Pierwsze wrażenia

11 minut czytania

Jako fan komputerowych gier fabularnych długo rozmyślałem nad „Dragon Age II” i diametralnymi zmianami, jakie zaszły w tej serii. Większość z nich zwyczajnie mnie odrzuciła i otwarcie ich nie popierałem, ale w głębi serca czułem, że nawet tak szokującą rewolucję magicy z BioWare potrafią zamienić w złoto, które przypadnie do gustu szerokiemu spektrum graczy. Dlatego też nie byłem przygotowany na to, co przyniosła ze sobą wersja demonstracyjna „kontynuacji smoczej sagi”. Parafrazując słowa Huntera S. Thompsona z książki „Hell’s Angels” – to była zatrważająca przygoda, prawdziwa droga przez mękę; miejscami dynamiczna i nieobliczalna, gdzie indziej kiepska i odpychająca. Kotłowało się we mnie mnóstwo negatywnych emocji, którymi chciałem się podzielić, ale jedyne słowa, jakie przechodziły mi przez gardło, składały się na krótki apel do graczy, określający, co należy zrobić z samym BioWare. Idealnie pasowały tutaj ostatnie słowa Kurtza z powieści „Jądro Ciemności” – „Zgroza, zgroza… wytępcie te wszystkie bestie”. Ekonomicznie, rzecz jasna.

Nie mogłem uwierzyć, co Kanadyjczycy zrobili z tym pięknym uniwersum, odwołującym się w końcu do tak legendarnego tytułu, jakim był „Baldur’s Gate”. Dlatego też podchodziłem mocno sceptycznie do najnowszego dziecka BioWare i całej tej otoczki wokół niego. Do pewnego czasu. Dzięki uprzejmości Tomasza Tinca, community managera firmy Electronic Arts Polska, miałem okazję pobyć kilka godzin w Wolnych Marchiach i poznać choć część historii Hawke. Po tym krótkim obcowaniu z pełną wersją gry, ze zdziwieniem zaobserwowałem, iż moje odczucia z rozgrywki są całkiem pozytywne i z dziką rozkoszą pograłbym trochę dłużej. Nie zrozumcie mnie źle, wciąż mam mieszane uczucia co do zmian wprowadzonych w „Dragon Age II” i nie da się ukryć, że ze starego klimatu poprzedniczki pozostało tutaj naprawdę niewiele, aczkolwiek odniosłem wrażenie, że to może być naprawdę dobry tytuł, z którego da się czerpać czystą przyjemność grania.

Dragon Age 2Dragon Age 2Dragon Age 2

Cała przygoda rozpoczyna się podobnie, jak to miało miejsce w wersji demonstracyjnej – exodusem na północ, w kierunku miasta Kirkwall. Zapewne zdajecie sobie sprawę, że między dumnym Hawke, a celem jego podróży, stoi horda Mrocznych Pomiotów, które trzeba powybijać. Jest to więc idealne miejsce, aby pokrótce opisać moje doznania związane z nowym systemem walki. Ta jest oczywiście dynamiczniejsza oraz widowiskowa, choć niestety uderza w efekciarskie tony. Choreografia potyczek początkowo musi się podobać, zabójczy taniec z lokalnym tałatajstwem wygląda smakowicie i dodaje całym tym zmaganiom dodatkowego kolorytu. Niestety – im dalej w las, tym więcej drzew. Szczerze pisząc, po godzinie wspomniane wygibasy oraz nienaturalne ruchy zaczęły mnie nużyć, a po trosze nawet irytować. Miało to miejsce szczególnie w momentach, gdy potrzebna była błyskawiczna reakcja mojego podkomendnego, a on zlekceważył rozkaz, gdyż wykonywał jedną ze swoich popisowych sekwencji albo, co gorsza, wpakowywał się przez nią w gorsze tarapaty (nic tak nie irytuje jak blokada bohatera, otoczonego przez grupkę przeciwników lub odwróconego plecami do skrytobójcy). Po pewnym czasie zaczęły mnie mierzić również hektolitry krwi i fragmenty ciała, nagminnie latające po polu bitwy. Ewidentnie zapomniano tutaj o zasadach dobrego smaku, bo ileż razy w przeciągu krótkiej walki można oglądać, jak ciało naszego przeciwnika po jednym dźgnięciu mieczem rozpada się niczym dojrzały arbuz? Gdyby to miało miejsce tylko w czasie bajdurzenia Varrica, gdzie taki efekt jest usprawiedliwiony, ale niestety dzieje się to również w „prawdziwych etapach historii”.

