Dungeon Siege II

11 minut czytania

Czy można napisać recenzję gry, której nie przeszło się do końca? Ano można. Musi być tylko spełniony jeden warunek. Trzeba wiedzieć, że gra już nas niczym nie zaskoczy. Ale zacznijmy od początku, tak, jak normalni recenzenci zaczynają zazwyczaj swoją wypowiedź...

dungeon siege ii

Powinienem na początku napisać, jakim właściwie gatunkiem jest "Dungeon Siege II". Dla mnie odpowiedź jest nader oczywista. Jest to najzwyklejszy w świecie hack&shlash, taki jak Diablo, Sacred czy choćby poprzednik, czyli DS I. Wydaje się to oczywiste, prawda? Skoro jedynka była hack&slashem, dwójka musi być taka sama. Ale producenci rozwinęli nieco wątek fabularny i oczywiście, mając w firmie osoby wiedzące, co trzeba zrobić i jak rozreklamować produkt, by ten sprzedawał się jak najlepiej, deklarują, że jest to gra RPG, bo przecież ostatnimi czasy "erpegi" sprzedają się jak ciepłe bułeczki. Mnie jednak od mojego zdania nikt nie odwiedzie, ponieważ w dalszym ciągu ogromna część gry, to siepanie potworów rodem z ukochanego przez graczy Diablo. Jeszcze z punktu czysto technicznego powiem, że gra ukazała się w sierpniu ubiegłego roku (2005) i od razu zyskała sporą popularność ze względu na sukces poprzedniczki.

dungeon siege ii

Co z tą opiewaną przez producentów fabułą? Jest! To chyba najważniejsze, bo w DS I mówiło się o tym z przymrużeniem oka. Zaczynamy grę wyborem rasy postaci (człowiek, elf, driada bądź półolbrzym), z których każda ma inne predyspozycje. I tak np.: elfy są świetnymi magami i łucznikami, a także, dzięki swojej zręczności, czasami spotyka się szybkich elfickich wojowników, posługujących się dwoma broniami jednocześnie; półolbrzymy z ogromną siłą nadają się najlepiej na wojowników dzierżących ciężkie bronie dwuręczne; driady mają we krwi magię natury, a ludzie próbują wszystkiego (jak to ludzie). Nie znaczy to jednak, że musimy się tego ściśle trzymać. Przecież nasz bohater może być półolbrzymem magiem czy driadą wojowniczką. Następnie określamy wygląd, wpisujemy imię i jazda na front. Jak się okazuje, wraz z naszym przyjacielem jesteśmy najemnikami na służbie przesiąkniętego do szpiku kości złem (jeszcze tego nie ujawnia) Valdisa, który zdobył legendarny miecz Zaramotha, o którym mówiło się, że już przepadł. Zaramoth za swoich czasów niszczył tą bronią dosłownie wszystko, co żywe. Jak to często bywa, chciał po prostu zawładnąć światem. Znalazł się jednak jeden śmiałek, który miał artefakt równie potężny, a była to tarcza. Zebrał on najliczniejszą, jaką mógł, armię i ruszył do walki. Kiedy miecz uderzył o tarczę, nastąpiła silna eksplozja, powalająca wszystkich w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Zaramoth i wszyscy zebrani wokół niego stracili życie. Teraz miecz się odnalazł, a tarcza pęknięta jest na cztery części i oczywiście każda znajduje się w całkowicie innym miejscu Aranny. Valdis znając broń, którą został pokonany jego poprzednik, za wszelką cenę chce uniemożliwić przekucie tarczy na nowo. I w tym miejscu wchodzimy do gry jako jego najemnicy. Mamy zdobyć elfią kaplicę, w której znajduje się właśnie jedna z części. Przedzieramy się przez okopy wrogów i jest to połączone z – nazwijmy to samouczkiem. Gdy docieramy do celu zjawia się sam Valdis i zabiera to, co mu potrzebne, żołnierzy zostawiając na pastwę bezlitosnych strażników świątynnych, w wyniku czego ginie nasz przyjaciel. Jednak przed samą bitwą daje nam pewien medalion, wokół którego będzie się później trochę dziać. My sami zostajemy także powaleni i budzimy się w więzieniu driad. Tutaj zaczyna się prawdziwa gra. Musimy udowodnić, że nie jesteśmy sprzymierzeni z najeźdźcą i w końcu zaczynamy działać w słusznej sprawie.

