Sesja pierwsza

Czasami ciężko być wędrowną duszą przyzwaną przez maga. Zwłaszcza, gdy nie jest się tą pierwszą, czy choćby dziesiątą. Potęga maga rośnie przez całe życie, a razem z nią, zastępy jego sług. Jednak ci, którzy byli z nim od urodzenia, zawsze darzeni byli specjalnymi względami. Niestety, was to nie dotyczy. Jesteście świeżym nabytkiem, żadne z was nie spędziło w obecnych skórach nawet roku. Dlatego dotychczas przydzielano wam proste zadania. Obrać ziemniaki dla setki innych wędrownych dusz i zwykłych ludzkich sług, wyszorować toalety. Dziś jednak, w okolicy południa, dostaliście wezwanie. Tylko wasza piątka. Co wtedy robiliście? Gdzie byliście, jak zareagowaliście?
Dzisiaj podzielę się z wami opowieścią o hipokryzji, kłamstwach i małych dzieciach.

Jak wszyscy dobrze wiedzą, nam Szajt został wykopsany z gry. I pewnego pięknego dnia, dostałem na forum taką oto wiadomość:

Cytat

Po namyśle uznałem, że dobrze zrobiłeś usuwając mnie. I to dla mnie samego. Chociaż szkoda mi konta, które tak długo pielęgnowałem, to przynajmniej już nie ryzykuję uzależnienia od zabawy oraz kontaktu z niektórymi idiotami. A więc dzięki, Rang.

Pozdrawiam.


Szajt! Z twoich ciągłych powrotów wnioskuję, że jednak skasowałem cię zbyt późno i uzależnienie jednak się rozwinęło. Zatem nie dziękuj mi, bo zawiodłem... Ale postaram się jak mogę, byś pozostał na odwyku, chociaż tak mogę ci jeszcze pomóc...
Odpowiedz
Zbliżało się południe. Dzień jak co dzień, wykonywanie poleceń swego pana, choćby nawet i nie miało się akurat na to ochoty. Nie miał w gruncie rzeczy nic przeciwko - mała to cena za odzyskanie możliwości życia - nawet takiego życia. Patrząc dookoła nie rozumiał czasem, dlaczego reszta sług potrafi całymi dnami snuć się niczym duchy, smęcić, rozsiewać dookoła aurę tak głębokiego pesymizmu, że aż pękało serce. Alv był inny. Umiał cieszyć się tym, co przynosił los, albo co dawał mu pan. Przeważnie tryskał humorem i starał się zarażać swoją postawą innych. Był tylko podrzędnym sługą? Tym lepiej, mniejsza szansa, że narazi się na jakąś poważniejszą karę.
W dniu, w którym dotarła do niego wiadomość, że wzywa go jego pan, pracował właśnie w kuchniach swego mistrza. Jego postura nie pozwalała mu na cięższe prace fizyczne, z czego przy okazji cieszył się również. Przyzwyczaił się już do swego nowego ciała. Nie dawało mu aż takich możliwości jak to, które posiadał kiedyś, ale... Alv potrafił wycisnąć maksimum pozytywów z każdej sytuacji.
Siedział sobie przy wielkim, drewnianym stole, sortując towary, które inne sługi niedawno dostarczyły. Wokół niego krzątało się wiele innych istot. Alv śpiewał, nie zważając na resztę, śpiewał, bowiem kochał to i umiał to robić. Melodia, którą plótł, była spokojna, jednak napawająca pozytywnymi emocjami. Krążyła pomiędzy ludźmi, owijając się wokół nich, szukając jakiejś wyrwy, przez którą mogła by wślizgnąć się w ich umysły i serca. Śpiewał, aż ktoś mu przeszkodził.

