Lord Tarias

Od czasu napisania Czempiona Nordwarn (który teraz z perspektywy czasu wydaje mi się... kiepski), podtrenowałem znacząco moje umiejętności pisarskie.
Jeśli więc nie macie nic przeciwko, to pochwalę się moim najnowszym opowiadaniem, które napisałem ostatnio w przypływie weny.





[indent] Miłość niespełniona to specyficzny rodzaj nienawiści. Miejmy się na baczności przed jej ofiarą - myślącym samotnikiem.
Hagiwara Sakutaro



Lord Tarias spojrzał znad kielicha na siedzącą na prawo od niego, po przeciwnej stronie długiego stołu Miriandę.

Poczuł jak jego serce przyspiesza. Była tak piękna. Jej kasztanowe, kręcone włosy lśniły w świetle świec. Jej błyszczące inteligencją piękne ciemne oczy spoglądały wesoło na siedzącego obok niej barona Artana z którym prowadziła ożywioną dyskusję.

Kiedy się uśmiechała wyglądała jak piękne jasne światło rozświetlające ciemności i dodające otuchy. Jak oaza na pustyni widziana oczyma spragnionego i wyczerpanego wędrowca.

I choć Tarias wiedział, że ten uśmiech nie jest przeznaczony dla niego, to jednak poczuł jak kręci mu się w głowie, a jego serce bije jeszcze szybciej kiedy na nią patrzył.

- Ten jeleni udziec, to prawdziwa uczta dla podniebienia! – wybełkotał z pełnymi ustami siedzący dwa miejsca dalej lord Kalir, po czym szybko nałożył sobie kolejną porcję.

- Taak… Hrabia Haldor wie jak rozpieścić gości – roześmiał się siedzący obok Tariasa książę Darven.

- Ale to wino… nie jest zbyt wyszukane – Lady Bardena spojrzała krytycznie na trzymany w pulchnych palcach kieliszek ciemnoczerwonego płynu.

- Ależ jest – odparła Mirianda – Po prostu masz zbyt wygórowane wymagania. Gdyby Hrabia Haldor miał częstować tylu gości Chateau Bordin albo białym winem z Mediciont to zbankrutowałby w połowie przyjęcia.

- To jedno z najlepszych tanich win jakie… - zaczął lord Ronx, ale natychmiast się zamknął kiedy zorientował się, że nazwał trunek którym Hrabia Haldor częstuje gości na przyjęciach tanim winem. Wlepił oczy w stojącą na stolę tacę z homarami i zaczął nerwowo pocierać palcem swój kieliszek z winem jakby to była lampa jakiegoś dżina.

- Co słychać na froncie? – Lord Kalir pospiesznie zmienił temat.

- Nic nowego – odparł Tarias, który wreszcie zdecydował się przełamać nieśmiałość i odezwać się. – Buntownicy wciąż atakują nasze forty. Na razie dajemy radę je utrzymać, ale pojawiły się problemy z zaopatrzeniem. Wystosowaliśmy już odpowiedni list do króla Mirdora. Mamy nadzieję, że w końcu nas wspomoże bo inaczej będzie krucho…

Nagle rozbrzmiała muzyka. Na sali pojawili się muzycy, którzy przygrywając radosne i skoczne melodie zapraszali gości do tańca.

Lord Kalir wstał.

- Varinno, mogę prosić cię do tańca? – zwrócił się do siedzącej obok, pięknej czarnowłosej dziewczyny. Ta wstała i z uśmiechem podała mu rękę.

Lady Bardena szturchnęła siedzącego obok niej lorda Cardiana. Mężczyzna spojrzał na nią z miną pytającą ,,Co znowu?’’. Skinęła lekko głową w kierunku parkietu na którym tańczyło już coraz więcej par.

W oczach Cardiana pojawił się błysk zrozumienia. Na jego twarzy przez krótką chwilę malowała się niechęć. Potem jednak przybrał maskę dostojnej uprzejmości i zabrał Lady Bardenę na parkiet.

Kiedy Tarias osuszał kolejny kieliszek wina wpadła mu do głowy myśl, że przecież może poprosić Miriandę do tańca.

Ale czy ona się zgodzi? Myślał. Równie dobrze może odmówić. Dama ma do tego prawo. Przecież wokoło siedzi kilku mężczyzn znacznie przystojniejszych i bardziej towarzyskich ode mnie.

Choćby przystojny blond włosy lord Bagdoss, na którego patrzyła zalotnie. Jego uwadze nie umknęły też długie, przeciągłe spojrzenia jakie rzucała baronowi Nardissowi, w których kryło się chyba coś więcej… fascynacja? sympatia? A może nawet… miłość?

Baron jednak nie wydawał się być nią zainteresowany. A może to tylko pozory?

Tarias już chciał wstać, aby poprosić ją do tańca, kiedy nagle zawahał się. Przecież ja nawet nie umiem tańczyć, pomyślał. Hmm… a może to jednak nie jest wcale takie trudne?

Przez długą chwilę bił się z myślami, walcząc z nieśmiałością. W końcu jednak zdecydował się. Wstał, patrząc na Miriandę.

- Miriando… - powiedział, spojrzała na niego, a on poczuł, że nogi się pod nim uginają. Serce biło mu jak oszalałe - …twoje zdrowie.

Niezręcznie uniósł swój kielich, po czy wychylił go do dna.

- I twoje również lordzie Tarias – odpowiedziała z uśmiechem, wznosząc toast.

Lord Tarias usiadł szybko z kamienną twarzą. A jednak się nie odważył. Podszedł do niego służący z butelką wina i napełnił po raz kolejny jego kielich, po czym oddalił się dyskretnie.

Tarias osuszył go, jeszcze zanim lokaj odszedł choćby na dwa metry.

