Na fali szoku

3 minuty czytania

okładka, na fali szoku

Gdy skończyłem czytać powieść Johna Brunnera, musiałem na chwilę ironicznie się uśmiechnąć i cicho pozłorzeczyć na los. „Na fali szoku” to Artefakt, opatrzony numerem szóstym, a więc wchodzący na rynek w niemal idealnym momencie. Wystarczająca liczba poprzedników ugruntowała pozycję serii, a nie zdążyła jeszcze znużyć lub przytłoczyć odbiorców. Brunner także nie wyskoczył nagle niczym przysłowiowy Filip – skąd więc moje narzekania na krzywe szczęście? Ano stąd, iż „Na fali szoku” to prawdopodobnie najsłabsza pozycja z dotychczas wydanych.

Boli podwójnie, gdyż smak rozbudził we mnie genialny, niemalże idealny „Przedrzeźniacz”. Boli jeszcze bardziej, gdyż koncept wydawał się znakomity, jak na tamte realia wręcz pionierski i dający niemal nieograniczone pole do popisu. Mamy XXI wiek. Człowiek bez nazwiska, stale zmieniający tożsamości, będący jednocześnie wyrzutkiem społecznym, kaznodzieją i wysokiej klasy specjalistą od informatyki. Ścigany przez ogromną, narodową korporację za zdradę, znajduje oparcie w nieznajomej kobiecie, która bezinteresownie pragnie mu pomóc. Czy razem zdołają przeciwstawić się bezdusznemu systemowi?

Wszystko poszło nie tak jak trzeba. Główny bohater, chociaż podczas scen przesłuchań wydawał się wielce interesującym osobnikiem, wraz z postępem historii traci zupełnie charakter i zamienia się w papierowego herosa. Jego przygody najbardziej przypominają zbiór luźno porozrzucanych wydarzeń, niezdarnie pospinanych podczas dialogów między protagonistą a śledczym. Owe konwersacje napisano bardzo sprawnie i są bodaj największym atutem powieści. Niestety przesłuchującego Freemana także dopada bardzo złośliwa przypadłość – sztuczność, będąca prawdziwą plagą całej książki.

Brunner odmalował przyszłość w całkowicie jednolitych, czarnych barwach, a ona zupełnie się nie sprawdziła. Zdaje się dostrzegać tylko jedną, absolutnie negatywną stronę nowoczesnej technologii, całą swą energię i inwencję poświęcając na krytykowanie jej. Totalnie nie przewidział nawet powierzchownego kierunku rozwoju ludzkości dwudziestego pierwszego wieku. Popełnił błąd w samych założeniach, gdyż jego władcy nowoczesnego świata rządzą w sposób dziwaczny, budzący wątpliwości u obywateli. Nie rozumie, że ludzkość może zostać ubezwłasnowolniona jedynie samodzielnie wydając takie przyzwolenie, radośnie się ogłupiając i pewnym krokiem zmierzając ku autozagładzie, poprzez wykonywanie pewnych czynności, które powszechnie zostały uznane za „normalne” czy nawet „dobre”. Zabrakło tego, co świetnie potrafili uchwycić Huxley, Tevis czy w mniejszym stopniu Lowry. Przy nich Brunner przypomina nieco podstarzałego proroka, z inkwizytorską zaciekłością kreującego totalnie niedorzeczne wizje. Oczywiście znajdzie swych orędowników, twierdzących, iż próbuje nas uratować przed nami samymi, niemniej po oddarciu zewnętrznej skorupy górnolotnych słów i sformułowań, zbyt wiele z książki nie pozostaje.

na fali szoku

Wielu może pomyśleć, że zbyt surowo oceniam „Na fali szoku”, jednakże nie chcę, aby następne książki z tej serii były takie jak ta. Nie chcę, by wydawca pomyślał, że wystarczy wrzucić byle jaki tekst, krytycznie nastawiony do technologii i nowoczesnego społeczeństwa, a czytelnicy łykną to bez żadnych uwag, zachwyceni pozorną głębią. W mojej opinii powinny to być artefakty, właśnie takie pozycje, które nie zdezaktualizowały się przez dziesięciolecia, które warto ocalić od zapomnienia, pokazać szerszej publiczności i młodszym pokoleniom. Nie chcę tutaj książek przeciętnych, nie chcę dobrych, zgadzam się jedynie na rewelacje, wybitności i arcydzieła.

Nawet odrzuciwszy przestarzały przekaz „Na fali szoku”, otrzymamy powieść co najwyżej średnią. Ogromnym minusem jest jej przerażająca tendencyjność, przez którą wszystkie niemal postacie od samego początku są skatalogowane i przyporządkowane do danych zachowań. Jest jeden wyjątek – którego co prawda na fali szoku, okładkanie da się dokładnie przewidzieć, ale za to wyszedł koszmarnie sztucznie i nierealistycznie – mając nieco doświadczenia z książkami, możemy dość dokładnie zgadnąć, co zrobi dany bohater w określonej sytuacji.

Jedną z niewielu dobrych stron są wspominane na samej górze dialogi. Akcji nie ma prawie w ogóle, wraz z głównym bohaterem i jego poszatkowanymi wspomnieniami wciąż skaczemy z miejsca na miejsce, konstrukcji świata zdecydowanie daleko do oryginalności, postacie, o czym pisałem, ale chciałbym podkreślić raz jeszcze, są równie ciekawe jak wtorkowe wydanie „Super Expressu”… Z moich słów wyłania się prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy. Patrząc bardziej obiektywnie, zapewne nie jest aż tak źle, niemniej to efekt sporego rozgoryczenia i rozczarowania.

Wszystkich Artefaktów nie czytałem, jednakowoż ludzie, których opinie znam i cenię, zazwyczaj wypowiadali się co najmniej pochlebnie o każdej z pozycji – zresztą wystarczy chociażby spojrzeć na zamieszczone u nas recenzje. Przykro mi, że nieskazitelna reputacja musiała zostać zarysowana akurat w tym momencie, za sprawą tego tekstu. Nie jest moim celem jakaś żarliwa krytyka czy zajadłość, powiem więc tylko tyle – mam nadzieję, iż kolejny Artefakt będzie sporo lepszy od „Na fali szoku”. I gorąco w to wierzę.

Dziękujemy wydawnictwu MAG za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
6
Ocena użytkowników
9 Średnia z 2 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...