Sesja manfreta

Siedziałeś przy podłużnym, wąskim stoliku, pochylając się nad plastikowym talerzem pełnym pożywnej, apetycznej jak cholera papki. Jak to we wszystkich pokładowych stołówkach, przestrzeń między blatem a ławką, na której usiłowałeś zmieścić swoje dupsko, była obliczona dokładnie tak, by dłuższe posiedzenie było niemożliwością, a to ze względu na drętwienie ściśniętych pośladów, albo i skurcz ciągle wciskanej w plecy przepony. Dlatego też nie pozostawało nic innego, jak bez gadania zeżreć paskudną, pastelową breję, która uśmiechała się do ciebie całym zestawem zawartych w niej witamin, bez względu na to jak bardzo była pozbawiona smaku.
Służba na molochu takim, jaki Conestoga miała swoje zalety. Osobne pokoje, strzelnice, siłownie. Tylko z jakiegoś powodu nie można było doprosić się o solidnego kucharza, choć w samej stołówce zmieściłoby się z pięćdziesięciu wygłodniałych chłopów. Ale nie, jajogłowi od zdrowego, żołnierskiego żywienia wiedzieli lepiej. Zawsze wiedzą lepiej. No i teraz macie.
Bezbarwną, bezkształtną breję. Śniadanie, kurwa, mistrzów.
- Jak na to patrzę, to chyba muszę kogoś zastrzelić... - mruknął złowieszczo Oswald, nabierając trochę mazi na łyżkę i pozwalając jej spaść z wysokości z powrotem na talerz, z głośnym, obleśnym plaśnięciem.
- Zastrzel Korniłowa, w nagrodę dostaniesz roczny przydział tej cudownej odżywki. - zaoferował łysemu Teksańczykowi równie łysy i czarny jak noc Jordan.
- Przeeestań, nie dość, że muszę żreć to gówno, to jeszcze mi tu każesz sobie wyobrażać mordę tego... No żeż kurwa, lezie tutaj. Musiałeś wykrakać? - Oswald jęknął boleśnie na widok wchodzącego do stołówki Korniłowa. Starszy mechanik, bo taką funkcję w waszym oddziale pełnił Korniłow, był jednym z tych ludzi, którzy - podobnie jak jajogłowi - zawsze wiedzą lepiej. Jeśli coś się popsuło, on zawsze wiedział lepiej, dlaczego się popsuło i dlaczego to właśnie ty to popsułeś. Jeśli trzeba było coś naprawić, Korniłow zawsze wiedział, dlaczego tobie się to nie udało lub dlaczego jemu udałoby się lepiej. Fakt faktem, że pomimo swego wiecznego malkontenctwa, wrodzonej upierdliwości i czegoś, co wasz dowódca określał niekiedy mianem "ruskowatości", Korniłow faktycznie potrafił zrobić coś z niczego, kiedy faktycznie było potrzeba. Ale to nie przysparzało mu fanów wśród członków oddziału.
Mechanik przeszedł przez pustą salę i demonstracyjnie położył tacę na stole tuż obok waszego, nie bacząc na odprowadzającego go ołowiane spojrzenia Oswalda i Jordana. Równie demonstracyjnie wrócił do bufetu po przyprawy, choć, jak wiedział każdy, kto spędził w korpusie przynajmniej tydzień, przyprawianie śniadaniowej papki było równie skuteczne, co ładowanie akumulatora kluczem nastawnym.
- Ej, Gutierez. - Oswald wychylił się do ciebie, szepcząc konfidencjonalnie, gdy Korniłow stanął kawałek dalej przy samoobsługowym bufecie. - Dosyp tej męcie trochę przyprawek... - postawił przed tobą niewielki słoiczek opatrzony jakąś etykietą. - To moja odżywka do ćwiczeń, takie małe paliwo atomowe, ale naszemu zatwardziałemu Ruskowi świetnie posłuży na przeczyszczenie.
