Sesja Dany'ego

Heske sprawiał wrażenie jeszcze bardziej zmęczonego.
- Mówiłem Riahlowi zanim ruszyliście, że Harlan nie jest do końca Jedi i to prawda. Prawa, która bardzo nie podobała się Kendarowi i kilku innym. Mnie również niepokoją niektóre działania Harlana, ale mimo wszystko przez wszystkie lata pozostał wierny Zakonowi i Republice, nie raz ryzykując życie tam, gdzie inni wybraliby łatwiejszą drogę. Jeśli ktoś ma pomóc nam w tej sytuacji, to tylko ktoś, kto posiada wiedzę wykraczającą poza zakonną regułę.
- Nie jest do końca Jedi, to kim jest? Sithem? - nie odpuszczam Heskemu, za bardzo owija w bawełnę.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

- Nie... Niezupełnie. To znaczy... nie wiem. - zająknął się mistrz, frasując się jeszcze bardziej. - Wiele z tego, co mówi i robi Harlan w znacznym stopniu odbiega nie tylko od zakonnej reguły, ale od ogólnych zasad Jedi, co pewnie miałaś okazję zauważyć... Jednak wynika to w dużej mierze z zadań, które dotąd przydzielała mu Rada, a on sam nigdy nie zdradził, choć miał po temu więcej niż jedną okazję. Swego czasu był jednym z najświetniejszych Jedi swego pokolenia, może nawet ostatnich wieków. Potem... Potem chciał czegoś więcej, a może i mniej, ale nie w sposób, w jaki rozumieją to Sithowie czy Mroczni Jedi. Sama chyba rozumiesz tę różnicę. - zakończył niepewnie.
Patrzę na niego podejrzliwie.
- Załóżmy, że rozumiem... - przeciągam wypowiedź. - Co jednakże nie skłania mnie do tego, by mu ufać. Mam dziwne wrażenie, że mają z Riahlem jakąś umowę.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Heske uniósł wysoko brew.
- Co masz na myśli? - zapytał jeszcze ciszej. - I jakie masz powody, by nie ufać Harlanowi bardziej, niż pozostali? - spojrzał kątem oka na Riahla, który ani drgnął, pogrążony w transie.
- Nadal trapi mnie to, co podsłuchałam z rozmowy z Imperatorem. No i te zachowanie Harlana, niekiedy straszne. Co do Riahla, wydaje mi się, że ma umowę, ponieważ czułam jego poirytowanie w niektórych momentach. Chodzi mi tu o lot tutaj, gdy dowiedzieliśmy się o wydarzeniach w Świątyni i ich rozmowy w cztery oczy. Wiem, że to nic nie znaczy jeszcze, ale wydaje mi się, że Riahl na coś czeka. - zakańczam rozmowę, patrząc po okolicy.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Heske przejechał dłonią od czoła po potylicę, przeczesując krótkie włosy.
- Kendar nie żyje. Frey nie żyje. Nie żyją Olion i Tyar, a nie wiem jeszcze ilu zwykłych rycerzy padło z ręki Kyle'a... Kuna. - poprawił się, jakby bez przekonania. - Nie wiem. Nie wiem co Rada powinna począć w tej sytuacji... - zawiesił umęczony głos, wpatrując się nieruchomo w równie nieruchomego Riahla, wciąż siedzącego na podłodze.
- Najpierw musimy postarać się rozwiązać problem Kuna. - odpowiadam. - Gdzie oni się udali? Może powinnam być przy nich? - ofiarowuję swoją pomoc.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Odwrócił wzrok i rozejrzał się. Kilka metrów dalej czterej mistrzowie podnosili ciało Freya, a paręnaście metrów dalej pod kolumną zatrzymał się Harlan z nieprzytomnym Solusarem i siedzącym na podłodze (nie wiadomo dlaczego, może z wycieńczenia) Ar-Saramem.
- Są tam... Saram musi być naprawdę wykończony. Nie mam pojęcia jakim cudem przeżył, skoro Kendar zginął. Ty nie jesteś przypadkiem zbyt zmęczona?
Ćwiczyłam kontrolę Mocy lecąc tutaj, ale poza tym wszystko w porządku. Pomogę im. - gdyby chciał coś powiedzieć jeszcze, to słucham, ale idę pomóc przy Kunie.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Po drugiej stronie korytarza, pod jedną z kolumn, leżał nieprzytomny i blady jak ściana Solusar, przy którym kucał Harlan, oglądający go jak arcyciekawy eksponat lub mechanizm.
- I jak? - zapytał, nie odrywając wzroku od człowieka. - Heske potwierdził moje obawy?
- A o które ci chodzi? Sytuacja jest poważna, mistrz Heske jest bardzo zmartwiony. - odpowiadam, jednak czekam, aż uściśli. Wciąż mu nadal nie ufam.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

