Grunwald

Mam tu takie male opowiadanko, a wlasciwie wstep Chcialbym, byscie skomentowali moje wypociny, i powiedzieli prosto w oczy, czy jest fajne czy grafomania

---------

- Wedle moich obliczeń mamy 2153 rok. Niestety nie jestem w stanie zweryfikować tej daty. Dlaczego? A co wy się urodziliście wczoraj? A „Grunwald” coś wam mówi? Że co? Że niby bitwę znacie? A o tych terrorystach nikt nie słyszał? Boże drogi, co się tutaj z tą młodzieżą wyrabia…No nic, w takim razie zacznę od początku. Jest rok 2094. Komputery, roboty – ogólnie rzecz biorąc cała technika – panują nad naszym życiem. Robią za nas zakupy, pracują, pomagają, wychowują dzieci, nauczają je…Wszystko jak w bajce, nie mam racji? Ale jak to bywa, świry zawsze dadzą znać o sobie. Organizacja przedstawiająca się jako „Grunwald” (z prywatnych źródeł wiem, że byli to fanatycy średniowiecza) wystawiła Światu ultimatum. Jak to „Światu”? Ano tak, że nie ma już podziału na kraje, jest jeden wielki Świat. Kontynuując: postawili sprawę jasno – albo zniknie cała technika, dorobek ludzkości od XV wieku, albo oni zrobią to za państwo. Oczywiście Świat nie zgodził się na ten warunek. Wciąż pamiętam relację telewizyjną, jak Krzytrzuk pokazał im goły tyłek – ale było śmiechu. Jak to, że niby pamiętać nie mogę? A słyszeli panowie o „Ruchu Oporu”? Reinkarnacja coś wam mówi? No to wiedzcie, że zaraz po boomie, czy jak to nazwać, „Ruch Oporu” postanowił, że nie można zaprzepaścić wszystkiego i ukrył jedyną na świecie machinę reinkarnującą. Potem korzystano z niej, do czasu aż „Grunwald” wyśledził ich siedzibę i zrobił nalot. Wracając do boomu: Po nad wyraz obraźliwym geście Krzytrzuka „Grunwald” pokazał, że nie żartuje. Rozprowadzono wirus, który nie dość, że niszczył system i zarazem komputer, wysyłał za pomocą podzespołów PC-ta tak silne sygnały, że choć człowiek ich nie słyszał, dla maszyny (a więc także robotów itp.) był zgubny w skutkach. Tak oto terroryści pozbyli się elektroniki. Następnie wzięli się za przemysł, zniszczyli za pomocą bomb wszystkie huty, elektrownie, ośrodki badań… Po tych atakach nie było światła, ludzie chcąc-nie chcąc musieli wrócić do lamp oliwnych. „Grunwald” widząc to, zniszczył wszelkie kopalnie, rafinerie…Zapanował chaos. Ludzie nie potrafili żyć w tak spartańskich warunkach. Wtedy utworzyły się różnego rodzaju zakony, skupiające fanatyków średniowiecza. Te „oddziały” zaczęły tworzyć bójki, wojny wśród pospólstwa. Zatruwano wodę, wstrzykiwano choroby zwierzętom. Wtedy ludzie zobaczyli, że trzeba wrócić do średniowiecznych wynalazków. Co mądrzejsi otwierali różnego rodzaju zakłady, m.in. kuźnie. Samochody, nie potrzebne nikomu bez benzyny, rozbierano na części a następnie przetapiano na zbroje, miecze. Zamożniejsi ludzie kupowali sobie działkę, konia, zbroję, a następnie budowali zamek. Fakt, na początku długo schodziło z budową. Ale wraz z kolejnymi fortyfikacjami budowniczy dochodzili do coraz lepszej formy, zaczęto wymyślać urządzenia pomagające w budowie, np. żuraw.

Ciąg dalszy (być może) nastąpi
Odpowiedz
Nio dla mnie boomba . Bledow raczej nie znalazlem, wszystko trzyma sie kupy i jest calkiem niezle. Czekam niecierpliwie na dlaszy ciag. Oby nastapil w miare szybko(chcialbym to przeczytac zanim zejde z tego padolu ) bom ciekaw coz dalej jest.
Odpowiedz
tu taka upgrade'owana wersja
---


†††Nadmieniam, ze tekst nie wszystkim moze sie spodobac. Szczegolnie to, ze jest pisany dosyc osobliwie, a mianowicie jest czterech glownych bohaterow i zawsze pisze w pierwszej osobie. W opowiadaniu przewazaja dialogi i mysli, a opisow jest doslownie brak.†††