Gra podzielona jest na trzy rozdziały, zaś całe jej przejście, wraz z zadaniami pobocznymi, zajmuje dużo czasu. Jak na mój gust, może z jakieś 50-60 godzin, w każdym bądź razie na pewno więcej niż jedynka. Świat Aranny przedstawiony jest bardzo ładnie, a lokacje często zmieniają swój wygląd. I tak zwiedzamy dżunglę, pustynię i zimowe wzgórza, o wszelakich jaskiniach i zamkach nie wspominając. Grafika, choć niezła, nie może być już jedyną bronią tej gry, jak to było w przypadku DS I. dungeon siege ii Patrząc na dzisiejsze produkcje, takie jak Oblivion czy zbliżający się Gothic III, można powiedzieć, że wygląda to wszystko dobrze i nic ponad to. Zadań jest bardzo dużo, jednak często są one zbyt schematyczne, a wręcz identyczne. Bardzo dużym plusem są natomiast zagadki, które pojawiają się tu i ówdzie podczas rozgrywki. Uwierzcie mi, jest to miła odskocznia od bezmyślnego klikania w mysz i wypruwania flaków z wrogów.

Co do samej mechaniki gry, nic się nie zmieniło. Dalej klasa postaci zależy od tego, czym bijemy wroga, a bić możemy bronią białą, łukiem, magią bojową lub magią natury. Została jednak dodana pewna opcja, a są nią atuty. Mianowicie, przy zyskaniu poziomu możemy sobie wybrać, w zależności od naszych umiejętności, we wspomnianych wcześniej czynnościach jakiś atut. Np. zwiększona moc zaklęć ognistych u maga bojowego, lepsza magia lecznicza u maga natury, walka dwoma rodzajami broni u wojownika czy w końcu przeszywająca strzała u łucznika. Atutów tych jest oczywiście o wiele więcej, a dzięki nim zyskujemy także moce specjalne, które nie raz wybawią nas z opresji. Moce specjalne po pierwsze robią bardzo duże kuku (lub pomagają drużynie), a po drugie bardzo efektownie wyglądają. Każda klasa ma oczywiście znów coś innego do zaprezentowania.

Ekwipunek dla naszych bohaterów jest niezmiernie urozmaicony, prawie niczym w Diablo. Są tu przedmioty normalne, które o dziwo spotyka się najrzadziej, przedmioty magiczne (niebieskie), unikalne (seledynowe), unikatowe (fioletowe) i z zestawów (żółte). Tak, tak jest. Są słynne zestawy, którymi zachwycano się w innych hack&slashach. Po zebraniu kilku przedmiotów, należących do jednego zestawu, otrzymujemy dodatkowe bonusy. Co najważniejsze, kompletów jest sporo, a wszystkie inne przedmioty są mocno urozmaicone i to pod względem działania, jak i wyglądu. Nie jest to może taki arsenał jak w Diablo II, ale jednak jest tego sporo, co oczywiście jest wielkim plusem. I dość ważna rzecz – jest już miejsce, gdzie można graty przechowywać. Tak, typowa hack&slash'owa skrzynka.

dungeon siege iidungeon siege ii

Rzeczą wartą wspomnienia jest dziennik, który wykonany jest po mistrzowsku. Został on elegancko podzielony zakładkami i podzakładkami na różne dziedziny. Mamy tu zadania główne, poboczne, świetny bestiariusz, książki, które znaleźliśmy w czasie podróży, mapy, ważne przedmioty (nie zaśmiecają już nam plecaka), zaśpiewy i inne. Wszystko jest naprawdę czytelne i potrzebne. Np. bestiariusz bardzo ładnie opisuje i pokazuje każdego napotkanego przeciwnika oraz przedstawia nam jego słabości i odporności, np. ogień, lód itd., w zadaniach wszystko opisane jest jak budowa cepa, czyli nie sposób się pomylić czy czegoś nie zrozumieć. Zaryzykuję stwierdzenie, że jest to najlepszy dziennik, jaki do tej pory widziałem.

