Trylogia ciągu

4 minuty czytania

trylogia ciągu

„Artefakty” to zupełnie nowa seria na rynku, której celem jest przypomnienie czytelnikom kultowych książek z fantastyki oraz zaprezentowanie tych niemających dotąd okazji pojawić się w Polsce (w przeciwieństwie do zagranicy, gdzie mogą być określane jako klasyka). Do pierwszych dzieł tworzących cykl MAG-a należy „Trylogia ciągu” autorstwa Williamsa Gibsona, uważanego za ojca cyberpunku. To on stworzył słowo „cyberprzestrzeń” i przewidział koncepcje wynalazków dzisiejszego świata – wirtualnej rzeczywistości oraz Internetu, kiedy te jeszcze nie ujrzały światła dziennego. Trudno obok takiej postaci przejść obojętnie, co nie? Podejrzewam, że nie tylko ja, sugerując się jego sławą i proroczymi pomysłami, postanowiłem sięgnąć po „Trylogię ciągu”.

Do gustu może nie przypaść poświęcenie każdego z tomów (tylko pozornie) na potrzeby oddzielnych historii. Wydarzenia dzieją się na dwóch płaszczyznach. Pierwsza, najbardziej interesująca, dotyczy losów głównych bohaterów zawsze wciąganych w zawiłą intrygę. Mają oni odegrać swoje role, można uznać, że są jedynie marionetkami. Druga skupia się na świecie. Postacie, chcąc nie chcąc, realizują pewien plan wpływający na otoczenie oraz kreślący przyszłość ludzkości. Ten scenariusz jest wykonywany zarówno w „Neuromancerze”, jak i „Grafie Zero” czy „Mona Lizie Turbo”, co powoduje, że jednak nie mamy do czynienia z trzema osobnymi powieściami, lecz z dokładnie przemyślaną trylogią.

Mnie zdecydowanie bardziej absorbowały losy bohaterów, a te są niestety zaniedbywane przez Williama Gibsona. Powstały fascynujące postacie, których czytelnik nie rozumie ani nie zna, ale „czuje” – jak to określił mój kolega redakcyjny, Adrian Kyć. Autor nie musi serwować obszernej charakterystyki występujących w książce osób, ponieważ potrafi tak wiarygodnie nimi kierować i opisywać ich zachowania, że podobne zabiegi okazują się niepotrzebne. Podświadomie wyczuwa się, z kim mamy do czynienia, co z pewnością było trudną do wykonania sztuką. Nie oznacza to jednak, że o pojawiających się osobistościach nie wiemy absolutnie nic. Pisarz odpowiednio dawkuje kolejne wiadomości o bohaterach, którzy do tego są niezwykle ciekawi. Chociaż mogą mieć trudną przeszłość, być zwykłymi szarymi ludźmi, przypadkowo wplątanymi w intrygę, to zazwyczaj posiadają jedną-dwie cechy, świadczące o ich atrakcyjności. trylogia ciągu Przykładowo Case to znający się na swojej robocie outsider, któremu życzy się znalezienia własnego miejsca w życiu i pokazania innym, na co go stać. Partnerująca mu podczas misji Molly to twarda sztuka, typ ulicznego samuraja. Kto nie chciałby wiedzieć, co skrywa pod maską zimnego zabójcy?