Grunwald


- Wedle moich obliczeń mamy 2153 rok. Niestety nie jestem w stanie zweryfikować tej daty. Dlaczego? A co wy się urodziliście wczoraj? A „Grunwald” coś wam mówi? Że co? Że niby bitwę znacie? A o tych terrorystach nikt nie słyszał? Boże drogi, co się tutaj z tą młodzieżą wyrabia…No nic, w takim razie zacznę od początku. Jest rok 2094. Komputery, roboty – ogólnie rzecz biorąc cała technika – panują nad naszym życiem. Robią za nas zakupy, pracują, pomagają, wychowują dzieci, nauczają je…Wszystko jak w bajce, nie mam racji? Ale jak to bywa, świry zawsze dadzą znać o sobie. Organizacja przedstawiająca się jako „Grunwald” (z prywatnych źródeł wiem, że byli to fanatycy średniowiecza) wystawiła Światu ultimatum. Jak to „Światu”? Ano tak, że nie ma już podziału na kraje, jest jeden wielki Świat. Kontynuując: postawili sprawę jasno – albo zniknie cała technika, dorobek ludzkości od XV wieku, albo oni zrobią to za państwo. Oczywiście Świat nie zgodził się na ten warunek. Wciąż pamiętam relację telewizyjną, jak Krzytrzuk pokazał im goły tyłek – ale było śmiechu. Jak to, że niby pamiętać nie mogę? A słyszeli panowie o „Ruchu Oporu”? Reinkarnacja coś wam mówi? No to wiedzcie, że zaraz po boomie, czy jak to nazwać, „Ruch Oporu” postanowił, że nie można zaprzepaścić wszystkiego i ukrył jedyną na świecie machinę do reinkarnacji. Potem korzystano z niej, do czasu aż „Grunwald” wyśledził ich siedzibę i zrobił nalot. Wracając do boomu: Po nad wyraz obraźliwym geście Krzytrzuka „Grunwald” pokazał, że nie żartuje. Rozprowadzono wirus, który nie dość, że niszczył system i zarazem komputer, wysyłał za pomocą podzespołów PC-ta tak silne sygnały, że choć człowiek ich nie słyszał, dla maszyny (a więc także robotów itp.) był zgubny w skutkach. Tak oto terroryści pozbyli się elektroniki. Następnie wzięli się za przemysł, zniszczyli za pomocą bomb wszystkie huty, elektrownie, ośrodki badań… Po tych atakach nie było światła, ludzie chcąc-nie chcąc musieli wrócić do lamp oliwnych. „Grunwald” widząc to, zniszczył wszelkie kopalnie, rafinerie…Zapanował chaos. Ludzie nie potrafili żyć w tak spartańskich warunkach. Wtedy utworzyły się różnego rodzaju zakony, skupiające fanatyków średniowiecza. Te „oddziały” zaczęły tworzyć bójki, wojny wśród pospólstwa. Zatruwano wodę, wstrzykiwano choroby zwierzętom. Wtedy ludzie zobaczyli, że trzeba wrócić do średniowiecznych wynalazków. Co mądrzejsi otwierali różnego rodzaju zakłady, m.in. kuźnie. Samochody, nie potrzebne nikomu bez benzyny, rozbierano na części a następnie przetapiano na zbroje, miecze. Zamożniejsi ludzie kupowali sobie działkę, konia, zbroję, a następnie budowali zamek. Fakt, na początku długo schodziło z budową. Ale wraz z kolejnymi fortyfikacjami budowniczy dochodzili do coraz lepszej formy, zaczęto wymyślać urządzenia pomagające w budowie, na przykład żuraw.



- Cholera…nie pośpię sobie chyba dziś…Krzyki?? Teraz?? Cholera! Przecież Witoldów nie ma sąsiadów. Inkwizycja! Cholera! Gdzie Janek?? Janek!! Janek!!!!
- Nie drzyj się, przecież cię słyszę. Obudziły mnie krzyki. Też sądzisz, że trzeba się wynosić??
- Chodu!!!