Kiedy ze swojego miejsca ponownie spojrzał na Miriandę, zobaczył jak lord Bagdoss zaprasza ją do tańca. Zgodziła się i już po chwili znikli w tłumie na parkiecie.

Muzyka rozbrzmiała teraz na całego. Grajkowie wyciskali siódme poty ze swych instrumentów grając szybką, idealną do tańca melodię.

- Co słychać w Radgromdzie? – zagadnął go książę Darven.

- Nic ciekawego – odparł, próbując znaleźć wzrokiem Miriandę, w tańczącym tłumie. Prawie wszyscy goście odeszli już od stołu – Gildia kupców dalej sprzecza się z burmistrzem o wysokość cła. Żołnierze szykują się do walki z buntownikami… w sumie to samo co zawsze.

- Zatem twoje zdrowie przyjacielu – Darven wzniósł toast – A tak w ogóle to co tam u ciebie?

- Nic specjalnego – odparł – A u ciebie?

- Rozwiodłem się ostatnio z Reksandą. Niech ta durna szlachcianka znajdzie sobie innego naiwniaka, którym będzie mogła dyrygować. A po za tym… słyszałeś najnowsze plotki o mnie prawda?

- Owszem – odpowiedział, choć myślami był gdzie indziej – Coś tam obiło mi się o uszy.

- Mam nadzieję, iż nie masz wątpliwości co do tego, że są nieprawdziwe? – Darven przyjrzał mu się uważnie.

- Oczywiście, że nie. Za dobrze cię znam – Tarias uśmiechnął się lekko – Po za tym sam dobrze wiem, ile prawdy jest w plotkach. O mnie też wiele ich krąży.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Tariasowi kręciło się już mocno w głowie, od nadmiaru wina.

- Tylko odpowiadasz na pytania, a sam nic nie mówisz… - powiedział cicho Darven.

- Wybacz – Tarias zasępił się – Po prostu nie umiem i nie lubię mówić o sobie.

- Nie umiesz, a może nie chcesz…

Drzwi uchyliły się i do małej komnaty wszedł służący, niosąc tacę z jedzeniem. Zastał lorda Tariasa siedzącego nieruchomo i patrzącego w ogień, palący się w kominku.

- Kolacja gotowa panie – powiedział kładąc tacę na stole. Zerknął na Tariasa. Dostrzegł, że jego spojrzenie było nieco zamglone i zarazem pełne dziwnego blasku.

Po chwili Tarias spojrzał na służącego i otrząsnął się. Wyglądał jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z jego obecności.

- Dziękuje, możesz odejść – powiedział szybko.

Sługa ruszył w kierunku drzwi. Kiedy przechodził już przez próg, rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie na lorda Tariasa. Zobaczył go siedzącego i mechanicznie obracającego w ręce kielich z winem, które dostał do kolacji. W jego oczach znowu był ten dziwny przymglony blask.

- Może i nie jest rasowy, ale za to szybki jak mało który. I bardzo wytrzymały – powiedziała Mirianda delikatnie klepiąc swojego konia po szyi.

Znajdowali się na wyścigu konnym w Tordenss, w którym oboje brali udział.

- Jak myślisz baron Artan znowu odpadnie po pierwszym okrążeniu? – zapytał Tarias, szczerząc się.

- Bardzo możliwe – roześmiała się – Przynajmniej nie spadł z konia podczas startu jak stary baron Rohdes.

Oboje roześmiali się na wspomnienie starego barona, który był tak gruby, że ledwo wsiadł na konia i niestety zleciał z niego jeszcze podczas startu.

Nagle podjechał do nich lord Garsan.

- Jak tam przyjaciele? – spytał – Gotowa do wyścigu? – zwrócił się do Miriandy.

- Jak najbardziej – odparła z uśmiechem – Chętnie sprawdzę osobiście czy twoje umiejętności jeździeckie rzeczywiście są tak dobre jak mówią.

- Razem z Miriandą startujemy w pierwszej rundzie – powiedział do Tariasa.

Tak, wiem. Zapewne chciałeś jeszcze dodać, że to daje ci kolejną świetną okazję aby znowu sprzątnąć mi ją sprzed nosa, pomyślał Tarias.

- A ty w której rundzie startujesz? – spytał Garsan – Gdzie cię przydzielili?

- Dopiero w trzeciej.

- Uch… jaka szkoda – rzekł Garsan, choć wcale nie wyglądał jakby mu było szkoda.

- W takim razie do zobaczenia Tariasie – powiedziała Mirianda – Garsanie na który tor mieliśmy się udać?

- Na czwarty od zachodniej strony.

Po chwili jazdy rozdzielili się. Mirianda z Garsanem skręcili na zachód zmierzając w kierunku swojego toru, a Tarias ruszył aby spotkać się jeszcze przed zawodami ze swym starym przyjacielem i zarazem głównym rywalem z którym będzie dziś współzawodniczył – szlachcicem Ultrisem.

Tarias dopił wino i nieobecnym wzrokiem spojrzał na pusty talerz. Uświadomił sobie, że nie wie co właściwie było na kolacje. Nie pamiętał co zjadł, ani jak smakowało.

Jak to możliwe, że żyję już dwadzieścia pięć lat i wciąż jeszcze nigdy nie miałem kobiety? Myślał. Ale w sumie jak się tak zastanowić to i tak nie chciałbym związać się z jakąś pierwszą lepsza, byle jaką. Tak jak choćby książę Darven, który miał już więcej kobiet niż żył lat.

A jak duże szanse mam u jakiejś naprawdę ładnej i dobrze ułożonej? Chociaż… jaki jest sens być z kobietą której się nie kocha?