- Alv, zamknij się i kończ pracę. Na dziś wystarczy, wzywa Cię Pan.
Alv podejrzewał, że szef kuchni również jest wędrowną duszą. Normalny człowiek nie mógłby dusić w sobie tylu negatywnych emocji. Złość, poniżenie, zazdrość, a to wszystko przemieszane z jakąś chorobliwą ambicją i chełpieniem się poczuciem wyższości nad innymi sługami. Spojrzał na swego nadzorcę z lekkim uśmiechem na ustach, starannie kamuflując niechęć. Nie miał zamiaru dawać satysfakcji grubaskowi.
- Tak jest, kończę i pędzę niczym na skrzydłach!
Lekko zaniepokoiło go, dlaczego wzywa go sam pan. Przecież był tak naprawdę nikim, jednym z wielu. Jednak niepokój szybko został zdławiony przez podniecenie, które towarzyszyło mu zawsze i wszędzie. Mógł wyrwać się z kuchni i trochę urozmaicić sobie dzień! Świetnie! Zeskoczył ze stołka, na którym siedział i zwinnie wyminął szefa kuchni.
- Ludzie! Nie dajcie się grubaskowi! Znikam poznać swe przeznaczenie!
Roześmiał się perliście i nawet wizja kary, którą z pewnością po powrocie wymierzy mu kucharz, nie burzyła jego świetnego humoru. Po chwili w kuchni nie było już po nim śladu, a dookoła zrobiło się jakoś tak... smutniej.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
Igwar snuł się po stajni. Wykonywał kolejne nudne zlecenie swego Pana. Trzeba wiedzieć, większość prac które mu zlecał Pan były nudne. Przekuć to, naprawić tamto, przenieść to tu i tak dalej. Niczym pachołek.
Dziś było inaczej.
Dostał cynk od jednego z 'grubszych' sług, iż trzeba podkuć konie Pana.