- Czyli chce pani kupić folwark??
- Tak.
- Z żywym inwentarzem czy bez?
- Oczywiście, że z inwentarzem. Nie wiesz może, urzędniku jeden, skąd mam wziąć konia?? I bydło?? Przecież po boomie wszystko wykupili. Teraz to sobie mogę gówno kupić, o ile będzie. A wy, urzędasy, macie swoje dojścia i możecie wszystko załatwić. Nie ma co, poszczęściło się wam z „Grunwaldem”…
- Nie chcę być niegrzeczny, ale…
- To nie bądź. Kiedy mogę oczekiwać mojego zamówienia??
- No wie pani, myślę, że jakby „Grunwald” się zgodził, to za mniejwięcej pół roku będzie już pozwolenie na sprzedaż, a bydło – na razie nie do zrealizowania.
- Ty mi tu nie pieprz, wiem że na Kryszewskiej macie „magazyn”, jak go nazywacie, a w nim wszelakie dobra. Tak więc…
- Piotr
- …Piotrze, co byś powiedział na zaliczkę?? Oczywiście nieformalną, a potem jakiś procent od zysku folwarku??
- No wie pani…
- Nie od dziś wiadomo, że urzędasy są łasi na łapówki.
- No dobrze, powiedzmy 100 kg srebra plus 10 procent zysków.
- Pięć.
- Osiem.
- Siedem.
- Dobrze, niech będę stratny. Czyli reasumując – 100 kilogramów srebra i 7 procent od dochodów, i będzie pani miała to gospodarstwo w dwa miesiące. Pasuje??
- Jak najbardziej. Do widzenia.
- Żegnam panią.



- Inkwizycja??
- Nie sądzę Janku. Myślę, że to maruderzy z oddziałów Garbasza. Podobno Estończycy polegli. Pod [xxx]. Mówiono, że Garbasz szedł z osiemdziesięciotysięczną armią. Rulijna dosłownie zmiotło. Nawet elitarne oddziały nie pomogły, bo gdy „Grunwald” puścił do boju pancernych, to morale gwałtownie spadły. Trzech zbrojnych na jednego piechura przypadało. A przynajmniej tak powiadają.
- Piedoły. Garbasz nie miałby skąd wziąć tyle luda. Czechy ich jadą równo, ostatnio Praga się wyzwoliła. Plotki mówią, że alchemika znaleźli. I paliwo zrobili. Konnica nie miała szans z samochodami.
- Oni jeszcze tego nie sprzedali?? U nas przecież auto to rarytas, większość przerobili na rynsztunek.
- Ano, widać Czesi mądrzejsi od Polaków, a przynajmniej w kwestii konfliktów zbrojnych.
- Janek, ty mi tu nie mędrkuj, ino mów gdzieśmy. Bo trzeba szybko coś postanowić, inaczej wojna nas zastanie. Koni nie możemy żałować, tylko najpierw trzeba trasę obrać. Co wybieramy??
- Czesi granice zamknęli, odkąd przestali być województwem Świata. Niemcy to naród zdradliwy, Słowacja w wojnie pogrążona, Węgry oblegane, Ukraina…Ukrainy to już chyba w ogóle na mapach nie ma. Estonia płonie. Sądzę, że trzeba nareszcie wykorzystać znajomości, kupić statek i płynąć.
- Ale gdzie? Ameryka odpada, nie stać mnie na galeon co tam bezpiecznie dopłynie. W Afryce epidemia syfilisu się szerzy. Coś czuję, że trzeba kupić mały, szybki i zwinny stateczek i płynąć do Australii.
- Cholera, daleko… Podróż nam z pół roku zajmie.
- Ano, wóz albo przewóz. Ewentualnie możemy się zaszyć na moim zameczku, koło Stalowej Woli.
- E nie, za blisko. Mówią, że książę Krystian trzyma tam swoje Krysie.
- Krysie???
- Nie słyszałeś?? Zwerbowane kobiety, najczęściej najemniczki. Uzbrojone w osiemdziesięciocalowe łuki. Podobno byka z tego z dwustu metrów ubijają jedną strzałą.
- Kurde no, zostaje Gdańsk i pomysł ze stateczkiem. Jedyne co nam zostaje, to znaleźć sposób na bezpieczny przejazd do morza, bo plotka mówi, że prezydent to teraz wszystkich zdolnych chłopa do wojska bierze. Chyba w myśl zasady „kupą mości panowie, bo kupy nikt nie ruszy!”.
- Albo „trzymaj się w kupie, a gówno ci się stanie”.
- Tak czy siak, trzeba skombinować sobie pancerz królewski. Niby że z poselstwem jedziemy.
- Ty wiesz, że to nie głupi pomysł?? Wiesz może, gdzie teraz jesteśmy.
- No mniejwięcej dwadzieścia mil od Rzeszowa.
- Jeśli uda nam się dojechać do Lublina, to dostaniemy ekwipaż. Królewski.
- No to w drogę, niechaj Bóg będzie z nami.
- W drogę.