W przeciwieństwie do „Dragon Age: Początek”, gdzie mierzyliśmy się z jedną grupą przeciwników, w kontynuacji jesteśmy atakowani stopniowo, kilkoma falami. Wraz z rozwojem sytuacji na polu bitwy, z różnych zakamarków zaczynają wybiegać kolejni wrogowie i nie byłoby w tym nic złego, lecz… dlaczego oni zawsze muszą pojawić się za naszym magiem czy inną postacią wspierającą nas z pewnej odległości? Mało to sprawiedliwe. Jest to szczególnie uciążliwe na wyższych poziomach trudności, na których czarodziej jest kluczem do sukcesu, a ciężko jest nam ogarnąć pełen obszar walk (zwłaszcza, gdy ma to miejsce na otwartej przestrzeni – nowa kamera nie jest perfekcyjna). W takich sytuacjach nasz magik ginie szybciej, niż wykrzyczymy pewne nieparlamentarne słówko, którego nie zamierzam tutaj przytaczać. W efekcie czego całe starcie mocno się komplikuje i spokojnie możemy zacząć wywieszać białą flagę.

Dragon Age 2Dragon Age 2Dragon Age 2

Właśnie, poziom trudności! W tym momencie przeżyłem naprawdę pozytywne zaskoczenie, gdyż w wersji demonstracyjnej prezentował się on naprawdę żenująco i walki nie stanowiły absolutnie żadnego wyzwania. Dlatego też, będąc na fali masochistycznego odruchu, postanowiłem bardziej skomplikować przygodę Hawke. Efekt? Miły, na poziomie „trudnym” pojedyncze grupy przeciwników nadal były dziecinnie proste do ubicia, ale przy większych bataliach (szczególnie z bossami) dobra strategia jest wskazana, a zwycięstwo musiałem okupić sporą ilością potu. Nie wspominając już o „koszmarze”, w którym taktyczne podejście do bitwy jest koniecznością, zaś każda potyczka stanowi walkę na śmierć i życie. W tym aspekcie winszuję BioWare wyczucia – wilk (fani klasycznych cRPG) jest syty, a owca (niedzielni gracze) cała.

Do gustu przypadły mi również zmiany w interfejsie i gołym okiem można było zaobserwować, że w tym przypadku Kanadyjczycy wysnuli słuszne wnioski. Wszystko jest czytelniejsze i bardziej przemyślane, a na dodatek zachowano to, co sprawdziło się znakomicie w „Dragon Age: Początek”. O ile system współczynników uniknął drastycznych zmian (i dobrze), to ten związany z umiejętnościami przeżył prawdziwą rewolucję. Każdy towarzysz, w zależności od klasy, jaką reprezentuje, otrzymuje dostęp do ośmiu kategorii, które może do woli rozwijać. Co ciekawsze, tym razem ten progres nie jest liniowy, a każda podgrupa rozgałęzia się na kilka dróg. Przypomina to mocno system znany z gier typu hack'n'slash, gdzie do uzyskania wiedzy o potężniejszym talencie wymagane jest wykupienie dwóch słabszych. Istnieje także możliwość rozwinięcia wyuczonej wcześniej zdolności (większe obrażenia i pole rażenia czy dodatkowe efekty). W praktyce sprawdza się to wyśmienicie – rozwój bohaterów jest intuicyjny i sprawia jeszcze większą uciechę niż miało to miejsce w „Dragon Age: Początek”.