- Cholera - mruknął - Chociaż raz coś interesującego. Pogładził konia po grzywie, po czym zabrał się za podkowy.
Zaczynał mocować czwartą, gdy do stajni wszedł jeden ze sług.
- Igwar, wyłaź spod konia i do Pana idź - Wysapał - Wzywa cię
- Cholera, nie skończyłem z tym tutaj - klepnął konia po zadzie.
- Jak by to powiedzieć, łajno mnie to obchodzi, masz to zostawić i pójść, niezwłocznie.
Niewiele mówiąc Igwar wytarł ręce w sciere, założył swoją koszulę i wyszedł.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Yuldra przetarła zmęczone oczy i spojrzała na stos drewnianych kloców nieopodal, nic, a nic nie ubywało. Wyprostowała się, odłożyła topór na bok i przeciągnęła, aż strzeliło jej w kościach nieprzyjemnie. Dlaczego zawsze ona musi zajmować się najbardziej niewdzięczną robotę? W jej mniemaniu oczywiście.
Spojrzała na grupkę mężczyzn siedzących niedaleko i zaśmiewających się, pewnie z jakiegoś sprośnego kawału. Blondynka wzruszyła ramionami i powoli skierowała swe kroki w tamtym kierunku. Noga za nogą. Znając życie i jej obecnego szefa pewnie będzie musiała znów coś zrobić.
- Maleńka, chodź no tu. - jeden z obwiesi wyszczerzył się do niej pokazując znaczne ubytki w uzębieniu. Stwierdzenie "malutka" było nadzwyczaj niepasujące do rosłej Yuldry. Mężczyzna nawinie spróbował klepnąć ją w krągły pośladek, ale natrafił tylko na powietrze. Kobieta nauczona doświadczeniem zachowała odpowiednią odległość. Nie odezwała się, tylko spojrzała ze znudzoną miną.
- Pan cię wzywa. - odezwał się sąsiad bezzębnego i pociągnął porządny łyk z butelki. Tylko tyle, bez zbędnych komentarzy itp. Chyba było to naglące.
Chcąc nie chcąc, a w przypadku Yuldry chcąc, kobieta ruszyła przed siebie, na spotkanie nieznanego.
Odpowiedz
Tak się złożyło że Olo pracował tam gdzie Yuldra. Używał swojego toporka do rąbania drwa na drobne odłamki. Yuldra była rosła, ale nie aż tak rosła jak on. Nigdy nie musiał poprawiać ciosu, bo zawsze pierwsze uderzenie toporkiem rozłupywało bele na dwie równe części. Przeważnie wyrabiał półtora normy. Musiał przyznać ze podobało mu się to ciało. Było silne, wytrzymałe. Zupełnie nie czuł zimna pomimo faktu że nie nosił koszuli. Kiedy usłyszał odbywającą się nieopodal rozmowę, a zwłaszcza słowo "maleńka" spojrzał w kierunku rozmawiających. Nienawidził takiego traktowania kobiet. Obserwując rozmawiających zarzucił toporek (topór właściwie) na swój bark. Nie mógł im nic zrobić, nie powinien się wtrącać. Powstrzymał się więc od komentarza, ale tylko staksował ich wzrokiem. Owszem, byli wyżej postawieni od niego, ale jeśli odpowiednio długo będzie na nich patrzał w odpowiednio wymowny sposób i tak lekko się zdenerwują. Ranga jakoś przestaje być istotna kiedy stoi się naprzeciwko łysego giganta w toporkiem w dłoni.
- I ciebie też.
Rzucił po chwili jeden z nich. Olo westchnął w cicha i płynnym ruchem po łuku zamachnął się toporkiem z barku prosto w ostatnią belkę. Rozłupała się tak że aż prysnęło kilka drzazg a połówki spadły z pnia. Toporek wbił się w pieniek na dobre kilka centymetrów. Olo bez słowa poszedł gdzie mu kazano.
Odpowiedz
Gail natomist szorowała podłogi w wielkim domu. Raz po raz ktoś w zabłoconych buciorach przechodził dodając jej tym samym roboty. Nie skarżyła się, wiedziała, że ma to zrobić i koniec. Dusza przyzwyczajała się coraz bardziej do młodego ciała, tak innego od tego posiadanego wcześniej. Choć nadal zadziwiały ją niektóre reakcje nowej powłoki, która w lustrze wyglądała na niewięcej jak 15 lat i patrzyła na świat wielkimi ufnymi niebieskimi oczami, które teraz wbite były w podłogę i smugi piany na kamieniach. Przyklękła na chwilę, by odpocząć, kolana zaczynały boleć niesamowicie...
- Gail!!
Usłyszawszy za sobą ostry głos swojej poganiaczki, która właśnie wróciła na posterunek z kilkuminutowej przerwy i znów przyjęła pozę najsurowszego z surowych strażników więziennych, ruda schyliła się znów i chwyciła za szczotkę.
- Ja tylko... - podniosła się i zwróciła w stronę starszej dziewczyny i zaczęła się tłumaczyć.
- Średnio mnie to interesuje... - ucięła krótko. I przez chwilę panowała cisza. Tamta patrzyła na młodą dziewczynę z lekkim niedowierzaniem i zazdrością. Westchnęła. - Nie rozumiem dlaczego, ale Pan Cię wzywa. Biegiem, ktoś to za Ciebie skończy. A potem wróć do mnie, dostaniesz coś nowego do roboty... No co tak patrzysz jak głupia, nie pozwól mu czekać...
Gail wstała i pobiegła, nie zważając na mokrą od wody sukienkę.
Odpowiedz
Nie stanowiliście wspaniałego widoku, kuchcik, kowal, dwójka drwali i pomywaczka. To, dlaczego zostaliście wezwani, pozostawało nieprzeniknioną tajemnicą. Co prawda słyszeliście ogólne plotki, że z takich spotkań już się nie wracało. Ale nie mieliście wyboru. Zostaliście przyjęci w sali audiencyjnej. Olbrzymia, wyłożona marmurami i drogim drewnem, onieśmielała przepychem. Po przeciwnej stronie od drzwi, znajdowało się wysokie na kilka stopni podwyższenie, zwieńczone tronem. Tron, masywny i równie onieśmielający co reszta sali, zwieńczony był magiem, waszym panem. Wiedzieliście, co należy zrobić. Padliście na kolana i przysunęliście się bliżej, aby wasz pan nie musiał krzyczeć. Oczy spuszczone ku ziemi, pełna pokora.

Mag miał za sobą około stu lat obecnego wcielenia. Przed nim przynajmniej drugie tyle, ale jego moc już znajdowała się w rozkwicie. Wy stanowiliście tylko nic nie znaczący odprysk jego potęgi. Kiedy do was przemówił, stężeliście od napięcia.

