marcus... - wyszeptała.
____________________________________________________________

- Ludzkie ścierwa, gdzie są?! Zabić ich, zniszczyć dusze, aby nigdy więcej się nie narodzili!
Estcharu ciągle poszukiwał sprawców swego upadku, tak wytrwale, jak tylko mógł. Nie zauważył ani nie poczuł cienia, który mu się przypatrywał.
"Pierwszy tak bardzo poniżony, aby chronić się w ciele demona? Ciekawe... Pozostali się ucieszą."
Tak jak się pojawił, tak zniknął.
......Medivh nie mógl zebrać myśli. Wszystko kotłowalo się w jego glowie. Poza tym miał przeczucie i dziwnie się czuł. Chyba wiedział co się dzieje, ale musiał to sprawdzić. Odetchnął dwa razy i sprobowal się skoncetrować. Już pierwsza próba zapędziła go pod krzaki z odruchem wymiotnym. Ale nie zwymiotowal. Nie miał czym...
-Co się stalo Med? - zapytał zaniepokojony Nazina.
-Nie czujecie tego spadku mocy? - zapytal z trudem - Przynajmniej moja moc slabnie i nie mogę się skoncentrować.
-Też czułem się dziwnie, ale nie wiedzialem co to jest - odezwał się Finkregh - teraz rzeczywiście czuję się gorzej.
Nazina tylko slabo przytaknąl Fig'owi.
-Miejmy nadzieję, że z Rincem nie stało się to samo.
W tej chwili zauważyl Atis, która siedziala na uboczu i patrzyla dziwnym wzrokiem na piękne pióro, ktore leżało na jej kolanach. Podszedł do niej chwiejnym krokiem i usiadl przy niej.
-Wszystko w porządku? - po chwili wahania objął ją ramieniem starając się nie dotykać rany.
-Tak. Nic się nie stało - odparła po chwili drżącym glosem i przytuliła sie do Med'a.

------------------------------------------

Cien wyszedl niespodziewanie z gąszczu drzew. Wszystko w tej krainie wyglądało strasznie kolorowo i słodko. Drzewa były jaskrawo zielone, niebo bylo nienaturalnie błękitne itp. Cień rozejrzal się dookoła i zobaczył w oddali wysokiego, barczystego mężczyznę. Wolno podszedl do niego.
-Jak wszedłeś do tej krainy? - warknął mężczyzna.
-Ja nie mialem z tym problemów - odrzekł lodowatym i trochę syczącym glosem. W tej chwili wszystkie kolory jakby troszeczkę przygasly, aby po chwili znowu stać się jasne jak dawniej. - Jestem w koncu jednym z Czterech.
Markus (bo on był tym mężczyzną) pozostał niewzruszony. Zaden mięsień nie drgnął na jego twarzy.
-Nie obawiej się mnie - rzekl po chwili cień - Chce wam pomóc.
-Mów co masz do powiedzenia i wynos się z tej krainy, a może cię nie zabijemy. Najpierw powiedz jak masz na imię.
-Imię? Ja nie mam imienia. Mialem kiedyś imię, ale to było dawno. Nie pamietam już go. Poza tym imiona są dobre dla śmiertelników.
-Nie filozofuj tylko mów co masz do powiedzenia,
-Ja jestem....byłem mistrzem Estcharu. Przekazalem mu dawno temu moją wiedzę. Niestety po latach, a raczej wiekach nauki, zabil mnie podstepem. Pewnie sie zastanawiasz jak mógł zabic kogos tak potęznego. To proste. Zastosowal zdradę. Ale to nieważne. Oprócz chęci zemsty czulem niejaką dumę... W końcu to moje nauki go tak wypaczyły. Ale niestety upadł on bardzo nisko. Wasza grupka nędznych śmiertelników zniszczyła go prawie. Musial skryć się w ciele slabego demona - tu zastopowal na chwile i spojrzał na Markusa z góry - A więc chcę wam pomóc. W niedlugim czasie będziesz mial szansę powrocić do życia i swojego ciała. Wiecej powiem ci kiedy nadejdzie czas. Teraz muszę iść. Ach i wiem, że się zgodzisz. Ostrzegam cię, że za tą pomoc zaplacicie cenę...być może nie malą... - wymawiając ostatnie slowa zniknął w lesie.....


