Czas ognia, Czas krwi

4 minuty czytania

Steampunk, czyli – mówiąc najordynarniej – fuzja magii i technologii, to jedno z tych połączeń, które w postaci literatury kupuję w ciemno. To jeden z bardziej wymagających, oryginalnych oraz "pomysłogennych" gatunków, łączący niekiedy zupełnie odmienne konwencje, tym przyjemniej więc spróbować go w rodzimej odsłonie. "Czas ognia, Czas Krwi", autorstwa Marcina Rusnaka, to zdecydowanie jedna z tych książek, które warto kupić. Ale, jeśli chodzi o steampunkową konwencję, na pewno nie w ciemno.

Całość stanowi zbiór kilku opowiadań, łączących się w jedną, większą historię, dotyczącą wiedeńskiego maga – Filipa Saggo. Ten poczciwy wielkolud, bo tak najkrócej można opisać głównego bohatera, jak sam powiada w trakcie swej retrospektywnej narracji, nie należy do wybitnych ani szczególnie uzdolnionych adeptów sztuk tajemnych, niemniej nie uchroni go to przed wpadnięciem w wir politycznej zawieruchy o międzynarodowym zasięgu.

Nie uprzedzajmy jednak faktów. Opowieść Filipa zaczyna się od nocy z 13 na 14 czerwca 1889 roku, gdy w wyniku zdrady wiedeńska gildia magów zostaje odkryta i zniszczona przez austriackich żołnierzy oraz Inkwizycję (dokładniej Straż Kościelną Świętego Cesarstwa Austriackiego), zaś sam Saggo – młody adept, dopiero zaczynający studia nad poważną magią – jest zmuszony do ucieczki i tułaczki po świecie ogarniętym coraz mocniej rozrastającymi się płomieniami wojennych pożarów.

Na początek Filip trafia do Győr, węgierskiego miasta płonącego na linii frontu pomiędzy Austrią a Turcją. Przypadek sprawia, że wpada w czas ognia, czas krwipułapkę zastawioną w domu znanego jego mistrzowi maga, gdzie będzie musiał zmierzyć się ze znacznie przewyższającymi jego zdolności potwornościami pod ogromną presją czasu. Tutaj po raz pierwszy spotyka bardzo ważne dla dalszej historii postacie: tureckiego żołnierza Ankura oraz inkwizytora Rutgera von Absthafena. Tu również pojawia się pierwszy i tak naprawdę jedyny wątek steampunkowy – tajemniczy konstrukt imieniem Katja, pomysł dość prosty i bardzo sprawnie przedstawiony. Cała historia współpracy trzech potencjalnych wrogów, wymuszonej przez śmiertelne niebezpieczeństwo, trzyma w napięciu, a także nadaje nowo poznanym postaciom w dopiero co wykreowanych realiach pewnej wyrazistości. Dodatkowo nabiera znaczenia w kontekście późniejszych części całej opowieści, przed którymi następuje jednak "część druga".

W tej Saggo, po drodze z Győr, napotyka Gretę, będącą kimś w rodzaju giermka dla kogoś w rodzaju wiedźmina. Tak się nieszczęśliwie składa, że pracodawca dziewczyny ginie w dość tajemniczym starciu ze zwykłą kobietą, próbującą ochronić swoje malutkie dziecko. Niemowlę – dziewczynka – zostaje zabrane przez Filipa, który lituje się nad nim oraz swą nową towarzyszką, postanawiając pomóc jej w dotarciu do Koszyc. Szybko okazuje się, że po raz kolejny wielkolud nie popisał się intuicją, o czym ze wszystkich sił starają się zaświadczyć ścigający ich wilkołak, mroczny mag (czy może raczej druid) oraz... ktoś jeszcze. I tu całkiem sprawnie poprowadzono wątek pogoni, nie rozwlekając go ponad miarę, z dodatkiem kilku porządnych fajerwerków oraz intrygującym zakończeniem.

