Wilkołak [Runda 5]

RUNDA 5

Zasady gry

Główne zasady:

- Istnieje kilka klas, do których możecie zostać podporządkowani - wszystko jest dziełem przypadku, jesteście wybierani losowo do poszczególnych ról.
- Każdego dnia musisz zagłosować w temacie gry, aby zlinczować kogoś publicznie (głosowanie na siebie jest niedozwolone). Głos umieszczajcie pogrubiony i na czerwono, aby nie było wątpliwości na kogo głosujecie. Jeśli głos nie będzie sformatowany odpowiednio, nie będzie liczony.
- Trzy dni niegłosowania równoznaczne są ze śmiercią gracza.
- Pierwszego dnia można zdecydować się na NIE GŁOSOWANIE. Należy w tym celu wpisać w temacie po prostu PAS.
- Masz prawo zmienić swój głos ile tylko razy chcesz, po prostu pamiętaj o utrzymaniu odpowiedniego formatowania tak, aby tylko Twój finalny głos był zaznaczony na czerwono.
- W razie remisu, ofiara zostanie wybrana losowo spomiędzy linczowanych graczy.
- Dzień w grze kończy się o 24.00
- Podsumowanie dnia odbywa się w następującej kolejności: 1. Zabici przez nieaktywność, 2. Zlinczowani + osądzeni przez Sędziego, 3. Uratowani przez doktora, 4. Zabici przez wilkołaka 5. Zabici przez Czuwającego
- Jeśli nie jesteś graczem lub już umarłeś/aś, nie masz prawa pisać w temacie gry.
- Jeśli nie jesteś graczem lub już umarłeś/aś, proszę powstrzymaj się od wygłaszania swoich przemyśleń publicznie. Pozwól graczom na własną rękę dowiedzieć się kto jest kim.
- Nie umieszczaj nigdzie screenshotów z PMek, jakie dostaniesz w czasie gry.
- W podsumowaniach kolejnych dni mogą (lecz nie muszą) znajdować się wskazówki i podpowiedzi dla graczy.


Wilkołaki:

- Wilkołaki muszą zgodzić się co do osoby, którą mają zamiar zabić danej nocy. Śmierć będzie miała miejsce, jeśli cel dostanie przynajmniej (n-1) głosów*. Jeśli w grze zostanie tylko jeden Wilkołak, jego jeden głos wystarczy do zabicia.

*: Jeśli Wilkołaków jest więcej niż 2, to
n = liczba Wilkołaków

lub

jeśli Wilkołaków zostaje 2, to
n = 3

w innym przypadku

n = 2;

Wyrocznia

- Wyrocznia może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, w której poprosi o prawdziwą tożsamość jednego, wybranego gracza.

Doktor

- Doktor może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, w której poda nicka osoby, którą chce dziś uratować. Jeśli dana osoba tej nocy jest celem ataku Wilkołaków, nie zginie.

Czuwający

- Czuwający może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, którym poda nicka osoby, którą chce zabić. Ważne, aby był pewien swego wyboru - lepiej nie zabijać niewinnych ludzi.

Sędzia

- Sędzia może raz dziennie wysłać prowadzącemu PW, w którym poda nicka osoby, na którą oddaje drugi głos (pierwszy w oficjalnym głosowaniu, drugi na PW). Jeśli jego głos przeważy, osoba na którą głosował podwójnie, zostanie zlinczowana.

-----------------------------------------------------

Aktualnie grający:

- Tig
- Krix
- Sazanka
- Obserwator
- Kijuku
- Strateks
- Bielu
- Charon

---------------------------------------------

[font="Comic Sans MS"]G[/font]mach uniwersytetu, umieszczonego z niewiadomych przyczyn w średniowiecznym zamczysku, tonął w srebrnym blasku pełnego księżyca. Noc była zimna, ostra niczym klinga zmrożonego noża, wy jednak nie odczuwaliście chłodu ani innych niewygód. Korzystając z luksusów sali konferencyjnej, nazywanej tak nowocześnie mimo w pełni wiktoriańskiego wystroju całego zamku, staliście lub siedzieliście na krytych perkalem krzesłach, sącząc alkohol z kryształów, ćmiąc fajki lub cygara tudzież po prostu, wpatrzeni w mrok za strzelistym, sięgającym sufitu oknem, kontemplując chwilę wspólnej zadumy.
- Zebrałem was tu, na tej konferencji, szacowni przyjaciele, by rozważyć problem iście akademickiej natury. - przerwał wasze zbiorowe dumanie wasz gospodarz i rektor tej prywatnej uczelni, profesor Vaeriatus. - Wszyscy razem stanowicie elitarne grono ekspertów: antropolodzy, biolodzy, kryptozoolodzy, historycy sztuki, literaturo i kulturoznawcy, filozofowie, kryminalistycy... - wymieniał kolejno, kłaniając się lub przepijając do każdego z was osobno.
- Część z was zna się ze wspólnych badań, uczelni, wspólnych publikacji i korespondencji, część nie miała nawet styczności z profesjami innych zgromadzonych. A jednak wszyscy razem i każdy z osobna musimy odpowiedziec na pozornie śmieszne i niegodne światłych umysłów pytanie... - zrobił efektowną pauzę. - ... a wierzcie mi na słowo, że odpowiedź ta jest sprawą najwyższej wagi... - obszedł szeroki, hebanowy stół, z jedną ręką zgiętą nieruchomo za plecami.
- Gdyby wśród nas, koleżanki i koledzy, kryło się monstrum - urodzony morderca, zabójca zależny od psychologicznych czynników, jak choćby pora dnia czy pełnia Księżyca, jak byście go odkryli? Jakie kryteria musiałby spełniać, zarówno w wyglądzie jak i zachowaniu, by to właśnie jego wyznaczyć jako potencjalne zagrożenie?
Profesor Vaeriatus rozsiadł się w wysokim, gotycko rzeźbionym fotelu i odetchnął głęboko, pośród zupełnej ciszy i dyskretnego światła kilkunastu kandelabrów.
- Czy może wreszcie, drodzy przyjaciele, korzystając z całej dostępnej wam, a tak zróżnicowanej przecież wiedzy, poczekalibyście na pierwsze ofiary takiego potwora, by dopiero na tej podstawie wytropić go i unieszkodliwić?
Za oknem, gdzieś na tle atramentowego nieba, rozbłysła samotna błyskawica, niosąc swój stłumiony, gromowy pomruk, przypominający wam bardziej wilcze warknięcie...

---------------------------------------------

Dzień pierwszy - od godziny 01:01

--------------------
Obserwator
Wykład profesora Vaeriatusa bardzo spodobały się Obiemu ,który siedział wygodnie na krześle i z uwagą słuchał słów rozmówcy. Wilcza natura drugiego człowieka zawsze interesowała Obserwatora ,który swój pseudonim dostał od innych kolegów za bystre spojrzenie na otaczający nas świat. Mężczyzna spojrzał się na jego towarzyszy siedzących tuż obok niego. Przez kilka chwil przeszła myśl czy któreś z nich może być prawdziwym potworem znanych z miejscowych legend i mitów. Obi rozmyślał także sens słów profesora.
"Jakby tu wytropić prawdziwego wilkołaka?" -zastanawiał się - " Poczekałbym na pierwszą ofiarę aby rozpoznać rany i inne ewentualne uszkodzenia ciała zabitego. Jestem biologiem i nie ma żadnych tajemnic dla mnie związanych z tą dziedziną. Na razie postanowił nic nie mówić w sprawie wilkołaka. Poprawił pas i postanowił pójść po kieliszek dobrego wina. Żaden z innych alkoholi nie bardzo mu pasował dlatego też zdecydował się na to wino. Wstając ze swego tymczasowe siedziska uśmiechnął się łagodnie do Sazanki. Zawsze lubił piękne panie a ta koleżanka była jedną z nich.

