NOWA niekończąca się opowieść..........

Medivh'a przez całą noc męczyły koszmary. Usiadł na łóżku i pomyślał przez chwilę. Wstał i ubrał się. Po chwili zszedł po schodach na dół karczmy. Wszędzie było ciemno i cicho.
- Po co ja to robię..... - szepnąl do siebie.
Przeszedł szybko przez karczmę i wyszedł na zewnątrz. Rozejrzał się dookoła. Miasto wyglądało zupełnie inaczej. Wszędzie ciemno i cicho. Było słychać tylko poszczekiwania psów. Latarnie świeciły słabym blaskiem. Medivh przeszedł parę kroków.
- A pan gdzie się wybiera?
Obejrzał się za siebie.
- Atis?
- Tak, lunatyk z ciebie.
- Ale ja nie jestem lunatykiem.
- Wiem, wiem. Nie możesz spać? - dziewczyna podeszła do niego i złapała go za rękę.
- Tak, ale to nic poważnego, nie chcę abyś się o mnie martwiła.
- I dlatego urządziłeś sobie spacer?
- Chciałem zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Skoro tak, to ja idę z tobą. Nie wiadomo w jakie terapaty jeszcze wpadniesz podczas takiego spaceru.
- Uważasz, że mógłbym?
- Oczywiście, jesteś moją małą faitłapą.
- Hej, nie pozwalam tak o sobie mówić. - Medivh objął Atis w pas i po chwili pocałował..............
Mag stał w oknie i śmiał sie w duchu. "Łowczyni Demonów i Mag... Ciekawe co z tego wyjdzie?". Też nie mógł spać, śniła mu się jakby czarna, kleista otchłań...
Usłyszał za sobą kroki. Szybko odwrócił się, przygotowywując coś wybitnie paskudnego, kiedy zobaczył, iż to Rincewind.
- Ah, to ty... Uprzedzaj, bo mogłem zrobić coś paskudnego.
- A ja bym to powstrzymał - ironicznie powiedział drugi mag.
D'Aye przypatrzył mu się z ukosa. Coś mu się nie podobało, to nie był ten Rince... A może mu się zdawało. Skierował ponownie oczy na całującą sie parę, akurat w porę, gdy zamierzali schować się w ciemnym zaułku...

____________________________________________________________

Gdy wchodzili do bocznej uliczki, dostrzegli błysk, a potem usłyszeli donośny huk. W przeciwległą stronę ulicy uderzyły resztki kamienia ze ściany i jakieś bezwładne ciało.
- Co za głupcy... - głęboki, suchy głos rozległ się na ulicy, donośniej niż paniczny gwar ludzi wyrwanych ze snu. - Oddaj nóż, Łowczyni, albo odbiorę go sobie sam!
Obok Atis wybuchła ziemia, obsypując ją ziemią i kawałkami kamienia brukowego. Medivh, po przeciwnej stronie, właśnie wyczarowywał coś perfidnego.
Nie było wątpliwości - znowu ten upierdliwy Nekromanta...

____________________________________________________________

Rincewood stał pośrodku izby, unieruchomiony magią, i przeklinając się za to, że dał się zaskoczyć we śnie. Próbował się uwolnić, lecz wszelkie jego próby spełzały na niczym...
__________________________________________________________________
- Dobra odmóżdżony dewiańcie! Koniec zabawy! Po co ci mój scyzoryk?! Nie jest z tego świata! Do niczego by ci się nie przydał! - gniew rozsadzał Atis od środka. Otrzepywała się z ziemi.
- O to właśnie chodzi! Dzięki temu sztyletowi mogę sprowadzić na Zapomniane Krainy demony z tamtego świata! - tu następuje śmiech czarnego charaktera. - Chcę dokończyć czyjeś dzieło. I ty dobrze wiesz kogo...
- N-nie........... - Atis upadła na kolana. Dlaczego ludzie nie zareagowali na taki wybuch? Chyba, że rzucił zaklęcie wstrzymania czasu. To by tłumaczyło dlaczego Med nic nie mówi.... - Posłuchaj, nie mam najmniejszego zamiaru oddawać ci nic co należy do mnie, jasne!?
- Dlaczego wy wszyscy jesteście tacy uparci?
- Nic mnie nie obchodzi, że jesteś jakimś Jednym z Czterech! - Dziewczyna wstała.
- Ojej, a co zamierzasz teraz zrobić? - zapytał drwiąco nekromanta.
- Zamierzam pozbyć się ciebie raz na zawsze.
- No ciekawe jak chcesz to zrobić.
- Żebyś się nie zdziwił....
__________________________________________________________________
Po wielu próbach, Rincewind przełamał zaklęcie. Być może straciło ono moc (albo ważność ). Rozejrzał się dookoła. W pokoju nikogo nie było. Wyjrzał szybko przez okno. Zobaczył Estchara i jakąś srebrnowłosą dziewczynę.
- Atis?.......
Obok dwójki stał Medivh. Nie ruszał się.
- Czyżby zaklęcie Wstrzymania Czasu?.....
- Nie! Paraliż! - krzyknął Finkregh, wypuszczając z dłoni... No właśnie. Coś jakby Wodny Ogień... Z pełnym impetem uderzył w Nekromantę, jednak ten nawet się nie zachwiał. - Cholera! Atis! Potrzebuję krwi demona! Mogę upuścić nieco twojemu wilkowi?! - zapytał. Bez odpowiedzi. - Dobra, mam nadzieję, że to wyraża zgodę...
'Wichry Cienia, Prądy Ciemności! Ten, Który Stąpasz po Wodzie, zabierz mnie do miejsca wybrania!'
Zniknął.