Odpowiedz
Od zawsze mnie zastanawiało co podają w tym gównie, tak szumnie nazywanym 'żołnierską ucztą'. Przecież to było bez smaku, o prawie stałej konsystencji no i jeszcze ten kolor a w zasadzie jego brak. I to miałem jeść podczas gdy reszta pierdzielonego dowództwa jadła co chciała bo ich te zasrane przepisy żywieniowe nie obowiązywały. Byliśmy przecież bombardowani tonami witamin i mikroelementów, które miały być w ich mniemaniu jedynym słusznym posiłkiem dla każdego żołnierza. A oni wpierdalali kawiory, ryby w galarecie czy inne homary. Kurwa. Spojrzałem na Oswalda. Nie chciało mi się wsypywać tego gówna dla Ruska. Nie po tym co ostatnio zaszło.
- Sory stary ale sierżant nakazała się nam stawić i sprawdzić czy wszystkie pojazdy są sprawne przed inspekcją. -
Pierdzielona ispekcja. Będą sprawdzać czy wszystko działą w jak najlepszym porządku. A gdy nie będzie działało to dostaniemy taki opierdol że głowa mała.
- Tak więc jak teraz Rusek będzie miał rozsadzoną dupę i spędzi czas w kiblu to ja zbiorę łomot za całą załogę. A drugi raz nie chcę słuchać pani sierżant jak rozwala mi dzień swoimi pomysłami. A przecież wy chcieliście bym wsadził mu ten wasz granat gazowy do jego szafki -
Tak, pani sierżant. Sucz potrafiła dokopać każdemu kto zrobi rozwałkę w drużynie. Nie chcę ponownie przechodzić przez jej 24-to godzinny tor przeszkód. Na koniec dobrzy kumple doprowadzili mnie do wyra bo sam bym leżał i gnił na placu treningowym. Wszystko bolało jak jasna cholera. A granat? Spowodował że tylko że cała szatnia capiła jakimś gównem. Ale oczywiście szefowa mnie nakryła. Kurwa mać...
- Chyba że inna ekipa dokona sprawdzenia pojazdów przed inspekcją ale o niczym jeszcze nie wiemy. Zresztą Oswald - zapytałem się łysego Teksańczyka - Czemu sam mu nie wrzucisz tego do żarcia? No dawaj, chyba że się boisz dowództwa?
Rzuciłem okiem na Ruska, który wybierał przyprawy. Co dzień inny smak. Ale skurczybyk znał się na swojej robocie. To mu trzeba było oddać.
Odpowiedz
Z wyraźnym niezadowoleniem Oswald schował słoiczek i machnął ręką.
- E, kurczak z ciebie, Gutierez. Ciebie też powinni dodać do tej papki... - dziabnął ponuro widelcem w bezbronną masę. Tymczasem Korniłow właśnie zdołał, nie bez trudu, wcisnąć się między swoją ławkę a stolik i ciężko wesprzeć się na łokciach, gdy nad wejściem do stołówki rozbłysła żółta lampka, której zawtórował chrobotliwy brzęczyk z małego głośnika - sygnał wzywający oddział na zbiórkę w hali odpraw.
- Job twoju mać... - zaklął Korniłow, rzucając dopiero przystawiony do ust widelec. Oswaldowi i Jordanowi uśmiechy od razu powróciły na gęby.
Niby fajnie, bo ktoś wyzwolił cię od tego paskudztwa, ale o śniadaniu mogłeś chwilowo zapomnieć. Jak zawsze w takich przypadkach, miałeś 5 minut na stawienie się w punkcie zbiórki, z całym zabranym w tym czasie osobistym sprzętem lub bez niego.
Odpowiedz
Odchyliłem się na ławce i spojrzałem w sufit. Niestety ale zacząłem już żałować tego że nie skonsumowałem naszego pseudo-związku z tym śniadaniem. Dowództwo zapomina że 'głodny żołnierz to zły żołnierz' a ja przecież jeszcze dziś nic nie jadłem.