O ile na początku lektury myślałem sobie "No nieźle, ale bez rewelacji", o tyle z czasem i każdą kolejną opowieścią czułem, że autor się rozkręca. Nie będę przynudzał skrótowymi opisami dalszych "opowiadań" ani mordował finalnego połączenia ich w całość, zdradzając co ważniejsze wątki. Nadmienię za to, że z w dalszej kolejności Filip boryka się z masą rozmaitych przeciwności, które zaskakująco zręcznie balansują na granicy kilku różnych gatunków. Mamy więc kolejną, na pół mistyczną, na pół sensacyjną historię uwalniania niezwykłego więźnia z katowni pojawiającego się ponownie Rutgera von Absthafena, połączenie dramatycznego wyścigu z czasem, mogącym odebrać Filipowi szansę na zostanie pełnowartościowym magiem oraz równie dramatycznej historii miłosnej, a ostatecznie nawet okultystyczny kryminał, stanowiący ciekawą trawestację historii Kuby Rozpruwacza. Widać wyraźnie, że Marcin Rusnak – anglista, fan Neila Gaimana, Stephena Kinga i Jimma Jarmucha, nie boi się eksperymentowania na różnych klimatach opowieści i słusznie. Wszak do odważnych świat należy, zwłaszcza jeśli mowa o odważnych pisarzach.

Jednak tym, co przypadło mi do gustu najbardziej, nie jest styl pisarza – dość prosty, przystępny, pozbawiony nadmiernych ozdobników, co bardzo dobrze oddaje sposób myślenia wielkiego, prostego chłopa, nie będącego wybitnym myślicielem. Nie jest to też wspomniany warsztat literacki, bo miksy gatunków i klasycznych wątków nie są karkołomnie wielopłaszczyznowe ani powalająco odkrywcze, aczkolwiek i to czyni lekturę "Czasu ognia..." szybszą oraz łatwiejszą w odbiorze. Najbardziej przyjemnym akcentem książki były dla mnie wszelkie historyczne odniesienia, przemyślenia czy trawestacje, jakich wiele na każdym kroku spotyka Filip Saggo, a my razem z nim. Fikcja historyczna w tym wydaniu prezentuje się dokładnie tak, jak powinna – bez zbędnego bajeranctwa, przemądrzałego pozerstwa czy przynudzania, za to z odpowiednią starannością i, co najważniejsze, pomysłowością. Józef Piłsudski, Romuald Traugutt, Ludwik Zamenhof, cesarz Franciszek Józef – to tylko niektóre z "akcentów" tej fantastyczno-historycznej zabawy. Jeśli dodać do tego wszystkie opisy miejsc i wydarzeń, stanowiące przyjemnie realistyczny entourage powieści, książka Rusnaka wskakuje o kilka oczek wyżej w końcowej ocenie.

Czas na parę zastrzeżeń, jednak nie pod adresem pisarza, lecz wydawcy. Na początek reklamówka na odwrocie okładki: "Steampunk i Magia – nie może być nic lepszego!" Pewnie, zgadzam się w całej rozciągłości (pomijając tautologię), ale pod warunkiem, że faktycznie mamy do czynienia ze steampunkiem. A nie mamy. "Czas ognia, Czas Krwi" to kawał naprawdę dobrej fantastyki ze sporą dawką równie dobrego historical fiction, niemniej jeden prototypowy android, parę pistoletów i jeden (wielki) zeppelin, to jeszcze za mało, by mówić o konflikcie magii z technologią, naukowej fantastyce czy choćby arcanum. Zarówno w tym świetle, jak też w kontekście całości, wciśnięta na okładkę mechaniczna kobieta nie jest szczególnie na miejscu, pomijając już moje subiektywne poczucie estetyki. Tego jednak nie mogę pominąć w wypadku błędów w druku, a tych jest sporo. Nie tak wiele, by wyraźnie utrudnić lekturę, lecz wystarczająco, by źle przeniesione, powtórzone lub pozjadane wyrazy i słowa uczyniły ją niekiedy upierdliwą. Zarówno autor jak też czytelnicy zasługują w tym wypadku na więcej staranności.

Wracając do powieści i podsumowując ją zarazem, "Czas ognia..." to książka zdecydowanie warta przeczytania. Znajdziemy tu dobrze skonstruowaną, prostą, konsekwentnie poprowadzoną historię, z odpowiednią dawką dynamizmu, suspensu oraz thrilleru, z paroma przeskokami od "skradanek" Conana Doyle'a do magicznych popisów w stylu heroic fantasy. Na całe szczęście znajdziemy tu też uchyloną furtkę dla kontynuacji, po którą chętnie sięgnę, bo choć wbrew opisowi wydawcy powieść Marcina Rusnaka nie jest rozrywką z rodzaju dzieł Michaela Moorocka, to w niczym jej to nie przeszkadza.

Dziękujemy wydawnictwu Dom Snów za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
8.5
Ocena użytkowników
10 Średnia z 1 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...