____________________________________________________________

Rincewind osłonił ręką oczy, widząc, iż Mag zaczyna atak. Przez palce przedarł sięskąpy blask, lecz kiedy odsłonił oczy, nowego towarzysza już nie było... Szybko przypomniał sobie zaklęcie Utrzymania, po czym rzucił je na schwarzcharaktera. Te jednak po nim spłynęło... Po prostu.
- Cholera! Czy tutaj nic nie można zrobić normalnie?!
'Rincewind'
- He? Co? Jak? Gdzie? Co to za głos? - szybko mówił do siebie.
'Rincewind, to ja, twój mistrz. Pamiętasz?'
"Pamiętam"
'Użyj tego, czego zabroniłem ci robić!'
"Ależ... To grozi śmiercią nam wszystkim"
'Czyż nie lepiej stracić życie i unicestwić zniszczenie, niż czekać pasywnie i w tym znizczeniu zginąć?'
"Dobrze... Jak żądasz. Postaram się"
'A więc... Powodzenia. I wybacz, że każę robić ci to, przez co możesz zginąć nadaremno'
Głos umilkł.
- To, czego mi nie wolno... Tak jak chcesz.
Na krew smoka, na piekielny ogień, na wodę, co rąk nie moczy, na ziemię delikatną i zarazem twardą oraz na powietrze, co czerwienią napełnia! Na wszystkich bogów tego świata i równoległych, wzywam cię, Purpurowa Rzeko!...


-----------------------
Czary wymyślam sam, wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe
Jak wymyślamy to wymyślamy...



----------------------------------


.......-Rincewind wzniósł ręce do góry i wymówił jakaś skomplikowaną inkantację w dawno zapomnianym języku. Po chwili do jego rąk zaczęły "płynąć" smugi światła. Jedne były ledwo widoczne, inne bardziej. Te słabe smugi światla pochodziły od zwykłych mieszkańców okolic karczmy i lokatorów górnego piętra tejże. Dolne piętro było objęte zaklęciem Zatrzymania Czasu i o dziwo to zaklęcie chroniło przed wyssaniem energi. Jasne smugi pochodziły od doświadczonych wojowników, magów, łuczników i innych bohaterów - zawadiaków. Mocne smugi leciały również od Naziny i Atis.
-Co...co sie dzieje... - z trudem wymawiał słowa Nazina.
-Co ty ro...robisz Rince? - z niemniejszą trudnością mówiła Atis.
Po chwili obydwoje padli na ziemię. Tak nagle. Ot po prostu. Stoją, nagle "pstryk" i już lezą na ziemi...Po chwili nad Rincem ukształtowała sie niewielka bardzo jasna kula. Z samego maga rówież zaczęła unosić się smuga światła. Nagle Rince wymówił znowu zaklęcie i kula lekko zadrgała i runęła w stronę Nekromanty. Gdy dosięgnęła celu nastąpił wielki wybuch i nastąpiła wielka jasność, która oslepiła nawet tych mieszkających poza granicami Neverwinter. Gdy blask zrzedł można było zauważyć parę elementów. Rince leżał pod ścianą w karczmie z rozbitą głową. Nazina i Atis leżeli cały czas w tych samych pozycjach. Na miejscu Estcharu stał Lisz. Miał na sobie porwaną szatę. Był bez lewej ręki i miał oderwany spory kawał leweo boku. Mimo to nadal żył i wyglądało na to, że rana nie sprawia mu żadnych trudności. Był zaledwie trochę oszołomiony i stał w miejscu nic nie robiąc. Ten cios nie zabił go, ale uszkodził i zwolnił zaklęcie Zatrzymania Czasu. Niedaleko Atis stał Medivh i rozgladał się dookoła. Z karczmy wybiegli Red i Aya. Red był w pełnym uzbrojeniu, Aya już trzymała łuk gotowy do strzału. Z karczmy rozległ się płacz dziecka.....

------------------------------

Rince wstał. Głowa go bardzo bolała. Powoli przypominał sobie co sie stało.
-To niemożliwe. Ja......ja żyję?
"Oczywiście. Myślisz, że pozwoliłbym ci umrzeć?"
-Ale jak...jak to zrobiłe...
"To teraz nieważne!" - przerwał mu mistrz - "Musisz pomóc przyjaciołom. Teraz każda pomoc im się przyda".
-To on.....to on to przeżył?!
"Tak. I ma się bardzo dobrze. Lepiej już idź do nich".
Elf nie czekał już na wyjasnienia tylko zbiegł na dół.....

---------------------------------

-Atis! - krzyknął zrozpaczony Medivh pochylając się nad Łowczynią.
-Uważaj - wrzasnął Red.
W samą pore, by pół-elf zdążył się odsunąć od Płonącej Strzały.
-I jak tam twoi towarzysze? - zaśmiał się Estcharu.
-Przekroczyłeś granicę dupku.
W tym momencie Medivh zamienił się jak zwykle w niekontrolowanego demona. Wyjął miecz i doskoczył do Nekromanty. Z drugiej strony zachodził go już Adam, a Aya celowała z łuku. W tym momencie Rince właśnie rozmawiał ze swoim mistrzem w karczmie. Finkregha nadal nie było widać.......


Tonari no Totoro!
Nazin wstał powoli. Wszystko przed oczami rozmazywało mu się. Wszystkie odgłosy były mocno przytłumione. Miał pustkę w głowie. Każda próby myślenia, czy przywołania się do pożądku, wywoływała okrutny ból głowy. Po paru sekundach, które wydawały sie mu wiecznością, stanął na równe nogi. Widział już nieco lepiej. Zobaczył Medivh'a rzucającego jakieś zaklęcia na stojącego przed nim licza, Ayę strzelającą z daleka na wspomnianego licza i Adama atakującego owego licza. Nigdzie zaś nie było Rincewind'a i Atis. Nazin spojrzał pod nogi. Niedaleko niego leżała nieprzytomna dziewczyna. Wyglądała zupełnie jak Atis, ale miała srebrno-białe włosy. Nazin podszedł do niej i zaciągnął w jakąś uliczkę. Z daleka od niebezpieczeństwa.....przynajmniej na moment. Starał się ją docicić. Nic z tego. Dalej twardo "spała".
- Ech, ta to ma dobrze.... prześpi najlepsze...
Mylił się. Atis męczyły koszmary. Bardziej niż kiedykolwiek. Zaczęła sie pocić, co bardzo zmartwiło elfa.
- Ma gorączkę.......ale takie jak ona ma teraz leczy się specjalnymi zaklęciami, dla każdej rasy jest inne.....ale ona nigdy nie wspominała jakiej rasy jest, wygląda na człowieka, ale ludzie od tak nie zmieniają koloru włosów.....no to klops..... - mruczał do siebie Nazin....
Koło Rince'a zafalowało powietrze, które roziskrzyło się i pojawił się Finkregh, tym razem w nieskazitelnie białej tunice. I oczywiście... pupil Atis, który natychmiast zniknął za załomem niegdysiejszej, mocnej ściany.
- Cholera, co zrobiłeś, debilu! - krzyknął na Rince'a. Po chwili się opanował. - Przynajmniej wiemy kim jest... Masz wypij to - podał mu małą fiolkę z czerwonawym płynem. - Pomoże ci to.
Przeszedł parę kroków, po czym wychylił głowę... Którą natychmiast schował, by nie dać się zabić Lodowej Strzale.
- No co jest, no?! To mój przydział magii! Ehh...
Wrócił się do Rince'a, który zdążył już wypić całą zawartość flakonu, a teraz krzywił się z niesmaku.
- Co to było?! Błeh! - pluł Rince.
- Nic takiego... Mocno rozcieńczona krew smoka, ostatnia jaką miałem - uśmiechnął się, ukazując zęby. - A teraz wstawaj. Musisz mi pomóc.
Był już w trakcie rysowania magicznego kręgu.
- Pomóż mi! Umiesz rysować kręgi odesłania?
- No a jak! Ale po co ci...