- Kurwa - mruknąłem. To jakaś paranoja. Zbiórka. Teraz. W tym momencie. Przecież ich posrało do reszty. Mam nadzieję że to nie jest jakiś fałszywy alarm. A może to ta inspekcja? Ciężko podniosłem się z miejsca i czułym spojrzeniem pożegnałem moją papkę. Już za nią tęskniłem. Udałem się do szybko do swego pokoju, wziąłem standardowy plecak z wyposażeniem dla każdego żołnierza. Nic szczególnego, prowiant z wysoko kaloryczną papką, amunicja i inne pierdoły tj. latarka, nóż itepe. Zbrojownia była obok więc skok po karabin i do hali odpraw. Na miejsce doszedłem ostatni, tuż za Jordanem. Stanąłem obok niego w szeregu.
- Wiadomo po co nas wezwano? Dowództwo ma jakiś konkretny powód czy od tak chce nam wszystkim dupe po zawracać? -
Nie widziałem nikogo z 'góry'. Ale to nie znaczy że ktoś z nich nie stał za mną, z tyłu. Nie można im było ufać w tych westiach.
- Sierżant się jeszcze nie pokazała? Zawsze była pierwsza by powydzierać się na nas. Dziwne.
Pozostało czekać na pojawienie się ich i dowiedzeniu się o co chodzi.
Odpowiedz
Nie musiałeś długo czekać na jej przybycie. Tym razem nie pojawiła się jednak sama, a w towarzystwie samego majora Rogersa.
Stojący obok ciebie Kato, wasz strzelec wyborowy, niższy od ciebie o głowę, gwizdną przeciągle.
- To on w ogóle może wstawać od biurka? Myślałem, że przyspawali go do krzesła i karmią dożylnie... - zarzucił do stojącego obok w szeregu kaprala Hendricksena, jedynego znanego ci kaprala-fajnego gościa. Hendricsken parsknął tylko, strzelił Wietnamca w potylicę, narzucając odwróconą czapkę z daszkiem na oczy. Kato dalej memłał w ustach swoją nieśmiertelną wykałaczkę.
- Okej, dziewczęta i dziewczęta. Baaa-czność! Oficer na pokładzie!
Trzydzieści par wojskowych butów zadudniło równocześnie o podłogę.
- Spocznij. - Rogers wystąpił krok na przód, patrząc po was przez chwilę. Miałeś wrażenie, że niektórym z was przygląda się bardziej badawczo, jakby widział was po raz pierwszy. Ty też miałeś czasem takie wrażenie, w całym oddziale wciąż byli tacy, z którymi dotąd zamieniłeś raptem parę zdań, choć w większości były to burkliwe osiłki z Teksasu lub Alabamy, jak Ford czy O'Maley, ale ich wszyscy, poza nimi samymi, zbywali milczeniem lub jakimś niewybrednym żartem na odczepne. Bywali też tacy, jak Matrejo, z którym też zamieniłeś dotąd kilka zdań. Jednak w tym wypadku było to dużo. Nie sądziłeś, by ktokolwiek zamienił z Matrejo więcej niż kilka zdań. Po pierwsze dlatego, że również był Meksykaninem i mówił tylko po hiszpańsku. Nie, żeby nie rozumiał po angielsku, ale mówił tylko po hiszpańsku. Po drugie dlatego, że on również był osiłkiem, choć porównywać go do schabów w stylu O'Maleya, to jak porównywać gówno do twarogu. Sądziłeś, że takich jak O'Maley Matrejo zjadał na śniadanie, na drugie przegryzając takimi, jak Ford. Właśnie dlatego mało kto gadał z Matrejo. I nikt nigdy nie leciał z nim w chuja.
Nikt.
Nigdy.
Nawet teraz, na oficjalnej zbiórce (i jak wszystko wskazywało - odprawie), czarnowłosy, wytatuowany Meksykaniec stał nieco zboku, obok szeregu. Nikt nie zwrócił mu na to uwagi.

Dlatego też nic dziwnego, że wzrok majora szybko ześlizgnął się z wyboistej gęby Matrejo i przez dłuższą chwilę ślizgał się gładko po gładkich obliczach (i nie tylko obliczach) Reyes i Stone. Jedyna różnica między nimi sprowadzała się do odcieniu skóry - od jasno-kawowego po hebanową czerń. Poza tym obie były jednakowo śliczne, seksowne i denerwująco dobrze radzące sobie z bronią.
