Sin City 2: Damulka warta grzechu

4 minuty czytania

Duet Roberta Rodrigueza i Franka Millera, który dowiódł swojego kunsztu przy reżyserowaniu "Sin City – Miasta grzechu", kazał nam czekać na kontynuację prawie dekadę. Dziewięć lat dłużyło się niemiłosiernie – wszystko przez niemal corocznie rozpuszczane plotki o rzekomych pracach nad sequelem. Osobiście dawno temu przestałem wyglądać drugiej części i kolejne teoretycznie elektryzujące wieści przyjmowałem z obojętnością. Gdy w kinach pojawiło się w końcu "Sin City 2: Damulka warta grzechu", stwierdziłem bez zbytnich emocji, że w sumie mógłbym wybrać się na to do kina. Okazja nadarzyła się nader prędko.

sin city 2: damulka warta grzechu

Fabuła drugiej części "Sin City" składa się z czterech opowieści – trzech nowel (z czego dwie zostały napisane specjalnie na potrzeby filmu) oraz jednej konkretnej długości. Mniejsze fragmenty opowiadają o znanym i lubianym Marvie, który budzi się przy zwłokach mężczyzn i próbuje sobie przypomnieć, co też mogło się zdarzyć; striptizerce Nancy Callahan, oddającej się po samobójstwie Hartigana alkoholowemu odurzeniu, marząc przy tym o zabójstwie senatora Roarka; oraz Johnnym, młodym, niepomnym konsekwencji swoich czynów, niezwykle utalentowanym pokerzyście, rzucającym senatorowi Roarkowi karciane wyzwanie. Całość spina umieszczona w środku "Damulka warta grzechu", w której to twardziel Dwight próbuje ocalić swoją dawną miłość Avę Lord z rąk jej okrutnego męża.

sin city 2: damulka warta grzechu

Tym, którzy pamiętają pierwszą część produkcji, zapewne zaświeciła się żarówka po przeczytaniu powyższego ustępu. Przecież Marv w finale "Miasta grzechu" znajduje się pod niezłym napięciem – w jak najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu – i jego zgon potwierdza lekarz. Otóż kontynuacja jest głównie prequelem, ale też trochę sequelem... Chronologiczne poplątanie jest niestety jedną z większych bolączek "Damulki wartej grzechu". Bezpiecznie jest założyć, że jej akcja dzieje się po śmierci Hartigana i Żółtego Drania, ale przed całą resztą wątków "Sin City 1". Są pewne elementy niepasujące do tego podziału (nie będę ich zdradzał ze względów fabularnych), ale prawdopodobnie wynikają z niechlujstwa scenarzystów – łatwo byłoby ich uniknąć, szczególnie że dotyczą opowieści napisanych na potrzeby produkcji. Sprawy nie ułatwia wszechobecny Marv, pakujący się z werwą do każdej historii i czyniący w głowach widzów taki sam chaos, jak wśród zastępów przeciwników. Dodatkowo, Dwight jest tą samą osobą, co w pierwszej części, ale przed operacją plastyczną, stąd gra go inny aktor.

sin city 2: damulka warta grzechu

Nie da się ukryć, że "Sin City – Miasto grzechów" było wielkim powiewem świeżości i nowatorskim pomysłem, nie tylko pod względem ekranizacji komiksów, ale w kinematografii w ogóle. Audiowizualnie oraz stylistycznie dalej jest to pierwszorzędna uczta dla zmysłów. Monochromatyczne kadry łamane gdzieniegdzie z agresywną delikatnością przez intensywne barwy czerwieni, zieleni czy żółci chłonie się całym swoim jestestwem i nieskutecznie próbuje się zwalczyć nagłą depresję ośrodka oddechowego. "Sin City 2" powiela z idealną dokładnością schematy starszej siostry, lecz... to nie wystarcza. Sam nie wiem, czego mi zabrakło, jednakże powtórka – mimo że perfekcyjna – z rozrywki, nawet nie próbująca chociaż o milimetr przeskoczyć bardzo wysoko ustawionej przez siebie poprzeczki, to jednak za mało jak na dziewięć lat oczekiwań. Momentami film przez to nużył, a ja nieznośnie kręciłem się w fotelu, na szczęście nikogo nie drażniąc w nieco pustawej sali kinowej.