____________________________________________________________

- Atis! Słyszysz mnie?! - powiedział jej do ucha Nazin. - Atis! Obudź się! Powiedz mi, KIM jesteś! - widać było, że był dość zdesperowany...
Ona zaś zaczęła się szamotać na ziemi, niczym w przedśmiertnych drgawkach...
- Niee... Zostaw... Mnie... Ja... Muszę... - mamrotała Atis, pocąc się obficiej.
- ATIS!!!
- NIE! - Atis podniosła się nagle do pozycji siedzącej.
- Atis, ja chcę ci pomóc. Musisz mi powiedzieć kim naprawdę jesteś.
- Boże......Boże....Chryste Panie.....
- Uspokój się.....spokojnie.....Powiedz mi, z jakiej rasy pochodzisz?
- Na co ci to?
- Masz gorączkę i to nie taką zwykłą. Długoby tłumaczyć, ale muszę wiedzieć z jakiej rasy pochodzisz, żeby cię uleczyć.
- Wiem o co ci chodzi i powiem ci, że nie ma takiego zaklęcia, któreby mi pomogło, oczywiście z tych co masz na myśli.
- J-jak to? Ale zaraz....Estcharu wspominał, że jesteś Planokrwistą. On by chyba nie kłamał....
- I nie kłamał.
- Atis, wytłumacz mi to, proszę. - Nazin złapał dziewczynę za rękę...
__________________________________________________________________
Medivh raz po raz rzucał Kulą Ognia w Licza. Nieumarły odpierał ataki z łatwością.
- Tylko na tyle was stać? To się robi nudne.
Nudne jest to, że takie rzeczy, cały czas nas spotykają... Pomyślał Medivh. Z karczmy powolnym krokiem wyszedł Markus (ktoś go jeszcze pamięta? ).
- O patrzcie.....
Ja pamiętałem

- Nie mogę. Nie tu, nie teraz i nie przy nim - wskazała na licha - Ale zobaczysz. On jeszcze pożałuje... MARCUS! - wykrzyknęła, widząc swojego przyjaciela.
Jednym susem znalazł się przy Atis.
- Nic ci nie jest? - zapytał. Trochę dziwnym widokiem był gadający wilk wzrostu człowieka.
- Nie, tylko... ON - skinęła głową na licha, który chwilowo był zajęty Medivhem, który miotał zaklęcia, Adama [chyba] wściekle go atakującego i Ayą, która kryła się za co chwila eksplodującymi kawałkami muru.
- Masz jakiś pomysł? - spytała Atis.
- JA mam - odezwał się Finkregh, wychodząc zza muru po drugiej stronie karczmy. - Ale to musicie przyjść tutaj, Marcus i ty, Atis.
Kiedy już wszyscy znaleźli się mniej więcej dalej od niebezpieczeństwa, mag wyjął długi, rytualny nóż.
- Wybacz, Atis - powiedział, wbijając w jej ramię sztylet. Kiedy zamierzała mu się odwinąć...
- Spokojnie. Inaczej byś mi na to nie pozwoliła - przyłożył do jej ramienia długą i cieńką fiolkę, zbierając jej krew. Kiedy napełnił ją w około 2/3 wycięgnął nóż z jej ramienia, przyłożył tam rękę i uleczył ją. Wytarł sztylet i podszedł do Marcusa.
- Pozwolisz? - powiedział, unosząc nóż...
- Chyba śnisz, ludzkie ścierwo. - odezwał się sucho Markus.
- Ale to jest mi potrzebne.
- Posłuchaj mnie ludzka istoto, ja sam jeden mogę pokonać tego upierdliwego licza. Jestem jednak podwładnym tej Łowczyni Demonów. Nie mogę robić takich rzeczy bez jej zgody. - Wilk usiadł wygodnie na podłodze.
- M-Markus, nigdy nie byłeś mi tak posłuszny....
- Wybacz Atis, czasem tak trzeba.
- No to skoro to co mówił jest prawdą, to powiedz mu Atis, zeby zniszczył Licza! - powiedział już nieco zdenerwowany Finkregh.
- Nie, Markus jest moim przyjacielem, on decyduje o swoim życiu i co ma robić...
- Atis, tak do niczego nie dojdziemy. Zdecyduj się. - Odparł Rincewind.
- No zgoda. Markus, wiesz co masz robić? - dziewczyna zwróciła się do demona.
- Oczywiście... - Wilk wyszedl z karczmy.
- Nazin odwołaj resztę. - nakazała Atis
- Co?
- Powiedz reszcie, żeby przestała atakować! Już!
- Dobrze. - Nazin przymknął oczy i poprosił Adama, Aya'ię i Medivha aby przestali atakować. Atis, Rince, Nazin i Fig wyszli na zewnątrz. Dołaczyli do reszty. Teraz drużyna zaczęła obserwować co się dzieje. Markus stanął.....siadł na przeciwko Licza i spojrzał lodowatym i obojętnym wzrokiem na niego. Nieumarły zaśmiał się.
- Tylko na tyle was stać? Na marnego wilka? To jakaś kpina.
- Żebyś się nie przeliczył, ludzkie ścierwo.
- Słucham? T-ty jesteś.....
- Tak, jednynym pozostałym z Rasy Mrocznych Wilków. Nie masz dziś szczęścia.
- Taki zawszony kundel jak ty, nic mi nie zrobi!
- Założymy się? - Oczy Markusa zaświeciły się na biało. Zaczął wymawiać na głos jakąś dziwną inkantację. Nagle z jego pleców wyrosły olbrzymie, czarne macki. Było ich z osiem. Markus 'posłał" je na licza. Te złapały go i w szale - rozerwały na mle strzępki. Markus zawył i macki zniknely.
- T-to było.....nadzywczajne... - wymarmotał Nazin.
- Markus! - Atis podbiegła do wilka i przytuliła go. - Spisałeś się.
- Miło, że tak mówisz.....
.....Niebezpieczeńswtwo było zarzegnane. Ale nikt nie wyszedł z tej walki bez szwanku. Aya miał całą otartą twarz od odłamków muru i złamany palec. Adam miał przypaloną do kości prawą nogę i zniszczoną katanę. Medivh, który w pewnym momencie ochłonął i wrócił do normalnej postaci miał poszarpane ucho i głęboką ranę na torsie. Rincewind miał rozbitą głowę. Atis słaniała się na nogach uparcie twierdząc, że nic jej nie jest, a ręka po ranie od sztyletu nadal ją bolała. Nazina również padał z nóg, ale nie miał nawet siły by zaprzeczać czemukolwiek. Wszyscy mieli poszarpane ubrania i mnóstwo ran/zadrapań ma ciałach. Jedyną osobą, która pozostała bez szwanku był Finkregh. Aya i Rince rzucili sie sobie w objęcia. Tak samo Medivh i Atis. Aya zrywając kawałek już i tak podartego stroju obandażowała głowę Rince'owi. Medivh natomiast dowiedział się o tajemniczym przybyciu Finkregha i o "pobraniu krwi". Wstał i podszedł powoli do maga lodu.
-Co ty sobie myślisz?! Nie dość, ze gdzieś znikasz zamiast nam pomagać to jeszcze niepotrzebnie ranisz Atis - Medivh próbował opanować ogień w głowie i hamował złość.
-To nie tak..
-Jak nie tak?! Tylko ty wyszedłeś cało z tej bitwy...