Co jeszcze z rzeczy nowych? Mnóstwo jest takich małych deserków, które same nic by nie dały, ale w połączeniu z daniem głównym tworzą jeszcze lepszą ucztę. Potwory np. często mają cechę wpadania w szał po określonej czynności. Jeden nie lubi, gdy używa się w jego pobliżu magii leczniczej i wtedy, gdy ktoś "przez przypadek" (w cudzysłowie, bo może być to przecież świetny manewr taktyczny) użyje takowej, rzuca się na niego i bije tylko tę jedną postać, inny nienawidzi, gdy atakujemy jego bossa, jeszcze inny, gdy zażywamy miksturek, itd. Nowością są także zaśpiewy i krzewy many/zdrowia. Tych pierwszych uczymy się z ksiąg porozrzucanych po całej Arannie, a aktywujemy je w specjalnych kapliczkach. Oczywiście zaśpiewy zwiększają tymczasowo nasze poszczególne umiejętności bądź (jest taki jeden, dość ważny zaśpiew) pozwalają na rozmowę z nieumarłymi. dungeon siege iiKrzewy życia i many rosną również w różnych miejscach, które będziemy zwiedzać i w momencie, gdy nasza postać posiadająca odpowiedni atut (w przypadku życia jest to jeden z atutów łowcy, w przypadku many – maga natury) wejdzie w takową roślinkę, krzew zmieni się odpowiednio w miksturki życia lub many. Niby nic, a zabawę urozmaica. Są oczywiście także miejsca, gdzie można "podładować" manę lub wyleczyć rany.

Kolejnym urozmaiceniem jest zwierzęcy towarzysz, który taszczy nasz ekwipunek, ale także równie skutecznie atakuje wroga i o dziwo radzi z tym sobie całkiem dobrze. To nie jest już ten osiołek z jedynki, który zawadiacko wierzgał tylnymi kopytami. Tutaj mamy do czynienia ze skorpionami, wilkami, smokami i całym innym arsenałem magicznych stworzonek. W miarę karmienia zwierzęcych towarzyszy przedmiotami wzrastają ich współczynniki. Jeśli damy mu zbroję, wzrasta pancerz, broń – obrażenia. Niby logiczne, ale jakoś nie mogłem się przekonać do faktu, że wilk zjada topór. Zwierzak przechodzi przez sześć poziomów, zanim osiągnie swoje maksymalne stadium rozwoju. Oczywiście w miarę awansowania rośnie jak na drożdżach.

Następną innowacją są osoby odpowiedzialne za zaklinanie przedmiotów. W całym świecie Aranny znajdziemy wiele przedmiotów (pokrzywy, onyksy, pióra itd.), które dodają poszczególne premie do naszych broni i pancerzy itp. Posiadając zwykły, niemagiczny jeszcze przedmiot, wędrujemy do zaklinacza i tam wpasowujemy odczynniki, które dadzą nam chciane bonusy. Rzecz bardzo ciekawa, ale dla mnie bezużyteczna. Dlaczego? Bo w sklepie i tak był lepszy ekwipunek, choćbym nie wiem jak dobre odczynniki dobrał. I zapomniałem jeszcze dodać, że za zaklinanie trzeba zapłacić.

dungeon siege ii

Teraz może coś z rzeczy, które nie przypadły mi do gustu. Na pierwszy ogień idzie system zapisywania gry. Zapisuje się ona automatycznie po wykonaniu jakiegoś zadania lub po wciśnięciu ctrl + s. Niby wszystko ładnie, ale gdy później wczytamy rozgrywkę, okaże się, że jesteśmy nie w miejscu, gdzie "zasejwowaliśmy", a w najbliższym mieście. Oczywiście stan ekwipunku i zadań pozostaje niezmieniony, ale powrót na poprzednie miejsce zajmuje troszkę czasu i jest niezwykle denerwujący, ze względu na ciągle odradzające się potworki (nienawidzę tego). Oczywiście istnieje sieć teleportów porozrzucanych często i gęsto po całej krainie, ale i tak będziemy mieć zawsze kawałek do przebycia. Co do odradzających się potworów, to jest to jeszcze bardziej irytujące, gdy powiedzmy z 30 poziomem, musimy wrócić, gdzieś na sam początek gry w celu wykonania jakiegoś zadania, a tu oblegają nas dosłownie ze wszystkich stron monstra z 4 poziomu, które nie dość, że nie dadzą nam wiele doświadczenia i nie wyrzucą wartościowych przedmiotów, to jeszcze będą za nami lazły, dopóty, dopóki im nie natłuczemy.

Kolejna sprawa – liczebność drużyny. Gdy zwerbowałem czterech towarzyszy (za każde nowe miejsce w ekipie trzeba zapłacić trochę karczmarzowi), powiedziano mi, że piątego towarzysza mogę mieć tylko należąc do weteranów (czyli na wyższym poziomie gry). O właśnie – ale gafa, tego jeszcze nie wyjaśniałem. Odbijmy w takim razie na chwilę od narzekań. Gra podzielona została na trzy poziomy "trudności". Pierwszy dla postaci od pierwszego poziomu, drugi od czterdziestego i trzeci od bodajże siedzemdziesątego. Oczywiście dwa następne można wybrać po przejściu gry odpowiednią ilość razy. I wracając do tematu, chory dla mnie jest pomysł, żeby możliwość kierowania sześcioosobową drużyną była swoistą "nagrodą" za wytrzymanie aż dwukrotnego przejścia gry. Dlaczego nie od razu sześciu? No i tak niestety trzeba się na początku tułać tylko we czwórkę.