- Mówię o przyczynach tego. - kiwnął głową na nieprzytomnego Solusara. - O Kendara, o Freya, o wszystko co tu się wyprawiało.
Z przyklęku przeszedł w siad skrzyżny i wyprostował się, przygotowując do medytacji.
Zbyt dużo się nie dowiedziałam. Wiem, że poszli tam, a potem próbowali przeciwdziałać. - kończę, widząc, że próbuje medytować. Nie widząc innej możliwości, siadam przy nim i znowu analizuję Solusara.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Przez moment usiłowałaś wprowadzić się w trans, wyciszyć, jak zwykle. W następnym z niespotykaną gwałtownością coś "pociągnęło" w przód twą świadomość i znalazłaś się pośród niezmąconej ciemności. Nie czułaś siebie, przynajmniej nie fizycznie, zamiast tego czułaś wyraźnie wilgoć, stęchliznę i morowy posmak powietrza, wypełniającego to... miejsce, do którego przerzucono twój umysł. Czy coś było z nim nie tak?
Poczułaś inną obecność. Groźną i spokojną zarazem, cierpliwą, szarą... Harlan. Nie widziałaś go, czułaś, że tu był i wiedziałaś, że on czuje to samo.
Kolejna anomalia - odgłosy. Skupiłaś się na ich źródle i poczułaś, że wizja przesuwa się wraz z twą wolą, by ukazać ci dwie walczące postacie: Solusara oraz coś, co poza humanoidalnym kształtem nie przypominało niczego, poza kłębkiem ciemności, nienawiści i esencji wszystkiego, czym był ten grobowiec (gdyż był to grobowiec, jak pomyślałaś moment wcześniej). Postać, która wyraźnie górowała nad zmagającym się z nią Solusarem.
W delikatny sposób sprawdzam, w jakim stopniu mogę wpływać na "miejsce", w którym jestem. Czy potrafię określić, gdzie jest Harlan, w jakiś sposób mentalnie dotknąć Solusara.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Harlan znajdował się wszędzie i nigdzie, podobnie jak ty. Ta nieumiejętność określenia czegokolwiek, co nie byłoby przesadnie efemeryczne zaczęła cię irytować, ale nie to było teraz najważniejsze. Ważniejszy był teraz Solusar, który starał się jak mógł pokonać, czy też nie dać się zarżnąć Kunowi, co było o tyle trudniejsze, że nie czułaś wokół niego (Solusara) ani w nim ani grama Mocy.
*Dobra mała, nie bez powodu jesteś jedną z lepszych w kontroli Mocy, dasz radę!* - Myślę sobie.
Czy mogę jakkolwiek pomóc Solusarowi w jego walce z Kunem? Wydaje mi się, że bezpośrednie działania przeciw Kunowi nie są dobrym pomysłem.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Dobrym się nie wydają, choć nie jesteś pewna, czy to niemożliwe. Coś mówi ci jednak, że Moc wypełniająca, określająca i w pewien sposób tworząca to przedziwne limbo podświadomości jest właśnie Mocą, która w jakiś sposób odłączyła się od Solusara. A ty, najwyraźniej w przeciwieństwie do niego, wiesz chyba jak sprawić, by odzyskał z nią łączność, osłabiając tym samym Kuna, który jak pasożyt wzmacnia się powstałą w Solusarze pustką. Wystarczy znaleźć właściwą metodę...
Ciężko będzie stwierdzić od razu, co się stało z jego Mocą. Może została wewnątrz niego zapieczętowana? Dlatego próbuję wszystkich sposób po kolei, jakie przychodzą mi do głowy, Próby modyfikacji tej rzeczywistości, wpływanie na Kyle'a, na Kuna. Może Harlan wie, co trzeba zrobić? Co z jego obecnością tutaj?
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

← Sesja SW
Wczytywanie...