Jezu, ta dzisiejsza młodzież…Po kiego ja zostałem historykiem?? Trzeba było iść na architekturę, to bym sobie teraz w połączeniu z moim zamiłowaniem do przeszłości robił zamki. Albo dwory. Albo folwarki. W ogóle, coś bym sobie robił. A nie słuchał, jak dwudziestolatki pytają się, co to jest „Grunwald”. Grunwald, cholera, miejscowość na północy Polski. Grunwald!!! Przecież ta wiocha to już dawno nie istnieje. A oni wielkie zdziwienie, że boom był. A żeby ich tak czart… Kurde! Ktoś tam idzie.
- Stój! Kasa albo życie!
- Panowie cni, nic nie mam, naprawdę!! Jestem tylko biednym historykiem!
- Patrz Stefan, nie chce wyskoczyć z gotówki. Zaraz zobaczymy twoją nową fintę, którą się tak chwaliłeś.
- Błagam, nie zabijajcie mnie!
- Milcz!
- Dobrze, widzę że po dobroci nie chcecie. Odejdźcie. Nie chcę was krzywdzić.
- Ty, patrz jaki się nagle odważny zrobił. Dawać go!
- Soledo, sobat takhr!!!
Necessitas in loco, spes in virtue, salus in victoria. I po co im to było?? Co za szczęście, że wujek Ernest poduczył mnie trochę magii bitewnej, bo by było krucho ze mną…



- Kochanie, załatwiłam sprawę folwarku. Nie obyło się bez łapówki, ale udało mnie się wynegocjować dobrą cenę.
- „Dobrą”, znaczy ile??
- Sto kilogramów srebra i siedem procent.
- Ile??!! Czyś ty zgłupiała?? Przecież za tą cenę to bym sobie trzy folwarki kupił!
- To trzeba było kupować, a nie wyręczać się mną.
- A szlag by cię trafił! Straciłem majątek przez ciebie!
- Nie histeryzuj, folwark zarobi.
- A ty nadal myślisz, że ja tam chcę folwark mieć??
- A niby co?!
- A niby stadninę. Koni, jakbyś nie wiedziała.
- Wiem do czego służy stadnina! Ale jak mogłeś nasze oszczędności na coś takiego przerzucić?? Mieliśmy się zaszyć, w Krzyszowie…
- A tobie tylko Krzyszów w głowie! Nie rozumiesz, że chcę być bogaty, tak jak niegdyś, przed tym cholernym boomem?
- Ciągle się „Grunwaldem” zasłaniasz, ty, ty…
- Dokończ.
- Nie, idę spać. Dobranoc.
- Może dla ciebie dobra, ale dla mnie tragiczna.
- Dla mnie również.
- No więc miłych snów, bo życie da nam w kość i przypomni o sobie, aż będziemy żałować…
- Czasami myślę, że mógłbyś zostać wieszczem. Te twoje przemowy, pełne dumy, a zarazem strachu, iście dziecięcego, a także…
- Skończ już, proszę.



- Janek, czy ty aby na pewno wiesz, gdzie my jedziemy?
- No, jakby ci to powiedzieć… Jesteśmy gdzieś niedaleko Rzeszowa.
- Zaraz cię w pysk zmaluję. Przecież wyjechaliśmy niedaleko od Rzeszowa.
- No, ale jak zaczęliśmy uciekać w popłochu, to zgubiłem kierunek.
- Chcesz powiedzieć, że być może jedziemy na Śląsk, a może na Słowację?!
- Na Słowację na pewno nie, bo byśmy się zbliżali do pożarów, a tym czasem my się oddalamy. Tak więc wnioskuję, że zmierzamy w kierunku morza.
- Wypadałoby się kogoś spytać. Tyle tylko, że my na żadne wiochy nie natrafiamy. Niech to szlag!
- Popieram…
- Ty się lepiej w ogóle nie odzywaj.



Wyjście z kaplicy św. Anny nie było najłatwiejsze, chociaż w zasadzie mogłem nie bić tego strażnika. Ale co to się porobiło, żeby księża musieli się modlić cały dzień. Ave Maria, ino co za dużo, to nie zdrowo. Trzeba opuścić kler, bo nas zamęczą na śmierć…
- Te, klecho! Wracaj przed ołtarz, bo ci zaraz zmaluję teleskopem w twarz, że się już nie podniesiesz.
- A kim ty jesteś, że możesz dowodzić słudze Bożemu?
- Cha, cha, cha! Dobre sobie! Sługa Boży powiadasz? A czy ty sobie przypadkiem tytułu inkwizytorskiego nie używasz do własnych celów? Hmm, pomyślmy…No kochaniutki, przysmażanie podeszw miałbyś gwarantowane, a…
- A ty nie? Ciekawe, co by książę powiedział, gdybyś mnie Inkwizycji wydał? Na co ciebie by skazał?
- Ty się klecho nie wymądrzaj, wynocha pod ołtarz!
- Sicido, totalitus petrificus!