Tonari no Totoro!
- N-nie rozumiesz....
- Czego ja niby tu nie rozumiem?! - Medivh złapał Fig'a i podniósł go za kołnierzyk. Nie zważał na ból.
- Medivh! Przestań... - Atis chwyciła go za rękę. Pół - elf posłusznie puścił maga. Ten spadł na ziemię.
- Słuchajcie, musimy odpocząć i doprowadzić się do porządku. - Zaproponował Nazin podnosząc się.
- Wracajmy do karczmy...
Cała drużyna powoli powróciła do swoich pokoi w karczmie. Noc minęła spokojnie, na całe szczęście. Kiedy było koło południa, wszyscy siedzieli już przy stole i byli pośniadaniu...
- Hej, gdzie jest Med? Jeszcze śpi? - Nazin zwrócił się do Atis.
- No co tak na mnie patrzysz? Spałam z nim, czy jak? - Reakcję Nazina można określić jednym słowem: Gleba. - ehe...no, śpi. Był wyczerpany. Wolałam go nie budzić....
- Słusznie. - Odparł Markus. Dziewczyna pogłaskała go po głowie.
- A tak apropo Atis, musimy wytłumaczyć sobie parę spraw... - zaczął nagle Rincewind.
- No to się zaczyna..... - dziewczyna "położyła" sie na stole.
- Musisz nam powiedzieć czy ten licz nie kłamal mówiąc, że jesteś Planokrwistą...
W tym momencie doszedł Medivh.
- Coś przegapiłem?
- Jeszcze nie, ale zanosi się na pewne wytlumacznia.... - powitał go Naizn.
- Od czego zacząć....hmmmm.....Ironią jest to, że jestm Planokrwistą z wyboru.
- Miałaś czarta czy niebianina w rodzinie?
- Demona. I to nie zwykłego.
- Może wersję od początku, jeśli łaska. - odparł Rincewind.
- Nic nie stoi na przeszkodzie....Jak byłam w tamtym świecie, poznałam dwóch męszczyzn. Obaj byli pół - demonami. Imionami nie będę się posługiwać. To byli bracia. Bliźniacy. Obaj byli potomkami Mrocznego Rycerza Spardy. W tamtym świecie on zbuntowął się przeciwko swym pobratymcom i zamknął portal ze świata demonów do świata ludzi. Z jednym z jego potomków byłam związana, a z drugim przyjaźniłam się. Obaj jednak byli wrogami. Jeden chciał sprowadzić na świat demony, drufgi zaś chciał go powstrzymać. Ja, ujmę to dziwnie, byłam taką postacią poboczną w tamtej historii.....
- No dobrze, ale może przejdź do sedna sprawy. - popędzał ją Rincewind.
- Spokojnie Rince, właśnie do tego zmierzam....Więc, któregoś razu mieliśmy kłopoty z....ekhem....moim przyjacielem. Dla niego skończyło się to bardzo źle. I z litości pomogłam mu.
- Z litości? Mówiłaś, że byliście przyjaciółmi.
- Miał u mnie przesrane, za parę wybryków. Zawiłe to, ale powiem prosto. Jego krew została zakarzona trucizną. Więc, jak już wspomniałam, pomogłam mu. Oddałam część swojej krwi jemu, on część swojej mi. Nie pytajcie jak, bo i tak nie zrozumiecie. W taki sposób stałam się przybranym potomkiem Spardy. Nie oczekuję też, że zrozumiecie choć słowo z tej historii, jest pokręcona, wiem.
- Stąd te srebrne włosy.... - zastanowił się na głos Rince.
- Oni obaj mieli srebrne włosy, tak jak ich ojciec.
- A ty skąd to wiesz?
- Sama nie wiem. No to coś z innej beczki: kto płaci za śniedanie?
- Ja nie, bo jestem słukany. - stwierdził Adam.
- Na mnie nie liczcie. - odparł Nazin.
- Wy jesteście mi jeszcze winni. - Aya spojrzała po całej grupie.
- Ja zostawiłam swój plecak u Atubara...... - Atis wyglądała na zakłopotaną.
- Echhhh.....dobra, ja zapłacę, ale musimy szybko dorobić się jakiś pieniedzy. - westchnął Rincewind.
- Zaraz, zaraz. Atis, czy nie mogłabyś "delikatnie" poprosić karczmarza o darowanie zapłaty? - zapytał nagle Naizn.
- Nie, jestem wyczerpana....niech Aya to zrobi.
- Ale co?
- Idźcie obie, większe prawdopodobieństwo, że nam odpuści.
- No zgoda. Choć Aya...
- Ale co.... - Atis złapała elfkę za rękę i pociągnęła ją za sobą do lady karczmarza. Po drodze wytłumaczyła jej co i jak. Po krótkim przedstwaieniu i pozbieraniu się, drużyna wyszła z karczmy i ruszyła w stronę bramy....
Finkregh obracał delikatnie flakonik krwi Atis przed oczyma, nachylając go róznie pod światło. Rzucił na niego zaklęcie utrwalenia, zakorkował i wsunął do przepastnego rękawa.
- Wiecie co? Mam wrażenie że to jeszcze nie koniec. To jest trochę dziwne... Nie potrafili go pokonać połączenie magowie Czterech Kręgów, jako przeciwwaga Czterech, a rozwalił go JEDEN demon... Pomijając fakt, że silny, ale JEDEN, JEDNYM ciosem. Nie jestem pesymistą... Ale więzy nie zostały zdjęte - i potem zamilkł.
Medivh złapał go za kołnierz i uniósł do poziomu swoich oczu.
- Jeszcze raz coś takiego powiesz, a cię ukatrupię! - powiedział w złości. - Okaleczasz Atis, gdzieś znikasz, wychodzisz cało z tej bitwy, a teraz jeszcze zatruwasz nam umysły! PO KTÓREJ JESTEŚ STRONIE? - krzyknął mu w twarz. Ten odwzajemnił mu jego spojrzenie.