Tonari no Totoro!
- OK, wystarczy. A teraz spadaj.
- Atis, czy na pewno nic ci nie jest?...
- NA PEWNO. SPADAJ.
- No dobra, dobra... jak chcesz...
Med wstał i odszedł od Atis, obserwując ją kątem oka. Łowczyni obracała w palcach pióro...
'Marcus... Marcus...'
Jedno imię przez cały czas krążyło po jej umyśle, tłumiąc inne myśli.
'Marcus... Marcus...'
'Tak?'
Atis wytrzeszczyła oczy. Ktoś... Ktoś jej odpowiedział!
'Marcus?'
'Wołałaś?'
'Coś się dzieje...'
'Wiem, wiem... A teraz posłuchaj, bo jest mało czasu. Poproś kogokolwiek o zaleczenie swojej rany i nie pytaj, skąd o niej wiem. Potem "skocz" do zamku Eschtaru i poszukaj w jego komnacie małego amuleciku w kształcie rombu na niebieskim kole. Zabierz go ze sobą i wróć tutaj. Kiedy zjawi się KTOKOLWIEK, wymów na głos "Cztery" i obserwuj jego reakcję. I pamiętaj, musisz mieć ten amulet. Najlepiej jeśli nikt nie będzie ci wtedy towarzyszył. A potem... uciekaj, i zabierz ze sobą resztę. Najlepiej do Zamku... Wbrew pozo...'
'Marcus?'
Odpowiedziała jej głucha cisza. Atis podjęła decyzję.
No, no, no...Robi się ciekawie. Im dłużej jestem w tym świecie, tym więcej przytrafia mi się pogrzanych rzeczy....zrządzenie losu czy moja wina?
__________________________________________________________________
- Czyż to nie dziwne.......nawet nie pomyślałem, że utrata ciała będzie taka łatwa. Licz może i jest potężny, ale nie tak doświadczony jak ja. - Markus ponownie zminił się w wilka. - Muszę przyznać, że taka postać ma swoje zalety. Nie lubię ciała demona......A może sprawdzę jak radzi sobie jeden z Łowców......dobry pomysł......w końcu bardzo mnie nie lubi.......zrobię mu na złość......i przy okazji odbiorę pewną paczuszkę.....
__________________________________________________________________
- Naaaaazin.....- zawołała melodyjnie Atis.
- Słucham?
- Zrobisz coś dla mnie? - dziewczyna podeszła do elfa.
- Zależy co.
- Pozbędziesz sie tej rany, prrrrrrrrrroszę. - Atis zamrugała zalotnie. Nazin zrobił się nieco czerwony....
- N-no zgoda....- zaczął opatrywać ranę na boku dziewczyny. Trochę to trwało, gdyż elf był wyczerpany, ale w końcu udało się.
- Dzięki....- powiedziała Łowczyni po cichu na ucho do maga po czym pocałowała go delikatnie w policzek. Nazin był teraz cały czerwony na twarzy. Modlił się w duchu aby nie widział tego Medivh. Mial szczęście.
Atis momentalnie wykonała skok międzysferalny i zniknęła.
- Ciekawe gdzie ja wcięło w tym momencie....- zastanowił się głosno Adam....
.....Atis pojawiła się w zamku Estcharu, tuz za bramą. W holu leżało mnóstwo kości - prawdopodobnie były to pozostalości po szkieletach Lisza, które rozsypały się bez jego mocy. Atis ruszyła przed siebie. W koncu doszła do schodów. Drogę zastąpił jej rospadający się już zombie bez ręki. Atis nie trudzila się nawet by wyciągnąć sztylety. Po prostu kopnęła mocno trupa. A on przewrócił się, głowa mu odpadła a cale cialo stoczylo się z ostatnich stopni na których stał zombie. Łowczyni uśmiechnęła się i weszła po schodach na górę. Orientowała się mniej więcej gdzie jest położona komnata Estcharu. Ruszyla więc w tamtą stronę. Drzwi nie były chronione żadną mocamagiczną. Nie były nawet zamkniete. Wygląd komnaty był nadzwyczaj skromny. Stało tam jedno łóżko z baldachimem, mały kredens, stolik, krzesło, dywan i na ścianach wisiały świeczniki. W kredensie była tylko fiolka atramentu i nie zapisany pergamin. Atis przerzuciła łóżko do góry nogami i o dziwo - pod poduszką leżał amulet w kształcie rombu na niebieskim kole.
-Nie...To było za łatwe. A może jednak...
Łowczyni rozglądnęła się po komnacie. Wstała. Chciała podejść do świecznika lecz potknęla się o dywan.
-Ten pech mnie chyba nigdy nie opuści...- po chwili dodała - a może to jednak szczęście...
Na spodzie stolika było miejsce na klejnot. Atis bez wahania włożyła tam klejnot. W ścianie otworzyla sie malutka skrytka, w której znajdował się klejnot do złudzenia przypominający poprzedni. Lecz gdy wzięło się go w ręce, to był cięższy od poprzedniego. Atis już chciala się wynosić gdy usłyszała szmery w korytarzu. Ktos niewątpliwie zmierzal w kierunku komnaty i mruczał pod nosem...