- Kilka godzin temu odebraliśmy sygnał alarmowy z naszych stacji badawczych umieszczonych na pobliskiej planecie. - zaczął wreszcie Rogers, dając znak, że żyje, a nie jest tylko zepsutym syntetykiem. - Pierwsza z pięciu stacji prowadzących eksperymenty naukowe o najwyższej klauzuli tajności utraciła kontakt z pozostałymi czterema i wezwała na pomoc wojsko. Zważywszy na to, jak cholernie nierozmowny był sztab w kwestii tego, cóż to za arcyważne gówno jest tam badane, możemy sądzić, że gówno, w które się wpakujemy, będzie arcygłębokie. Tak jest, wpakujemy się, bo zgodnie z poleceniem z góry zostaniecie podzieleni na dwa pododdziały, nad którymi na miejscu obejmie dowodzenie kapitan Douglas, który już dotarł na miejsce ze swoim oddziałem z innej jednostki, gdzie ma zabezpieczyć dla nas teren. A teraz dla odmiany trochę złych wieści. Sierżancie?
Sierżant Donovan była równie czarna, co gorąca i równie gorąca, co szorstka. Bardzo.
- Na powierzchni planety, dokładniej w bezpośrednim sąsiedztwie poszczególnych stacji, powinniśmy spodziewać się obecności Xenomorfów.
Przez szereg przeszła mieszanina jęków, stęków, radosnych okrzyków, śmiechów, westchnięć i innych nieartykułowanych dźwięków.
- NIESTETY, słodziaczki, czasem trzeba zebrać lanie od czegoś innego, niż tarcza strzelnicza, więc cisza! Jak pan major zdążył już zauważyć, nie wiemy wiele o tym jakie badania prowadzono w stacjach, jaka jest dokładna liczba personelu badawczego czy ochrony, bo taka była na pewno z ramienia naszego wszechmocnego protektora Weyland-Yutani. Na początek musimy więc liczyć na siebie, własny sprzęt i to, że rekonesans przeprowadzony przez oddział kapitana Douglasa będzie wystarczająco dobry. A skoro już o naszym sprzęcie mowa, jak tam mają się nas Czejen i APC? - zapytała, przenosząc wzrok to na Korniłowa, to na ciebie.
Odpowiedz
Zaśmiałem się z tego pseudo-dowcipu Kato. Rzeczywiście, jak się patrzy na majora Rogersa to odnosi się wrażenie że Wieloryb wyszedł na brzeg i śmiga po okręcie. W dodatku tak rzadko pokazuje się na jednostce że to cud że się nam ukazał. Słuchałem mimo to słów majora z uwagą. Najwyższa klauzula tajności? To zajebiście, aż ciekaw jestem w jakie gówno wpadniemy. Przecież mogą zajmować się ulepszaniem broni, sztuczną inteligencją czy tworzeniem superżołnierza. No, to drugie to akurat częsta plotka ale nikt nie był pewny co takiego władza 'zamawia'. Na słowa pani sierżant o Xenomorfach zareagowałem krótko i treściwie.
- Kurwa, przejebane - mruknąłem pochylając głowę. Moja pierwsza akcja i już wrzucają mnie tam gdzie mogę nie wrócić. Spojrzał po reszcie oddziału. Widać było u niektórych zadowolenie, smutek i podobnie jak u mnie, rozpacz. Reyes i Stone zareagowały obojętnie na tą nowinkę. Ale szkoda byłoby je stracić, przynajmniej one dawały nam, żołnierzom, możliwość popatrzenia na zgrabną kobietę. Pani sierżant się nie liczył, nie ta liga. Chociaż i ona była zajebista. Sprośne kawały o nich owszem były, ale dopiero jak się sprawdziło wszystkie miejsca, nigdy nie wiadomo kto się mógł schować. Na pytanie dotyczące stanu pojazdów wyprostowałem się.