Zaklęcie petryfikacji. Bardzo przydatne. Dobrze wyćwiczone paraliżuje nawet na godzinę. A w godzinę można przejechać około pięć mil. To dużo. No, ale ja potrafię unieruchomić na mniejwięcej dwadzieścia minut, więc muszę się spieszyć. Ach, byłbym zapomniał, muszę sobie jakiegoś jurnego rumaka załatwić.
- Niestety, musi ksiądz opuścić stajnię, bo inaczej będę musiał zastosować prze…
- Sicido, totalitus petrificus!
No, konia już mam, oszczędności zabrane, a więc w drogę. Do Płocka!



- Anno.
- Słucham cię.
- Jedziesz gdzieś?
- Tak, ale co ci do tego?
- Może to, że żyjemy ze sobą już dwa lata, a ty wciąż coś przede mną ukrywasz.
- A co, może nie mogę?
- Anno.
- Dobrze, niech ci będzie. Jadę do Płocka. Do Daniela.
- A co ten łajdak od ciebie chce?
- Nie gorączkuj się tak. Po pierwsze, nie on ode mnie, a ja od niego, a po drugie, to nic mnie już z nim nie łączy.
- Oby. Jakoś wciąż nie wierzę, że on się taki święty nagle zrobił. Wcześniej burdy wszczynał, a teraz co? Jak się go pijanego zobaczy, to normalne święto jest.
- Paweł.
- No co? Nie mogę mieć swojego zdania na jego temat? Po prostu drażni mnie ten człowiek.
- Ale jest bukmacherem. I ma dużo pieniędzy. Bardzo ważnej w dzisiejszych czasach gotówki. A przecież wczoraj się na mnie wydzierałeś, że twój majątek wydałam na folwark. Tak więc…
- Nie musisz tam jechać.
- Nie przerywaj mi. Tak więc jadę tam odrobić choć część mamony. Na rozkręcenie interesu.
Przecież nie masz pieniędzy na klacz i rumaka?
- No fakt. Ale mogę się zatrudnić. Jako cieśla. Wiesz przecież, że mam fach w ręku.
- Jedyne, co ty masz w ręku, to karty. Karty, karty, karty…
- Kochanie…
- Mówiłam ci, żebyś mi nie przerywał. Wracając do gier – ty więcej przegrałeś na loteriach i zakładach, niż ja wydałam na folwark.
- Stadninę.
- Folwark, który chcesz przerobić na stadninę.
- Jak to „chcę”?
- No wiesz, skoro ja wczoraj kupowałam grunt, to jest on zapisany na mnie, więc teoretycznie mogę ci nie pozwolić na jakiekolwiek przeróbki.
- Ale chyba tego nie zrobisz.
- Przekonamy się. Na razie jadę na zarobek. Do Płocka. To jest ostatnie moje słowo.
- Naprawdę nie zostaniesz?
- Nie. Żegnaj.
- Dowidzenia.
- Postaram się wrócić jak najszybciej.

Ale idiota. Gdyby nie jego zakłady i gry…ach, szkoda gadać. Jedyne, co mnie wkurza, to to, że jak ja wydaję pieniądze, to afera, a jak on, to nic, bo nie jestem w stanie się mu sprzeciwić. Jakoś to będzie. Gdzie ja mam głowę? Ze złości poszłam na rynek, zamiast na stację. Dobrze, że Paweł nie zobaczył, że wzięłam resztę oszczędności. Na dorożkę.



- Grzesiek.
- Słucham cię cały czas.
- Zbliżamy się do Lublina.
- No to chyba dobrze? Mam tu swojego człowieka, a…
- Nie o to chodzi. Wydaje mnie się, że oblegają Lublin. Ale nie wiem kto.
- Janek, co ty mi tu pitolisz. Przecież to nie jest oblężenie. Tu wojsko stacjonuje.
- Przed miastem? A czemu nie na wsi?
- Skończ z tym. Jedziemy do grodu.
- Jesteś pewien? A jak wejdziemy? Odźwierni nas nie wpuszczą.
- Nie muszą. Mam swoje sposoby.