- Załatwmy to szybko, mam ważniejsze rzeczy do zrobienia. W łańcuchu nad wami, zwolniły się miejsca. - Coś w słowie "zwolniły" przyprawiło was o ciarki. - Dowiedzcie swojej przydatności i będą wasze. Mojemu przyjacielowi. - Tu wskazał na jedną z pierwszych dusz, które przyzwał. Zawiść aż w was zawrzała. - Przydałby się nowy miecz. Znajdźcie jakiś godny jego ręki i wróćcie. Macie się zebrać do jutra. - Odprawił was gestem ręki. Czuliście przez skórę, że zadanie wcale nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać.
Dzisiaj podzielę się z wami opowieścią o hipokryzji, kłamstwach i małych dzieciach.

Jak wszyscy dobrze wiedzą, nam Szajt został wykopsany z gry. I pewnego pięknego dnia, dostałem na forum taką oto wiadomość:

Cytat

Po namyśle uznałem, że dobrze zrobiłeś usuwając mnie. I to dla mnie samego. Chociaż szkoda mi konta, które tak długo pielęgnowałem, to przynajmniej już nie ryzykuję uzależnienia od zabawy oraz kontaktu z niektórymi idiotami. A więc dzięki, Rang.

Pozdrawiam.


Szajt! Z twoich ciągłych powrotów wnioskuję, że jednak skasowałem cię zbyt późno i uzależnienie jednak się rozwinęło. Zatem nie dziękuj mi, bo zawiodłem... Ale postaram się jak mogę, byś pozostał na odwyku, chociaż tak mogę ci jeszcze pomóc...
Odpowiedz
Wycofał się powoli, nawet nie próbując patrzeć na swego pana. Rzucił jedynie krótkie, praktycznie niedostrzegalne spojrzenie w stronę `przyjaciela`. Nie zależało mu na awansie w łańcuchu. Było mu dobrze tam, gdzie znajdował się do tej pory - wiedział jednak, że skoro taka jest wola Maga, musi ją spełnić. Nadciągała przygoda i przynajmniej to napawało go optymizmem. Gdy znaleźli się poza obrębem sali, spojrzał na swych nowych towarzyszy. Piękna gromadka, nie ma co. Uraczył wszystkich swoim naturalnym uśmiechem i zaczął paplać.
- No to jak? Coś się zaczyna dziać! Ha, macie jakieś pomysły skąd można wytrzasnąć miecz, który zadowoli tamtego?
Kiedy już zaczynał gadać, trudno było go powstrzymać. Kontynuował więc.
- Chyba można by zacząć od sprawdzenia pobliskich wiosek? Może nawet dotrzemy do miasta!
Na samą myśl aż przeszły go ciarki. Tak dawno nie miał okazji zaznać prawdziwego, miejskiego gwaru! Tak dawno...
- W ogóle, nazywam się Alv. Jak macie na imię, moi piękni kompani?
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
Zwolniło, zwolniło, zwolniło... Tłukło się kobiecie po głowie. Miała niejasne wrażenie, że już to kiedyś słyszała, ale nie umiała sobie tego dokładniej zobrazować. Podczas całej przemowy Pana nawet nie podniosła na niego wzroku. Owy przyjaciel Maga nie przedstawiał sobą najprzyjemniejszego widoku - taki osąd wydała po ukradkowym spojrzeniu.

Yuldra przeczesała stwardniałą od pracy dłonią kręte włosy i spojrzała na gadatliwego malca. Nie sięgał jej nawet do ramienia, a wagowo to pewnie też chuchro oceniła na pierwszy rzut oka. I w dodatku gadał jakby go coś nakręcało od środka.
Znajoma sylwetka Ola jakoś dodawała jej otuchy, chociaż nie zamieniła z nim nigdy słowa. A reszcie jakoś nie zdążyła się przyjrzeć.

- I co takiego ekscytującego widzisz w mieście? - mruknęła pod nosem ni to do siebie, ni to do niego i podrapała się po głowie. Nie wyglądała na osobę grzeszącą intelektem, ale czasem pierwsze wrażenia bywają mylne. Przynajmniej do pewnego stopnia.
- Yuldra mnie zwą. - blondynka spojrzała z góry na Alva. Ale to raczej z racji wzrostu niźli wrednego charakteru.
Odpowiedz
Starając się unikać wzroku swego Pana, wycofał się z wielkiej sali.
- Nowy miecz - Powiedział Igwar jakby do siebie - Konkretów to tutaj jak na lekarstwo.
Poskubał się w swoją zapuszczaną od jakiegoś czasu brodę, po czym spojrzał nieufnie na swoich 'kompanów'. Zespół jakich mało. Nie ma co wybierać. Trzeba zrobić co rozkaże pan.