Dragon Age 2Dragon Age 2Dragon Age 2

Miłym ułatwieniem są również ikonki symbolizujące mikstury w prawym dolnym rogu ekranu. Koniec grzebania w ekwipunku i mozolnego upuszczania flaszeczek na podręczny pasek czy gorączkowego przerzucania mikstur z plecaka jednego bohatera do drugiego. Teraz wystarczy jedno kliknięcie, aby postać wypiła życiodajny płyn – mała rzecz, a cieszy. Raduje mnie też ułatwienie handlu, który zmieniono ma modłę tego z „Mass Effect 2” – wystarczy podejść do straganu i rozpocząć wymianę, nie trzeba przeklikiwać się wcześniej przez zbędne uprzejmości.

Po dotarciu do miasta Kirkwall i ukończeniu prologu, świat stoi przed nami otworem. Nie jesteśmy trzymani za rączkę – BioWare spuszcza gracza ze smyczy i gorąco zachęca go do zwiedzania krętych uliczek dumy Wolnych Marchii. Poczucie ogromnej swobody działania jest niewątpliwie elementem, który najbardziej przypadł mi do gustu. Tutaj nikt nikogo nie goni, sami jesteśmy kowalami własnego losu, a twórcy wręcz zachęcają do głębszego wsiąknięcia w klimat i świat gry. Znacząco pomaga w tym pokaźna liczba zadań pobocznych, które wydawały się przemyślane i w miarę intrygujące. Niestety, po tak krótkim czasie nijak nie da się ocenić tego aspektu, więc dopiero w przypadku pełnej wersji „Dragon Age II”, będzie można określić, czy do końca utrzymywał on niezły poziom. Cztery godziny to zdecydowanie za mało.

Należy pamiętać, że każda akcja wywołuje reakcję. Konsekwencje naszych wyborów ciągną się za nami jak cień i to, jaką drogę wybierzemy w pewnych momentach, będzie miało diametralny wpływ na to, jak Hawke jest postrzegany. W końcu nie można stać się legendarnym herosem, nie robiąc sobie przy tym kilku wiernych przyjaciół i tabunu śmiertelnych wrogów, nie? Tylko od nas zależy, które persony umieścimy w jednej z tych grup.

Dragon Age 2Dragon Age 2Dragon Age 2

Niestety, do nowego systemu dialogowego nie przekonam się chyba nigdy. Nie mam zielonego pojęcia, do jakich graczy był on kierowany, ale każdy średnio rozgarnięty człowiek jest w stanie domyślić się, jaką reakcję wywoła dana opcja – nie trzeba tego symbolizować zaciśniętą piąstką czy listkami laurowymi. Niby nie jest to jakaś tragiczna idea, ale naprawdę nie lubię, kiedy się ze mnie na siłę robi sierotę oraz imbecyla, który nie umie ogarnąć kilku okienek i nie potrafi przewidzieć konsekwencji pewnego zachowania. Poza tym, samego tekstu jest znacznie mniej i to widać, słychać oraz czuć. Jasne, niezłego pieprzu do konwersacji dodaje filmowość znana z serii „Mass Effect”, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że znów uderzono w fanów klasycznych cRPG, dla których treść jest jednak ważniejsza. Trudno orzec o samym poziomie konwersacji: jedne były mdłe, inne dawały radę. Szczerze pisząc, to, co widziałem, nie powaliło mnie na kolana, ale znów – zbyt mało czasu, aby wydać sprawiedliwy werdykt. Całkiem miłą opcją jest możliwość większego zaangażowania towarzyszy w konwersacje. Przykładowo, spotykamy krnąbrnego lichwiarza, którego należy usunąć z miasta. Sprawą możemy zająć się sami (np. przekupić faceta) albo poprosić o pomoc Aveline, która skutecznie mu wyperswaduje za pomocą sztyletu, aby brał tyłek w troki.

Skoro o nich mowa, to również nie mogę na ten moment zbyt wiele napisać, z wyjątkiem tego, że przez te kilka godzin nie spotkałem nikogo pokroju Morrigan czy Oghrena (w porównaniu z nimi nowi kompani wydają się płytcy jak kałuża). Konwersacje między druhami też mnie nie zmiotły z fotela, aczkolwiek możliwe, że dopiero w późniejszych etapach przygody osiągają one prawdziwe szczyty maestrii. Bardzo ciekawi mnie też głośny system „przyjaciel-rywal”, który w teorii prezentuje się bardzo obiecująco.