Zwłaszcza jeśli jest się zakochanym w kimś innym? Ale co jeśli nie można być z tym kimś?

Wspomnienie Miriandy nie dawało mu spokoju. Nie chciał o niej zapomnieć, ale chciał po prostu… nie myśleć o niej ciągle. Skupić się na czymś lub kimś innym, a z nią… dać sobie spokój?

Może gdyby rozegrał to wszystko jakoś inaczej, postawił się w lepszym świetle i zwalczył nieśmiałość to miałby u niej szansę. Uświadomił sobie, że wyszło mu znacznie gorzej niż chciał.

Ale nawet wtedy czy nie zakochała by się w lordzie Bagdossie? Wrócił myślami do tej chwili, ledwie sprzed dwóch miesięcy, kiedy to dowiedział się, że Mirianda zakochała się w lordzie Badgossie. A że on od dawna miał ją na oku więc nic nie stało na przeszkodzie, aby byli razem. Ledwie kilka dni później Tarias dowiedział się, że Mirianda i Badgoss są już parą.

A teraz? Być może nawet planowali już zaręczyny…

Tarias wstał i szybkim krokiem wyszedł z komnaty, wkraczając do cichego zamkowego korytarza. Jego kroki rozbrzmiewały w ciszy jak walnie młota kowalskiego.

Dość tych wspominek, pomyślał. Muszę się przejść. Świeże, nocne powietrze dobrze mi zrobi.

Przemaszerował przez długi korytarz, wszedł po schodach i przez klapę na górze dostał się na szczyt jednej z zamkowych wież.

Od razu uderzyło go zimne, nocne powietrze. Tarias rozejrzał się. Ze szczytu wieży rozciągał się wspaniały widok na okolicę. Księżyc oświetlał korony drzew i niewielką rzeczkę płynącą nieopodal, która w jego świetle wyglądała jakby była z czystego, płynnego srebra.

Na niebie świeciło mnóstwo gwiazd. Zapatrzył się na nie przez długą chwilę, usiłując odszukać znane mu konstelacje i rozpoznać poszczególne gwiazdy.

Daleko na horyzoncie dostrzegł łunę świateł z pobliskiego miasta. To był Kardor – duże, dobrze prosperujące miasto, zbijające wielką fortunę na handlu tkaninami i ozdobami, z których słynęło w całym kraju, a nawet i za granicą.

To tu Tarias się wychował. Był synem jednego z wysoko postawionych szlachciców, będącym zaufanym doradcą Hrabiego Haldora – możnego władającą całą doliną i kilkoma dużymi miastami.

Kilka lat temu hrabia podarował Tariasowi własny zamek w uznaniu jego zasług, zwłaszcza tych w walce z buntownikami. Nie była to może duża i bogata twierdza, ale za to zbudowana w starym dobrym stylu, który bardzo się Tariasowi podobał. A co najważniej zamek był bardzo dobrze ufortyfikowany co stanowiło ogromną zaletę w przypadku jakiegoś oblężenia. Choć wiedział, że w tych rejonach jakikolwiek atak graniczyłby z cudem.

Twierdza znajdowała się daleko od granic, nie było tu więc zagrożenia wojną, zaś buntownicy prowadzili swoje rozboje na południu.

Tu na dalekiej północy było bezpiecznie, mimo to jednak Tarias cieszył się, że Carth-Ur – jego własny, prywatny zamek z którego był bardzo dumny, jest jedną z najtrudniejszych do zdobycia warowni w całym kraju.

Podszedł do blank wieży i spojrzał w kierunku łuny miasta. To właśnie w Kardorze poznał Miriandę – córkę zubożałego szlachcica, która szybko zrobiła oszałamiającą karierę – zwłaszcza towarzyską, w związku z czym na niedostatek nie mogła narzekać.

Znowu wspomnienia zwaliły się na niego niczym lawina. Nie mógł przestać o niej myśleć. Zastanawiał się gdzie ona teraz jest i co robi. I czy jest szczęśliwa…

Rozejrzał się po oświetlonej blaskiem księżyca okolicy. Poczuł się strasznie samotny i opuszczony. Po za garstką wiernych mu ludzi, których miał pod swoją komendą w zamku, nie miał w zasadzie nikogo…

Nie brakowało mu znajomych, sojuszników ale… nie miał żadnych prawdziwych przyjaciół. Bliskich ludzi którym naprawdę mógłby zaufać. A takich bardzo ciężko było znaleźć na pełnym intryg i spisków dworze, wśród szlachty czy innych lordów.

Nagle jedna z cegieł pod jego stopami, osunęła się i runęła w dół. Tarias o mało nie stracił równowagi. Aż sapnął kiedy uświadomił sobie jak niewiele brakowało aby spadł.

Stanął nad krawędzią i spojrzał w dół. Było tu naprawdę bardzo wysoko. Przez chwilę zastanawiał się jak długo jego ciało spadałoby w dół. I czy upadek byłby bardzo bolesny.

Gdyby tak skoczył…

- Panie melduje, że kwatermistrz spóźni się kilka dni – usłyszał czyjś głos. Po chwili z klapy na dole wyłonił się jeden z jego służących i wszedł na górę – Będzie najpóźniej za… - mężczyzna zamarł kiedy go zobaczył – Panie chyba nie zamierzasz…

Podbiegł szybko do Tariasa i złapał go za ramię.

- Panie nie możesz…

Tarias odwrócił się gwałtownie i chwycił mężczyznę za poły szaty.

- Nie ty będziesz mi mówić co mogę, a czego nie! – warknął, po czym gwałtownie odepchnął go od siebie.

Mężczyzna zatoczył się w tył, potknął o jedną z leżących luzem cegieł i z krzykiem wyleciał za blanki, spadając z wieży.

