Bezsenność

3 minuty czytania

Miarą prawdziwych umiejętności pisarza jest zdolność zaskakiwania czytelników, nawet tych najbardziej obeznanych z danym twórcą lub gatunkiem. Stephen King to autor, na którego koncie znajdują się dziesiątki pozycji z pogranicza horroru, fantasy, science-fiction i czegoś jeszcze innego. Znakomita większość z nas miała styczność z jego twórczością – czy to w formie książek, czy adaptacji filmowych – i zdołała wyrobić sobie o nim określone zdanie. Jako fan Kinga przeczytałem sporo z napisanych przezeń powieści, zarówno tych wybitnych, doskonałych, jak i zdecydowanie nieudanych. Sięgając po „Bezsenność” miałem podstawy sądzić, że czeka mnie lektura na dobrym poziomie, w bardzo dobrze znanym mi stylu i możliwej do przewidzenia treści. I właśnie tutaj zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony.

Na początek napotykamy na dobrze znany schemat: Derry, małe miasteczko (oczywiście gdzieś w stanie Maine), żyje spokojnym rytmem mikroskopijnego wszechświata, opartego na z dawna ustalonych zasadach i relacjach między jego szalenie przeciętnymi mieszkańcami. Dopiero teraz senny spokój małej mieściny ma zostać zachwiany przez spór o centrum aborcyjne oraz przyjazd znanej aktywistki ruchu na rzecz praw kobiet. W tym, pozornie nijakim i nieciekawym, tle pojawia się główny bohater powieści, będący już dobrze po sześćdziesiątce Ralph Roberts. Poznajemy jego historię w chwili, gdy z jego życia odchodzi, na skutek choroby, ukochana żona, zaś sam Ralph zaczyna cierpieć na tytułową bezsenność. Tutaj też zaczyna się właściwa opowieść, ale w bardzo nietypowy – zarówno dla Kinga, jak i literatury fantasy – sposób.

Ta obszerna, bo licząca 655 stron, powieść przez pierwsze 250 stron jest opowiadaniem o... starości. Widzimy tu rutynę zwykłego dnia samotnego człowieka posuniętego w latach, któremu poza wspomnieniami niewiele pozostało z życia. Obserwujemy jego relacje z innymi starszymi ludźmi, w kontraście do pośpiesznego, pełnego gwałtownych wydarzeń i emocji świata, nawet tak małego jak mieścina Derry, gdzieś w stanie Maine. Przez bardzo długi czas pozornie nic się nie dzieje, a jednak z rosnącym zaciekawieniem śledziłem ten niezwykle sprawny, delikatny i dający do myślenia obraz przyszłości, która w tej lub innej formie czeka każdego z nas. Doszedłem nawet do paradoksalnego wniosku, że wszystko, co dotąd przeczytałem, powinno znudzić mnie i zniechęcić do dalszej lektury, a mimo to jest zupełnie odwrotnie. Gdy zaś bardzo ostrożnie i stopniowo King wprowadza do historii kolejne akcenty fantastyki, całość – dosłownie – nabiera kolorów.

Bezsenność, jedna z najbardziej zagadkowych dysfunkcji ludzkiego umysłu, została ukazana nad wyraz ciekawie i umiejętnie, zarówno z punktu widzenia psychologii, jak i fantasy oraz thrilleru. Zmagający się z nią Ralph zaczyna dostrzegać aury, emanujące z otoczenia, ludzi i innych istot, które wkradają się do jego świata, czy też raczej do świata istniejącego równolegle do tego, który uznawał dotąd za jedyny. Wepchnięty wbrew sobie w małomiasteczkowe konflikty zwolenników i przeciwników wystąpienia wspomnianej wcześniej działaczki, problemy rodzinne swoich przyjaciół, własne zmagania z coraz bardziej szwankującym umysłem i starością oraz z siłami, w istnienie których bardzo chciałby nie wierzyć, Ralph staje wobec konieczności zmierzenia się z Przypadkiem, Celem, Ka i Karmazynowym Królem... Brzmi znajomo?

„Bezsenność” łączy się (na pozór nieznacznie, lecz zauważalnie dla tych, którzy dotarli z Rolandem do końca i początku drogi) z „Mroczną Wieżą”, będąc jedną z kilku historii rozgrywających się równolegle do siedmioczęściowej sagi, niejako podrzędną względem niej. Jednak osoby, które nie dostrzegą tej analogii, otrzymają po prostu zajmującą opowieść o dość nietypowej konstrukcji – dwoje ludzi przed siedemdziesiątką starających odnaleźć się w walce o swój mały, prywatny świat, który usiłują zdeptać siły przerastające nawet mitycznych herosów, losy niezliczonych wszechświatów skupione wokół pojedynczych, niezauważalnych wydarzeń i osób, wszystko to zaś w zadziwiająco spokojnym, pozbawionym epickiego rozmachu tonie, podkreślającym jedynie wyjątkową wartość każdego człowieka (starego czy młodego) i chwili (będącej wynikiem przypadku, czy też mającej określony cel).

Nie jest to najlepsza powieść Stephena Kinga, na miarę „Lśnienia”, „Zielonej Mili” czy powiązanej z nią „Mrocznej Wieży”. Niemniej „Bezsenność” zalicza się do kategorii wyjątkowych, pomysłowych opowiadań, prezentujących sobą coś więcej aniżeli tajemniczo zagmatwane, w założeniu przerażające zdarzenia i ukryte w nich potwory. To powieść o – sam nie wierzę, że to piszę, ale bardzo proszę, nie zrażajcie się – miłości, wraz z którą kończy się młodość, życie, a przynajmniej jego część, i z odzyskaniem której każdy z nas zyskuje moce pozwalające na ratowanie i niszczenie rozmaitych światów. To także historia mówiąca o tym, jak niewiele potrzeba, by ten nasz własny, pozornie szary, nudny, schematyczny i na wskroś poznany świat, objawił się nam w zupełnie nowych, magicznych barwach, ukazując swój ukryty, oniryczny i prawdziwy sens.

Ocena Game Exe
8.5
Ocena użytkowników
6.5 Średnia z 3 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...