Ach, Janku, Janku. Jak ty mało pojmujesz. Gdybyś był taborytem, jak ja, to by cię wszędzie wpuścili. Wystarczy podać hasło. A tak swoją drogą, to bardzo dobrze Czesi zrobili, ponawiając służbę taborytów. I Sierotek. O tak, Sierotki to był strzał w dziesiątkę. Chociaż ta nazwa to już przegięcie. Jeszcze tylko Żiżkę przyzwać do życia, i mamy całkowity powrót do piętnastego wieku. No, ale nie mnie to osądzać. Nie sądźcie, abyście i wy nie byli sądzeni. Piękne słowa. Ciekawe, kto je jako pierwszy wymówił? Tyle niewiadomych. Ciągle spotykam się z rzeczami, o których nikt nic nie wie. Jedno jest tylko pewne – memento Mori. Tak, tylko to jest pewne. Jak ktoś kiedyś powiedział, to chyba jeszcze w dziewiętnastym albo dwudziestym wieku było – są tylko dwie rzeczy nieskończone – kosmos i ludzka głupota, acz co do pierwszego to nie jestem pewien. Zaiste, piękne słowa. Już na przykładzie księcia Krystiana widać, że głupota ludzka jest nieograniczona. Biją jego kraj, Ukrainę. A on, jakby nigdy nic, na Słowacji wojuje. Niby nawraca. Ale kto w to wierzy?? Przecież Słowacja chrześcijańska jest. Albo prawosławna. Niestety nie wiem, gdyż razem ze zmianami politycznymi zachodzą również zmiany religijne. Ale w zasadzie różnic między prawosławiem a chrześcijaństwem jest mało. Ot, parę drobnych szczegółów, dotyczących życia kapłańskiego. O Jezu, aż mi się niedobrze zrobiło na myśl o celibacie. Kler ma przewalone teraz. Modlą się na okrągło. Czuję przez skórę, że nam tu księża jakąś rewolucję zrobią. Albo powstanie. Jeśli w ogóle dotrwają do jakiegoś zrywu. Bo kiepsko z nimi, oj kiepsko.



Uczelnia, uniwersytet, szkoła. Na okrągło kursuję tą trasą. Przeplataną z gospodami, bo w końcu człowiek musi jeść. Pić również. Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje - w moim wypadku pieniądze. Takie ponadczasowe przysłowie. A co do forsy, to fakt, haruję, że ledwo wyrabiam, a kasy ledwo wystarcza na życie. Dlaczego nie zostałem architektem? Projektantem? Ach, pokusy losu. Uczyć dzieciarni zachciało się. Teraz mam za swoje. Ale jak mówią, co było a nie jest, nie pisze się w rejestr, więc może powinienem porzucić tę fuchę? Sprzedać mieszkanie, kupić jakiś pancerz i miecz. No i konia oczywiście. Tak, tak, w dzisiejszych czasach bez rumaka ani rusz. Ale kim mógłbym zostać? Na pewno nie uzdrowicielem. Coś tam się znam na magii, ale bojowej, a nie leczniczej. Całe moje życie to jest pasmo pomyłek. W zasadzie, to chyba los się na mnie uwziął. Moimi problemami można by całą wieś obdarować. Na przykład zawód. Kto w dzisiejszych czasach zostaje historykiem? Kto, kiedy jest nauczycielem edukuje się w magii? Bojowej? Obecnie trzeba uzdrowicieli. Bo magów, atakujących, jest coraz mniej. Wojna teraz, a w szczególności bitwa, to jest zwykła rzeź. Nie ma czasu, aby tracić go na jakieś mruknięcia. Czary mają za małą siłę. Teraz, gdy kilkudziesięciotysięczne armie przetaczają się przez kraj, trzeba uzdrowicieli. Mnóstwo.



Trzeba gdzieś zostawić habit. Bo poluje książę na nas. Kleryków. Krzysztof to jakiś palant, nawiedzony. Przecież księża długo już nie wytrzymają tej tyrady. Sądzę, że jakieś powstanie się szykuje. Jeśli świątobliwi mają siły, by się wyzwolić. W końcu jacyś nadnaturalnie barczyści nie jesteśmy. Ot tyle, aby móc udźwignąć tacę z datkami. Zaciągnąć niewiernego przed ołtarz. Wydusić z niego pieniądze. Składkę. Świat nam się sypie. Wojny wokoło, „Grunwald” na razie rządzi, Ruch Oporu szlag trafił, a nas, kleryków, wzięli w obcęgi. Chwilowo jakoś udało się mi oswobodzić. Mam nadzieję, że na długo. Trzeba zostawić habit. Zostać kupcem, albo trubadurem. Poetą? Tak, to jest dobra myśl. Ksiądz proboszcz zawsze chwalił moje umiejętności do pisania wierszy. Tak czy siak, trzeba opuścić kler. Jak najszybciej. Bo inaczej krucho ze mną będzie. Tylko skąd wziąć zwykły strój mieszczanina? Przecież jeśli wejdę bez ubrań, to mnie wyrzucą z miasta. Na zbity pysk. Bo nawet żebracy mają przyodziewek. Trzeba będzie kogoś unieszkodliwić. Zabrać mu koszulę i spodnie. Reszty nie trzeba. Bóg mu to wynagrodzi. Oby. Tylko skąd tu wziąć wędrowca? Jadę jakimiś pustkami, byle dale od traktów, bo książę by mnie wbił na pal. Niewątpliwie. Co robić? Trzeba chyba na jakiś gościniec pojechać. Aczkolwiek podróżować poboczem, w leśnych ostępach. A więc dalej, byle dotrzeć do cywilizacji!