Na szczęście w ostatniej chwili jedną ręką zdołał chwycić się muru. Jednak jego palce ześlizgiwały się po gładkiej powierzchni kamienia i nie było wątpliwości, że nie utrzyma się i za chwilę spadnie.

Zszokowany Tarias natychmiast złapał go za rękę i wciągnął na górę. Służący dyszał ciężko, nie mogąc wykrztusić ani słowa…

- Przepraszam, nie chciałem cię zepchnąć na dół – powiedział niezręcznie – Dzięki Bogu, że zdążyłeś złapać się muru…

Ich oczy spotkały się na chwilę. Tarias zobaczył, że spojrzenie mężczyzny było pełne wyrzutu, zdumienia i… strachu…

Sługa spuścił wzrok.

- Pójdę już… - wydukał.

Tarias nie zatrzymywał go. Mężczyzna oddalił się pośpiesznie i już po chwili zniknął w klapie w podłodze, schodząc na dół.

Tarias usiadł, opierając się o mur i chowając twarz w dłoniach. Miał ochotę pozbyć się całkowicie wszelkich dręczących go uczuć. Nie czuć już więcej samotności, tęsknoty, smutku i innych nie dających mu spokoju emocji.

Nagle coś sobie przypomniał. Wstał i szybko ruszył na dół. Przeszedł rozgorączkowany przez kilka zamkowych korytarzy, wchodzą do komnaty w której miał niewielką – liczącą ledwie kilkadziesiąt pozycji biblioteczkę.

Tak, pomyślał, że też wcześniej na to nie wpadłem. Po krótkich poszukiwaniach znalazł to czego szukał; ,,Zioła wszelakie i ich właściwości’’- księgę traktująca o ziołach i roślinach.

Przewertował książkę. Po kilku minutach przedzierania się przez setki stron grubego tomiszcza znalazł ziele którego szukał.

- Vaerbena Tarrista – przeczytał na głos – występujące dość powszechnie ziele które bez trudu można nabyć u większości zielarzy (…) Po zmieszaniu z rumiankiem i górskim zielem według przepisu poniżej, daje miksturę tłumiącą emocje… (…) Przy odpowiednio dużej dawce pozwala niemal całkowicie pozbyć się wszelkich uczuć, emocji… (…) może to być dość niebezpieczne. Mikstura jest najczęściej używana przez medyków jako najsilniejszy z leków na uspokojenie. W dawnych czasach Nogdyrscy barbarzyńcy pili ją przed walką, aby nie czuć strachu czy litości dla wroga i na czas walki wyzbyć się wszelkich odczuć… (…) najsilniejsza dawka działa przez kilka godzin…

Tak, to jest właśnie to czego szukam. Pomyślał. To ziele pozwoli mi zapomnieć. Uwolnić się od tych natrętnych i coraz bardziej bolesnych myśli.





- Przywieźcie też cały wóz wypełniony Vaerbena Tarrista – powiedział kilka dni później Tarias kwatermistrzowi, który wybierał się do miasta w celu uzupełnienia zaopatrzenia.

- Cały wóz!? – zdumiał się mężczyzna – Ale… panie po co ci aż cały wóz tego zielska?

- Cóż… to już nie twój interes – odparł Tarias – Twoim jest dbanie o zaopatrzenie zamku, a od dzisiaj jednym z głównych jego elementów ma być Vaerbena Tarrista.

- Tak jest panie.

Kwatermistrz dopisał ziele do długiej listy zaopatrzenia dla zamku, zaznaczając w rubryce ilości ,,cały wóz’’, po czym ukłonił się lekko i wyszedł z komnaty.

Tarias odetchnął głęboko i zapatrzył się w ogień. Wspomnienia znów zaczęły wracać… Otrząsnął się w ostatniej chwili, starając się myśleć o czymś innym.





Kilka godzin później Tarias siedział w swej komnacie, trzymając w ręku kielich z pierwszą porcją świeżo uważonej mikstury z ziela Vaerbena Tarrista. Zrobił ją starannie według zamieszczonego w księdze przepisu. Miał nadzieję, że mikstura będzie działać.

W sumie, myślał, może kiedyś Mirianda rozstanie się z Bagdossem. Nie jest powiedziane, że będą ze sobą już na stałe. Albo może Bagdoss ją rzuci znajdując sobie jakąś inną. W końcu tacy zadufani szlachcice często zmieniają kobiety jak rękawiczki… Albo może ja znajdę kogoś inn… a w sumie to nie ważne. Teraz mam w zamku cały wóz Vaerbena Tarrista i nie muszę się już niczym przejmować…

Tarias spojrzał na trzymany w dłoni kielich z mętną, ciemnozieloną cieczą. Po chwili wahania uniósł kielich do ust i jednym haustem wypił miksturę.

Nie zawiódł się jej działaniem.


[/indent]
Odpowiedz
Moim zdaniem powinieneś podciągnąć się z podstaw pisania. Popełniasz mnóstwo gramatycznych, stylistycznych i interpunkcyjnych błędów. Trudno się czyta taki tekst, nawet jeśli historia jest interesująca.
Odpowiedz
A mi czytało się dobrze. Ciekawskie opowiadanko. Takie HotBowe. No, może za wyjątkiem końcówki
Odpowiedz
Opowiadanie nie jest złe i pewnie nadawało by się do publikacji na GE gdyby... gdybyś kompletnie niepotrzebnie nie rozstrzelił tego tekstu w takich sposób, w jaki rozstrzeliłeś. Jednozdaniowe akapity to jest po prostu jakaś pomyłka - kompletnie niepotrzebny zabieg. Pewnie myślałeś że tak będzie się lepiej czytało, niestety efekt jest odwrotny. W dodatku przez to zacząłeś lekko gubić wątek, więc w tekście pojawiły się powtórzenia, które wyraźnie widać jak się tekst właściwie poukłada. Przypatrz się modyfikacją które zrobiłem - od razu zobaczysz zdania do poprawy. Jeśli poprawisz tekst, będziemy mogli porozmawiać o wrzuceniu go na GE