- Sir - zacząłem - informuję że właśnie mieliśmy się udać razem z obecnym tu starszym mechanikiem Korniłowem i sprawdzić stan pojazdów. Niestety alarm, a co za tym idzie ta zbiórka, nie pozwolił nam na dokonanie przeglądu technicznego. Proszę dać nam 30 minut aby móc spokojnie sprawdzić wszystkie oprzyrządowania i wtedy będę mógł złożyć meldunek w tej sprawie czy pojazdy są gotowe do akcji, sir!. - zakończyłem z małymi obawami.
Nie wiadomo jak 'góra' zareaguje. Panie sierżant może równie dobrze co pochwalić albo i opieprzyć za to że nie zrobiono tego wcześniej. Albo że dopiero teraz. Albo że powinien zrobić to trzy razy. Od razu. Przesrae życie żołnierza.
Odpowiedz
Sierżant już otwierała swoje pełne usta, zapewne by zrobić wam nimi coś bardzo niemiłego, lecz w niewypowiedziane słowo wpadł jej her major.
- Dobrze panowie, macie zatem 30 minut by złożyć meldunek, że wszystkie pojazdy są gotowe do akcji. Tyczy się to zarówno tego, co jeździ, jak i tego, co lata. Na tej zawszonej planecie panują wybitnie nieprzyjemne warunki pogodowe. Rozsiane wokół stacji pasma górskie pylą wciąż jakimś ferromagnetycznym gównem, więc komunikacja i cała elektronika może szwankować. A nie może szwankować, jak wszyscy doskonale rozumiemy, prawda? Jeśli nie wystarczy wam czterech rąk do pracy, weźcie sobie kogoś do pomocy. Najlepiej Harvey'a. - wspomniał waszego pokładowego syntetyka i dodał jakby do siebie. - Chyba już skończył naprawiać mój telewizor...
Odpowiedz
Uffff....Było blisko. Pani sierżant szykowała się by mi pojechać po całości. Ale major mnie uratował.Dobra, 30 minut to sporo czasu, zwłaszcza że mogę wziąć do pomocy jego robocika, Harvey'a.
- Tak jest, sir! - zasalutowałem, po czym wziąłem swoje manatki i ruszyłem w stronę wyjścia. Zamierzałem udać się najpierw po Harvey'a a następnie pomóc Korniłowowi przy sprawdzaniu maszyn.
- To ja idę po Harvey'a i zaraz wracam pomóc Ci, ok? - zapytałem starszego mechanika. - Mam nadzieję że uda się nam sprawdzić je w pół godziny i zdać raport. - dodałem po czym szybko pobiegłem w stronę majora, gdzie przebywał jego robocik. A przynajmniej taką miałem nadzieję. Ale ten plecak jest ciężki, cholera.
Odpowiedz
Androida zastałeś w kajucie majora, gdy z zestawem narzędzi w jednej z kieszeni zakładanych na szelki, technicznych spodni, stał na przeciwko ekranu telewizora, z rękami wspartymi pod boki.
Na ekranie, stereo i w kolorze, leciał właśnie jakiś ostry pornuch.
- No. Pan major będzie chyba zadowolony. - powiedział do ciebie, uśmiechając się półgębkiem i wyłączył odbiornik. W dwóch słowach wyjaśniłeś mu w czym rzecz, szybko skierowaliście się do hangaru.
Na miejscu był już Korniłow, którego nogi wystawały spod podwozia waszego APC. Pomieszczenie pełne było skrzynek narzędziowych, wybebeszonych zapasowych części, stojących w stojakach lub walających się po podłodze narzędzi i wszystkiego tego, co potrzebne i niepotrzebne w każdym wojskowym warsztacie.
- Dale dalej, bierzcie się do roboty. - mruknęło odbite od pancernego podwozia i podłogi echo, wydobywające się gdzieś od strony Korniłowa. - Ten złom ma uszkodzone wspomaganie kierownicy po tym, co ostatnio wyczyniali z nim nasi dzielni wojacy. A Czejen ma chyba jakiś kłopot z prawym silnikiem, więc lepiej ruszcie dupy, bo nie ma czasu.
- Witaj, Korniłow. Ciebie też miło widzieć. - odpowiedział mechanikowi android, uśmiechając się kwaśno.