- Pani…
- Natalio.
- Tak więc, Natalio, mam dla ciebie propozycję. Nie do odrzucenia.
- Słucham.
- Pojedzie pani z nami.
- A niby dlaczego?
- Jest takie męskie przysłowie, aczkolwiek nie do powtórzenia w towarzystwie dam. Tak czy inaczej, nie ma pani wyboru.
- A mogę wiedzieć, gdzie jadę?
- Zobaczy pani na własne oczy.
- Pięknie. Porwali mnie jacyś najemni zbóje. Pięknie!
- Naprawdę, niech pani nie histeryzuje, nic się pani nie stanie.
- Pani, pani. Skończ już z tym. Długa ma być podróż?
- Tak.
- Sądzę więc, że lepiej będzie jeśli się poznamy. I będziemy zwracać per Natalio i per…
- Kamil.
- I per Kamil. Z resztą bandy się nie będę spoufalać.
- Nie musi p…nie musisz Natalio.
- Pięknie.



- Czy Natalia jest już w drodze?
- Tak, o wielmożna.
- Kiedy spodziewamy się przyjazdu rzeczonej?
- Sądzę, że panna Natalia odwiedzi nas najpóźniej w poniedziałek.
- A dziś jaki mamy dzień?
- Czwartek, jaśnie pani.
- Nie o nazwę się pytam, gamoniu, tylko o datę.
- Mamy trzeci sierpnia dwa tysiące sto pięćdziesiątego czwartego roku przed boomem, i drugi lutego dziewiętnastego roku po boomie.
- Dobrze. A więc możemy się spodziewać Natalii siódmego sierpnia. Pamiętaj, aby zorganizować przyjęcie powitalne. Na cześć nowej mieszkanki tego zamku.
- Twoje życzenie, o pani, jest dla mnie rozkazem. Zaraz zwołam naradę, by ustalić szczegóły przyjęcia. Plan zostanie ci przedstawiony w piątek, czyli jutro.
- Doskonale. Tylko macie się postarać, bękarty!

Uff…na dworze Patrycji nie ma sprzeciwów. Może to i dobrze? Przynajmniej wiedziemy w miarę spokojne życie. Choć nie zawsze. Na przykład teraz, mamy się uganiać za jakąś Natalią. Zadanie nie godne rycerza. My mamy je ratować z opresji, a nie szukać. Jednak lepiej jest przymykać oko na wybryki młodziutkiej i pięknej Patrycji i mieszkać jak król, niż klnąć na czym świat stoi i spać w pijackiej oberży lub pod gołym niebem. Jednak znam i takich, co by naszej księżnej nie usługiwali. No cóż, dla każdego coś miłego. A tak swoją drogą, to co ja mam niby przygotować dla tej dziewki? Szkoda, że teraz już praktycznie nie spotyka się zawodu dekoratora wnętrz. O ileż by było łatwiejsze moje życie… Nic to, trzeba się wziąć do roboty!