Cytat

Miłość niespełniona to specyficzny rodzaj nienawiści. Miejmy się na baczności przed jej ofiarą - myślącym samotnikiem. Hagiwara Sakutaro

Lord Tarias spojrzał znad kielicha na siedzącą na prawo od niego, po przeciwnej stronie długiego stołu Miriandę. Poczuł jak jego serce przyspiesza. Była tak piękna. Jej kasztanowe, kręcone włosy lśniły w świetle świec. Jej błyszczące inteligencją piękne ciemne oczy spoglądały wesoło na siedzącego obok niej barona Artana z którym prowadziła ożywioną dyskusję. Kiedy się uśmiechała wyglądała jak piękne jasne światło rozświetlające ciemności i dodające otuchy. Jak oaza na pustyni widziana oczyma spragnionego i wyczerpanego wędrowca. I choć Tarias wiedział, że ten uśmiech nie jest przeznaczony dla niego, to jednak poczuł jak kręci mu się w głowie, a jego serce bije jeszcze szybciej kiedy na nią patrzył.

- Ten jeleni udziec, to prawdziwa uczta dla podniebienia! – wybełkotał z pełnymi ustami siedzący dwa miejsca dalej lord Kalir, po czym szybko nałożył sobie kolejną porcję.

- Taak… Hrabia Haldor wie jak rozpieścić gości – roześmiał się siedzący obok Tariasa książę Darven.

- Ale to wino… nie jest zbyt wyszukane – Lady Bardena spojrzała krytycznie na trzymany w pulchnych palcach kieliszek ciemnoczerwonego płynu.

- Ależ jest – odparła Mirianda – Po prostu masz zbyt wygórowane wymagania. Gdyby Hrabia Haldor miał częstować tylu gości Chateau Bordin albo białym winem z Mediciont to zbankrutowałby w połowie przyjęcia.

- To jedno z najlepszych tanich win jakie… - zaczął lord Ronx, ale natychmiast się zamknął kiedy zorientował się, że nazwał trunek którym Hrabia Haldor częstuje gości na przyjęciach tanim winem. Wlepił oczy w stojącą na stolę tacę z homarami i zaczął nerwowo pocierać palcem swój kieliszek z winem jakby to była lampa jakiegoś dżina.

- Co słychać na froncie? – Lord Kalir pospiesznie zmienił temat.

- Nic nowego – odparł Tarias, który wreszcie zdecydował się przełamać nieśmiałość i odezwać się. – Buntownicy wciąż atakują nasze forty. Na razie dajemy radę je utrzymać, ale pojawiły się problemy z zaopatrzeniem. Wystosowaliśmy już odpowiedni list do króla Mirdora. Mamy nadzieję, że w końcu nas wspomoże bo inaczej będzie krucho…

Nagle rozbrzmiała muzyka. Na sali pojawili się muzycy, którzy przygrywając radosne i skoczne melodie zapraszali gości do tańca. Lord Kalir wstał.

- Varinno, mogę prosić cię do tańca? – zwrócił się do siedzącej obok, pięknej czarnowłosej dziewczyny. Ta wstała i z uśmiechem podała mu rękę.

Lady Bardena szturchnęła siedzącego obok niej lorda Cardiana. Mężczyzna spojrzał na nią z miną pytającą ,,Co znowu?’’. Skinęła lekko głową w kierunku parkietu na którym tańczyło już coraz więcej par. W oczach Cardiana pojawił się błysk zrozumienia. Na jego twarzy przez krótką chwilę malowała się niechęć. Potem jednak przybrał maskę dostojnej uprzejmości i zabrał Lady Bardenę na parkiet.

Kiedy Tarias osuszał kolejny kieliszek wina wpadła mu do głowy myśl, że przecież może poprosić Miriandę do tańca. Ale czy ona się zgodzi? Myślał. Równie dobrze może odmówić. Dama ma do tego prawo. Przecież wokoło siedzi kilku mężczyzn znacznie przystojniejszych i bardziej towarzyskich ode mnie. Choćby przystojny blond włosy lord Bagdoss, na którego patrzyła zalotnie. Jego uwadze nie umknęły też długie, przeciągłe spojrzenia jakie rzucała baronowi Nardissowi, w których kryło się chyba coś więcej… fascynacja? sympatia? A może nawet… miłość? Baron jednak nie wydawał się być nią zainteresowany. A może to tylko pozory? Tarias już chciał wstać, aby poprosić ją do tańca, kiedy nagle zawahał się. Przecież ja nawet nie umiem tańczyć, pomyślał. Hmm… a może to jednak nie jest wcale takie trudne?Przez długą chwilę bił się z myślami, walcząc z nieśmiałością. W końcu jednak zdecydował się. Wstał, patrząc na Miriandę.

- Miriando… - powiedział, spojrzała na niego, a on poczuł, że nogi się pod nim uginają. Serce biło mu jak oszalałe - …twoje zdrowie.

Niezręcznie uniósł swój kielich, po czy wychylił go do dna.

- I twoje również lordzie Tarias – odpowiedziała z uśmiechem, wznosząc toast.