Odpowiedz
Rzuciłem torbę przy ścianie a obok położyłem karabin. - Dawaj Harvey - rzuciłem - Nie ma czasu na opierdalanie się. Trzeba zrobić porządek z tymi gruchotami przed akcją - dodałem po czym wziąłem pobliską skrzynkę z narzędziami. - Dobra - krzyknąłem - to ja zajmę się silnikiem Czejena - powiedziałem i 'rzuciłem' się pod pojazd. Dół pojazdu był ciekawie zrobiony ale nie miałem czasu przypatrywać się temu i od razu zabrałem się do pracy. Cóż...w 'Młodym techniku' naprawa takiego 'Czejena' wydawała się drobnostką. Tu podkręcić, tam delikatnie musnąć a tu jebnąć i maszyna działała znowu jednak tym razem to takie proste nie było. Wykorzystywałem swoją wiedzę nabytą z książek czy też kursów wojskowych by znaleźć źródło problemu. Byłem blisko znalezienia usterki. Musiałem tylko wziąć inny klucz. - KURWA! - wycedziłem gdy walnąłem o spód pojazdu. Za nisko jest ustawiony, dodałem masując czoło. Po chwili wziąłem swoją nową zabawkę i dalej grzebałem w silniku 'Czejena'.
Odpowiedz
Hangar powoli wypełnił się nieregularną symfonią metalicznych dźwięków, szczękiem upadających śrub, upuszczanych kluczy, parsknięć, stęknięć i przekleństw. Upłynęło nieco potu i czasu, nim zdołałeś rozgryźć naturę usterki silnika i rozpoznać ją jako okruchy kosmicznego złomu, który najwyraźniej musiał dostać się do komory podczas zejścia z orbity. Po mniej więcej połowie godziny, poskręcany jak reumatyk, trzymając się za ociekające potem plecy, stanąłeś obok Czejena, wspierając się o dziób.
- Działa. - wyraził twe myśli nieco bardziej entuzjastycznie Harvey, uderzając pięścią w pancerz APC, spod którego wysunął się Korniłow z nieodłącznym petem w gębie.
- Ano działa, działa. Ogłoszę radosną nowinę towarzyszowi majorowi. A wy wprowadźcie ten traktor na pokład. - wskazał na opancerzony transporter, a następnie na Czejena. - Jeśli zrobiłeś co trzeba, za parę godzin będziemy na miejscu. Jeśli nie, rozpieprzymy się o skały, o ile w ogóle przejdziemy atmosferę.
- Sądzisz, że aż tyle potrwa odprawa? - spytał android, puszczając skierowaną do ciebie uwagę bez komentarza.
- Nie. Sądzę, że tyle potrwa, zanim pan major nacieszy się naprawionym telewizorem.
Odpowiedz
Spojrzałem na Korniłowa zmęczonym wzrokiem. Cholernie niewygodnie jest leżeć cały czas w jednej pieprzonej pozycji, która powoduje ból pleców - Spokojna twoja rozczochrana - odparłem - Silnik był zapchany złomem, teraz wszystko powinno być cacy. Dobra, idź poinformuj szefostwo o zakończonych naprawach a ja z Harvim weźmiemy się za pakowanie tego kolosa do środka. - w końcu chwila relaksu na mini jazdę po 'garażu'. Mam nadzieję że major będzie bardziej zajęty zbliżającą się misją niż waleniem swego konia przed pornosem, które leciało w jego telewizorze. - Dobra, informuj mnie mnie Harvey czy dobrze wprowadzam te bydle, nie chce go zarysować - dodałem siadając za kierownicę Czejena. Pozostało czekać tylko na oficerów i resztę oddziału. Umyję się jak wrócę. O ile wrócimy.

[Za kierownicę APC, Czejen to to latające, APC to ten opancerzony transporter ]
Odpowiedz
Kierowanie bydlęciem tak wielkim i ciężkim, jak APC, przypominało tańczenie quickstepa z zawiązanymi oczami i dwudziestokilogramowym ciężarem na rękach. Cholerstwo nie chciało jechać, nie chciało skręcać, kierownica nie współpracowała prawie wcale, ale raczej nie dlatego, że Korniłow spieprzył sprawę. Po dobrych pięciu minutach, przy cierpliwych wskazówkach Harvey'a i parokrotnym szarpaniu się w przód i w tył, zdołałeś wprowadzić APC na podjazd Czejena i wjechać do wnętrza statku.