sin city 2: damulka warta grzechu

Najbardziej do gustu przypadła mi historia Johnny'ego. Joseph Gordon-Levitt zdecydowanie znajduje miejsce na moim podium najlepiej zagranych postaci pomieszkujących w Basin City. Aktor ten obok Mickey'ego Rourke'a w stu procentach wczuwa się w gęsty, pełen przemocy, ociekający seksem świat. On nie odgrywa hazardzisty – on jest szarmanckim hazardzistą, pragnącym zemścić się na Roarku, wręcz intuicyjnie czując klimat świata przedstawionego i w pełni go dopełniając. Mimo że sama opowieść jest nieco naiwna i trochę trąci zmarnowanym potencjałem, ogląda się ją z przyjemnością, szczególnie biorąc pod uwagę cameo Christophera Lloyda jako zapijaczonego doktora.

Najsłabiej prezentuje się część produkcji dotycząca Jessici Alby i jej Nancy Callahan. Ba, powiem więcej – psuje ona cały odbiór filmu i jest kompletnie niepotrzebna. Upchnięto ją tylko dlatego, żeby Alba mogła pokręcić tyłkiem (choć trzeba przyznać, że kręci nim jeszcze lepiej niż w części pierwszej!), a Bruce Willis mógł jako wspomnienie przeszłości posnuć się bez celu po ekranie, mrucząc pod nosem do wtóru ze striptizerką, jakie życie jest okrutne, chlip, chlip... Come on, to Basin City – nie grzeszysz, nie żyjesz – zamiast się użalać, trzeba podnieść (tudzież pokręcić) swoją przykrą dupę i oszczędzić widzowi waszych smutów. Segment ratuje oczywiście obecność Marva (jego nigdy za dużo), zawsze gotowego pomóc Córom Koryntu w opresji.

Jeżeli chodzi o główną część, czyli "Damulkę wartą grzechu", mam co do niej mieszane uczucia. Pojawia się w niej największy walor "Sin City 2", a mianowicie Eva Green. Wspaniała, hipnotyzująca, niezwykle zgrabna, stojąca, leżąca, ubrana, rozebrana... bogini. Ava Lord to pierwsza femme fatale świata Sin City, jaką możemy zobaczyć na srebrnym ekranie i od razu swoim kunsztem przyćmiewa całą resztę męskich antagonistów. Z drugiej strony mamy sztywnego jak drut zbrojeniowy Josha Brolina, który z miejsca sprawił, że zatęskniłem za Clivem Owenem, odgrywającym targanego problemami natury psychicznej twardziela o gołębim sercu. Oczywiście gołąb ten jest mieszkańcem Basin City, przypomina więc bardziej miniaturowego Marva ze skrzydłami niż miejskiego pierzastego żebraka. Nie podobało mi się też wciśnięcie tej historii w środek filmu, przez co nowelki zostały podzielone na pół. Z powodu tego zabiegu całość niestety mi się dłużyła i nieco pozbawiła ikry pozostałe segmenty, potęgując już i tak olbrzymi chronologiczny bałagan.

sin city 2: damulka warta grzechu

Podsumowując, powrót do Miasta Grzechu cieszy. Dostajemy wszystko to, co widzieliśmy dziewięć lat temu, ale niestety tylko tyle. Garść świetnie zagranych postaci i wątków dopełnia się tymi mniej udanymi. Na usta ciśnie się jakże wyświechtany odgrzewany kotlet, ale mimo wszystko fraza ta jest nieco za surową oceną "Damulki wartej grzechu". To odgrzewany kotlet z bukietem surówek. A z surówek, jak mawiał klasyk, jest tylko kapusta. To nie jest rewolucja, bo ona dokonała się przy pierwszej części, ale wciąż warto wybrać się do kina i czerpać (grzeszną) przyjemność z seansu.

Ocena Game Exe
7
Ocena użytkowników
7 Średnia z 4 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Bardzo przyjemna i zachęcająca recenzja Na pewno się wybiorę na film, bo pierwsza część była świetna pod względem klimatycznym (czarno-biały obraz z jaskrawymi kolorami doskonale komponował się z brutalnymi historiami i perfekcyjnym aktorstwem). Do tego w "Sin City 2" gra moja ulubiona aktorka, Eva Green, która na razie zalicza znakomity rok udanymi występami w "300: Początek imperium" oraz "Penny Dreadful". Sama jej obecność stanowi dla mnie dobry powód do obejrzenia.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...