\"Kroczysz mroczną drogą, ale jest ona najmroczniejsza dopiero wtedy, jeżeli zamkniesz oczy\"


"Czasami mały aniołek musi utrzymywać pozory"
Młody człowiek nazwiskiem Van Krix, ledwie po doktoracie, jeszcze przed skończeniem trzeciej dekady życia, siedział zdenerwowany i niepewny z tyłu sali. Miał wrażenie, że tu nie pasował. Otaczali go wielcy naukowcy których prace miał okazję studiować. Wszyscy w jednym miejscu. Prawda, dwa tytuły magisterskie z kryminalistyki i medycyny sądowej oraz doktorat w tej dziedzinie i ponad dwadzieścia publikacji naukowych pozwalało mu przypuszczać czemu trafił do tej sali. Poprawił swoje okulary na nosie i podniósł rękę jakby był pierwszy raz w szkole.
-Możemy tylko spekulować. Na obecną chwilę posiadamy za mało danych. Nie znamy się. Przynajmniej nie wszyscy, osobiście. Więcej jest o państwa reputacji. Pierwszym racjonalnym krokiem byłoby czekać by zobaczyć mordercę w akcji. Jednak aspekt ludzki powoduje, że nikt nie chciałby być zapewne ofiarą, oraz wielu z nas nie chciałoby widzieć kogoś martwym tylko po to by zaspokoić akademicką ciekawość. Prawda? Na obecną chwile wszelka spekulacja byłaby bezowocna. Każdy wytypowany może być mordercą. Pytanie o cechy takiej osoby może być jednak częściowo rozwikłane. Jeśli to bestia a nie rozumny człowiek to powinien polegać na zwierzęcych odruchach. Mamy tu znakomitego biologa. Profesorze czego boi się bestia, a nad czym człowiek by zapanował rozumem? Ogień może? To by PASowało
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Usłyszawszy wypowiedź profesora Vaeriatusa podniósł brwi, jednak nie oderwał się od rysowania wytworzonego przez wyobraźnię, którą podsycił opis profesora rysunku drapieżnika. Skończywszy, spojrzał na swe dzieło, po czym wyrwał kartkę, rzucił ją na stół i schował notes oraz ołówek do marynarki.
- A więc, drapieżnik zależny od psychologicznych aspektów i próba wytypowania go po omacku? Typowanie bez żadnych wskazówek to typowanie bez sensu. Przyjmując, że taki, przepraszam za wyrażenie, łowca, swoje działania opiera tylko na swojej psychologii, można łatwo wskazać go, badając ciało i znaki, które na nim zostawił. Przyjmując, że jest on rasistą, albo osobnika danej rasy zmasakruje, albo będzie się go tak brzydził, że go nawet nie ruszy. Dalej, zostawi ślady - połamie mu kości, obedrze ze skóry, cokolwiek. Wszystkie działania, które czyni agresor, określają jego osobowość. Wiem to, z wieloletniej współpracy z organami ścigania, gdzie ma praktyka antropologiczna i trafne spostrzeżenia pozwalały mi skutecznie wskazywać napastników. Dlatego, jeśli nie mamy żadnych dowodów, lepiej spasować, niż się ewentualnie pomylić.
Skończył mówić, po czym podrapał się po łysej głowie, wstał, podszedł od ściany, zaczął nucić bliżej nieznaną nikomu symfonię i uwieczniać wszystkich siedzących przy stole.
PAS
- Panowie! Cofnijcie się parę wieków, a odkryjecie całą prawdę!

Wysoki, chudy blondyn o nieco nieobecnym spojrzeniu, podszedł do szafki z alkoholem i pokręcił z niesmakiem głową.

- Alkohol. To świństwo wypacza wam wszystkim umysły. Nie można się skupić, język się plącze... Okropność. Zawsze zastanawiała mnie skomplikowana ludzka natura, mająca skłonność do autodestrukcji. A co do pana, panie profesorze... Stanowczo wzbraniam się przed roztrząsaniem hipotetycznych problemów - nie ma to żadnego sensu, a w dodatku nie niesie ze sobą żadnej radości. Może, miast tego, podyskutujemy o sztuce lub zadeklamujemy ulubione wiersze?

PAS

Zły? Być może
Dobry? A czemu?
Nie tak wiele znów pychy we mnie
Dajcie żyć po swojemu, grzesznemu, a i świętym żyć będzie przyjemniej!