- Chciałem milczeć, trudno. A teraz mnie wysłuchasz. Po pierwsze, Echstaru żyje. Nie bezpośrednio, ale też nie umarł. Jest Pierwszym z Czterech, więc co się dziwić? Jego położenie jest mi bliżej nieznane, ale myślę, że jest u siebie. Po drugie, jestem chyba jedynym zdolnym go bliżej wyczuć, więc nic ci nie przyjdzie z ukatrupienia mnie. Po trzecie, wyszedłem z tego cało dlatego, że mnie tu nie było. Byłem po to - wyciągnął mały flakon - bo było to potrzebne do wygnania go stąd. To jest krew smoka. Ostatnie fiolka nierozcieńczonej krwi Smoka Ognia. A do czaru potrzebne mi były jeszcze dwa inne typy, więc zdecydowałem się na demonią i krew Atis, niestety tej pierwszej nie udało mi się uzyskać. Po czwarte, postawisz mnie teraz na ziemi.
Medivh roześmiał się.
- A teraz mi powiedz, CZEMU mam cie postawić na ziemi, człowieczku.
- Dlatego.
Medivhem rzuciło do tyłu na jakieś 10 kroków, a Finkregh wylądował gładko na ziemi.
- I nie nazywaj mnie człowieczkiem.
To jest krew smoka... To jest krew smoka... To jest krew... - słowa te odbijały się w myslach Rincewind'a głuchym echem. Finkregh nie miał pojęcia, że nie powinien o tym mówić w obecności czarownika. Prawdę mówiąc, cała drużyna nie miała zbyt wiele wolnego czasu i nie zdążyła się jeszcze całkowicie poznać. Widać było jak elf próbuje walczyć ze sobą. Ręce jednak same złozyły się do inkantacji, a z ust zaczynały wypływać pojedyncze słowa. Rince nie chciał już wtedy panować nad sobą:
- Prisy Alia Vego... Cio Ocio Vee... Inkentius Porcel Impirious!
Słup płomienia, grad Magicznych Pocisków i Płonących Strzał wystrzeliwał z dłoni czarownika. Cel był jeden - Finkregh.
Mag nie miałby wielkich szans na przetrwanie, bo tych ciosów na pewno się nie spodziewał, więc sam nie rzucił żadnych zaklęć obronnych. Nazin jednak zachował trzeźwość umyslu. Jeszcze przed wypowiedzeniem słów przez Rince'a rzucił na Finkregh'a Nienaruszalną Strefę Otiluka. Sam zainteresowany nawet nie drgnął, a jego usta automatycznie otworzyły się i nie chciały zamknąć.. Rince wyciągnął błyskawicznie swój miecz. Miał w końcu okazję go sprawdzić. Klinga pulsowała bladym, białym światłem, a wzdłuż niej widać było elfickie runy. Postać potruszała się teraz zancznie szybciej. Towarzysze widzieli miecz po raz pierwszy, a ich miny upodobniły sie do wyrazu twarzy maga uwięzonego w zaklęciu. Elf biegł już na Finkregh'a jednak zauważył w pewnym momencie Nienaruszalną Strefę Otiluka. Jego wściekły wzrok biegał teraz od Naziny do Medivha. Oni też nie próbowali nic robić. Czekali na rozwój sytuacji... I uczynili, to co należało. Znali w końcu Rince'a już dość długo. Jego zły grymas twarzy wracał do normalnego, a miecz wypuścił z dłoni. Po chwili stał już nieruchomo z opuszczoną głową. Jego czarwono-czarna szata powiewała lekko na wietrze.
- Przepraszam - powiedział cicho.
Nie było słychać odpowiedzi. Towarzysze chyba wolniej powracali do rzeczywistości niż sprawca zamieszania. Z plecaka Rince'a zostawionego przy pobliskim kamieniu wyglądala głowa smoczka, który cały czas obserwował sytuację. Po chwili cały plecak zaczął się trząść, a smok wydostał się z niego i błyszkawicznie podleciał do swego pana.
- Xenon! - usmiechnięty początkowo elf zaraz spochmurniał. - Ciebie też przepraszam. Ostatnio nie miałem dla ciebie zbyt wiele czasu. Prawde mówiąc zapomniałem o tobie. Jak...właściwie jakim sposobem ty jeszcze żyjesz? Przecież zostawiłem cię w plecaku jakieś trzy dni temu.
Towarzysze słyszeli tylko dziwnie złożone sylaby. Finkregh także wiedział co to za język, mimo, iż go nie znał.
- Nic się nie stało panie. Przyznaję, że nauczyłem się wychodzić z plecaka i wracać, tak, że nic nie zauważyłeś. Jedzenie przynosił mi Markus. - Rincewind spojrzał na wilka i skinął głową w geście wdzięczności. W odpowiedzi usłyszał w myślach "Nie ma za co", a pysk demona zdawał się uśmiechać. - Ale nie o tym chciałem panie mówić - kontynuował smok. - Może... może żeby pokonać tego Lisza przydałaby się pomoc smoka. Prawdziwego, dorosłego smoka.
Zrenice maga szybko się powiększyły i na twarzy znów zagościł uśmiech.
- Fantastyczny pomysł Xenon. Że też na to nie wpadłem. Dzięki ci mój mały przyjacielu - uścisnął chwańca tak mocno, że ten beknął niechcący... ogniem oczywiście.
- Prze... przepraszam - wybąknął.
- Hehehe... Nic się nie stało. Już moja skóra zdążyła się do tego przyzwyczaić. Zresztą ostatnio stała się jakaś twardsza... Nie wiesz dlaczgo?
- Nie!
- No więc ruszajmy po smoka. Mówisz, że Estcharu jeszcze żyje? - tu zwrócił się już we wspólnym do Finkregh'a.
- Tak! Na pewno tak. I znów niedługo będzie próbował nas zanleźć.
- Zatem muszę się wybrać po broń - na twarzy elfa zagościł ogromny uśmiech. - Niedługo wrócę. Nie martwcie się! - otworzył wymiarowe drzwi, zawołał Xenona i mrunął okiem do towarzyszy na pożegnoanie.
Sylwetka maga zniknąła.
- Gdzie on znowu polazł? - spytała z niesmakiem Atis.
Nikt nie znał odpowiedzi... Nikt nie odpowiadał...