Nie przysłuchiwał się zbytnio co mówią pozostali. Założył ręce na piersiach i burknął
- Igwar - zaczął nerwowo trzeć wysuszone od pracy przy palenisku ręce - Igwar jestem.
Najwyraźniej pierwsze spotkania wychodziły mu z wielkim trudem.
- Wioski, miasta - powiedział po chwili -Osiedla niczym mrowiska. Masa ludzi i smród. Nic ciekawego.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Olo w ogóle nie wykazał się błyskotliwością
- Olo jestem.
Nie miał wiele więcej do powiedzenia. Niech się inni wyszumią, on nie miał żadnego dobrego pomysłu. Stał sobie z tyłu, bardziej jako element tła niż rozmówca dla kogokolwiek. Przynajmniej na razie.
Odpowiedz
Cóż, ten nie był atk miły jak poprzedni... Ale cóż, nie należy kwestionować jego decyzji. Gdy mówił o ich zadaniu, o swoim przyjacielu, uniosła nieco głowę i zerknęła na tego, o którym mówił ich Pan. Niemiły. A przynajmniej na takiego wyglądał. Patrzył na nich niesympatycznie. Szybko wbiła wzrok w podłogę...
A na zewnątrz jego komnaty stała już z całą resztą swojej nowej kompanii. Wszyscy wyżsi i na oko starsi od niej. Zacisnęła dłonie na fartuchu sukni. Przygryzła wargę.
- Gail. - Mruknęła cicho. I znów wbiła wzrok w podłogę.
Odpowiedz
Czas mijał, a wy nie wiedzieliście nawet, od czego zacząć. Od czasu pierwszej śmierci, nie mieliście kontaktu ze światem zewnętrznym, nie wiedzieliście, co was tam czeka, na ile się zmienił, ani nawet, w jakiej części świata się znajdowaliście. Nie wiedzieliście, gdzie szukać miecza, ani jaki miecz będzie godny przyjaciela waszego pana. Nie wiedzieliście, co ze sobą zabrać, czy podróż będzie długa, czy krótka, ani czy w ogóle z niej wrócicie.

Potrzebowaliście informacji, sprzętu i planu. I to szybko.
Dzisiaj podzielę się z wami opowieścią o hipokryzji, kłamstwach i małych dzieciach.

Jak wszyscy dobrze wiedzą, nam Szajt został wykopsany z gry. I pewnego pięknego dnia, dostałem na forum taką oto wiadomość:

Cytat

Po namyśle uznałem, że dobrze zrobiłeś usuwając mnie. I to dla mnie samego. Chociaż szkoda mi konta, które tak długo pielęgnowałem, to przynajmniej już nie ryzykuję uzależnienia od zabawy oraz kontaktu z niektórymi idiotami. A więc dzięki, Rang.

Pozdrawiam.