- Przeciwnie, wydaje mi się, że to interesujące - zaoponował Antoni Wieczko, kołysząc przekornie szklanką z niewielką ilością alkoholu, gdy zwracał się do blondyna. Ten mężczyzna o słowiańskich korzeniach ubrany w tweedową marynarkę był znawcą literatury. Zaintrygowany, poprawił okulary na nosie. Poruszona przez profesora Vaeriatusa kwestia ponownie skłoniła go do swobodnego rozważania, ile prawdy jest w mitach i legendach.
- Nie jestem biegły w kryminalistyce, lecz gdybyśmy wiedzieli o owych przyzwyczajeniach naszego mordercy, być może wystarczyłoby trzymać się razem w porach, gdy ma zwyczaj atakować. W opowieściach kryminalnych często sposobem wykrycia przestępcy jest wzbudzenie w nim zdenerwowania, niecierpliwości, podejrzliwości. Niepokój zdradziłby go, gdy mimo upragnionej pory mordu nie byłoby do niego okazji. Czy mógłby pan, profesorze, podać nam dalsze szczegóły dotyczące tego wyobrażonego człowieka, którego chcemy rozszyfrować?

PAS.

„Była to naprawdę całkiem sympatyczna dziewczyna, nawet jeśli jej łono zostało najwyraźniej zaplanowane dla osoby o dwie stopy wyższej. Ale nie była Nią*.

*Profesor nadzwyczajny gramatyki i jej stosowania poprawiłby pewnie to zdanie na «okazało się, że ona to nie ona», na co profesor logiki zakrztusiłby się drinkiem.” - Terry Pratchett, Niewidoczni akademicy

Jeszcze jeden mężczyzna zjawił się tuż pod koniec pierwszego dnia konferencji, kiedy wszycy pragnęli już udać się na odpoczynek. Wielce zasapany, tęgi jegomość – nie stary, choć najlepsze lata dawno mający za sobą – spozierał na świat przez grube, zamglone szkla. Już miał się odezwać, kiedy spotrzegł, że mu przy wejściu do sali wypadła była papierośnica; cofnął się tedy powoli, lecz nieubłaganie jak stara lokomotywa, podniósł swoją własność. Wrócił. Usiadł. Dopiero wtedy poprosił o głos:
Wybaczcie, wybaczcie... Nie słyszałem, o czym tu sobie państwo dyskutują, co już w tej sprawie ustalono, czego niezmiernie żaluję, za co jeszcze raz uniżnie bardzo przepraszam (doczytam, już żeby nie przeszkadzać, w materiałach pokonferencyjnych), tyle spraw, tyle na głowie, na śmierć bym zapomniał... Ale ad rem – drogi panie profesorze Vaeriatus (i szanowni koledzy!). Tak, tak, dobrze się było powołać dziś na mój autorytet, dość szeroką i – nie chwaląc się i nie bojąc się używać słów właściwych – unikalną wiedzę z zakresu stworzeń uznawanych powszechnie za mityczne (błąd!).
Monstrum. Przysłowiowa owca w wilczej skórze. Człowiek taki (ale czy zasługuje jeszcze na to miano?) jest groźnym, póki skrywa swoje wstrętne oblicze, lecz przy odpowiedniej wiedzy rozpoznać je łacno. Tak samo za pomocą prostej sztuczki można z dużym powodzeniem udowodnić, że ktoś łakiem nie jest. Co prawda, nigdy jeszcze mi się nie zdażyło, żeby... Ale to może zademonstruję, jeśli państwo pozwolą. O, na przykład pan, profesorze Bielu... Moógłby pan? Nie, nie, proszę się nie wstydzić, to zajmie chwileczkę. Obiecuję! O, proszę zobaczyć, w tym właśnie miejscu powinien... Co? Ale czemu pan nie... Ratunku!
Koniec dnia pierwszego.

[Dodano po 2 godzinach]

Podsumowanie

Dzień 1:

Zlinczowani: Bielu

Osądzeni przez Sędziego: brak

Zabici przez Wilkołaki: Strateks

Zabici przez Czuwającego: brak

Nie głosowali i nie pasowali: Bielu, Sazanka (1)

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Od dziś nie można już pasować.
Przypominam też tym, którym policzono jedno niegłosowanie, żeby swe kolejne głosy zawsze pamiętali zaznaczać na czerwono

------------------------------------------------------------------------------------------

Aktualnie grający:

- Tig
- Krix
- Sazanka
- Obserwator
- Kijuku
- Charon

--------------------------

[font="Comic Sans MS"]W[/font]szyscy patrzeliście w osłupieniu, jak wywołany przez kryptozoologa "do tablicy" Bielu począkowo wzdryga się i odmawia, by nagle, na widok skierowanego w jego stronę srebrnego widelca z grawerowanym herbem uniwersystetu uciec w stronę wysokiego okna i - pośród warknięć, infernalnych wrzasków i waszej ogólnej konsternacji - urosnąć półtora metra w górę, obrosnąć futrem i z głośnym wyciem wyskoczyć przez okno, rozbiwszy uprzednio szybę wielkimi jak łopaty łapskami.
Trwaliście tak w osłupieniu jeszcze długo po tym, jak echo jego wycia zamilkło, ustępując miejsca paskudnemu odgłosowi ciała rozbijającego się o ziemię po upadku z wysokości siódmego lub ósmego piętra. Wszyscy, nie wyłączając samego doktora Strateksa, spojrzeliście z przerażeniem w dół, by ujrzeć krwawą miazgę tkanek, kości i futra leżącą na dziedzińcu.
- Ekhm... cóż... - zaczął profesor Vaerietus, poprawiając okulary. - Myślę, że na dziś to wszystko... Z rana poproszę o wstawienie okna. Dobrze, że jest pan z nami, monsieur Strateks. Liczę, że jutro powie nam pan więcej o tym... fenomenie.
Niestety, nie mógł. Ku jeszcze większej konsternacji naukowej braci, doktor Strateks nie stawił się na wieczorną rozmowę w gabinecie rektora. Po godzinie nerwowego oczekiwania znaleźliście go w jego pokoju, wciąż z ulubionym cygarem w ręku, lecz bez głowy mogącej zrobić z niego użytek. Pokój zawierał też masę innych okropności, jak słoje z wypreparowanymi zwierzętami różnych gatunków, akwaria i wiwaria z wciąż żywymi gadami i płazami odrażającej powierzchowności. Były tam też dziwne karty i symbole ułożone w krąg, w środku którego leżała fajka - ta sama, którą zwykł pykać dla przyjemności filozof Bielu. Wszystko jednak znajdowało się w nieładzie, znacząć ślady walki lub ucieczki - porozrzucane książki, powywracane sprzęty, porozbijane słoje i akwaria. Jedynie kilka pojemników z różnymi pająkami pozostało całkowicie nietknięte, choć znajdowały się pośród innych zdemolowanych przedmiotów.
- Ciekawy zbieg okoliczności, czy doktor Strateks w jakiś sposób dowiedział się, kim jest bestia...? - dłoń w rękawiczce podniosła do ust szklankę whisky, z której kobieta upiła oszczędnie. Odrobina alkoholu dodała otuchy drobnej pani doktor, kobiecie o długich, siwych włosach (mimo jeszcze dość młodego wieku, jak na tak doświadczonego naukowca) i w ogromnych okularach, ubranej zawsze w elegancką, czarną garsonkę. Spoglądała na miejsce zbrodni z dość nieodgadnioną miną.
- Cóż za strata, dla świata nauki... - szepnęła jeszcze i rozejrzała się po pozostałych. - W istocie, powinniśmy trzymać się w grupie, tak będzie bezpieczniej.
Otóż to - powiedział profesor Obserwator - W grupie będzie bezpiecznie ,ależ uważam że komuś musiał narazić się Strateks. Być może towarzysz bądź towarzyszka drogiego Biela postanowił się zemścić na tym owym biednym człowieku za śmierć przyjaciela - po tych słowach Obi przechadza po pokoju i z wielką ciekawością ogląda wystrój pokoju Strateksa.
Na razie profesor O. nie zamierzał oskarżać kogoś z grupy swoich kolegów. Poczeka aż wypowiedzą się na ten temat.