------------------------------------

-Wszyscy dziś znikają bez wyjaśnienia. Rince i Aya, Atis.... ech... - wzruszyl ramionami Finkregh. Był bledszy niz poprzednio. Ale jak by spojrzeć na Medivha i Nazinę to równiez zaobserwowało by się tą zmianę. Ramizes też byl blady, ale to normalne zgodnie z jego egzystencją wampira.
-Nie chcę się żalić, ale zglodniałem - powiedzial Medivh, który przed chwilą wyrwal się z drzemki...


Tonari no Totoro!
...Atis przygotowała broń. Cicho podkdeszła i staneła koło drzwi. Gdy postać była blisko i miała wchodzić do komnaty Łowczyni pojawiła się w drzwiach. Na twarzy osobnika pojawił się wyraź wielkiego zaskoczenia a źrenice znacze się powiększyły. Od osobnika wiał zimny powiew co dało Atis informację, że nie jest istota żyjąca i natychmiast jej broń przebiła na wylot czoło żywego trupa, po czym dała mu solidnego kopanika w brzuch. Postać sturlała się na sam dół łamiąc sobie przy tym chyba wszystkie kończyny. Atis zeszłą ze schodów a martwa postać leżała twarzą do ziemi. Jej kończyny były nienaturlanie powykręcane. Jednak instynkt mówił jej, że coś jest nie tak. Gdy chciała przejść koło trupa ten bardzo szybko podskoczył do góry i zaatakował Atis rzucając się jej do gadła. Jednakże Łowczynyni była gotowa i w mgnieniu oka osobnik nie miał głowy na karku. Tym razem definitywnie go uśmierciła...

--------------------------------------------------------------------------------

-To treba coś upolować...chociaż nie wiem czy coś tu znajdziemy. Taki zimny klimat chyba nie sprzyja tutejszej faunie-Med skulił się gdy zawiało straznie zimnym powietrzem.
-Może trzeba znaleźć jakąś kryjówkę? zaproponował Nazin
-No tak, ale jak nas inni znajdą? Musimy tu zostać i poczekać na wszystkich- stwierdził Fig.
-Na szczęście nie wszystkim to "straszliwe" zimno przeszkadza-oznajmił siedzący dotąd cicho Ramizes.
-Jak się jest umarłym zdechlakiem to tak jest...-szybko skomentował wypowiedź wampira Adam.
-To mógłbyś coś nam upolować, Ramizes?-spytał zgłodniały Med
-No właściwie to dlaczego by nie...rozprostowałbym kości...a już wypoczołem więc dlaczego by nie...-powtórzy początkowe zdanie Ramizes wstając z ziemi.
-A to i ja pójdę...trochę ruchu mi dobrze zrobi-wstał z ziemi nieoczekiwanie Fig
-Nie boisz się?-zapytał szeptem Nazin
-Jak by dam wam znać...-zapewnił szeptem Fig. Nazin przytaknał.
-No to chodź, Fig...dobrze cie nazwałem?-spytał Ramizes
-Tak...chodźmy-podszedł do Ramizesa Fig
-Nigdzie nie pójdzecie beze mnie! Nie puszczę cię samego z tym krwiopijcą!-Z ziemi wstał Adam.
-Lepiej zostań tutaj Adam...jakby pojawił się lisz będziesz potrzebny...mu niedługo wrócimy...zresztą muszę porozmawiać z naszym nowym towarzyszem na osobności-oznajmił Fig
-No dobra...-o dziwo zgodził się bez większych "ale" Adam-ale jeśli coś mu zrobisz truposzu to pokaże ci co to prawdziwa śmierć!
Na to wampir tylko drwiąco się usmiechnął przypominając o niedawnej, przegrane przez Adama, walce.
Obie postacie zeszły w dół góry...
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
- Więc o co ci chodzi, Ramizesie? - Fink [!!!] zaczął bez ogródek, gdy znaleźli się poza zasięgiem słuchu pozostałych.
- O ciebie.
- To znaczy?... Od początku mówisz wyłącznie zagadkami! Jeśli chcesz porozmawiać, to zrób to wprost, a nie półsłówkami.
- Jak blisko uwiązał cię Eschtaru do siebie? Jak blisko niego stałeś?
- Niech sobie przypomnę... Słabo, byłem zwykłym "gońcem"... Czyli wiesz, przekaż to, usuń to... Pomniejsze zadania.
- Jesteś tego pewien?
- Chyba tak... Z nim nie można być pewnym - skrzywił się. - Do czego zmierzasz? Że ja się z nim kontaktuję i wydaję miejsca naszego pobytu? Albo że potrafi mnie wyczuć?
- Wiesz, to było moje pierwsze spostrzeżenie. Ale mu chodzi o coś innego... I tutaj jesteś moim pierwszym drogowskazem. Ktoś miał mi przekazać krew dawno już zapomnianą. Czyli tą, którą trzymasz w rękawie. Skąd ją masz?
- Powiedzmy, że uzyskałem ją z... zaskoczenia.
- Czyli?
- Posłuchaj...