*** W tym samym momencie***

Bękarty jedne. Tylko by sobie mieszkać u mnie chcieli. Służba nie drużba! Piękne przysłowie. Ja, Patrycja z rodu Burego, nie pozwolę sobie w kaszę dmuchać. Co to, to nie. Nawet Natalia, moja serdeczna przyjaciółka, nie może sobie pozwalać na za dużo. Bo co za dużo, to nie zdrowo. To też mądre porzekadło. Hmm…do przyjęcia gościa mam cztery dni. Dziewięćdziesiąt sześć godzin. Co można by zrobić w tak dużym czasie? Chyba wyślę po jakąś suknię. Do Arengardu. Tak, to dobry pomysł. Trzeba wymyślić coś wystrzałowego. Na uroczystość przyjęcia Natalii. A może by tak…Eureka! Już wiem! Wiem, wiem, wiem! Poślę po suknię dla przyjaciółki. Albo nie. Nie suknię, tylko strój. Tylko co ona lubi? Przez tyle lat już zapomniałam…Wydaje mi się, że lubiła walczyć. Wręcz. Tak więc można by jej zrobić strój składający się ze skórzanych butów ze złotymi klamrami; pancerz lekki, a zarazem wytrzymały, oczywiście również zdobiony złotem. Czy to nie za mało? No tak, ale ja głupia jestem. Trzeba jej jeszcze dać broń! Tylko jaką…To musi być coś wyjątkowego. Miecz odpada, pospolite rycerstwo się nim bije. Topór będzie za ciężki. Łuk odpada, bo ona lubi walczyć w zwarciu. Zostają pazury i morgenstern. Pazury…Nie, nie, już kiedyś jakaś sławna Natalia walczyła pazurami. Tak więc zostaje morgenstern. Na rękojeści będzie można wygrawerować napis „Od Patrycji dla ukochanej Natalii”. Chociaż nie, bez słowa „ukochanej”. Tak będzie lepiej brzmiało. Ale coś jeszcze mi brakuje…Wiem! Tarcza! To jest świetny pomysł. Zrobi się tarczę, w kształcie litery „u”. Tylko oczywiście pełnej. Drewno będzie czarne, a na środku będzie złoty herb Burych. Tak, to świetny pomysł. Ups, powtarzam się. To księżnej nie wypada.



- No i widzisz? Na co był nam ten Lublin?
- Nie panikuj Janek, wszystko będzie dobrze. Tutaj stacjonuje Tabor.
- Nic nam nie da ten twój Tabor-Srabor, bo siedzimy w lochu. Cholernym, zatęchłym lochu, i bijemy się ze szczurami o jedzenie!
- Naprawdę nie ma się czym przejmować.
- Grzesiek, ty się zamknij lepiej.
- Jesteśmy zamknięci.
- Nie łap mnie za słówka.
- Dobrze, dobrze. Musimy jakoś wiadomość przemycić. Tak, żeby doszła do Taboru. Na sto procent.
- Masz jakieś pomysły?
- Ile masz oszczędności?
- No, niewiele prawdę mówiąc.
- Ile?
- Dwadzieścia sześć denarów.
- A ja osiem i pół denara.
- Czyli razem trzydzieści cztery i pół denara.
- Janek, ja naprawdę umiem liczyć.
- Sądzisz, że ta suma wystarczy na opłacenie strażnika?
- A po co strażnika? Ten loch jest słaby. Bardzo słaby bym powiedział. Widzisz to okienko?
- Grzesiek, czyś ty zdurniał? Przecież to z sześć metrów nad nami. Wdrapanie tam zajmie nam z pięć godzin.
- A więc bierz się do roboty, to może nas strażnik nie zauważy.
- Wszedłbym tam szybciej, gdyby nie to, że ten mur jest niemal równy.
- Nie marudź. Masz tu pieniądze. Szukaj miejsca do wspinaczki, a ja w tym czasie napisze wiadomość. Masz coś ostrego?
- Nie, ale tu masz kamyczki. Może one? A tak swoją drogą to po co ci to?
- No a niby czym mam pisać.
- Krwią?
- A jakże.

*** Dziesięć minut później***

- „Jesteśmy w lochu margrabiego, podeślijcie kogoś”.
- Krótko, zwięźle i na temat.
- Gadu-gadu, ciekawe jak będziesz mówił na torturach.
- Niedoczekanie. No, bierz się za ten mur.
- A co jak niby spadnę?
- To będę cię niby łapać.
- Ech… z tobą to jest rozmowa, nie ma co…
- Taki jestem.

*** Po kilku godzinach ***

- No, wiadomość przekazana.
- Komu ją dałeś?
- Staruszkowi, biedakowi.
- Biedak weźmie całą kasę i tyle będziemy go widzieli…
- Wiem. I dlatego dałem mu tylko trzy denary. Resztę po zakończeniu misji.
- A jaką będziemy mieli gwarancję, że dostarczy?
- Żadną.
- No więc stawka wynosi jeden do jednego. Obyśmy tylko trafili na kogoś uczciwego.
- Pan z nami.
- Lepiej przeproś Boga, za decyzje za niego, bo inaczej może się obrócić przeciwko nam.
- Coś ty się taki religijny zrobił?
- Bo jeśli Stwórca z nami, to kto przeciwko nam?[/i][i][i][/i]
Odpowiedz
← Fan Works

Grunwald - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...