\"Kroczysz mroczną drogą, ale jest ona najmroczniejsza dopiero wtedy, jeżeli zamkniesz oczy\"


"Czasami mały aniołek musi utrzymywać pozory"
Przyjrzał się bliżej ciału Strateksa. Szarpany kikut zamiast głowy sugerował jedno - najprawdopodobniej, zabiło go coś pokroju Biela.
- Otóż to, profesorze O. Bardzo mnie zainteresowało to, co wczoraj mówił monsieur Charon. Ta wypowiedź, o skłonności do autodestrukcji człowieka... w moich, zaś nie wiem, jak w szanownego gremium uszach, zabrzmiało to jak zaprzeczenie jego człowieczeństwa. Może bał się wiedzy doktora Strateksa, który chyba interesował się takimi jak on fenomenami. Później, Charon wspomniał o deklamowaniu wierszy, lub czymś takim, wybaczą państwo, ale w moim wieku pamięć już zawodzi. Czyżby chciał odciągnąć naszą uwagę od tego problemu?
Obserwator wysłuchał uważnie słów Kiyuka i postanowił w końcu podjąć właściwą decyzję
-Mądrze prawisz doktorze Kiyuku i zaufam twemu przeczuciu - mówiąc to profesor O> podszedł bliżej do ciała Strateksa i obejrzał ten kikut zamiast głowy - Najprawdopodobniej jak wszyscy wiemy tego nieszczęśnika zabiła bestia ,która nawet się nie zawahała. Charon próbuje odwrócić naszą uwagę od swoich niecnych zamiarów wobec nas lub kogoś innego np. Profesora Vaeriatusa. Nie mam tu do niego żadnych wątpliwości. Charonie oddaj się w ręce naszej sprawiedliwości! - rzekł te słowa na zakończenie swojej wypowiedzi.

\"Kroczysz mroczną drogą, ale jest ona najmroczniejsza dopiero wtedy, jeżeli zamkniesz oczy\"


"Czasami mały aniołek musi utrzymywać pozory"
-Wasze podejrzenia, zacni panowie, to absolutna nieprawda.

Charon popatrzył z rozbawieniem na oskarżających go mężczyzn i teatralnie wzniósł ręce w geście poddania się.


- Jak jednak mam przekonać was, że nie macie racji, skoro wyciągacie swe wnioski na podstawie miernych informacji, właściwie można rzec, iż bezdowodowo? Czy raczej opierając się na chęci deklamowania poezji oraz o mówieniu o tak oczywistych rzeczach, jak autodestrukcja? Zakrawa mi to bardziej na kpinę, ale cóż... Mądrzy ludzie dobrze prawią: "Nie kłóć się z głupcem, bo najpierw sprowadzi cię na swój poziom, a później pobije doświadczeniem".

Aha, jeszcze jedno... O ile słowa pana Kiyuku mogą wynikać po prostu z błędnego myślenia, głupoty lub niedoświadczenia, o tyle Obserwator wydaje mi się mocno podejrzany. Czyż nie sądzicie, że tak właśnie zachowałby się zbrodniarz? Najpierw mówiąc, że nie chce na nikogo wskazywać, a gdy błędny trop pada na niewinnego człowieka, natychmiast go podchwytuje z iście inkwizytorskim zapałem?

Na dowód mej niewinności, chętnie przystanę na propozycję Sazanki o trzymaniu się razem.

Zły? Być może
Dobry? A czemu?
Nie tak wiele znów pychy we mnie
Dajcie żyć po swojemu, grzesznemu, a i świętym żyć będzie przyjemniej!


- Profesorze, nie posuwajmy się do takich argumentum ad personam, przedstawiłem swoje przypuszczenia, i wydaje mi się, że uargumentowałem je właściwie. Posądzanie kogoś o głupotę, nie mając żadnych solidnych dowodów, to zachowanie godne uczniów podstawówki. Jednak, słowa twe monsieur, wzbudziły we mnie ziarno niepokoju, i zaiste ciekawi mnie zachowanie Obserwatora. Jednak, zapamiętaj me słowa, Charonie, jeśli okaże się on niewinny, będę pamiętał, komu to wytknąć.
Jeszcze przez chwilę dokonywała oględzin, pochylając się nad ciałem, rozglądając po pokoju. Jak wszyscy zresztą.
- Bez dowodów nic tu nie zdziałamy, choć i ja mam wrażenie, że Obserwator próbuje nami manipulować. Wróćmy do salonu. Tej zbrodni niewątpliwie dokonał Bloin, nikt inny. Jeśli jest pośród nas jeszcze więcej podobnych mu bestii, w żaden sposób nie wydedukujemy, kim one są.