____________________________________________________________

Atis szybko wędrowała przez korytarze zamku, starając się z niego wydostać. Jej uwagę przyciagnęło światło, sączące się przez uchylone drzwi. Ostrożnie podeszła, i przyłożyła oko do szpary. W środku paliło się mnóstwo świec, a przy stole z notatkami stała postać opatulona w czarny, gruby płaszcz, mimo iż w zamku było nienaturalnie ciepło! Co chwilę brała jakiś zwój w palce, szybko o oglądała, i wyrzucała na dwa stosy - jeden na podłodze obok stołu, a drugi do kominka...
'To jest jakiś martwiak!' pomyślała Atis. W tej samej chwili postać odwróciła głowę i Łowczyni napotkała jego spojrzenie.
- CO TU ROBISZ?!
Mężczyzna strzelił palcami, a magiczne liny unieruchomiły ją. Przywołał ją zaklęciem do siebie.
- KIM JESTEŚ, SMIERTELNICZKO?!
Atis, oszołomiona, milczała. Wparywała się w nią twarz starca, podziurawiona kwasem, ospą i poznaczona bliznami. Jednak jego ciało należało do młodzieńca w kwiecie wieku.
- ODPOWIADAJ!!!
- Ja... - odwróciła wzrok. - CZTERY!
Amulet rozjarzył się. Mag odskoczył krzycząc z bólu, wydawało się, iż paruje jego ciało. Jego magia przestała działać, więc Atis szybkim Skokiem dostała się do miejsca, z którego wyruszyła.

____________________________________________________________

- Mam was, trupie ścierwa! - powiedział w euforii Eshtaru, kierując się do swojego zamku...
...Fink szybko opwidział jak zdobył krew dla lisza i od kogo.
-Rozumiem. Całkiem sprytnie to załatwiłeś Fink. Bo jak widzę ta Atis to...gorąca krew...Teraz musimy zanieść tę krew do Eschtara.
-Chyba ogłupiałeś?-Fink popatrzył chytrze na Ramizesa-możemy ją wykorzystać do własnych celów. Przypuszczam że gdy Eschtar dostanie krew stanie się ZBYT poteżny a nas poprostu się pozbędzie. Nie jestem głupi.
-Dobrze myślisz. Tylko co my z nią zrobimy? Zapewne masz na myśli własne zwiększenie mocy- Ramizes spojarz podejżliwie na Finka.
-Tobie też coś wpadnie do żył-uśmiechął się delikatnie Fink.
-No ja mam nadzieję...razem sobie poradzimy...jak za starych czasów. Bez tych nowych przybłędów.
-Są silni dlatego trzeba działać skrycie...-Ramizes przytaknął.
-To jaki masz plan z tą krwią, Fink?
-Zaraz ci wyjaśnię...

--------------------------------------------------------------------------------

-Nie, dosyć tego. Ten wampir pewnie teraz pije krew z Finka. Idę tam-nie czekająć na zgodę lub nie Nazina lub Meda Adam ruszył na dół w ślady Finka i Ramizesa.
-Ale on jest na niego napalony...-powiedział Med.
-Taaa, to się kiedyś naprawdę krwawo skończy...-przyznał Naznia.

--------------------------------------------------------------------------------

Aris była na dziedzińcu zamku. Zadowolona z siebie szła w stronę wyjściowej bramy. Ujżała tam postać okrytą mrokiem. Bez wątpienia był to Eschtar.
-Spotkaliśmy się Łowczyni...ty i ja...jakie to będzie miłe! Hahaha- pusty śmiech rozległ się po zamku.
-Zależy dla kogo. Bo tym razem nie będzie miejsca na litość-odpowidziała Atis gotowa już do walki.
-No ja mam taką nadzieję, bo nie widzi mi się opcja litowania się nad tobą!-Znów Eschtar wybuchł śmiechem.
-Skończmy to!- Atis rzuciła się do ataku...

(SORRKI ZA PROBLEMY ALE TAK JAKOŚ WYSZŁO...TA CZĘŚĆ JEST TUŻ PO PRZEDOSTATNIM POSTEM FINKA!)
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
← Fan Works
Wczytywanie...