I nadejdzie wkrótce ten dzień...

RTS
.....-Co będziemy tak stać! - powiedział Nazina - siadajmy i w takiej pozycji poczekajmy na Rince'a.
Wszystkim spodobał się ten pomysł. Usiedli i wnet na ich twarzach zagościł uśmiech. Słońce stało prawie w zenicie i przygrzewałlo naszych bohaterów.
-Mmm....Pierwsze takie popołudnie od wielu dni - uśmiechnął sie leżący Medivh z źdźbłem trawy w ustach.
-Nareszcie odrobina relaksu - powiedziała Atis rozkładając się na trawie twarzą ku słońcu.
-Ciekawe ile ona potrwa - zastanowaiła się Aya, kładąc się obok Atis.
-A kogo to obchodzi. Ciesz się tą chwilą - zaśmiał sie Adam.
-Mnie! - z krzaków wyszedł obrzydliwy ork.
-Co znowu - jęknął Medivh.
Nagle ork rozmazał się i z krzaków wyszedł Nazina.
-Nabrałem was zwykłą iluzją. No wiecie co! - roześmiał się
-Żartów ci się zachciało - Adam przyjacielsko klepnął go w ramię.
-Dobrze, że to żart. Kolejne starcie byłoby nie do wytrzymania - roześmiał się Medivh przytulając do Atis.
Finkregh nadal bawił się fiolką krwi siedząc na kamieniu....


Tonari no Totoro!
Atis podniosła się do pozycji siedzącej. Nagle na jej nogi położył się Markus.
- A ty co? Darmowych pieszczot się zachciało?
- W rzeczy samej, moja kochana.
- "Moja kochana"? Nigdy tak do mnie nie mówiłeś.
- Czasem trzeba się zmienić...
- Wiesz Markus, od naszej wycieczki do Podmorku, futro ci pobielało. Odnoszę też wrażenie, ze nieco głos ci się zmienił. - Medivh także podniósł się i przytulił do siebie Atis.
- W rzeczy samej.... - Markus spojrzał lodowato-pogardliwym wzrokiem na Med'a i warknął. Wstał i poszedł w stronę pobliskiego lasu.
- Co mu się stało? - Atid i Medivh spojrzeli po sobie z nieukrywanym zdziwieniem i wzruszyli ramionami. Po chwili patrzenia na siebie dziewczyna zaczęła mierzwić włosy magowi. Nazin patrzył z błogim spokojem na śmiejącą się dwójkę, opierając się o drzewo.
- Ech, ci to mają dobrze.
- Zazdrościsz im? - zapytał Adam.
- Po części. Wiesz, kiedyś miałem przybraną córkę.
- Córkę?
- Tak, kiedyś. Ale w końcu mnie zostawiła....
- Przykro mi.
- Nie trzeba, w końcu mam takich przyjaciół jak wy.
__________________________________________________________________
Markus, a może juz nie, szedł powoli leśną ścieżką. Rozmyślał nad czymś intensywnie, nie zwracając na nic już uwagi. Wydawało się jakby panikował, był przerażony. Jego oczy były mocno rozszerzone, a źrenice zwęrzone.
Wszystko się sypie....Nie mogę tego widoku dłużej znieść! Muszę jej powiedzieć. Muszę! Ale jak ona na to zareaguje? Fea tyle przeze mnie wycierpiała. Ale jakby usłyszała prawdę możeby się ucieszyła. Sam nie wiem jak jej to powiedzieć.....Kiedy opowiadała mi o tym świecie mówiła prawdę. Tu jest pięknie.....
__________________________________________________________________
- Med! Przestań! Błagam!
- Nie. To jest kara za tamto.
- Ale ja już siły nie mam....- Atis umyślnie padła na trawę.
- Cienka jesteś. - Medivh uśmiechnął się.
- Być może. - Dziewczyna odetchneła głęboko. Mag pogłaskał ją po policzku. Nachylił się nad nią i po chwili pocałował ją w usta.
- Ech....tym to dobrze.... - Nazin nadal przyglądał się przyjaciołom. Zupełnmie jak Adam, tyle że Łowca Smoków patrzał na Atis. - Adam?
- Tak?
- Czy ciebie coś ciągnie do Atis?
- Coś do niej kiedyś czułem. Teraz to tylko przyjaźń.
- Pozatym i tak nie miałbyś szans.
- Dlatego, że jest z Med'em?
- Nie, nie wytrzymałbyś z nią długo.
Obaj zaśmiali się. Finkregh dalej siedział na kamieniu samotnie. Intensywnie przyglądał się fiolce z krwią Łowczyni Demonów. Czy to możliwe?......
Finkregh zamknął oczy. Czy to możliwe... Zadałem sobie to pytanie tyle razy, a nie znam odpowiedzi... W teorii. W praktyce jest inaczej... Zakrywając się tuniką przed pozostałymi odciągnął jej lewy rękaw, i popatrzył na pokrywające ją dziwne znaki i blizny po oparzeniach o interesującym kształcie... Kształcie wielkich łez. Oto moja praktyka. Głupia, młodzieńcza chęć nauki wszystkiego. Tylko czemu moja...? Otrzymałem zakaz. Zakaz mający trwać całą wieczność. Teraz go nie ma. Czemu? CZEMU?
Nie zauważył, że trzyma w ręku małe zawiniątko. Zawiniątko, z którego zwisał sznur z nawleczonymi łuskami.