// Kiyuku, zmień jeden z głosów na nie-czerwony ; p
-Martwią mnie wasze słowa moi szanowni państwo, lecz wątpię czy przemówię wam do rozsądku. Może faktycznie zachowałem się zbyt zapalczywie i spowodowałem u was podejrzenia. Zależy mi tylko na powstrzymaniu wilkołaka a bez wątpienia jest nim Charon - powiedział profesor O. po czym wrócił do salonu. Wiedział, że wyrok został już zapadnięty. Wiedząc to Obi nie ma szans na wybronienie się. Jego słowa tu już nic nie zmienią.

\"Kroczysz mroczną drogą, ale jest ona najmroczniejsza dopiero wtedy, jeżeli zamkniesz oczy\"


"Czasami mały aniołek musi utrzymywać pozory"
-Drodzy państwo nie zachowujemy się racjonalnie. Jesteśmy w zamknięciu z bestią lub bestiami i zaczynamy się oskarżać. Na zwykłej dedukcji wyznaczyłbym Sazankę na podejrzaną. Nie brała udziału w wczorajszej dyspucie. Czyhała jak predator. Ale nie zmienia to faktu, że winniśmy się zastanowić czy ucieczka albo kontakt z władzą nie są lepsze. Chciałbym też z naszym drogim rektorem porozmawiać. Wszak on wspomniał o obecności bestii wśród nas. Czy jesteśmy tylko jego królikami w chorym eksperymencie? Nie ważne to. Jak przyjdzie mi zginąć. Może być to dowód iż właściwie wytypowałem. Inni podejrzani to ludzie chętni na zlinczowanie jednego. Jest nas mało, każdy jest podejrzany i żadne z nas się nie wyróżnia. Ktoś może się poddać presji i oddać głos jak inni, ale jeśli tych bestii jest więcej i są sprytne to ukryją się w tłumie. Jeśli profesor Obi nie okaże się sprawdzą tej śmierci jego wytypowany może nim być. A by zbić to podejrzenie bestie na niego winę zwalają.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
-Mądrze mówisz Krix - powiedział Obserwator - Zmieniam swój głos na Sazankę ,Wasze słowa dały mi do myślenia. Pan Krix ma racje i tu go w 100 % popieram - te słowa rzekł krótko i na temat.

\"Kroczysz mroczną drogą, ale jest ona najmroczniejsza dopiero wtedy, jeżeli zamkniesz oczy\"


"Czasami mały aniołek musi utrzymywać pozory"
Doktor Wieczko wstydził się tego, że śmierć Strateksa nie wstrząsnęła nim tak bardzo, jak ujawnienie natury Biela. Okazało się bowiem, że mowa była nie tylko o prawdziwym, a nie hipotetycznym mordercy, ale o najprawdziwszym wilkołaku. On także nabrał podejrzenia, że profesor Vaerietus prowadzi jakąś niezdrową grę, by użyć delikatnych słów.
- To oskarżenia wobec Sazanki wydają mi się bezpodstawne. Sądzę, że powinna była znaleźć się wśród nas, gdyby była.. wilkołakiem. - Po raz pierwszy wymówił to słowo od chwili, gdy doszło do śmierci Biela. Czuł, że już nigdy nie będzie brzmiało ono tak, jak kiedyś, jako określenie czegoś mitycznego.. nieistniejącego.
- Pan Charon za to w istocie już na początku zwrócił moją uwagę. Porozmawiać o sztuce, odwrócić nasze spojrzenie od ważkiego, jak się okazało, tematu. Zachowanie Obserwatora wydaje mi się z kolei niepokojące, ale.. nie wskazuje, jak mi się zdaje, na to, by był wilkołakiem. Mimo to wskazuję go, podążając za waszym rozsądkiem, panowie. Obyście mieli rację. Nie chcę się jednak przyłączyć do linczu.

„Była to naprawdę całkiem sympatyczna dziewczyna, nawet jeśli jej łono zostało najwyraźniej zaplanowane dla osoby o dwie stopy wyższej. Ale nie była Nią*.

*Profesor nadzwyczajny gramatyki i jej stosowania poprawiłby pewnie to zdanie na «okazało się, że ona to nie ona», na co profesor logiki zakrztusiłby się drinkiem.” - Terry Pratchett, Niewidoczni akademicy

← Wilkołak
Wczytywanie...