Niestety ci wspaniali bohaterowie pod koniec zostają kompletnie zmarginalizowani. Autor bardziej skupia się na intrydze, w której wzięli udział, jedynie krótko streszczając ich dalsze losy w stylu: ten facet znalazł kobietę, ożenił się z nią i miał sporo dzieci, dziękuję za uwagę. W kolejnym tomie postacie zazwyczaj nie powracają (często są jedynie wspominane; zdarzają się jednak wyjątki, gdy wkraczają do akcji, ale jako sylwetki drugoplanowe), a my jedziemy dalej – nowi protagoniści, ciąg dalszy wspomnianego planu, który ma swoje rozgałęzienia, zwroty akcji, praktycznie cały czas widzimy, że poprzednia część miała wpływ na następną. Problem leży w tym, że niektórych (jak mnie) może to guzik obchodzić. Ponadto Gibson ma tendencję do komplikowania fabuły. Pisze w sposób stanowczo zbyt chaotyczny. Wystarczy powiedzieć, iż z kilku scen akcji niewiele da się zrozumieć, więc czytelnik musi liczyć na wyjaśnienie rozwoju wydarzeń na kolejnych stronach. Podobnie jest ze wspomnianą intrygą czy choćby prezentacją fantastycznego, cyberpunkowego świata – czasami opis jest strawny i klimatyczny, a innym razem tekst przypomina bełkot. Losy pojedynczych postaci są więc nie tylko ciekawsze, ale łatwiejsze do ogarnięcia. Te globalne wydarzenia za to wypadają nie dość, że nużąco, to nastręczają problemy z ułożeniem sobie ich w głowie.

trylogia ciągu

Właściwie mam wrażenie, iż najlepiej Gibson by zrobił, gdyby napisał rozrywkową powieść osadzoną w cyberpunkowym świecie. Wniosek nasuwa się sam – skoro przy światowych intrygach autor ma problemy z jasnym wyłożeniem ich czytelnikowi, niech stworzy książkę akcji. „Trylogia ciągu” wielokrotnie do niej aspiruje, lecz jednocześnie stara się być ambitną. Nie tylko w wizjonerskiej przyszłości, ale właśnie fabule, która nie może składać się tylko z wybuchów, zdrad, pościgów, walk, włamań... Wielka szkoda, ponieważ właśnie te elementy są najciekawsze, dlatego prawie zawsze dana część serii jak się rozkręci, to potrafi wciągnąć – do czasu aż znów na ostatnich stronach autor nie wejdzie w bełkot, który zrozumieją najtęższe głowy (czyli na pewno nie ja).

trylogia ciągu

Ważną cechą twórczości Gibsona jest jeszcze „rwana” narracja. Rozdziały składają się z krótszych lub dłuższych scen – niczym w filmie, przy czym czytamy jedynie o wydarzeniach, których główne postacie są (przytomnymi) świadkami. Nie dowiemy się nic o ich przeszłości, jeśli nie wyniknie to z dialogów bądź dana sytuacja nie będzie sennym wspomnieniem. Zapewnia to płynność akcji i brak przestojów (a także wyjaśnień, o co tu chodzi). W dwóch ostatnich tomach rozdziały są podzielone na kilku istotnych bohaterów, ale ich drogi w końcu się schodzą. Właściwie to też jest ciekawy element – początkowo prezentowane wątki wydają się nie mieć ze sobą nic wspólnego, potem pojawiają się pewne poszlaki, nawiązania, aż wszystko układa się w sensowną, zgrabną całość.

Myślałem, że chwilę poczekam, nim znów napiszę te słowa, ale... Cóż, „Trylogia ciągu” nie jest łatwą do ocenienia książką. Wizjonerskie koncepcje Gibsona należy docenić – chociaż dzisiaj już nie budzą takich zaskoczeń, to jednak okazały się bardzo trafne. Świat składa się z interesujących pomysłów, kultur i wynalazków. To on dał początek cyberpunkowi, w którym pojawiają się narkotyki, mroczni goście, technologiczne osiągnięcia (spójrzcie choćby na postać na okładce), rządzące korporacje, biedniejsze społeczeństwa czy kowboje cyberprzestrzeni (coś jak hakerzy). Fabuła potrafi zainteresować i uzyskać uwagę czytelnika, lecz... tutaj warto dodać, że najlepiej książkę czyta się wolno, delektując się nią. Szeroko zakrojona intryga jest skomplikowana, mniej ciekawa, ale przy uważnym zagłębianiu się w nią może nie być tak znaczącą wadą, nawet przy chaotycznym stylu. Koniec końców – „Trylogię ciągu” polecam cierpliwym i wytrawnym entuzjastom fantastyki.

Dziękujemy wydawnictwu MAG za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
7.5
Ocena użytkowników
8.3 Średnia z 5 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...