dungeon siege ii

Następną wadą, jednak tylko w polskiej wersji, jest jej powolne działanie, ciągłe cięcie i przycinanie się przy nawet 512 MB RAM'u. Polski dystrybutor (CD-Projekt) postanowił bowiem zmienić czcionkę w grze na taką z polskimi znakami (chyba nawet jest to zwykły Times New Roman) i zrobił to tak nieudolnie, że w porównaniu z angielską wersją płynność gry na takim samym sprzęcie spadła drastycznie. Dlatego radzę wam najpierw pożyczyć od kogoś i sprawdzić polską wersję, zanim zdecydujecie się na nią wydać kasę. Inna sprawa, że polska wersja wydana jest bardzo porządnie i po w miarę przystępnej cenie, a podobno nawet wydana ostatnio Czarna Edycja w cenie 99 zł nie posiada już wspomnianej wcześniej wady przycinania.

Czas na największy mankament. Gra nie ma tego czegoś, co miała jedynka i co pozwoliło mi ją przejść w taki sposób, że nie mogłem się od niej oderwać ani na chwilę. Tymczasem grając w dwójkę, końcówkę grałem już z przymusu, w celu napisania później tej oto recenzji. I od razu mówię, że do końca nie dotrwałem. Poddałem się, jednak jak stwierdziłem na początku, jestem pewny, że gra już niczym szczególnym by mnie nie zaskoczyła. Moje odczucia prezentowały się mniej więcej w takiej kolejności: zachwycony, zadowolony, lekko znudzony, zażenowany. dungeon siege iiTwórcy byli tak "zdolni i pomysłowi", że jedno poboczne zadanie dotyczące nowego zwierzęcego towarzysza skopiowali i dali do następnego aktu zmieniając jedynie zleceniodawcę i owe zwierzę. Potwory też zdolne są powtarzać się, a początkowo ładna grafika i krajobrazy stają się po prostu nudne. W trakcie walki nie ma nawet jakiejś muzyki, która dałaby mi takie poczucie, jak w BG, że toczy tu się naprawdę jakaś poważna batalia. Są niby trzaski łamanych pod stopami gałęzi, groźne pohukiwania i wrzaski czy bicie młotem o kowadło, ale nic ponadto. Sprawę ratują jeszcze jako tako bossowie, bo inaczej gra byłaby tak liniowa, schematyczna i banalna, że zaraz bym ją odłożył. To dla nich i dla świetnych przerywników filmowych warto przebić się przez setki słabych potworów. Walcząc z bossami w końcu czujemy, że to nie będzie kolejne, proste zwycięstwo. Ba, nawet parę razy zginęła mi postać (co z tego, że był to akurat najsłabszy mag?). Teraz powinienem zadać sobie pytanie, czy słusznie mieszam "Dungeon Sieg II" z błotem. Chyba nie do końca. Przecież nie stwierdziłem, że już nigdy go nie włączę, czyli nie jest źle.

Podsumowując, autorzy włożyli sporo pracy w swoje nowe dziecko i poprawili większość błędów poprzedniczki. Wyprodukowali naprawdę niezłą grę wprowadzając nowe ciekawe pomysły i powielając te już sprawdzone. W dzisiejszej dobie gracze są jednak tak wybredni, że żeby ich zadowolić trzeba zrobić coś naprawdę niezwykłego. Dlatego ja wystawiam "Dungeon Siege" ocenę dobrą – no maksymalnie dobrą plus i nic ponadto. Za uwagę serdecznie dziękuję i radzę, żeby grając w DS II, grać jednocześnie w coś innego, albo robić sobie małe przerwy (jeśli tylko chcecie zaczerpnąć z tej gry jakąś przyjemność).

Komentarz Ekhteliona

Mogłem się tego spodziewać. Ba, mogłem być tego pewien. Kiedy poprosiłem Rincewinda o napisanie recenzji mogłem się domyślać, że napiszę objętościowo tyle, ile inni mogliby napisać tworząc poradnik. Pragnę jednak dodać parę słów od siebie i wspomnieć o kilku rzeczach, które naszemu magowi umknęły.