Lord Tarias usiadł szybko z kamienną twarzą. A jednak się nie odważył. Podszedł do niego służący z butelką wina i napełnił po raz kolejny jego kielich, po czym oddalił się dyskretnie. Tarias osuszył go, jeszcze zanim lokaj odszedł choćby na dwa metry. Kiedy ze swojego miejsca ponownie spojrzał na Miriandę, zobaczył jak lord Bagdoss zaprasza ją do tańca. Zgodziła się i już po chwili znikli w tłumie na parkiecie. Muzyka rozbrzmiała teraz na całego. Grajkowie wyciskali siódme poty ze swych instrumentów grając szybką, idealną do tańca melodię.

- Co słychać w Radgromdzie? – zagadnął go książę Darven.

- Nic ciekawego – odparł, próbując znaleźć wzrokiem Miriandę, w tańczącym tłumie. Prawie wszyscy goście odeszli już od stołu – Gildia kupców dalej sprzecza się z burmistrzem o wysokość cła. Żołnierze szykują się do walki z buntownikami… w sumie to samo co zawsze.

- Zatem twoje zdrowie przyjacielu – Darven wzniósł toast – A tak w ogóle to co tam u ciebie?

- Nic specjalnego – odparł – A u ciebie?

- Rozwiodłem się ostatnio z Reksandą. Niech ta durna szlachcianka znajdzie sobie innego naiwniaka, którym będzie mogła dyrygować. A po za tym… słyszałeś najnowsze plotki o mnie prawda?

- Owszem – odpowiedział, choć myślami był gdzie indziej – Coś tam obiło mi się o uszy.

- Mam nadzieję, iż nie masz wątpliwości co do tego, że są nieprawdziwe? – Darven przyjrzał mu się uważnie.

- Oczywiście, że nie. Za dobrze cię znam – Tarias uśmiechnął się lekko – Po za tym sam dobrze wiem, ile prawdy jest w plotkach. O mnie też wiele ich krąży.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Tariasowi kręciło się już mocno w głowie, od nadmiaru wina.

- Tylko odpowiadasz na pytania, a sam nic nie mówisz… - powiedział cicho Darven.

- Wybacz – Tarias zasępił się – Po prostu nie umiem i nie lubię mówić o sobie.

- Nie umiesz, a może nie chcesz…

Drzwi uchyliły się i do małej komnaty wszedł służący, niosąc tacę z jedzeniem. Zastał lorda Tariasa siedzącego nieruchomo i patrzącego w ogień, palący się w kominku.
- Kolacja gotowa panie – powiedział kładąc tacę na stole. Zerknął na Tariasa. Dostrzegł, że jego spojrzenie było nieco zamglone i zarazem pełne dziwnego blasku.
Po chwili Tarias spojrzał na służącego i otrząsnął się. Wyglądał jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z jego obecności.

- Dziękuje, możesz odejść – powiedział szybko.

Sługa ruszył w kierunku drzwi. Kiedy przechodził już przez próg, rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie na lorda Tariasa. Zobaczył go siedzącego i mechanicznie obracającego w ręce kielich z winem, które dostał do kolacji. W jego oczach znowu był ten dziwny przymglony blask.

*****


- Może i nie jest rasowy, ale za to szybki jak mało który. I bardzo wytrzymały – powiedziała Mirianda delikatnie klepiąc swojego konia po szyi.

Znajdowali się na wyścigu konnym w Tordenss, w którym oboje brali udział.

- Jak myślisz baron Artan znowu odpadnie po pierwszym okrążeniu? – zapytał Tarias, szczerząc się.

- Bardzo możliwe – roześmiała się – Przynajmniej nie spadł z konia podczas startu jak stary baron Rohdes.

Oboje roześmiali się na wspomnienie starego barona, który był tak gruby, że ledwo wsiadł na konia i niestety zleciał z niego jeszcze podczas startu. Nagle podjechał do nich lord Garsan.

- Jak tam przyjaciele? – spytał – Gotowa do wyścigu? – zwrócił się do Miriandy.

- Jak najbardziej – odparła z uśmiechem – Chętnie sprawdzę osobiście czy twoje umiejętności jeździeckie rzeczywiście są tak dobre jak mówią.

- Razem z Miriandą startujemy w pierwszej rundzie – powiedział do Tariasa.

Tak, wiem. Zapewne chciałeś jeszcze dodać, że to daje ci kolejną świetną okazję aby znowu sprzątnąć mi ją sprzed nosa, pomyślał Tarias.

- A ty w której rundzie startujesz? – spytał Garsan – Gdzie cię przydzielili?

- Dopiero w trzeciej.

- Uch… jaka szkoda – rzekł Garsan, choć wcale nie wyglądał jakby mu było szkoda.

- W takim razie do zobaczenia Tariasie – powiedziała Mirianda – Garsanie na który tor mieliśmy się udać?

- Na czwarty od zachodniej strony.

Po chwili jazdy rozdzielili się. Mirianda z Garsanem skręcili na zachód zmierzając w kierunku swojego toru, a Tarias ruszył aby spotkać się jeszcze przed zawodami ze swym starym przyjacielem i zarazem głównym rywalem z którym będzie dziś współzawodniczył – szlachcicem Ultrisem.