- Przypomnij mi, żebym pod żadnym pozorem nie pozwolił ci prowadzić. - poprosił android ze śmiechem, gdy wyszedłeś z powrotem do hangaru, ocierając spocone czoło. Większa część twojego oddziału niespiesznie zmierzała w waszym kierunku, z panią sierżant na czele.
- Szybko się uwinęliście. Brawo. - padła lakoniczna pochwała. - Wyruszamy w ciągu najbliższej godziny. Czegoś jeszcze wam potrzeba?
Odpowiedz
[ Sorki prezesie za ten błąd ]

Spojrzałem na androida - Czego się czepiasz? Przecież zaparkowałem go bez problemowo więc nie marudź mi tu. - po czym wytarłem spocone czoło. Spojrzałem na siebie. Byłem uwalony jakimś smarem. Szlag. Teraz tylko czekać na opierdziel od dowództwa. Po chwili zauważyłem że nadciąga leniwym krokiem reszta oddziału. Na pytanie pani sierżant odpowiedziałem - Dziękujemy sir - zasalutowałem - Harvey spisał się dobrze - poklepałem androida - mam nadzieję że niczego tam nie spierdzieliłeś? Bo zjebka pójdzie na nas - dodałem szeptem uśmiechając się lekko - Pani sierżant, skoro wyjazd za godzinę to jeżeli nie ma pani nic przeciwko to wskoczę się wykąpać szybko. Jak już mam zginąć z łap Xenomorphów to chcę być świeży a nie cuchnący. - czekałem na odpowiedź sierżant. Jak się zgodzi to szybki krok pod prysznic i się przebrać
Odpowiedz
Pani sierżant nie tylko wyraziła zgodę, lecz nawet na jej twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Korzystając z tej okazji czym prędzej udałeś się do swojej kajuty, zrzuciłeś brudne ciuchy i wskoczyłeś pod prysznic. Przez dobry kwadrans pozwoliłeś sobie cieszyć się gorącymi kroplami surowego, wojskowego "luksusu", potem już tylko świeża bielizna, mundur, broń, narzędzia, plecak, nóż, drugi nóż, zapasowe magazynki, hełm do ręki, bo na mokrą jeszcze głowę nie ma co nakładać i jazda.
Szedłeś już korytarzem, stawiając szybkie, ciężkie kroki w swych niemalże przeciwpancernych butach, gdy przez radio rozbrzmiał głos Harvey'a.
- Raul, podejdź tu do mnie. Radiostacja na pokładzie Czejena coś nawala, nie chcemy kłopotów z łącznością w trakcie akcji.
Niecałe trzy minuty później byłeś już na miejscu. Harvey grzebał jeszcze przy jakichś zwisających nad pulpitem kablach, podczas gdy ty podszedłeś do kostki, w której znajdowało się radio. Nie dostrzegłeś żadnej mechanicznej usterki, sprzęt z zewnątrz i wewnątrz wydawał się nieuszkodzony. Jedyny problem polegał na tym, że odbiornik był mocno rozregulowany, łapiąc po kilka różnych częstotliwości na raz, jednocześnie nie chwytając żadnej. Co ciekawe, odbierane przez niego sygnały musiały pochodzić z przynajmniej kilku nadajników, więc jeśli odpowiednio pokombinować, można by złapać przekazy nadawane na tych innych pasmach.