Dragon Age 2Dragon Age 2Dragon Age 2

Strasznie ubodły mnie lokacje – te niestety sprawiają wrażenie wyludnionych i zaprojektowanych bez pomysłu. Chciało mi się śmiać, gdy przemierzałem ciche uliczki Kirkwall, a kilkanaście minut wcześniej strażnik nie chciał mnie wpuścić do miasta, gdyż uważał, że jest ono przeludnione przez uchodźców z Fereldenu. No cóż… albo opił się grogu, albo łgał jak pies, bo wszędzie było pusto jak w magazynie poradzieckim. Wędrując po podobnych do siebie zaułkach perły Wolnych Marchii również byłem daleki od ekscytacji, tym bardziej, że według informacji zachodnich krytyków spędzimy tam około 90% czasu. Miejmy nadzieję, że wraz z postępem w intrydze (w końcu fabuła rozciągnięta jest na dekadę), dynamicznie będzie zmieniać się również miasto, inaczej mój zmysł wzroku wpadnie w poważną depresję. Lokacje poza miastem, w moim mniemaniu, wyglądają zdecydowanie lepiej i są niejako powiewem świeżości dla całej przygody.

Sama oprawa graficzna prezentuje się bardzo dobrze i BioWare raczej nie musi się niczego wstydzić. Od modeli NPC, każdego najmniejszego ich detalu, bije prawdziwy kunszt i dłonie aż same składają się do oklasków. Efekty czarów robią piorunujące wrażenie, autentycznie czuć moc tej morderczej feerii barw. Z drugiej strony, nie można przejść obojętnie obok potraktowanych po macoszemu projektów przeciwników, którzy wyglądają niemalże identycznie (jest pewne poczucie walki z armią klonów) i nie porażają taką szczegółowością jak bohaterowie niezależni. Poza tym wielu może razić styl gry, który jest jakimś chorym połączeniem mrocznej fantastyki z orientalnymi klimatami. Powaga intrygi trochę gryzie się z mocnym przerysowaniem (ogromne miecze, cudaczne uzbrojenie, hektolitry krwi etc.), co powoduje, że czasem ciężko wsiąknąć w historię Hawke, utożsamić się z nią. „Dragon Age II” raczej nie przebije dzieła CD Projekt RED, ale mimo wszystko to nadal wysoka liga.

Dragon Age 2Dragon Age 2Dragon Age 2

Co jednak najważniejsze, tym kanadyjskim draniom znów udało stworzyć się tytuł, który przyciąga do monitora jak magnes. Pomimo narzekania na uproszczenia i pewnego niesmaku w ustach, coś mnie trzymało przy tej grze, chciałem dalej przeżywać tę przygodę, układać poszczególne elementy układanki historii Czempiona Kirkwall. Trudno to wyjaśnić, „Dragon Age II” ma po prostu to „coś”, słynną bioware’owską magię, która potrafi oczarować nawet największego sceptyka.

Pomimo moich mocno mieszanych uczuć, muszę przyznać, że te krótkie rendez-vous z Hawke pozytywnie mnie zaskoczyło. Tytuł prezentuje się naprawdę solidnie i jeżeli fabularnie nie zawiedzie, to jest szansa, że będę bawił się przy nim całkiem nieźle. Otwarcie przyznam, że to nie moja liga i nie jestem tak zauroczony jak w przypadku „Dragon Age: Początek”, ale też daleko mi do głównego adresata tej produkcji. „Targetem” najnowszego dziecka BioWare są fani fabularnych gier akcji i oni zapewne będą wniebowzięci. Pasjonaci klasycznych cRPG też mogą rozerwać się przy „Dragon Age II”, aczkolwiek większość zmian z pewnością będzie dla nich ciężka do przełknięcia i odbiją się od nich boleśnie. To zupełnie inny klimat, rozwiązania oraz podejście do tematu – nie śnijcie, że jest inaczej. Wydaje mi się, że to wszystko nie poszło w tę stronę co trzeba i BioWare odwróciło się plecami do pewnej części fanów, ale cóż... mleko się rozlało, a trzeba żyć dalej. Niestety, jako członek tej drugiej grupy muszę zacisnąć zęby i znaleźć sobie nowy obiekt westchnień. Od ostatecznych wniosków wstrzymam się jednak do 11 marca, a nuż znów zostanę mile zaskoczony?