*****


Tarias dopił wino i nieobecnym wzrokiem spojrzał na pusty talerz. Uświadomił sobie, że nie wie co właściwie było na kolacje. Nie pamiętał co zjadł, ani jak smakowało.Jak to możliwe, że żyję już dwadzieścia pięć lat i wciąż jeszcze nigdy nie miałem kobiety? Myślał. Ale w sumie jak się tak zastanowić to i tak nie chciałbym związać się z jakąś pierwszą lepsza, byle jaką. Tak jak choćby książę Darven, który miał już więcej kobiet niż żył lat. A jak duże szanse mam u jakiejś naprawdę ładnej i dobrze ułożonej? Chociaż… jaki jest sens być z kobietą której się nie kocha? Zwłaszcza jeśli jest się zakochanym w kimś innym? Ale co jeśli nie można być z tym kimś? Wspomnienie Miriandy nie dawało mu spokoju. Nie chciał o niej zapomnieć, ale chciał po prostu… nie myśleć o niej ciągle. Skupić się na czymś lub kimś innym, a z nią… dać sobie spokój? Może gdyby rozegrał to wszystko jakoś inaczej, postawił się w lepszym świetle i zwalczył nieśmiałość to miałby u niej szansę. Uświadomił sobie, że wyszło mu znacznie gorzej niż chciał. Ale nawet wtedy czy nie zakochała by się w lordzie Bagdossie? Wrócił myślami do tej chwili, ledwie sprzed dwóch miesięcy, kiedy to dowiedział się, że Mirianda zakochała się w lordzie Badgossie. A że on od dawna miał ją na oku więc nic nie stało na przeszkodzie, aby byli razem. Ledwie kilka dni później Tarias dowiedział się, że Mirianda i Badgoss są już parą.A teraz? Być może nawet planowali już zaręczyny…

Tarias wstał i szybkim krokiem wyszedł z komnaty, wkraczając do cichego zamkowego korytarza. Jego kroki rozbrzmiewały w ciszy jak walnie młota kowalskiego. Dość tych wspominek, pomyślał. Muszę się przejść. Świeże, nocne powietrze dobrze mi zrobi. Przemaszerował przez długi korytarz, wszedł po schodach i przez klapę na górze dostał się na szczyt jednej z zamkowych wież. Od razu uderzyło go zimne, nocne powietrze. Tarias rozejrzał się. Ze szczytu wieży rozciągał się wspaniały widok na okolicę. Księżyc oświetlał korony drzew i niewielką rzeczkę płynącą nieopodal, która w jego świetle wyglądała jakby była z czystego, płynnego srebra. Na niebie świeciło mnóstwo gwiazd. Zapatrzył się na nie przez długą chwilę, usiłując odszukać znane mu konstelacje i rozpoznać poszczególne gwiazdy. Daleko na horyzoncie dostrzegł łunę świateł z pobliskiego miasta. To był Kardor – duże, dobrze prosperujące miasto, zbijające wielką fortunę na handlu tkaninami i ozdobami, z których słynęło w całym kraju, a nawet i za granicą.To tu Tarias się wychował. Był synem jednego z wysoko postawionych szlachciców, będącym zaufanym doradcą Hrabiego Haldora – możnego władającą całą doliną i kilkoma dużymi miastami. Kilka lat temu hrabia podarował Tariasowi własny zamek w uznaniu jego zasług, zwłaszcza tych w walce z buntownikami. Nie była to może duża i bogata twierdza, ale za to zbudowana w starym dobrym stylu, który bardzo się Tariasowi podobał. A co najważniej zamek był bardzo dobrze ufortyfikowany co stanowiło ogromną zaletę w przypadku jakiegoś oblężenia. Choć wiedział, że w tych rejonach jakikolwiek atak graniczyłby z cudem. Twierdza znajdowała się daleko od granic, nie było tu więc zagrożenia wojną, zaś buntownicy prowadzili swoje rozboje na południu. Tu na dalekiej północy było bezpiecznie, mimo to jednak Tarias cieszył się, że Carth-Ur – jego własny, prywatny zamek z którego był bardzo dumny, jest jedną z najtrudniejszych do zdobycia warowni w całym kraju. Podszedł do blank wieży i spojrzał w kierunku łuny miasta. To właśnie w Kardorze poznał Miriandę – córkę zubożałego szlachcica, która szybko zrobiła oszałamiającą karierę – zwłaszcza towarzyską, w związku z czym na niedostatek nie mogła narzekać. Znowu wspomnienia zwaliły się na niego niczym lawina. Nie mógł przestać o niej myśleć. Zastanawiał się gdzie ona teraz jest i co robi. I czy jest szczęśliwa… Rozejrzał się po oświetlonej blaskiem księżyca okolicy. Poczuł się strasznie samotny i opuszczony. Po za garstką wiernych mu ludzi, których miał pod swoją komendą w zamku, nie miał w zasadzie nikogo…

Nie brakowało mu znajomych, sojuszników ale… nie miał żadnych prawdziwych przyjaciół. Bliskich ludzi którym naprawdę mógłby zaufać. A takich bardzo ciężko było znaleźć na pełnym intryg i spisków dworze, wśród szlachty czy innych lordów. Nagle jedna z cegieł pod jego stopami, osunęła się i runęła w dół. Tarias o mało nie stracił równowagi. Aż sapnął kiedy uświadomił sobie jak niewiele brakowało aby spadł. Stanął nad krawędzią i spojrzał w dół. Było tu naprawdę bardzo wysoko. Przez chwilę zastanawiał się jak długo jego ciało spadałoby w dół. I czy upadek byłby bardzo bolesny. Gdyby tak skoczył…

- Panie melduje, że kwatermistrz spóźni się kilka dni – usłyszał czyjś głos. Po chwili z klapy na dole wyłonił się jeden z jego służących i wszedł na górę – Będzie najpóźniej za… - mężczyzna zamarł kiedy go zobaczył – Panie chyba nie zamierzasz…

Podbiegł szybko do Tariasa i złapał go za ramię.

- Panie nie możesz…

Tarias odwrócił się gwałtownie i chwycił mężczyznę za poły szaty.

- Nie ty będziesz mi mówić co mogę, a czego nie! – warknął, po czym gwałtownie odepchnął go od siebie.