____________________________________________________________

Marcus doszedł do polany położonej w głebi lasu. Na samym jej środku stał wbity głęboko obelisk, dawniej pokryty jakąś mową, teraz zarośnięty bluszczem i prawie doszczętnie zmruszałym. Demon podszedł do niego, usiadł na tylnych łapach i uważnie wpatrywał się w niego. Po chwili odchylił łeb i zawył, wydobywając z siebie nutę żalu, żałoby i tęsknoty...
.....-Słuchajcie - odezwał sie Nazina do wszystkich - Od poczatku naszej wyprawy dzieją nam się różne rzeczy. Przeważnie złe. Czy nie pomysleliście o tym, żeby zostać gdzieś na stałe?
Po chwili milczenia wszyscy odezwali się jak na komendę:
-Nieee. - Spowodowało to wybuch śmiechu.
Dzień chylił się ku końcowi. Słońce świeciło już słabym blaskiem i chowało się za horyzont.
-Gdzie on się podziewa tyle czasu?! - denerwowała się Aya.
Wszyscy wzruszyli ramionami. I właśnie wtedy na polanie otworzyły się Wymiarowe Drzwi, z których wyszedł Rince.
-Koniec wylegiwania się! Wszystko załatwione. Kiedy nadejdzie czas to przybędzie.
-Kto?
-Dowiecie się we właściwym czasie. A teraz ruszajmy.
Wszyscy ochoczo wstali. Dzień odpoczynku zregenerował siły drużyny.
-W najbliższym mieście trzeba będzie wydać kasę na ciepłe ubrania. Blisko Doliny Lodowego Wichru panują nieprzyjemne warunki - powiedział niespodziewanie Finkregh.
-Najbliższe miasto to Port Llast. A tak wogóle to mamy jakieś pieniądze? - powiedział Rince
-No z tym będzie krucho - powiedział Medivh wyjmując z kieszeni 10 złotych monet.
-U mnie nie lepiej - powiedział Adam.
W końcu jak wszyscy wyciągnęli pieniądze, wyszło, że mają 130 sztuk złota.
-Super. Jak dobrze pójdzie to starczy nam na dwie pary ciepłych butów - zaśmiała się szyderczo Atis.
-Nigdy nie mieliśmy takiego problemu - powiedziała Aya.
-No a teraz mamy.
-Będziemy się tym martwić jak już dojdziemy do miasta - zakończył dyskusję Finkregh - Do Portu Llast mamy conajmniej pięć dni drogi. Może zgarniemy jakieś skarby po drodze.
Nikt się nie odezwał, ale nikt też nie był w ponurym nastroju. Wręcz przeciwnie. Uśmiechy nie znikały z twarzy drużyny. Medivh chwycił rękę Atis i ruszyli wolnym krokiem na zachód. Reszta ruszyła za nimi. Rince rozmawiał z Ayą - prawdopodobnie o dzisiejszym dniu. Wszyscy prawie zapomnieli o niebezpiecznym wrogu. Jedynie Medivh i Atis zastanawiali się co się stało z Markusem dzisiejszego ranka. A tymczasem on, niewidoczny, jak cień podążał za roześmianymi towarzyszami i nieustannie rozmyślał. Z torby Rincewinda rozległo się nagle ciche chrapanie. I wszyscy znowu się zaśmiali.
-Trzeba będzie poszukać jakiegoś schronienia na noc.....
Słońce zaszło za horyzontem, a niebo rozświetlił błysk i po chwili rozległ się grzmot.
-...i przed burzą......


Tonari no Totoro!
Po 10 minutach marszu nasi bohaterowie dostrzegli postać która bez wątpienia zmierzała w ich kierunku. Patrzyła na drużynę jakby chcąc się upewnić czy to o nich mu chodzi. Na niebie pojawiła się jasna błyskawica a grzmot z nieba był mocny.