Wrażenia zwycięzcy konkursu Jubileuszowego – Krzysztofa

Jako zwycięzca jubileuszowego konkursu Dragon Age 2 na portalu GameExe wygrałem możliwość testowania nowej gry BioWare – Dragon Age 2. Tak więc 1 marca razem z Mattem i Tokarem z redakcji GameExe odwiedziliśmy siedzibę Electronic Arts w Warszawie. Na miejscu przywitał nas Tomasz Tinc, PR Manager Electronic Arts Polska. W swoim biurze, pełnym nagród dla EA, miał przygotowane dla nas dwa stanowiska, jedno na konsole (które zapewne jest marzeniem wielu graczy), wyposażone w panoramiczny ekran zajmujący pół ściany i system dźwiękowy, dodający świetnych efektów w czasie grania oraz drugie, już bardziej typowe, stanowisko komputerowe. Po podpisaniu "lojalki" przeszliśmy do głównego celu naszej wizyty – ja dorwałem się do pada, Tokar do klawiatury i myszki, a Matt zajął miejsce na kanapie i obserwował nasze poczynania.

Co do samej gry, to pierwsze 20 minut stanowi powtórkę dema i dopiero po tym etapie zaczęła się dla mnie prawdziwa zabawa. W ciągu 3 godzin udało mi się zwiedzić kawałek Kirkwall, dołączyć 3 nowych towarzyszy do drużyny oraz wykonać kilka questów i muszę przyznać, że o ile po demie miałem mieszane uczucia, to teraz mój stosunek do nowego Dragon Age się poprawił. W dalszym ciągu uważam, że w grze dokonano zbyt wielu uproszczeń i zajęło mi trochę czasu zanim przyzwyczaiłem się do nowego interfejsu (inną kwestią jest fakt, że przywykłem do mojego komputera, tak więc do gry na padzie także musiałem się przyzwyczaić).

Dragon Age 2Dragon Age 2Dragon Age 2

Jeśli chodzi o nowości, to nie przypadł mi do gustu system dialogów, interfejs postaci/ekwipunku czy system zmiany pory dnia jednym kliknięciem (i za takie coś jeszcze dają achievement). Osoba pamiętająca czasy Baldura będzie zapewne zawiedziona tym, co zobaczy (ja byłem), zamiast początkowej zabawy w statystki postaci i przydzielanie umiejętności, talentów czy czarów mamy tylko wpływ na wygląd postaci (miałem nawet wrażenie, że gram w Simsy, a nie cRPGa), a interfejsy – choć przejrzyste – wydają się strasznie ubogie w porównaniu do wcześniejszych produkcji BioWare. Mimo to kilka uproszczeń mogę uznać za trafione jak np. system sklepowy podobny do tego z Mass Effect 2, gdzie nie trzeba rozmawiać za każdym razem ze sprzedawcą, więc zamiast zbędnej gadki typu: „Pokaż mi swoje towary”, pojedynczym kliknięciem z poziomu gry od razu przeglądamy jego ofertę. Jest jednak jedna rzecz, której Dragon Age 2 odmówić nie mogę, a mianowicie tego, że gra wciąga (Matt i Tokar mogą to potwierdzić, bo o ile oni zmieniali się przy komputerze, o tyle ja cały czas okupowałem konsolę i poznawałem historię Hawke’a). To, że po raz kolejny przyjdzie nam przebyć historię od zera do bohatera, wiedziałem od początku, jednak sposób, w jaki przyjdzie nam ją obserwować, to już inna kwestia. Po tych 3 godzinach obcowania z DA 2 stwierdzam, że chcę więcej! Historia jest ciekawie przedstawiana i da się zauważyć, że nasze decyzje, także te z pierwszej części, mają wpływ na otaczający świat. Podobnie sprawa ma się z questami, widać ich urozmaicenie i aż do końca mojej rozgrywki nie spotkałem się z bezsensownymi zadaniami typu zabij X przeciwników czy przynieś X przedmiotów nie wiadomo dlaczego i po co. Jeśli zaś chodzi o naszą drużynę, to o ile początkowi towarzysze wydawali się dla mnie nijacy, to już ci, którzy dołączyli w Kirkwall, byli bardziej kolorowi i nie mogę się doczekać, by ich bliżej poznać.