Odpowiedz
Wracając spod prysznicu czułem się zrelaksowany i wypoczęty. Nie podobał mi się tylko jej usmiech. Rzadko kiedy pani sierżant uśmiechała się podwładnego chociaż widac było że nie obce są dla niej ludzkie odruchy. Słysząc Harveya zapytałem - Jak to nawala? Przecież wszystko podobno było z nią ok wczesniej. - nie czekając na odpowiedź poszedłem do garażu. Na miejscu zastałem androida grzebiącego przy maszynie, ja sam poszedłem obczaic radiostację. Widząc jej 'stan' byłem ciut załamany - Kurwa, Harvey - powiedziałem - przecież ona jest całkowicie rozregulowana. Trochę to zajmie zanim to przywrócimy do stanu używalnosci - dodałem po czym zabrałem się za jej 'ustrajanie'. Mimo wszystko nie planowałem od razu naprawic radiostacji, bardziej się bawiłem, próbując odszukac różne kanały i sprawdzic czy da się wychwicic jakis sygnał. Kto, wie może jakis komunikat czy cos. - Harvey, chodź tu. Pomożesz mi to sprawdzic czy jest ok.
Odpowiedz
Do spółki z androidem majstrowaliście chwilę przy częstotliwościach, zmieniając role przeszukującego skalę i regulującego sprzęt. Po dobrej minucie pośród szumów i trzasków, wreszcie trafiłeś na strzępek komunikatu.
- ... olwiek? ./%#@@$%^,,..... zero siedem, czy ktoś mnie słyszy?! Na Boga, niech nas ktoś...1#%61 ... do kurwy nędzy!
Szum, trzask, jakieś krzyki, odgłosy wystrzałów.
Odpowiedz
Gdy usłyszałem komunikat moje oczy zrobiły się duże niczym pięciozłotówki - Kurwa Harvey - powiedziałem do androida - powiedz że to nagrałeś. Co to do cholery było - zapytałem - Wiesz skąd dobiega ta częstotliwość? Bo jeżeli my lecimy w to piekło to już mam obsrane gacie. Trzeba poinformować panią sierżant o naszym małym odkryciu. - byłem zszokowany wiadomością jaką usłyszałem - Dobra, weźmy naprawmy ten rupieć ale poszukajmy jeszcze czegoś, może odnajdziemy z innej stacji wiadomość? Sprawdź czy nas słyszą - dodałem.
Odpowiedz
Kolejna seria regulowania trzasków, pisków i świstów zaowocowała wpłynięciem na bardziej zaszumione, lecz zdecydowanie mocniejsze sygnałowo pasmo.
- Grupa Weyland 4 do stacji Echo 1! Odbiór! - darł się ktoś pośród nieprzerwanego śnieżenia dobiegającego z głośnika. - Odbiór, do kurwy nędzy! Wyciągnijcie nas stąd!!! Zagrody 1, 2, 3 i 4 otwarte, pożar w całym sektorze genetycznym. Odcięci członkowie personelu, powtarzam - członkowie personelu odcięci w sektorze genetycznym przez system przeciwpożarowy! - pośród ciągłego szumu zdało ci się, że słyszysz też odgłos przeciwpożarowych zraszaczy. - Nie mamy ludzi by ich stamtąd wydostać! Coś zabiło czternastu, zostałem sam z ósemką, nie wiem co z resztą. Nie jestem pewny czy obiekty badawcze są w pełni odpowiedzialne...
Eksplozja, nagły krzyk, gwałtowne głosy kilku karabinów, kolejny, gardłowy krzyk.
Cisza...
Odpowiedz
Słysząc krzyki przez radio powiedziałem do Harveya - Słuchaj, weź to sam napraw a ja oznajmię sierżant co się tam kurwa dzieje - pobiegłem w stronę drzwi - Jeżeli my się tam pakujemy to musimy się dobrze przygotowac. Popracuj nad tym jeszcze i staraj się wyłapac kolejne wiadomosci o ile będziesz w stanie, jak nie to skonfiguruj je aby były zgodne i daj nam znac. W razie czego nagraj te sygnały jeżeli możesz. Musimy wiedziec o jakich obiektach on krzyczał - po czym ruszyłem w stronę miejsca, gdzie przebywała pani sierżant. To była moja pierwsza misja a już wiedziełem że pakuję się w cos czego mogę nie przeżyc. Reszta oddziału musiała wiedziec co tam może na nas czekac.
Odpowiedz
← Sesja AvP 3

Sesja manfreta - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...