-Zdaje się że ktoś nas szuka...-powiedział Medivh wpatrując się w nadchodzącą postać.
-I chyba ten ktoś nas znalazł-dodał Nazina
-Może ma coś ważnego dla nas? Spytał zaciekawiony postacą Rince
-Raczej problemy!-dziwnie mocno dodał Finkregt jakby chciał aby postać to usłyszała. Adam, Atis i Aya zachowały o dziwo milczenie i spoglądały w stronę postaci.
Gdy wreszcie postać doszła do bohaterów popatrzyłą każdemu w oczy. Bohaterowie poczuli że coś jakby jest nie tak...Nazina przygotowywał Nienaruszalną Strefę Otiluka na wszeli wypadek. Oczy postaci zdawały się być takie...nieobecne. Jakby były gdzieś daleko.
-Witam-przywitał się osobnik o dosyć bladej cerze. Za mało słońca... pomyślała Atis
-Czego chcesz?-Łowczynni nie spodobał się ten osobnik więc powiedziała to szorsko i szybko.
-Co cię tu spowadza? Sptał, bardziej z przyzwyczajenia niżeli z chęci, uprzejmie Rince.
-I powiedz kim jesteś, nie przepadamy za ludzmi którzy nie ujawniają swojego imienia-Aya zdawała się być najbardziej zainteresowana i najmniej sceptycznie nastawiona do nowego.
-Nazywam się Ramizes i jest wojownikiem. Chcę się do was...dołączyć...
-Nie abolutnie NIE-zaprotestował natychmiast Adam.
-Dlaczego mielibyśmy cię do nas przyjąć, Ramizesie?-spytał Nazina
-Od kiedy zniszczyliście Lisza moja "misja" dobiegła końca-odpowiedział nowy wpatrując się w zadajęgo pytanie Nazinia.
-Misja? Spytał Rince
-Misja zniszczenia Lisza. Pomyślałem że może przyłączę się do tych którzy go zniszczyli...to znaczy do was.
-I to ma być argument?! Zapomnij!-Nadal mocno prostestował Adam.
-Poczekaj...może najpierw dowiemy się coś o nowym i wtedy pomyślimy co z nim zrobić-pohamował go Nazina.
-Powiedź nam coś o sobie-Aya chciała się dowiedzieć czegoś o nowym. Patrzyła na nowego i poczuła jakby małe dreszcze...przytuliła mocniej Rince'a.
-Nie ma co za dużo mówić. Zsotałem złapany przez tego drania i wykorzystany do eksperymentów że to tak ujmę. Jednak udało mi się ucieć no i szukałem zemsty...Gdy odpowiednio się przygotowałem do starcia okazało się, że wy go już z tego padołu usuneliście... Atis w momęcie błysku błyskawicy dostrzegła pewien szczegół który Ramizes jakby starał się ukryć. Dziwnie długie kły...Chyba mi się przewidziało pomyślała i zapytała starając się dojrzeć czy to zwidy czy nie.
-Dobry z ciebie wojownik?
-Najlepszy-odpowiedział przbyszy szybko i zwięźle. Wpatrując się w oczy poczuła że jakby on ją..podlgądał. Patrzył od środka na nią.
-Lepiej będzie jeżeli już sobie pójdziesz!-Atis poczuła negatywny stosunek do nowego.
-Spadaj stąd nim sami cię wyrzucimy!-Dodał Adam.
-Ejj no. Czemu go tak nie chcecie? Jest nowy i musi sie do nas przyzwyczaić tak jak i my do niego...- broniła Aya Ramizesa.
-Jesteś za nim?-Spytał Rince
-Nie z nim, ale dajmy mu szansę-dziwiła się samej sobie Aya Po co to robię? jednak nie mogła na to znaleźć odpowiedzi.
-Właściwie to masz rację...może zbyt szybko cię oceniliśmy Ramizesie-przytaknał Nazin.
-Niech będzie co chce. Zobaczyły co z ciebie z ziółko-dodał swoją ocenę Medivh.
Atis nic nie powiedziała jednak jej twarzy wykrzyiona w grymasie mówiła wszystko.
-Trzymaj się ode mnie zdala albo cię skopię!-Adam przestał patrzeć na postać i poszedł dalej.
-Miło że znacie moje imię ale ja waszego nadal nie znam-uśmiechnał się nie znacznie Ramizes
-Ja jestem Nazina, to Medivh dziewczyna koło Med'a to Atis. Rincewind a dziewczyna którą trzyma to Aya.
-Ja jestem Finkregh a dla przyjaciół Fig-bohater sam się przedstawił-a tamten zły gość to Adam.
Z nieba spadają pierwsze krople wody...
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
- Atis, co cię martwi. - zapytał po cichu Medivh.
- Nie wiem, chyba mi się przewidziało, ale....
- Ale?
- Ten gość miał kły.
- Kły? Uważasz, że to wampir?
- Zwykły człowiek nie potrafi zaglądać chyba tak głęboko w duszę? A to jest bardzo nieprzyjemne.
- A więc, trzeba będzie się temu gościowi nieco bliżej przyjżeć.
Ciut obok...
- Aya, co cię naszło? - Rince był conajmniej zdziwiony. Postępowanie elfki bardzo go zdziwiło, gdyż zawsze była cicha...
- J-ja sama nie wiem. Byłam taka ciekawa kto to. Nigdy nie naszło mnie takie uczucie jak przed chwilą.....
- No dobrze. Ale po prostu trochę mnie zdziwiło twoje zachowanie.
Jeszcze parę centymetrów w bok...
- Adam, co cię napadło?!
- Ten gość mi się bardzo nie podoba.....oj bardzo...Wprasza się do nas jakgdyby nigdy nic!
- Przecież ty sam tak na początku zrobiłeś. - zauważył słusznie Nazin.
- Ale to było dawno. Zmieniłem się przecież.....przez was, tak nawiasem mówiąc.
- Tak, nasza drużyna nie należy do najnormalniejszych.
- To to akurat zauważyłem. - stwierdził poważnie Adam, po czym zaśmiał się razem z Nazinem.
__________________________________________________________________
Coś mi mówi, że ten obcy jest niebezpieczny. Jeśli zrobi krzywdę Feii to nie wiem co z nim zrobię. Muszę mieć go na oku......
__________________________________________________________________
- No to rozpadało się na dobre.... - stwierdził ironicznie Medivh.
- No to po co stoimy na tym deszczu? Musimy znaleźć sobie jakieś schronienie.
- Ta, tylko nie właźcie pod drzewa, bo jeszcze wam piorun przetrzepie skórę... - ostrzegła Atis dość obojętnym głosem, oglądając się na różne strony.
W jednym momentcie przestało padać. Chmury odsłoniły księżyc w pełni.
- I po kłopocie.... - Nazin spojrzał w księżyc....
← Fan Works
Wczytywanie...