Na początek napiszę o rzeczy, która dla mnie była lekko szokująca, a dla was może być ważna. NIE MA dodatkowej mapy do multiplayera. Szkoda i tyle. Podwójna dla tych, którzy sobie poszaleli w jedynce i wiedzą, jak to fajnie było móc sobie pograć z kumplami na nowej mapie.

Mam też trochę inne zdanie na temat przedmiotów niż Rincewind. Owszem są zestawy, owszem można sobie składać przedmioty (i mam do tego bardzo pozytywny stosunek), ale brakuje tego 'czegoś'. W jedynce nowe zabawki dawały dużą frajdę, zwłaszcza, jeśli znaleźliśmy coś unikatowego. Czuło się tą moc po prostu. A w dwójce niby zdobywamy różne unikaty, legendarne przedmioty, ale zazwyczaj nie robią one nic specjalnego, poza ładnym wyglądaniem. Zestawy są jak dla mnie zbyt uniwersalne, dają dużo różnych modyfikatorów, ale rzadko kiedy podbijają coś na tyle, by rzeczywiście się to odczuło w grze.

Pragnę jednak zauważyć, że jeśli chodzi o ogólną oprawę i wykonanie gry, to jest ona na bardzo wysokim poziomie. Sporo zadań o różnym stopniu skomplikowania i długości, wiele zagadek i sekretów itp. sprawia, że chce się grać. W pewnym momencie miałem zapisaną całą kartkę dość drobnym pismem z różnymi tropami, śladami i wskazówkami dotyczącymi różnych ciekawych rzeczy (i wielu z nich nie rozgryzłem!). Nie zrozumcie mnie źle, "Dingeon Siege" ciągle pozostał hack&slashem, ale nabrał klasy.

dungeon siege iidungeon siege ii

Powiem również coś, co Rincewind nazwał najdziwniejszą radą, jaką można usłyszeć. Mianowicie, nie starajcie się zaliczać wszystkich questów! Gra stanie się dla was zbyt łatwa i się po pewnym czasie się wam znudzi. Ja doszedłem do momentu, gdy nawet wyżsi o kilka poziomów przeciwnicy nie stanowili dla mnie zagrożenia. A potem pozostaje już tylko znużenie...

I jeszcze jedno. Czy można powiedzieć, że "Dungeon Siege" ma tylko dobrą oprawę jak na dzisiejsze czasy? Wg. mnie nie. Bo jeśli mamy ją porównywać do najnowszych hiciorów i do tego, co ma lada dzień być (UT3), to nie ma w ogóle co porównywać. Grafika jest idealnie dobrana do gatunku, jaki ta gra reprezentuje, a jednocześnie nie sprawi, że nasze piecyki się rozgrzeją do czerwoności, próbując jej podołać. Dżungla wygląda dżunglowato, posępna twierdza posępnie a efekty czarów są... efektowne. Obejrzymy sobie ładną wodę i sporo fajnych efektów cząsteczkowych. Moim zdaniem grafika jest w sam raz, nie za bardzo przekombinowana i nie za uboga.

Zatem czy nowy DS jest wart wydania na niego pieniędzy? Dla fanów serii na pewno tak. Dla wszystkich innych? Również, a to ponieważ nie mamy aktualnie na rynku niczego, co by mogło konkurować z DS w jego kategorii ("Diablo" to antyk, a "Sacred" nie każdemu się podoba). Poza tym niedługo ukaże się nowy dodatek i możemy mieć cichą nadzieję, że twórcy wezmą sobie do serca część uwag wysnuwanych przez graczy. Należy również pamiętać o działającej pełną parą scenie DS'owej, która już produkuje różne mody, mapki i dodatki do tej gry, tym samym przedłużając jej żywotność.

Plusy
  • 50-60 godziny rozgrywki
  • Ciekawe zagadki
  • Bogaty wybór przedmiotów
  • Pomocny i czytelny dziennik
Minusy
  • Schematyczne zadania
  • Irytujący system zapisu
  • Liczebność drużyny
  • Niewciągająca
Ocena Game Exe
7
Ocena użytkowników
7.88 Średnia z 548 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Zapowiadała się świetnie - szczególnie po początkowych zadaniach. Później stała się schematyczna, wręcz nudna. Towarzysze są jedynie pionkami - wtrącenia mają raz na 100 lat. Lokacje są prawie identyczne. Nie ma map. ''Sugerowane poziomy'' do wykonania zadań są po prostu śmieszne! Grałam długo, mając nadzieję zainteresować się typową fabułą. Niestety, nie udało się. Wg. mnie jedynymi zaletami gry są w miarę ciekawe umiejętności i wspomniane wcześniej początkowe zadania. Ocena: 5/10

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...