Szajt! Z twoich ciągłych powrotów wnioskuję, że jednak skasowałem cię zbyt późno i uzależnienie jednak się rozwinęło. Zatem nie dziękuj mi, bo zawiodłem... Ale postaram się jak mogę, byś pozostał na odwyku, chociaż tak mogę ci jeszcze pomóc...
Odpowiedz
No cóż. Jako, że był chyba najbardziej rozgadany i wygadany ze wszystkich, postanowił wziąć inicjatywę w swoje drobne ręce. Raz jeszcze spojrzał na swych nowych towarzyszy i raz jeszcze rozpromienił się szerokim uśmiechem.
- Yuldro, Ingwarze, Olo i Gail. Skoro i tak nie mamy wyjścia, trzeba zacząć coś robić. Sądząc z postury, któreś z Was może pracować w kuźni? Może znacie jakiegoś kowala? Trzeba by dyskretnie podpytać o jakieś informacje na temat dobrego miecza.
Dla niego wszystko było takie łatwe. Pójść i zapytać o miecz.
- Ja się chyba wrócę do tego `przyjaciela` naszego Pana i spróbuję wyciągnąć od niego jakieś informacje! Może nie skończę jako spopielona kupka.
Zmarszczył lekko brwi, co nadało jego twarzy dość komiczny wyraz.
- Czy któreś z Was zna kogoś, kto wyprawia się do miasta? Można by dowiedzieć się od niego jak najszybciej dostać się tam, gdzie chcemy!
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
Yuldra podrapała się po głowie i spojrzała na Ola [Olo, czy jakkolwiek ], ponownie. Przypomnieli się jej obwiesie z polany, tam gdzie dotychczas pracowała. Oni często wyprawiali się do miasta, po alkohol, do burdeli, po zapasy.
- Ja wiem. - odparła z pewnym ociąganiem. Właśnie do niej dotarło, że muszą zacząć współpracować, co o dziwo napełniło ją dziwnym entuzjazmem. Spojrzała na tego wygadanego robala i dodała - Ale trzeba by wrócić do lasu. - burknęła i wbiła spojrzenie w ziemię. Może ktoś znał kogoś, kto znajdował się bliżej?
Odpowiedz
[coś robimy? w sensie czekasz na nasze wypowiedzi, tak?]
Odpowiedz
[A na co? Sam mam wam ustalić plan działania? To bym napisał opowiadanie, a nie męczył was sesją.]
Dzisiaj podzielę się z wami opowieścią o hipokryzji, kłamstwach i małych dzieciach.

Jak wszyscy dobrze wiedzą, nam Szajt został wykopsany z gry. I pewnego pięknego dnia, dostałem na forum taką oto wiadomość:

Cytat

Po namyśle uznałem, że dobrze zrobiłeś usuwając mnie. I to dla mnie samego. Chociaż szkoda mi konta, które tak długo pielęgnowałem, to przynajmniej już nie ryzykuję uzależnienia od zabawy oraz kontaktu z niektórymi idiotami. A więc dzięki, Rang.

Pozdrawiam.


Szajt! Z twoich ciągłych powrotów wnioskuję, że jednak skasowałem cię zbyt późno i uzależnienie jednak się rozwinęło. Zatem nie dziękuj mi, bo zawiodłem... Ale postaram się jak mogę, byś pozostał na odwyku, chociaż tak mogę ci jeszcze pomóc...
Odpowiedz
[a tu będzie jakikolwiek ciąg dalszy, czy ludzie poumierali po sylwestrze? ]
Odpowiedz
*Wzruszył szerokimi ramionami* Mnie nie robi. Ważne żeby sobie jakiś cel wyznaczyć i się ruszyć. Ale pomysłu nie mam, więc może być las. Szkoda tylko że nic nie wiemy o tym mieczu. Te *Tu skinął na postać Matta* Mógłbyś iśc się w miedzyczasie spytać tego gościa co to dla niego miecz robimy jakiego miecza by chciał?
Odpowiedz
[dobra Kotki, trzeba coś napisać, bo nas Rang sprzątnie i tyle będzie ]

Gail popatrzyła nieśmiale po towarzysach. Otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale zamknęła je.
- A kuchnia? Nie przywozicie z miasta przypraw, którymi czasem cały dom pachnie? - Spytała, patrząc w kierunku Alva. - Ja nigdy nie pytałam o możliwość wybrania się stąd, ale może i któraś z pokojówek kiedyś... Wiem, że przywożą im kwiaty, które one później do pokoi wstawiają w pięknych wazonach... - Rozmarzyła się trochę. Widocznie jako pomywaczka była na samiutkim spodzie drabiny awansowej jeśli chodziło o czyszczenie domu. A sama myśl o pracy tak blisko Pana, lub kogokolwiek, kto miał z nim styczność, sprawiała, że wierciła się z niecierpliwości... Cóż, młoda była, a przynajmniej jej ciało, które właśnie przez przebieranie nogami wymyśliło sobie okazywanie gorliwości do pracy. Eh...
Odpowiedz
← Sesja Ranga

Sesja pierwsza - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...