Dragon Age 2Dragon Age 2Dragon Age 2

Podsumowując, muszę przyznać, że ciężko mi ocenić jednoznacznie Dragon Age 2, więc ujmę to tak:

  • Jako osoba wychowana na pierwszych grach BioWare jestem rozczarowany: brakuje mi rozbudowanego systemu rozgrywki czy dziesiątek zaklęć do wyboru i z bólem przyznaję, że czasy spania w karczmach, słuchania zrzędzenia Edwina i kopania tyłków z Minsciem i Boo odeszły już w zapomnienie.
  • Jako miłośnik gier komputerowych czekam z niecierpliwością, by zarwać kilka nocy przy miłej dla oka grafice i wciągającej fabule. Dużo walki, krwi, romansów, dialogów i przerywników filmowych, to coś w sam raz na odprężenie się po całym dniu na uczelni.
  • Jako student ekonomii mogę pogratulować EA doskonałej inwestycji, wyszli z dobrym produktem z niszy na szeroki rynek i zapewne osiągną sukces, jednak kosztem reputacji BioWare oraz krytyki ze strony ‘starych wyjadaczy’, którzy zapewne mimo to prędzej czy później zagrają w Dragon Age 2.

Na koniec chciałbym podziękować Tomaszowi Tincowi z EA za możliwość zagrania w Dragon Age 2 przed premierą i ciepłe przyjęcie w swoim biurze; portalowi GameExe za organizowanie ciekawych i wymagających inwencji konkursów, a także Mattowi i Tokarowi za dobre towarzystwo i pozytywną atmosferę w czasie grania.

Komentarze

0
·
Hmm, Tokar, trochę mnie pocieszyłeś tymi wyższymi poziomami trudności - brak wymagających potyczek skutecznie by mnie odrzucił (choć ci pojawiający się znikąd i zewsząd wrogowie pewnie zabijają w dużym stopniu podejście taktyczne, obracając wszystko w chaos). Mimo wszystko nie jestem przekonany, czy chcę nabyć DA2 - ta gra, te zmiany, one ewidentnie są skierowane do kogo innego. W pierwszej części byłem zakochany, na drugą chyba, z bólem serca, poczekam, aż wyjdzie w Platynowej Kolekcji.
0
·
Fabuła? Jaka fabuła? W tej grze nie ma fabuły. Dużo oderwanych od siebie questów to nie jest fabuła. Raczej opera mydlana. Dragon Age 2 to najsłabsza gra od wielu lat pod tym względem. A już do takich arcydzieł fabuły, jak Mass Effect (1 i 2), czy chociażby oba KOTOR-y to tej.. gierce brakują lata świetlne.
0
·

Cytat

A już do takich arcydzieł fabuły, jak Mass Effect (1 i 2)


Toś palnął Chyba, że wykorzystałeś klasyczny sarkazm, to mea culpa.

Co do fabuły w "Dragon Age II" to pełna zgoda, ale zważ, że ten tekst został ochrzczony jako "pierwsze wrażenia" i został napisany na gorąco, po czterech godzinach rozgrywki. Nie ma siły we wszechświecie, aby tak dużą grę (uboższą niż "Początek", co nie zmienia faktu, że uczciwe zakończenie tej historii zajmuje 25-35 godzin), ocenić w pełni sprawiedliwie - tym bardziej pod względem fabularnym. Od tego jest recenzja, która również znajduje się na łamach naszego serwisu i gorąco zapraszam do rzucenia na nią okiem
0
·
Gra jest przyznaję ciekawa, grafika ładna, romanse i mnogość misji super, tylko dlaczego lokacje w grze autorzy zrobili metodą "kopiuj... wklej..."?! wszystkie jaskinie wyglądają tak samo! kanały i uliczki też! zmienia się jedynie system wejść i wyjść z lokacji!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...