Mężczyzna zatoczył się w tył, potknął o jedną z leżących luzem cegieł i z krzykiem wyleciał za blanki, spadając z wieży.Na szczęście w ostatniej chwili jedną ręką zdołał chwycić się muru. Jednak jego palce ześlizgiwały się po gładkiej powierzchni kamienia i nie było wątpliwości, że nie utrzyma się i za chwilę spadnie. Zszokowany Tarias natychmiast złapał go za rękę i wciągnął na górę. Służący dyszał ciężko, nie mogąc wykrztusić ani słowa…

- Przepraszam, nie chciałem cię zepchnąć na dół – powiedział niezręcznie – Dzięki Bogu, że zdążyłeś złapać się muru…

Ich oczy spotkały się na chwilę. Tarias zobaczył, że spojrzenie mężczyzny było pełne wyrzutu, zdumienia i… strachu… Sługa spuścił wzrok.

- Pójdę już… - wydukał.

Tarias nie zatrzymywał go. Mężczyzna oddalił się pośpiesznie i już po chwili zniknął w klapie w podłodze, schodząc na dół. Tarias usiadł, opierając się o mur i chowając twarz w dłoniach. Miał ochotę pozbyć się całkowicie wszelkich dręczących go uczuć. Nie czuć już więcej samotności, tęsknoty, smutku i innych nie dających mu spokoju emocji. Nagle coś sobie przypomniał. Wstał i szybko ruszył na dół. Przeszedł rozgorączkowany przez kilka zamkowych korytarzy, wchodzą do komnaty w której miał niewielką – liczącą ledwie kilkadziesiąt pozycji biblioteczkę. Tak, pomyślał, że też wcześniej na to nie wpadłem. Po krótkich poszukiwaniach znalazł to czego szukał; ,,Zioła wszelakie i ich właściwości’’- księgę traktująca o ziołach i roślinach. Przewertował książkę. Po kilku minutach przedzierania się przez setki stron grubego tomiszcza znalazł ziele którego szukał.

- Vaerbena Tarrista – przeczytał na głos – występujące dość powszechnie ziele które bez trudu można nabyć u większości zielarzy (…) Po zmieszaniu z rumiankiem i górskim zielem według przepisu poniżej, daje miksturę tłumiącą emocje… (…) Przy odpowiednio dużej dawce pozwala niemal całkowicie pozbyć się wszelkich uczuć, emocji… (…) może to być dość niebezpieczne. Mikstura jest najczęściej używana przez medyków jako najsilniejszy z leków na uspokojenie. W dawnych czasach Nogdyrscy barbarzyńcy pili ją przed walką, aby nie czuć strachu czy litości dla wroga i na czas walki wyzbyć się wszelkich odczuć… (…) najsilniejsza dawka działa przez kilka godzin… Tak, to jest właśnie to czego szukam. Pomyślał. To ziele pozwoli mi zapomnieć. Uwolnić się od tych natrętnych i coraz bardziej bolesnych myśli.

*****


- Przywieźcie też cały wóz wypełniony Vaerbena Tarrista – powiedział kilka dni później Tarias kwatermistrzowi, który wybierał się do miasta w celu uzupełnienia zaopatrzenia.

- Cały wóz!? – zdumiał się mężczyzna – Ale… panie po co ci aż cały wóz tego zielska?

- Cóż… to już nie twój interes – odparł Tarias – Twoim jest dbanie o zaopatrzenie zamku, a od dzisiaj jednym z głównych jego elementów ma być Vaerbena Tarrista.

- Tak jest panie.

Kwatermistrz dopisał ziele do długiej listy zaopatrzenia dla zamku, zaznaczając w rubryce ilości ,,cały wóz’’, po czym ukłonił się lekko i wyszedł z komnaty. Tarias odetchnął głęboko i zapatrzył się w ogień. Wspomnienia znów zaczęły wracać… Otrząsnął się w ostatniej chwili, starając się myśleć o czymś innym. Kilka godzin później Tarias siedział w swej komnacie, trzymając w ręku kielich z pierwszą porcją świeżo uważonej mikstury z ziela Vaerbena Tarrista. Zrobił ją starannie według zamieszczonego w księdze przepisu. Miał nadzieję, że mikstura będzie działać. W sumie, myślał, może kiedyś Mirianda rozstanie się z Bagdossem. Nie jest powiedziane, że będą ze sobą już na stałe. Albo może Bagdoss ją rzuci znajdując sobie jakąś inną. W końcu tacy zadufani szlachcice często zmieniają kobiety jak rękawiczki… Albo może ja znajdę kogoś inn… a w sumie to nie ważne. Teraz mam w zamku cały wóz Vaerbena Tarrista i nie muszę się już niczym przejmować… Tarias spojrzał na trzymany w dłoni kielich z mętną, ciemnozieloną cieczą. Po chwili wahania uniósł kielich do ust i jednym haustem wypił miksturę. Nie zawiódł się jej działaniem.
Odpowiedz

Przejdź do cytowanego postu Użytkownik Holden dnia środa, 18 stycznia 2012, 19:15 napisał

będziemy mogli porozmawiać o wrzuceniu go na GE



Mowy nie ma! Przecież to jest beznadziejne!
Umieściłem ten tekst też na kilku innych forach (takich poświęconych opowiadaniom fantasy itp) i pomijając już to, że tekst się źle czyta (za dużo zaimków, powtórzeń) to przeważały opinie że jest to ,,harlekin dla nastolatek napisany przez nastolatke''

Niech to utonie w odmętach internetu. Może wkrótce będę miał coś co nada się do wrzucenia na GeXe, ale na pewno nie Lorda Tariasa...
Odpowiedz
Nie jest aż takie złe, gdyby normalnie ten tekst ułożyć + pozbyć się powtórzeń, to wyjdzie z tego coś całkiem okej. Zresztą jak chcesz, nie to nie
Odpowiedz
← Fan Works

Lord Tarias - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...